Byrd Nicole - Ukochany kłamca S1.pdf

(1783 KB) Pobierz
Przekład
Agnieszka
Dębska
Redakcja stylistyczna
Barbara Nowak
Korekta
Jolanta Kucharska
Longina Kryszkowska
Projekt graficzny okładki
Małgorzata Cebo-Foniok
Zdjęcie na okładce ©
Zbigniew Foniok
Skład
Wydawnictwo AMBER
Monika E. Zjawińska
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.
Tytuł oryginału
Dear Impostor
Copyright © 2001 by Cheryl Zach and Michelle Place All
rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2010 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-3776-3
Warszawa 2010. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 02-
952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel.
620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Peggy LeGate i Ruth LeGate Foster,
naszym najulubieńszym ciotkom,
z wyrazami miłości,
i oczywiście równieŜ Bradleyowi
1
Powinien był przewidzieć,
Ŝe
wykaraskanie się z tych opałów będzie
trudniejsze niŜ zręczne rozegranie partii kart. Niebiosa zawsze leŜą nie-
wiele dalej od piekielnych wrót.
- O tam! Tam jest!
Gabriel Sinclair obejrzał się szybko przez ramię. Wmieszał się w gru-
pę ostatnich widzów opuszczających teatr w nadziei,
Ŝe
umknie w ten
sposób swoim prześladowcom, lecz szajka zbirów, która
ścigała
go przez
pół Londynu, nie dała się pozbyć tak łatwo.
Usiłował schować się za pękatym jegomościem w wieczorowym
płaszczu, choć był on od niego niŜszy i nie mógł go całego zasłonić.
Chuda dama uwieszona u ramienia męŜczyzny spojrzała na Gabriela, za-
rumieniła się i zatrzepotała rzęsami, a jej wąskie jak sznurek wargi roz-
ciągnęły się w afektowanym uśmiechu. Gabriel odwzajemnił uśmiech,
nie przyglądając się damie bliŜej. Kobiety zawsze tak reagowały na jego
widok. Dobrze o tym wiedział.
Teraz zaleŜało mu na tym, by go nie spostrzegło kilku nędznie odzia-
nych obwiesi, którzy zatrzymali się z wahaniem w szybko topniejącym tłu-
mie. Było ich zbyt wielu, by nawet on zdołał utorować sobie drogę. Gabriel
w nieskazitelnym stroju wieczorowym mógł wprawdzie sprawiać wraŜenie
jednego z wytwornych widzów wychodzących z teatru, lecz bystrego draba
z blizną na policzku, najwyraźniej herszta całej szajki, niełatwo było nabrać.
- Brać go, wy głupie szelmy!
Gabriel cofnął się o krok, w cień za rogiem teatru, odwrócił się i ru-
szył biegiem przed siebie.
7
Na uliczce piętrzyły się sterty
śmieci,
ale pijany zamiatacz najwyraź-
niej zarobił tyle miedziaków,
Ŝe
starczyło mu na butelkę taniego ginu.
Oparty o
ścianę
budynku teatru chrapał teraz w błogim upojeniu. Z jego
otwartej gęby bił odór trunku tak silny,
Ŝe
przyćmiewał smród gnijących
odpadków. W łysinie odbijał się mętny blask ulicznej latarni, pusta bu-
telka wciąŜ jeszcze spoczywała na piersi, a miotła z witek wierzbowych
tarasowała wąskie przejście.
Gabriel spostrzegł przeszkodę w samą porę i lekko przez nią przesko-
czył. Usłyszał za sobą stłumione przekleństwo, a potem donośny łomot,
bo zbir, który go właśnie doganiał, okazał się mniej zwinny od niego.
Gabriel uśmiechnął się, lecz nie wybuchnął głośnym
śmiechem,
bo
wolał oszczędzać oddech na bieg. Nadal nie zdołał się wymknąć
pościgowi. Przebiegł jeszcze kilka jardów, a potem przeskoczył przez
głęboką kałuŜę. Gdy znalazł się po jej drugiej stronie, kątem oka
dostrzegł za sobą jakiś ciemny kształt i usłyszał słaby dźwięk. Uchylił się
na czas, by uniknąć ciosu pałką.
Większości męŜczyzn nie udałoby się ujść z
Ŝyciem
na tej zaśmieco-
nej uliczce. Gabriel Sinclair do nich nie naleŜał. Pochwycił pałkę i pchnął
ją ku górze, tak
Ŝe
trafiła napastnika w szczękę. Drab upadł z chrapliwym
stęknięciem. Gabriel wyszarpnął mu pałkę z omdlałych palców i wymie-
rzył następnemu napastnikowi cios w brzuch. Opryszek zgiął się wpół i
wśród przekleństw bluzgnął strugą wymiocin o kwaśnym odorze.
- CzyŜbyś zjadł coś nieodpowiedniego? - spytał Gabriel uprzejmym
tonem. - Czy teŜ zaszkodziło ci kiepskie wino?
Dostrzegł pozostałych trzech męŜczyzn, którzy cofnęli się w prze-
strachu, widząc,
Ŝe
ich niedoszła ofiara ma teraz broń. Dwóch z nich
ściskało
w łapach jedynie toporne pały, ale ich herszt z blizną na twarzy,
zmruŜywszy oczy, wyciągnął z rękawa długi nóŜ i wysunął się do przodu.
W uśmiechu odsłonił zepsute zęby. Zamachnął się noŜem ze sprawnością
świadczącą
o długiej praktyce.
Gabriel skrzywił się, czując smrodliwy oddech, lecz
śledził
wzrok
szubrawca, a nie wąskie ostrze. To,
Ŝe
przeŜył ostatnich piętnaście lat, za-
wdzięczał tylko swojej bystrości. Wiedział, kiedy naleŜy walczyć, a
kiedy roztropniej jest uciec, choć - przemknęło mu przez myśl -
roztropność nigdy nie była jedną z jego cnót.
Wystarczyło, by szybko machnął pałką, a niedoszły morderca odsko-
czył w tył. Gabriel zaś wziął znowu nogi za pas.
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin