Nowak Jerzy Robert - Zasłużeni dla bezpieki.doc

(75 KB) Pobierz
Nowak Jerzy Robert Zasłużeni dla bezpieki

Nowak Jerzy Robert

 

Zasłużeni dla bezpieki

 

 

Kilka dni temu polską opinię publiczną zszokowała informacja o agenturalnej współpracy z SB grupy bardzo znanych dziennikarzy (Daniela Passenta, Krzysztofa Teodora Toeplitza, Andrzeja Drawicza, Ireny Dziedzic, Wojciecha Giełżyńskiego, Andrzeja Nierychły) oraz pisarza i publicysty Henryka Grynberga. Informacje na ten temat w oparciu o materiały IPN zostały podane w telewizyjnej Misji specjalnej, "Życiu Warszawy", "Dzienniku" i "Naszym Dzienniku". Z oskarżonych o współpracę agenturalną przyznali się do niej tylko W. Giełżyński i H. Grynberg (bardzo cząstkowo); inni dziennikarze gromko zaprzeczyli. Znamienny był fakt, że wśród oskarżonych o agenturalną przeszłość znalazło się parę osób znanych z bardzo radykalnego sprzeciwu wobec lustracji i dekomunizacji (Passent, Toeplitz) i nieżyjący już Drawicz, który gwałtownie hamował wszelkie próby dekomunizacji i lustracji. Inną cechą łączącą oskarżonych o agenturalną przeszłość tuzów dziennikarstwa była skrajna niechęć większości z nich do tradycyjnego patriotyzmu, tropienie rzekomego "polskiego nacjonalizmu" i "antysemityzmu" (Toeplitz, Passent, Drawicz, polakożerczy Grynberg). Godny uwagi jest fakt, że podobne poglądy cechowały większość ujawnionych wcześniej agentów SB. By przypomnieć choćby historyka prof. Andrzeja Garlickiego, redaktora Lesława Maleszkę, ks. Michała Czajkowskiego. Warto więc zacząć omówienie oskarżeń o związki agenturalne w mediach od przypomnienia zachowań poprzednio ujawnionych w mediach przykładów osób skompromitowanych współpracą z SB.


Były agent "gwiazdą" "Wyborczej"

 

Szczególnie szokującym przykładem zdemaskowanego współpracownika bezpieki był casus jednej z "gwiazd" publicystyki "Gazety Wyborczej" Lesława Maleszki. Przez wiele lat współpracował on z ogromnym zaangażowaniem z bezpieką, nawet po zamordowaniu w 1977 roku jego przyjaciela, krakowskiego studenta Pyjasa. Był nadzwyczaj gorliwy. Potrafił donieść nawet na swego oficera prowadzącego w MSW do władz wyższych, że nie jest dostatecznie aktywny w przekazywaniu jego donosów. Senator Jarosław Gowin opowiadał w wywiadzie dla "Faktu" z 27 czerwca 2006 r., że w raportach Lesława Maleszki były precyzyjne wskazówki dla SB: kogo z jego przyjaciół wpędzać w alkoholizm, komu podsuwać narkotyki, komu rozbijać rodzinę itd. Jak komentował Gowin w kontekście nikczemnych działań takich agentów SB, jak L. Maleszka: "Byli sprawcami prawdziwych tragedii. Często dzięki nim SB wiedziała, jak łamać kolejne osoby. Donosy niszczyły kariery. Przez nie ludzie lądowali w więzieniu". Bardzo inteligentny agent Maleszka (ksywa "ketman") podsuwał MSW różnorodne pomysły, jak zniszczyć od wewnątrz i zdezintegrować opozycję. Po 1989 r. Maleszka przez wiele lat na łamach "Wyborczej" z ogromną swadą wojował z przedstawicielami nurtów chrześcijańskich i patriotycznych, szczególnie zajadle zwalczając wszelkie pomysły lustracji i dekomunizacji. "Wpadł" w dość szczególny sposób - na skutek chęci dokształcenia się ze strony b. oficera MSW. Oficer ten napisał pracę magisterską na temat działalności agenturalnej, dość dokładnie opisując rolę agenta L. Maleszki, choć bez wymienienia jego nazwiska. Jakoś trafiono na tę pracę magisterską (o ile pamiętam, zrobił to B. Wildstein) i bez trudu rozszyfrowano agenturalną rolę Maleszki. Całą sprawę opisano później szczegółowo w świetnie redagowanych krakowskich "Arkanach".

25 dawnych przyjaciół i kolegów Maleszki z kręgów dawnej krakowskiej opozycji studenckiej zwróciło się w tej sytuacji z listem otwartym do Maleszki, by wyjaśnił ciemne sprawy ze swej przeszłości. I wtedy doszło do szokującej niespodzianki. W obronie Maleszki publicznie wystąpił znany przeciwnik lustracji, były zastępca redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego" i były minister spraw wewnętrznych w rządzie T. Mazowieckiego Krzysztof Kozłowski. Przypomnijmy - ten sam K. Kozłowski, który w swoim czasie dopuścił A. Michnika i jego trzech towarzyszy do kilkumiesięcznego buszowania w archiwach MSW. Warto dodać, że brata Krzysztofa - Macieja Kozłowskiego, który był wiceministrem spraw zagranicznych, oskarżono w swoim czasie o kłamstwo lustracyjne. Sprawy nie kontynuowano jednak, bo w tym czasie Maciej Kozłowski przeszedł na stanowisko ambasadora w Izraelu (był tam z 5 lat). Jedną z największych ułomności poprzedniej ustawy lustracyjnej był zaś dość szokujący fakt, że lustracji nie podlegali ambasadorowie!

Występując w obronie oskarżonego o współpracę z bezpieką Maleszki, K. Kozłowski ostro zaatakował 25 b. opozycjonistów - autorów listu otwartego do Maleszki. Zarzucił im, że ich list otwarty to rzekomo donos, który może publicznie skrzywdzić niewinnego człowieka, takiego jak Maleszka. Występujący z krzykliwą obroną Maleszki K. Kozłowski miał jednak ogromnego pecha na skutek braku skoordynowania jego wystąpienia z Maleszką. Kozłowski opublikował swą namiętną filipikę w obronie Maleszki w Krakowie na łamach tamtejszej "Gazety Krakowskiej" akurat tego samego dnia, gdy Maleszka opublikował w Warszawie w "Rzeczpospolitej" swoje przyznanie się do współpracy z SB. Przyznanie pełne było wykrętów i usprawiedliwień, niemniej zawierało jednoznaczne potwierdzenie długotrwałej współpracy z SB. Najbardziej szokujące w całej sprawie było późniejsze zachowanie A. Michnika i reszty kierownictwa tak antylustracyjnej "Gazety Wyborczej". Pomimo tego, że w "Wyborczej" przestano drukować artykuły Maleszki, dalej utrzymano jego zatrudnienie w gazecie Michnika. Taką "wielkoduszność" okazano wobec wyjątkowo nikczemnego agenta SB, który - jak wspomniałem - zalecał m.in., jakimi perfidnymi metodami należy rozbijać rodziny opozycjonistów.


Fałszerz historii (A. Garlicki)

 

Rok temu zdemaskowano jako współpracownika UB, a później SB, czołowego współpracownika postkomunistycznej "Polityki" w dziedzinie historii prof. Andrzeja Garlickiego. Garlicki nawiązał współpracę z UB już w 1953 roku z własnej inicjatywy, z prokomunistycznego fanatyzmu. Brudnej działalności agenturalnej towarzyszyły u Garlickiego konsekwentne, żmudne wysiłki dla zafałszowywania polskiej historii w duchu prokomunistycznym. Przez całe dziesięciolecia, jako bardzo wpływowy historyk partyjny, Garlicki zdobył swego rodzaju monopol na pisanie o Józefie Piłsudskim, którego postać zajadle deformował i pomniejszał. Stał się głównym przedstawicielem oficjalnej wykładni kłamstw o wielkim marszałku Polski. Po przeczytaniu ostatniego tomu czterotomowego "dzieła" - paszkwilu Garlickiego o Piłsudskim z emigracji doszedł do Garlickiego list słynnego historyka prof. Wacława Jędrzejewicza. List był bardzo króciutki, ale ogromnie wymowny. Zaczynał się od słów: "Szanowny Panie Profesorze. Z obrzydzeniem odłożyłem ostatni tom Pańskiej pracy...". Poza ustawicznym deformowaniem postaci Piłsudskiego Garlicki starał się z wielką pasją demaskować "wrogów ludu" w różnych innych sferach. Na przykład już w 1963 roku alarmistycznie ostrzegał na łamach "Polityki" przed "szkodliwymi" skutkami działań tysięcy punktów katechetycznych, w których księża uczą historii niezgodnie z oficjalnym partyjnym punktem widzenia. A więc "mącą" dzieciom w głowach, naruszając monopol jedynie słusznego partyjnego punktu widzenia na historię Polski!
Dzięki osławionej polityce "grubej kreski" po 1989 roku wpływy partyjnego historyka fałszerza wcale się nie zmniejszyły. Wręcz przeciwnie, zyskał jeszcze więcej możliwości nagłaśniania swych deformowań historii. Garlicki trzykrotnie zostawał dziekanem Wydziału Historycznego na Uniwersytecie Warszawskim, został prezesem spółdzielni wydawniczej "Czytelnik". Na dodatek jest od wielu lat bardzo wpływowym członkiem kolegium redakcyjnego "Polityki", od którego najwięcej zależy przy rozdziale dorocznych nagród tego tygodnika z dziedziny historii Polski. Jakże wielu naukowców stara się więc nie narażać "niepotrzebnie" "naukowcowi" mającemu tak silną pozycję opiniotwórczą. Przypomnijmy dla porównania, że na terenie byłego NRD wszystkich takich "uczonych" agentów bardzo szybko po 1989 r. usunięto z wszelkich pozycji naukowych.

Garlickiemu umożliwiono pełną kontynuację swej niegodnej działalności w fałszowaniu historii. I kłamie dalej... tym razem głównie w sferze podręczników, a więc tam, gdzie takie działania są możliwie najszkodliwsze i mają największy zasięg.


Szkalowanie Kościoła

 

Rozliczne zafałszowania historii znajdujemy już w wydanym w Warszawie w 1998 r. podręczniku szkolnym A. Garlickiego dla liceów ogólnokształcących "Historia 1815-1939". Wierny swym starym antykościelnym fobiom Garlicki znowu stara się, gdzie tylko może, wbijać "szpile" w historię Kościoła katolickiego. Najbardziej obrzydliwym i kompromitującym zarazem tego przykładem było publikowane na stronach 111-112 podręcznika Garlickiego bezczelne kłamstwo, wyrządzające krzywdę pamięci zasłużonego polskiego patrioty - arcybiskupa Zygmunta Felińskiego. Garlicki napisał na jego temat: "Wartość nadrzędną stanowił dlań interes Kościoła i jeśli tylko nic mu nie zagrażało, był gotów pozostawać lojalnym poddanym cara. Była to w tym czasie częsta, nie tylko w zaborze rosyjskim, postawa hierarchów kościelnych, niezrozumiała dla patriotycznych kręgów społeczeństwa polskiego". Tak to były agent bezpieki oszczerczo wyrokował o przeszłości arcybiskupa Felińskiego, pomawiał o brak patriotyzmu duchownego, o którym sam kilka stron dalej w podręczniku napisał, że został na 20 lat zesłany przez władze carskie do Jarosławia za próbę wybronienia księdza Agrypina Konarskiego przed egzekucją.

Uściślijmy tu, że o zesłaniu arcybiskupa Felińskiego w głąb Rosji zadecydowało nie tyle wybranianie przez niego powstańczego kapelana kapucyna A. Konarskiego, ile bardzo ostry protest przeciw jego egzekucji. Na rozmiary represji wobec arcybiskupa (20 lat zesłania w Jarosławiu) najbardziej wpłynął jednak inny fakt - wystąpienie arcybiskupa Felińskiego z listem do cara, proszącego, "aby z Polski uczynił naród niepodległy, dynastycznym tylko węzłem połączony z Rosją" (list podany został ku wściekłości władz carskich do publicznej wiadomości na łamach francuskiego "Le Monde"). Pismo arcybiskupa do cara, postulujące "uczynienie Polaków narodem niepodległym", jest najlepszym dowodem skrajnej fałszywości twierdzeń prof. Garlickiego, że "Feliński był gotów pozostawać lojalnym poddanym cara", jeśli tylko nic nie zagrażało interesom Kościoła. Żaden "interes" Kościoła nie zmuszał wówczas arcybiskupa Felińskiego do tak ryzykownej patriotycznej deklaracji. Gdyby Garlicki kiedykolwiek czytał wspaniałe pamiętniki arcybiskupa Felińskiego, nie miałby chyba już nigdy wątpliwości co do siły patriotycznych uczuć słynnego hierarchy. Sam arcybiskup Feliński pisał w swych "Pamiętnikach" (Warszawa 1986, s. 477) m.in.: "Prawa narodów do niepodległego bytu są tak święte i niewątpliwe (...) Skażone lub obałamucone jednostki mogą wprawdzie zrzec się tych praw dobrowolnie, łudząc zaborców, że to czynią w imieniu całego narodu, głosy takie wszakże nie odbiją się nigdy żywym echem w sercu ludu; brzmieć owszem będą zawsze jak fałszywa i wstrętna nuta, ci zaś, co ją głoszą, pozostaną zawsze w sumieniu narodu podłymi tylko zdrajcami (...) Kto nie żąda niepodległości lub o możebności odzyskania jej zwątpił, ten nie jest polskim patriotą". Warto przypomnieć, że tak krzywdząco przedstawiony w podręczniku Garlickiego arcybiskup Feliński już jako 14-letni chłopiec został wciągnięty do prac spiskowych Szymona Konarskiego (wraz z bratem miał się zająć techniczną częścią drukarni spiskowej Szymona Konarskiego). Dodajmy, że Feliński później uczestniczył m.in. w walkach rewolucji 1848 roku w Poznańskiem i został ranny pod Miłosławiem. Przypomnijmy, że tak zniesławiony przez Garlickiego arcybiskup Feliński został wyniesiony do godności błogosławionego w 2002 r. przez wielkiego Papieża Polaka.

Garlicki zasadniczo przyczerniał obraz Kościoła katolickiego w Polsce w XIX wieku. Przeważająca część polskich biskupów próbowała przeciwdziałać rusyfikowaniu polskiego życia katolickiego i część z nich słono za to płaciła. Na przykład biskup płocki Kasper Borowski za swą postawę w tej sprawie zapłacił w 1869 roku skazaniem na 13 lat ciężkiego wygnania w Permie. Garlicki, tak skory do malowania w czarnych barwach Kościoła katolickiego w Polsce, nie znalazł miejsca w swym podręczniku dla pokazania tak wielkich rozmiarów carskich represji wobec duchowieństwa za udział w Powstaniu Styczniowym (prawie 30 księży ukarano śmiercią, 100 skazano na katorgę, a ogółem represjonowano, w ten czy inny sposób, aż 466 duchownych). Garlicki konsekwentnie przemilczał postacie duchownych najbardziej zasłużonych dla Polski w XIX wieku. Szczególnie oburzającym przykładem tego typu przemilczeń było całkowite pominięcie w podręczniku Garlickiego postaci tak zasłużonego dla polskiej nauki i gospodarki księdza Stanisława Staszica, postaci tak zasłużonego dla ożywienia polskiej działalności gospodarczej w Wielkopolsce księdza Piotra Wawrzyniaka czy wielkiego obrońcy polskości na Śląsku księdza Józefa Szafranka. Inna sprawa, że podręcznik autorstwa Garlickiego (a raczej karykatura podręcznika) jest w ogóle klinicznym wręcz przykładem przemilczeń i pominięć ludzi szczególnie zasłużonych dla historii polskiej kultury, nauki i gospodarki w XIX wieku. W podręczniku Garlickiego zabrakło choćby jednego zdania o przypomnieniu roli odgrywanej po 1815 roku przez Uniwersytet Wileński z takimi wykładowcami jak bracia Śniadeccy czy Joachim Lelewel (Garlicki ogranicza się do poinformowania o zamknięciu tego uniwersytetu w 1831 roku). W podręczniku Garlickiego zabrakło najmniejszego nawet zdania o roli odegranej w tak wspaniałym ożywieniu gospodarczym Wielkopolski przez Hipolita Cegielskiego, Karola Libelta czy gen. Dezyderego Chłapowskiego. Jak ocenić podręcznik historii Polski XIX wieku, w którym nie ma w ogóle takich nazwisk jak Jan Matejko, Artur Grottger czy Stanisław Moniuszko? Podręcznik, w którym zabrakło w ogóle nazwisk takich postaci polskiej nauki, jak: Samuel Linde, Oskar Kolberg, Tytus Chałubiński, Oswald Balzer, Karol Olszewski, Zygmunt F. Wróblewski czy Marian Smoluchowski, w którym całkowicie pominięto nazwisko wynalazcy lampy naftowej Ignacego Łukasiewicza. Równocześnie w podręczniku Garlickiego aż roi się od postaci różnych marginesowych cudzoziemców typu francuskiego kucharza M.A. Careme'a czy trzeciorzędnego malarza J.B. Isabeya. I takie podręczniki mamy! Tyle że nie są to w rzeczywistości podręczniki, tylko zaśmiecająca makulatura.


Pomniejszanie polskiego czynu zbrojnego

 

Obok tak tendencyjnego postponowania dziejów Kościoła katolickiego w Polsce XIX wieku Garlicki wyraźnie stara się uczernić obraz naszych antyrosyjskich powstań narodowych. Cóż, byłemu agentowi bezpieki wyraźnie nie odpowiadają postacie jakże przeciwstawne jego tak niegodnej drodze życiowej, ludzi, którzy poświęcali się dla spraw wolności i niepodległości Narodu. W książce "Czarna legenda dziejów Polski" (Warszawa 2000, s. 101-110) szczegółowo opisywałem rozmiary świadomego deformowania obrazu powstań polskich przez Garlickiego. Przedstawiając powstania w wielce karykaturalnym świetle, Garlicki starał się maksymalnie pomniejszyć ich dokonania czy takie skutki, jak uzyskanie dzięki Powstaniu Styczniowemu przez chłopów polskich uwłaszczenia na dużo korzystniejszych warunkach niż chłopi rosyjscy. Przemilcza znaczenie powstań dla umocnienia polskiej świadomości narodowej. Za to tym mocniej eksponuje wyłącznie koszty pokazywanych jako bezmyślne powstań, przy okazji dokładając co niemiara polskim powstańcom. Na przykład pisząc o stosunkach panujących wewnątrz środowisk powstańczych w dobie Powstania Styczniowego jako o "polskim piekle" etc. Wielokrotnie pomniejsza lub przemilcza znaczenie poszczególnych sukcesów militarnych odnoszonych przez polskich powstańców. Na przykład o słynnej bitwie pod Grochowem, która zmusiła armię Dybicza do wycofania się, Garlicki powtarza: "Polacy bitwę przegrali", "po przegranej bitwie", etc.

Pełen zakłamania i fałszu jest kreślony przez Garlickiego obraz wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919-1920, Garlicki upowszechnia dalej zwrot starej komunistycznej propagandy o rzekomej polskiej agresji na Rosję Sowiecką (por. s. 302). Dość znamienne dla poglądów Garlickiego jest zawarte na s. 277 jego antypodręcznika stwierdzenie: "Grasowały tam oddziały białych Rosjan, którymi dowodził gen. Antoni Denikin, oddziały polskie, a także anarchiści, dezerterzy i zwykli bandyci". Czy rzeczywiście oddziały polskie "grasowały"? Dlaczego Garlicki nie używa tego zwrotu w odniesieniu do wojsk bolszewickich, których barbarzyńskie wyczyny najlepiej scharakteryzował sowiecki żołnierz-pisarz Izaak Babel?

Znamienny jest sposób, w jaki Garlicki scharakteryzował polską Grupę Manewrową przed słynną Bitwą Warszawską 1920 roku. "Była to zbieranina, bo ściągnięto tu wszystko, co ściągnąć się dało. Część oddziałów była zdemoralizowana długotrwałym odwrotem, ale w skład grupy wchodzili też młodzi, nieostrzelani żołnierze". Jeśli tak było, jak twierdził Garlicki, to jak wytłumaczyć światu, że ta "zdemoralizowana" "zbieranina" wygrała osiemnastą decydującą bitwę w dziejach świata? A może jednak tym, że byli to bohaterscy żołnierze, broniący swojej Ojczyzny!
Dodajmy do tego skrajnie fałszywy, pełen uczernień obraz II Rzeczypospolitej, kreślony przez Garlickiego.


"Kłamstwo oświęcimskie" Garlickiego

 

Szczególnie jaskrawą formą fałszowania historii jest występujące wielokrotnie w podręcznikach Garlickiego pomniejszanie rozmiarów polskiego heroizmu i polskiej martyrologii. Najbardziej jaskrawym, wręcz szokującym przykładem tego typu "dokonań" Garlickiego jest dopuszczenie się przez niego swoistego "kłamstwa oświęcimskiego" w wydanym w 1998 roku jego podręczniku "Historia 1939-1997/98. Polska i świat" (Wydawnictwo Naukowe "Scholar"). Otóż w tym podręczniku szkolnym prof. Garlickiego nie można było znaleźć nawet słowa informacji o tym, że w Oświęcimiu zamordowano jakichkolwiek Polaków.

Garlicki całkowicie przemilczał śmierć w tym obozie 120 tys. Polaków. I to pomimo faktu, że w tym samym podręczniku - obok podania liczby Żydów zamordowanych w Oświęcimiu - Garlicki podał liczbę 22 tys. Cyganów zamordowanych w Oświęcimiu i w innych obozach.

Szokujące były występujące w podręczniku (!) Garlickiego skrajne przemilczenia i zaniżenia prawdziwych strat ludności polskiej w dobie wojny. Nigdzie na przykład nie można było znaleźć u Garlickiego dokładnej informacji o ponad 3 mln Polaków poległych z rąk nazistów w czasie wojny (dodajmy do tego 1,5 mln Polaków zabitych lub wymordowanych w ZSRS - według podręcznika "Historia 1945-1990" Anny Radziwiłł i Wojciecha Roszkowskiego, Warszawa 1994, s. 65). Sądząc po rozsypanych w nieuporządkowany sposób informacjach w książce Garlickiego, w czasie wojny zginęło co najwyżej 300 tys. Polaków. Czym można było wytłumaczyć tak skrajne zaniżenie strat polskiej ludności przez autora wydanego po polsku podręcznika szkolnego dla polskich uczniów? Garlicki poświęcił prawie dwie strony (s. 191-193) opisom brutalnych akcji polskich wobec Ukraińców od 1945 r., wysiedleniom i przesiedleniom, akcji "Wisła", niszczeniu wiosek, zgromadzeniu 4 tys. Ukraińców w Jaworznie. Jakoś zabrakło jednak miejsca na poinformowanie o ogromie polskich ofiar - o ponad stu tysiącach Polaków zamordowanych przez szowinistów ukraińskich w czasie rzezi na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. O losie tych Polaków pisał dosłownie jednym zdaniem, bez podania liczby zamordowanych (na s. 118), i to nie przy historii czasów wojny, ale w części poświęconej szerokiemu opisowi polskich represji wobec Ukraińców.

Osobna sprawa to nagminne stosowanie przez Garlickiego, zgodnie z wypróbowanymi przez niego starymi PZPR-owskimi metodami fałszu, metody powielania najbardziej skrajnych stereotypów dawnej PRL-owskiej historiografii, jej fałszów i przemilczeń. Dla przykładu - Garlicki poświęcił bardzo dużo miejsca opisom "dokonań" różnych sowieckich agentur, od PPR, poprzez tzw. Związek Patriotów Polskich, po PKWN. Równocześnie skrajnie przemilczał lub pomniejszał największe nawet dokonania Polskiego Państwa Podziemnego. Próżno szukać np. w książce Garlickiego jakichkolwiek informacji o przebiegu akcji "Burza" na Wileńszczyźnie (zajęciu Wilna przez AK), działaniach AK w okręgu lwowskim czy białostockim. Komunistyczna tendencyjność Garlickiego widoczna jest na każdej niemal stronie opisywanego "podręcznika". Dowiadujemy się tam m.in. o sławetnym przemówieniu gen. Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 r., ogłaszającego wprowadzenie stanu wojennego, że przemówienie to "miało charakter patriotyczny" (s. 379). Widzimy już, co znaczy słowo patriotyzm dla Garlickiego! Wysławiając Jerzego Urbana, Garlicki napisał: "Z niemrawego biura rzecznika rządu stworzył nowoczesny, dynamiczny urząd i wkrótce stał się ważną postacią na 'scenie politycznej'" (s. 373). Za "nowoczesny i dynamiczny urząd" Garlicki uznał stworzoną przez Urbana maszynerię łgarstw i pomówień, choćby inscenizacji kampanii przeciwko bohaterskiemu ks. Jerzemu Popiełuszce na krótko przed jego zamordowaniem.

Szczególnym "wkładem" Garlickiego w "dzieło" zafałszowywania najnowszej historii Polski w podręcznikach ostatniego dziesięciolecia jest jego sposób przeciwstawiania Polaków Żydom. Z książki Garlickiego wielokrotnie dowiadujemy się o rzekomym "polskim antysemityzmie". Jest to szczególnie bliski Garlickiemu temat, powracający przy każdej niemal ważniejszej okazji historycznej (por. s. 68-69, 162-165, 263, 285, 313-314, 315, 375, 420 jego podręcznika). Na s. 69 Garlicki oskarża hierarchię katolicką, stwierdzając, iż: "Milczenie w sprawie eksterminacji ludności żydowskiej zachowała hierarchia Kościoła katolickiego". Garlicki nie próbuje jednak nawet wyjaśnić, co mogła zrobić wobec niemieckich okupantów w sprawie Żydów czy w sprawie prześladowanych Polaków również prześladowana przez nazistów polska hierarchia kościelna. W sytuacji, gdy sama ta hierarchia była również wciąż narażona na represje, aresztowania, a nawet śmierć z rąk niemieckich oprawców. Przypomnijmy, że władze niemieckie skazały na terenach okupowanej Polski na śmierć 4 biskupów, 1996 księży, 113 kleryków, 238 sióstr zakonnych, a do obozów koncentracyjnych posłały 3642 księży, 389 kleryków, 341 braci serwitorów, 1117 sióstr zakonnych (por. Pierre Blet SJ: "Pius XII i druga wojna światowa w tajnych archiwach watykańskich", Katowice 2000, s. 119).

Szczególnie obrzydliwe pomówienia pod adresem Kościoła katolickiego znajdujemy w podrozdziale podręcznika Garlickiego na temat zajść antyżydowskich w Kielcach w lipcu 1946 roku. Garlicki pisał (s. 163 podręcznika) o pierwszych latach powojennych, że: "Na złagodzenie nastrojów nie wpływała instytucja o najwyższym autorytecie moralnym, czyli Kościół. Większość duchowieństwa w swych wypowiedziach lub kazaniach powielała stereotyp Żyda, wyrosły z tradycji polsko-katolickich, o cechach na wskroś negatywnych. Niestety poglądy takie nie były tylko domeną duchownych niższego szczebla, ale także najwyższych dostojników kościelnych. Oblicza się, że w latach 1944-1947 zamordowano około 2 tysięcy Żydów".

Znamienne jest to przejście w podręczniku Garlickiego od obrazu rzekomego skrajnie negatywnego stosunku duchownych katolickich do Żydów do informacji o rzekomym zamordowaniu w Polsce około 2000 Żydów, sugerujące winę Kościoła za duchowe przygotowanie do tych mordów. Zapytajmy, na jakiej podstawie Garlicki umieścił w swym podręczniku szkolnym tak oburzające, nieodpowiedzialne osądy, iż: "większość duchowieństwa powielała stereotyp Żyda o cechach na wskroś negatywnych". Skąd tak wpływowy partyjny historyk i agent bezpieki czerpał tego typu osądy? Z ocen żydowskich szefów bezpieki, z którą współpracował już w dobie stalinizmu? Z ocen twórców sowieckiej propagandy antyreligijnej i antypolskiej, kierowanej na Zachód? Czy z jeszcze innych jemu tylko znanych źródeł?

Przypomnę tu, że jeszcze za rządów J. Buzka napisałem dla Ministerstwa Edukacji Narodowej miażdżącą recenzję na temat antypolskich i antyreligijnych oszczerstw zawartych w podręczniku Garlickiego oraz innych fałszów. Wyliczyłem ogromną ilość błędów. Moja recenzja miała rekordową ilość stron jak na recenzje w całej historii Ministerstwa Edukacji Narodowej - miała aż 69 stron w odniesieniu do około 300-stronicowego recenzowanego podręcznika Garlickiego. W rezultacie mojej recenzji podręcznik Garlickiego na parę lat stracił autoryzację Ministerstwa Edukacji Narodowej, ale ostatnio znów widzę go na półkach księgarń, znów je zaśmieca.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin