City of London Corporation.docx

(33 KB) Pobierz

City of London Corporation – następni w kolejce do rządzenia świa

Do świadomości publicznej coraz częściej dochodzą informacje na temat City of London Corporation. Czym jest CLC? Najkrócej możemy powiedzieć, że jedną z trzech najważniejszych instytucji, obok amerykańskiej Rezerwy Federalnej (FED) oraz kompleksu wojskowo-zbrojeniowego USA z jego programem kontroli umysłów, prania mózgów oraz depopulacji, które pracują ciężko, aby wprowadzić Nowy Porządek Świata (NWO) oraz uczynić z nas stado niewolników – czytamy na stronie Humans Are Free, bardzo dobrze znanej wszystkim Czytelnikom Teorii Spisku.

I tak jak Rezerwa Federalna, choć mieści się w Ameryce, oraz amerykański kompleks wojskowo-zbrojeniowy nie są częścią Stanów Zjednoczonych, czyli nie podlegają społeczeństwu i uchwalanym przez jego reprezentantów prawom, tak też City of London, mimo że formalnie jest instytucją brytyjską, nie stanowi integralnej części Wielkiej Brytanii. Należy do ponadnarodowej sitwy o globalnych ambicjach. I wspomnianych wyżej celach.

Tradycje Rzymian oraz templariuszy

CLC mieści się w centrum Londynu, zajmując ok. 1,5 km² jego powierzchni. Odpowiada to jednej mili angielskiej, stąd też pochodzi inne określenie tego miejsca – The Square Mile. Na tym obszarze znajdują się siedziby kompanii reprezentujących wszystkie branże działające na rynku globalnym. Większość wielkich korporacji świata jest powiązana z tym małym skrawkiem ziemi przez swoich pełnomocników oraz/lub firmy zależne.

City of London leży na terenach rzymskich. Imperium Romanum podbiło Anglię za czasów cesarza Klaudiusza w połowie lat 40. I w. n.e. Wtedy też założono miasto. Zdobywcy nadali mu nazwę Londinium. Jego centrum oznakowali kamieniem londyńskim, który jest do tej pory widoczny na Cannon Street. Miasto zaczęło się bujnie rozwijać i w krótkim czasie jego liczba przekroczyła 30 tys. mieszkańców. Przypomnijmy tylko, że stolica Polski – Kraków tysiąc lat później miała 12 tys. mieszczan. Londyn głównie dzięki rozwojowi handlu z krajami kontynentu europejskiego stał się jednym z najbogatszych miast Imperium.

Wilhelm Zdobywca napotkał na olbrzymie trudności w trakcie zdobywania miasta, które ogradzały wysokie i mocne mury. Po jego opanowaniu musiał uszanować autonomię tego miejsca. Zgodził się na akceptację praw i przywilejów, jakimi do tej pory cieszyło się Londinium, zwane teraz City of London. W zamian miasto uznało tytuł królewski Wilhelma. O tym jak bardzo waleczny monarcha obawiał się siły, formalnie rzecz biorąc, swoich poddanych mieszkających w City, świadczy fakt, że mimo porozumienia z nimi otoczył ten skrawek Albionu wieżami, mającymi go chronić w takim samym stopniu przed richmenami z City, jak przed inwazją Wikingów – czytamy na stronie C.G.P. Grey. Od tego czasu władcy Wysp zawsze powtarzali, że City jest miejscem specjalnym, które najlepiej zostawić samemu sobie. Szanowali je, choć jednocześnie czuli przed nim respekt.

Swoistym kontrapunktem dla City of London, mającym zneutralizować jego znaczenie, miały być Westminster – pałac królewski, miejsce pobytu władców Anglii oraz Opactwo Westminsterskie – miejsce ich wiecznego spoczynku. W 1540 r. Westminster otrzymało status city. W 1547 r. pałac stał się siedzibą parlamentu. Tak narodził się drugi Londyn, mający konkurować z pierwszym znaczeniem, potęgą i bogactwem. Z czasem Westminster połączyło się z okolicznymi osadami, otaczając murem miejskim, który jednak nie obejmował City of London. Obszar ten był nadal odrębnym miejscem. Nawet wtedy, gdy przyjęło się zwyczajowo nazywać oba city Londynem. Stąd do dziś burmistrz „dużego Londynu” nie ma żadnej władzy nad „małym Londynem”, w którym istnieją odrębne prawa i zwyczaje, niespotykane w Anglii, a być może na całym świecie.

Również po upadku cesarstwa rzymskiego miasto utrzymało swój status centrum handlowego. Nic przeto dziwnego, że w średniowieczu przyciągało wielu kupców z różnych stron Europy oraz rycerzy zakonu templariuszy.

Strona Reddit.com przypomina, że templariusze, zwani rycerzami świątyni, byli nie tylko mnichami i rycerzami, ale nade wszystko kupcami i bankierami. Bogaci pielgrzymi do Ziemi Świętej powierzali im złoto, otrzymując w zamian papierowe weksle, którymi płacili w sklepach prowadzonych przez zakon na szlaku do miejsca pielgrzymki. To właśnie templariusze utworzyli system nowoczesnej bankowości. Kupcy londyńscy mieli monopol na bicie złotych i srebrnych monet, używając tego przywileju do regulowania rynków oraz systemów finansowych. Oni też manipulowali europejskimi cenami złota i srebra.

Jego Wysokość City of London Corporation

Jak pisze Jerzy Jaśkowski na stronie EducoDomi.blog.pl, na terenie City of London powstały szkoły prawnicze Inner Temple i Middle Temple. Inner Temple to słynny BAR. Korporacja, która rządzi światem prawniczym na całym globie – przekonuje dr Jaśkowski. Poza tym w City of London znajduje się główna siedziba masonerii, pełniąca według cytowanego autora rolę wywiadu City. City of London Corporation stanowi najstarszą, ponad 800-letnią korporację na świecie. Od zwykłych tego typu instytucji wyróżnia się tym, że posiada własną flagę, podobną do krzyża, własny herb z krzyżem, własne siły zbrojne, własny 12-osobowy zarząd, własny parlament i aktualnie dysponuje 97 proc. całego kapitału zgromadzonego na świecie oraz 96 proc. wszystkich ubezpieczeń.

Policja City używa czerwonych samochodów w odróżnieniu od policji municypalnej. Aktualnie liczba mieszkańców wynosi ponad 7 tys., chociaż spotyka się też liczbę wyższą – 9 tys. Liczba zatrudnionych jest oczywiście o wiele większa, ale ludzie ci mieszkają poza murami City.

Rządzący Wyspami Brytyjskimi monarcha nie może wejść do City bez zgody burmistrza City of London, noszącego wyszukany tytuł Wielce Czcigodnego Burmistrza, choć formalnie procedura wymagająca pozwolenia na obecność króla w City nie jest ujęta prawem. City of London ma również swojego przedstawiciela w angielskim parlamencie. Jest nim remembrancer (kronikarz). To jeden z głównych urzędników CLC. Historia tego urzędu sięga lat 70. XVI w. Jego zadanie polega na utrzymywaniu, w imieniu burmistrza, kontaktu z City – z jednej strony. Natomiast z drugiej – na ochronie interesów City na dworze monarszym oraz w parlamencie. Od 2003 r. rolę kronikarza pełni Paul Double.

Burmistrzem Londynu jest muzułmanin Sadiq Khan, a City – Andrew Parmley. Obaj zbierają osobne podatki dla swoich miast, aby finansować oddzielną policję, która egzekwuje odrębne prawa. Burmistrz City of London oprócz tego, że nosi tytuł Wielce Czcigodnego Burmistrza Londynu, ma do dyspozycji złotą karocę, którą zmierza do miejsca pracy znajdującego się w Guildhall, budynku będącym ceremonialnym i administracyjnym centrum CLC. Natomiast burmistrz Londynu nosi garnitur, jeździ rowerem i pracuje w budynku biurowym. Parmley, zanim został Wielce Czcigodnym Burmistrzem, był dyrektorem prestiżowej Harrodian School w Barnes w Zachodnim Londynie.

Julian Websdale na stronie Humans Are Free pisze, że CLC stało się suwerennym państwem w 1694 r., kiedy król Wilhelm III Orański sprywatyzował Bank Anglii, oddając jego aktywa w ręce ludzi związanych z Zakonem Orderu Podwiązki. Zakon jest kontynuatorem działalności templariuszy. Zagranicznymi członkami Orderu są m.in. Juan Carlos – władca Hiszpanii, Karol XVI Gustaw – monarcha Szwecji, królowa Małgorzata II Duńska, Herald V Norweski, królowa Holandii Beatrix oraz cesarz Japonii Akihito.

CLC kontroluje nie tylko najważniejsze instytucje bankowe na świecie, takie jak Bank Anglii, czyli centralny bank Wielkiej Brytanii, czy FED, ale globalny system ekonomiczno-finansowy, bez którego nie istnieje współczesna gospodarka państw wysokorozwiniętych i pretendujących do tego miana. Z obowiązku dziennikarskiego dodajmy, że Polska pretendowała przez trzy dekady.

Mają rozmach!

Wymieńmy jeszcze kilka instytucji oraz organizacji podlegających CLC. A są to potężne organizmy ekonomiczne, jeśli chodzi o ich rolę we współczesnym świecie. Lloyd’s of London, bardziej znany pod nazwą Lloyd’s, jest rynkiem ubezpieczeniowym zlokalizowanym w City. Lloyd jest organem korporacyjnym podlegającym ustawie Lloyda z 1871 r. oraz kolejnym ustawom parlamentu brytyjskiego i działa jako częściowo zharmonizowany rynek, w ramach którego wiele podmiotów finansowych zgrupowanych w większe organa zwane syndykami łączy się ze sobą w celu zminimalizowania ryzyka podejmowanych działań na rynkach ubezpieczeniowych.

Inna potężna instytucja, mająca swą siedzibę w City, to Londyńska Giełda Papierów Wartościowych (LSE). Obecnie jest największą giełdą w Europie, a trzecią na świecie. Należy do najstarszych tego typu instytucji, a jej historia sięga co najmniej 300 lat wstecz. W 2007 r. powstała, w wyniku połączenia z Milan Stock Exchange (Borsa Italiana), giełda London Stock Exchange Grup, w ramach której działa LSE. Kolejną jest London Metal Exchange, największa giełda metali, sięgająca tradycjami XVI w. W City ma swą siedzibę największa giełda metali szlachetnych – London Bullion Market. Poza tym: NYSE Liffe – jedna z największych giełd, organizująca handel opcjami i kontraktami terminowymi; ICE Future Europa – największa na świecie giełda paliw oraz giełda terminowych uprawnień do emisji CO2, jednostek poświadczonej redukcji emisji CER; Baltic Exchange – największa na świecie giełda towarowo-frachtowa; Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju oraz 300 innych wielkich korporacji, a także oddziały 385 zagranicznych banków i 70 banków USA.

Oprócz tego na Fleet Street znajdują się monopole prasowe i wydawnicze, co umożliwia światową kontrolę zamieszczanych w publikatorach treści. Oczywiście nie chodzi tu o drobiazgowe penetrowania wszystkich zakamarków materiałów drukowanych w prasie czy książkach, ale o wpływ na ogólne tendencje i mody. Na to, jaki rodzaj przekazu będzie dominował w mediach, jakie problemy będą poruszane, co zostanie zamieszczone na czołówkach gazet i magazynów. Według autora Humans Are Free całym tym globalnym interesem kręcą Rothschildowie.

CLC zawiaduje instytucjami, które pośrednio bądź bezpośrednio kierują tym, co dzieje się na świecie – od wielkiej polityki i najnowszych trendów kulturalnych począwszy, a na treściach przekazywanych przez tabloidy kończąc. Innymi słowy, pytania zadawane przez Merkel o to jak usprawnić relokację „uchodźców”, przez Derridę o (bez)sens istnienia oraz przez „Fakt” o to, czy celebrytka-idiotka nosi majtki pod wieczorową kreacją, pochodzą z tej samej stajni.

O tym jak wielką wagę przykładają ludzie CLC do kultury i kreowania zjawisk kulturowych oraz odpowiedniego, czyli zgodnego z interesami NWO, edukowania młodzieży, niech świadczy fakt, że zaraz po swym wyborze na burmistrza City Parmley oświadczył, że będzie starał się, aby znaczenie City of London również i pod tym względem wzrosło i dało się poznać w świecie. City of London z dumą wspiera wysokiej klasy szkoły wyższe oraz flagowe uczelnie, angażujemy się w procesy podnoszące umiejętności i rozwijające zdolności młodych ludzi zatrudnianych później w całym Londynie – powiedział Parmley, cytowany przez „City A.M.”, gazetę rozprowadzaną w Londynie i okolicach.

Oprócz tego w planach Parmley’a jest zbudowania światowej klasy Centrum Muzyki, przeniesienie do City Londyńskiego Muzeum, aby zwiększyć fantastyczne możliwości artystyczne i kulturalne, jakie przedstawia sobą City. Gazeta „City A.M.” przypomina, że CLC jest w Wielkiej Brytanii czwartym największym sponsorem kultury, po rządzie, BBC oraz fundacji Heritage Lottery. Jest też głównym sponsorem Barbican Centre – centrum sztuki w śródmieściu Londynu, największego w swojej kategorii w Europie. W budynku odbywają się koncerty muzyki poważnej i rozrywkowej, spektakle, wystawy sztuki i projekcje filmów. Znajduje się w nim również biblioteka, trzy restauracje oraz konserwatorium. Barbican Centre jest siedzibą London Symphony Orchestra i BBC Symphony Orchestra.

CLC rządzi światem za pomocą międzynarodowego prawa handlowego, które nie podlega prawom poszczególnych państw i w myśl umów zawieranych z tymi państwami jest nadrzędne wobec prawa lokalnego.

Teoria spisku?

Wielu ludzi mówi, że dopatrywanie się w CLC cech demonicznych to zwykła teoria spisku, ulubione zajęcie maniaków z różnych stron świata, którzy później swoje obserwacje umieszczają w pismach i na stronach internetowych poświęconych cudom na kiju. Przypatrzmy się zatem, co na temat City of London pisze jak najbardziej mainstreamowa gazeta „The Guardian”. Jesienią 2011 r. George Monbiot zamieścił tam artykuł The medieval, unaccountable Corporation of London is ripe for protest [Średniowieczna, sekretna korporacja dojrzała do protestu], zamieszczając informacje nienowe dla tych spośród Szanownych Czytelników TS, którzy zechcieli łaskawie dobrnąć aż do tego miejsca: To jest ciemne serce Brytanii, miejsce, gdzie demokracja umiera, niezmiernie potężne i równie niezrozumiałe. Wątpię, czy co dziesiąty Brytyjczyk wie, czym naprawdę jest CLC i w jaki sposób działa. Jednak może się to zmienić. Bowiem coraz większa liczba obywateli domaga się, aby korporacja została poddana krajowemu nadzorowi i kontroli.

George Monbiot potwierdza, że CLC jest państwem w państwie, które tylko pozornie jest odpowiednikiem innych dzielnic Wielkiego Londynu. The Square Mile posiada 25 okręgów wyborczych. Ale tylko w czterech z nich mogą głosować wyborcy mieszkający w obrębie murów miejskich, a jest ich według Monbiota 9 tys. Pozostałe 21 okręgów jest kontrolowanych przez korporacje, głównie banki oraz inne instytucje finansowe. Tu obowiązuje już całkiem inna zasada niż demokratyczne: jeden wyborca, jeden głos. Została ona zastąpiona prawem: Im większy biznes, tym większy głos. Kompania zatrudniająca dziesięciu pracowników ma 2 głosy, podczas gdy te największe 79. Należy też zauważyć, że to nie pracownicy decydują o tym, na kogo zagłosować, ale bossowie korporacji. Mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem plutokracji.

W CLC rządzą cztery reprezentacje mieszkańców City of London: rada wspólna, rajcy miejscy, szeryfowie oraz burmistrz, o wymyślnej tytulaturze. Aby zakwalifikować się do któregoś z tych podmiotów rządzących, trzeba być freemanem – obywatelem City. Aby się nim stać, trzeba uzyskać pozwolenie rajcy. Jest na to szansa wówczas, gdy należy się do jednego z cechów o średniowiecznej jeszcze proweniencji. Jak stać się członkiem takiego cechu? Nawet nie pytaj – radzi George Monbiot.

I w tej dobrej radzie dziennikarza mieści się całe clou. Cały ten woal otaczający szczelnie Ciało, czyli Korporację City of London. Dlatego wprawdzie wiadomo, że istnieje, działa, ma wpływ, ale nic poza tym. Jest jak biała opończa okrywająca ducha. Złego ducha.

Aby zostać szeryfem, najpierw trzeba być rajcą, bowiem tylko z tego grona rekrutuje się osoba piastująca urząd szeryfa. Kandydat na burmistrza musi się jeszcze bardziej postarać. Aby móc pretendować na to stanowisko, trzeba najpierw odsłużyć swoje jako rajca lub szeryf. Kandydat musi mieć poparcie rady rajców oraz cechów. Musisz też być nieprzyzwoicie bogaty. Bowiem od burmistrza City oczekuje się pokrycia kosztów związanych zarówno z urzędowaniem na tym stanowisku, jak z wszelkimi ceremoniami, w których bierze udział burmistrz City of London. Inna sprawa, że nie jest specjalnie trudno zostać bogaczem, jeśli trzyma się z sitwą o nazwie CLC.

(Niewidzialna) ręka rękę myje

Nicholas Shaxson w książce Treasure Islands. Tax havens and the man who stole the world, 2011 [Wyspa skarbów. Raj podatkowy i człowiek, który ukradł świat], pisał m.in.: Miliarder Warren Buffet, obecnie trzeci najbogatszy człowiek świata, zapłacił najniższy podatek spośród swoich pracowników, włączając w to osobę zatrudnioną w recepcji. W 2006 r. trzy największe światowe firmy dostarczające na rynek banany sprzedały na Wyspach swój towar o wartości 400 mln funtów, płacąc wspólnie od tego zysku mikroskopijny podatek w wysokości 128 tys. funtów. To tylko dwa drobne przykładów tego, jakie korzyści mogą osiągnąć ci, którzy mają dobre układy z CLC. Takie enklawy, takie państwa w państwie sprawiają, że biedni ludzie i biedne kraje ciągle żyją w biedzie, mimo usilnych prób wyrwania się z niedostatku.

Już kilka brytyjskich rządów próbowało okiełznać CLC, chcąc zdemokratyzować władze rządzące w City. Ale wszelkie dotychczasowe starania kolejnych rządów Jej Królewskiej Mości spaliły na panewce, bowiem siła ekonomiczna, jaką ma do dyspozycji sitwa usadowiona w samym sercu Londynu, jest przeogromna. Clement Attlee, premier Wielkiej Brytanii w latach 1945–1951 narzekał: Codzienność dostarcza nam nieustannych dowodów na to, że w naszym kraju istnieje inna władza niż ta, która ma swoją siedzibę w Westminster.

City wykorzystuje swą wyjątkową pozycję, kontrolując wszystkie raje podatkowe mieszczące się na Wyspach, terenach zależnych od Korony Brytyjskiej oraz obszarach zamorskich. To autonomiczne państwo w naszych granicach jest w stanie wyprać pieniądze pochodzące z wszelakich nielegalnych źródeł, a należące do oligarchów, „kleptokratów”, gangsterów i baronów narkotykowych. Eva Joly, francuska polityk i sędzia śledczy, zauważyła: [CLC] nigdy nie przekazała nawet najmniejszych dowodów, które mogłyby być użyteczne dla międzynarodowych sędziów śledczych. Korporacja z samego jądra Londynu pozbawia zarówno Wielką Brytanię, jak i inne państwa olbrzymich wpływów, które te kraje mogłyby osiągnąć z podatków. Z CLC współpracuje Kościół anglikański, a to oznacza, że stał się partnerem nie tylko dla bożka Mamony, ale również dla Babilonu – pisze George Monbiot.

Jak wiadomo, Wielka Brytania nie ma pisanej konstytucji. Dziennikarz „The Guardian” sugeruje, że stoi za tym właśnie City. Wszak, gdyby taka konstytucja została uchwalona, musiałaby zawierać klauzulę formalizującą niebywały status CLC. A po co rozgłaszać na cały świat coś, co tak dobrze funkcjonuje po cichu od setek lat? Po co ujmować w prawne zapisy i konstytucyjne paragrafy to, że City of London działa poza kontrolą parlamentu, że banki, zarówno krajowe, jak i zagraniczne mają takie prawo głosu, jakby były istotami ludzkimi, a ich głosy ważą więcej niż wszystkich wyborców razem wziętych. A wybrani przedstawiciele narodu, tak naprawdę nimi nie są, za to są ludźmi cieszącymi się poparciem średniowiecznych cechów, mieszczących się w City?

Przywileje CLC musiałyby polec, poddane publicznej kontroli. Potęga City of London pozwala nam zrozumieć, dlaczego pisana konstytucja w Anglii może być tylko marzeniem. Dlaczego regulacje bankowe są tylko nieco lepsze niż przed kryzysem finansowym, dlaczego brak jest skutecznej kontroli oraz dlaczego kolejne rządy nie podejmują działań uderzających w raje podatkowe – kończy swoje rozważania na temat CLC George Monbiot.

https://www.reddit.com/r/conspiracy/comments/6hs3hm/city_of_london_corporation/

http://educodomi.blog.pl/2016/12/06/corona-temple-city-of-london-cooperation-co-to-jest/

http://www.cgpgrey.com/blog/the-secret-city-of-london.html

https://www.theguardian.com/commentisfree/2011/oct/31/corporation-london-city-medieval

http://humansarefree.com/2014/10/exposing-shadow-forces-behind-nwo.html

http://humansarefree.com/2013/11/the-british-crown-empire-and-city-of.html

za: https://warszawskagazeta.pl/teoria-spisku/item/5237-city-of-london-corporation-nastepni-w-kolejce-do-rzadzenia-swiatem

 

 

Pogoń za świeżą krwią

 

Wampiry to postacie często występujące w podaniach i legendach całego świata. Najsłynniejsze z nich to Drakula i Nosferatu. Spożywana przez nie krew miała zapewnić im długowieczność. Wysysali ją z ciał dzieci lub młodych dziewcząt – w tej najczęściej gustowały wampiry płci męskiej, oraz chłopców – w spijaniu ich posoki pierwszeństwo miały oczywiście kobiety-wampirzyce. Jeśli nie najsłynniejszą, to jedną z najstarszych jest wywodząca się z antycznej Grecji Mormolyke, piękna kobieta-widmo, wabiąca młodych mężczyzn i wysysająca ich krew. Grecy straszyli nią dzieci.

Nas straszono czarną wołgą, która gdzieś tak od połowy lat 50. XX w. przemierzać miała ulice aglomeracji miejskich, porywając dziatwę. Nasi rodzice w tym czasie budowali socjalizm, a właściwie „polską drogę do socjalizmu”, jak mawiał ówczesny I sekretarz PZPR.

Co kierowało porywaczami? Najczęściej wskazywano na ten sam motyw, który stał za zachowaniem Drakuli z Transylwanii czy Mormolyke z Grecji – opić się młodej krwi, by żyć długo i szczęśliwie, a właściwie nieszczęśliwie. Wszystkie znane nam przedstawienia wampirów raczej nie przywodzą na myśl postaci radosnych.

Aha, i jeszcze jedna uwaga, dzięki której można będzie płynnie przejść do właściwej części artykułu. Pamiętacie Państwo, jak pod koniec panowania Lońki Breżniewa w Związku Sowieckim krążyły wśród mas proletariackich głuche wieści o tym, że sekretarz generalny KC KPZR podtrzymywany jest przy życiu codzienną transfuzją świeżej krwi młodych obywateli Kraju Rad?


Z Transylwanii do Doliny Krzemowej

Na początku czerwca tego roku na stronie The Daily Sheeple pojawił się artykuł zatytułowany To już nie jest teoria spisku. Elity otwarcie mówią, że korzystają z krwi młodych. Autor Matt Agorist stwierdza, że bogacze wykorzystują krew pobraną od młodych ludzi, aby stać się długowiecznymi. Miliarderzy zaangażowali w ten biznes swoje fortuny.

Czasopismo „Vanity Fair” powołuje się na słowa Petera Thiela, przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej, współzałożyciela PayPal, który stwierdził, że bliska mu jest idea wykorzystania nauki do przedłużenia ludzkiej żywotności. – Jestem przeciwny wysokim podatkom, totalitarnemu kolektywizmowi i ideologii nieuchronnej śmierci każdego człowieka. W 2014 r., podczas audycji na kanale Bloomberg TV, Thiel oznajmił, że bierze udział w terapii hormonalnej, będącej częścią planu przedłużenie jego życia do 120 lat. – Pomaga mi to utrzymać masę mięśniową, a co za tym idzie, redukuje prawdopodobieństwo urazów kości oraz zapalenia stawów – powiedział miliarder.

W grudniu 2010 Thiel zorganizował spotkanie z innymi przedsiębiorcami z Doliny Krzemowej, którego tematem była przyszłość nauki i technologii. Wygłosił wówczas opinię, że poprzez inwestowanie w idee futurystyczne społeczeństwo może podnieść swoją stopę życiową – podała strona Huffington Post.

„Vanity Fair” pisze, że Thiel, choć relatywnie młody – w październiku skończy 50 lat – ma obsesję na punkcie śmierci. Nic przeto dziwnego, że jest ogromnie zainteresowany jeszcze inną, oprócz łykania hormonów, metodą przedłużenia życia – wstrzykiwaniem do organizmu krwi młodych ludzi. Biznesmen zadeklarował olbrzymie pieniądze na rozwój badań nad parabiozą, czyli zespoleniem układów krwionośnych dwu osobników. W tym wypadku chodzi nie tyle o dosłowne połączenie dwu układów krążenia, ile o transfuzję krwi od młodego dawcy, jako sposób poprawy stanu zdrowia i potencjalnego odwrócenia, a przynajmniej zahamowania, procesu starzenia u biorcy. „Medical Daily” przytacza wypowiedź Thiela z niepublikowanego wywiadu: – Uważam, że takie badania mają olbrzymią przyszłość (…) przeprowadzony eksperyment na myszach potwierdził, że odpowiednio przeprowadzona transfuzja niesie za sobą efekty odmładzające. Ludzie przeprowadzali już takie doświadczenia w latach 50. XX w., ale później je porzucili.

Strona Medical Daily przypomniała, że już od stu lat uczeni zajmują się problematyką parabiozy jako potencjalnej terapii, skutecznej nie tylko w walce ze starzeniem się organizmu, ale również jako środka leczniczego chorób metabolizmu, cukrzycy czy raka. Pod tym kątem pierwsze badania na zwierzętach przeprowadzono w połowie XIX w. Dziś podobne eksperymenty próbuje się przeprowadzać na ludziach. Amy Wagers, badaczka komórek macierzystych z Uniwersytetu Harvarda, przekonuje jednak, że transfuzja krwi młodego człowieka nie zamieni starzejącej się osoby w młodzieniaszka. Może jedynie pomóc w odmłodzeniu tkanek oraz wspomagać procesy renowacji tkanek uszkodzonych. Z drugiej strony, doświadczenia przeprowadzone na gryzoniach przyniosły o wiele lepsze, zdumiewające wręcz, efekty. Jak informowało w 2015 r. czasopismo „Nature”, w wyniku połączenia układu krążenia młodej myszy z układem krwionośnym starej, w serce, mózg, mięśnie i prawie we wszystkie pozostałe organy, które poddano badaniom, młoda krew wniosła nowe życie w starzejące się tkanki, czyniąc ze starych myszy osobniki silniejsze, żwawsze i zdrowsze. Nawet sierść tych zwierząt zaczęła błyszczeć.


Kanibalizm nowożytnej Europy?

Louise Noble, uczona z Uniwersytetu New England w Australii oraz Richard Sugg z Uniwersytetu Durham w Anglii wydali w tym samym 2011 r. prace poświęcone „medycznemu kanibalizmowi”. Tytuł pierwszej brzmi: Cannibalism in Early Modern English Literature and Culture, natomiast drugiej: Mummies, Cannibals and Vampires: The History of Corpse Medicine from the Renaissance to the Victorians.

Oboje starają się dowieść w swych książkach, że przez kilka stuleci wielu Europejczyków, zwłaszcza z elit rządzących, zażywało medykamenty, których składnikiem były ludzkie kości, krew czy tłuszcz. Nasilenie tych praktyk przypadło na XVI i XVII w. Wykradano wówczas z egipskich grobowców mumie, a z chrześcijańskich cmentarzy czaszki. – Pytanie nie brzmi: „Czy powinieneś jeść ludzkie mięso?”, ale „Jaką część ludzkiego ciała powinieneś spożywać?” – mówi prof. Sugg. Dużą popularnością cieszyły się mumie egipskie, których rozkruszone fragmenty rozpuszczano w winie, aby uleczyć krwawienia wewnętrzne. Kości czaszki, rozcierane na proszek, łykano jako lekarstwo na choroby głowy. Thomas Willis, XVII-wieczny pionier badań chorób mózgu, na apopleksję i krwawienie zalecał miksturę ze startych na proch kości czaszki i czekolady. Król Anglii Karol II popijał „królewskie krople”, osobistą nalewkę na kościach czaszki. Mech wyrosły na pogrzebanej czaszce miał leczyć krwawienie z nosa i epilepsję. Tłuszcz ludzki stosowano jak maść na zewnętrzne części ciała. Niemieccy lekarze zalecali na rany bandaże namoczone w ludzkim tłuszczu. A nacieranie skóry tą substancją stosowano na artretyzm czy podagrę.

Krew uważana była za źródło siły i życiowej energii, ale trzeba ją było spożywać świeżą. Ten wymóg był trudny do osiągnięcia. W XVI w. słynny medyk Paracelsus nauczał, że świeża krew ma właściwości zdrowotne, a jeden z jego uczniów sugerował pobieranie krwi z żywych ciał. Co ciekawe, te wskazania pojawiły się w czasie gdy medycy jeszcze nie mieli wielkiego pojęcia na temat układu krążenia. Spożywanie fragmentów ludzkiego ciała wynikało z panujące wówczas teorii, przypominającej homeopatyczną ideę „od czego zachorowałeś, tym się lecz”. Dlatego stosuj jako lekarstwo sproszkowane fragmenty czaszki wydobytej z ziemi, gdy boli cię głowa lub pij krew, jeśli cierpisz na choroby krwi.


W młodym ciele młody duch

Innym powodem, dla którego wykorzystywano sproszkowane kości i krew, było przekonanie, że zawierają one „ducha ciała”. Ten „duch” traktowany był bardzo realistycznie jako łącznik między śmiertelnym ciałem a nieśmiertelną duszą. W tym kontekście szczególnie preferowana była krew. – Ówcześni uważali, że krew jest nośnikiem duszy – mówi prof. Sugg. Im świeższa krew, tym jej właściwości lecznicze były większe – sądzono. Czasami preferowano krew młodych chłopców, a czasami dziewcząt. Jedząc fragmenty ciała, wierzono, że posiądzie się w ten sposób siłę osoby, do której należało ono za życia. Louise Noble cytuje na ten temat słowa Leonarda da Vinci: – Zachowujemy nasze życie wraz ze śmiercią innych. W martwych ciałach znajduje się uśpiony wigor, który budzi się ponownie w żołądkach żywych, dając im większą siłę i energię.

Opinia da Vinci nie była w tamtych czasach odosobniona. Renesans przejął ją od starożytnych Rzymian, którzy pili krew zabitych gladiatorów, aby posiąść ich siłę. W XV w. Marsilio Ficino radził pić krew z ramienia młodego człowieka z tych samych powodów, dla których Rzymianie poili się krwią zabitych na arenie niewolników. Również wielu znachorów innych kultur, w tym Mezopotamii i Indii, wierzyło w lecznicze właściwości ludzkiego ciała – pisze w swej pracy prof. Noble.

Wprawdzie w XVIII w. praktyka medyczna zaczęła odchodzić od medykamentów tworzonych na bazie sproszkowanych kości czy krwi, ale prof. Sugg opisał w swej książce przypadki „trupiej medycyny” występujące jeszcze w XIX stuleciu. W 1847 r. pewnemu Anglikowi poradzono zmieszać z melasą sproszkowane fragmenty czaszki młodej kobiety. Tak spreparowane panaceum miało pomóc w walce z padaczką, na którą cierpiała córka owego Anglika. Wiara w to, że świeca wykonana z ludzkiego tłuszczu, zwana „świecą złodziei”, mogła odurzyć i obezwładnić człowieka, dotrwała do lat 80. XIX w. Jeszcze na początku XX w. sprzedano w Niemczech mumię jako środek medyczny. A w 1908 r., również w Niemczech, zanotowano ostatni, znany nam przypadek użycia w celach medycznych krwi osoby ściętej na szafocie.


Nadzieje większe niż możliwości

Maria Dolan, dziennikarka strony Smithsonian, z której artykułu korzystam, opisując historię wykorzystywania ludzkich szczątków jako driakwi (leków), stwierdza: – Nie można powiedzieć, że dzisiejsza medycyna zrezygnowała z używania ludzkiego ciała w celach medycznych. Transfuzja krwi, transplantacja organów, przeszczepy skóry są tego przejawem. Prowadzi to do szeregu nadużyć. Książka prof. Noble opisuje funkcjonowanie czarnego rynku narządów do transplantacji. Uczona przypomina, że istnieje okrutna, niehumanitarna praktyka sprzedawania narządów osób skazanych na śmierć. Szczególnie dużo takich wypadków notowano w Chinach. Ale nie tylko tam. Również tzw. wolny świat praktykuje kradzież organów, sprzedawanych następnie medycznym korporacjom. Zawiera się w tym niepokojące echo praktyk sprzed stuleci. – Do głosu dochodzi idea, że jeśli ciało jest martwe, to można z nim robić to, co się chce – pisze Louise Noble.

Jednym z najważniejszych uczonych zajmujących się parabiozą jest Saul Villeda, badacz komórek macierzystych na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco. Na początku XXI w., będąc doktorantem biologii na Uniwersytecie Stanforda, wraz z kolegami przeprowadzał eksperymenty na polu medycyny regeneracyjnej, których wyniki były bardzo obiecujące. Połączywszy układy krążenia młodych i starych myszy, odkryli, że krew młodych osobników zaczęła odwracać objawy starzenia u osobników starszych. Późniejsze badania, przeprowadzane również w laboratoriach innych instytutów naukowych (m.in. w Harvardzie) pokazały, że zachodził też proces odwrotny – starzenia się młodych osobników, którym podawano krew starych myszy.

W sierpniu 2016 r. na stronie Vox pojawił się artykuł, opisujący postęp badań nad parabiozą, finansowanych przez bogaczy z Doliny Krzemowej. Peter Thiel oraz inni miliarderzy sponsorują badania firmy o nazwie Ambrozja. Nazwa pochodzi od „pokarmu bogów”, który według mitologii starożytnych Greków dawał im nieśmiertelność i wieczną młodość. Podobnie jak napój o tej samej nazwie i właściwościach. Firma zajmuje się badaniami nad parabiozą. Projekt badawczy został zarejestrowany w urzędzie federalnym i bierze w nim udział 600 osób powyżej 35 roku życia, którym wstrzykiwana jest krew osób mających mniej niż 25 lat.

Jeff Bercovici napisał w magazynie „The Inc.”, że w Dolinie Krzemowej istnieje obsesja na punkcie badań nad wydłużaniem życia. Niektóre osoby ze świata high-tech zaczęły poddawać się kilka razy w roku parabiozie, wydając dziesiątki tysięcy dolarów na kuracje młodą krwią.

Saul Villeda, który nie jest afiliowany przy firmie Ambrozja, stwierdził wprawdzie, że doskonale rozumie dążenia ludzi do jak najszybszego osiągnięcia długowieczności za pomocą parabiozy, ale przyznał również : – My jesteśmy odpowiedzialni jako naukowcy i musimy powiedzieć ludziom prawdę o tym, na jakim etapie badań jesteśmy. Wprawdzie pierwsze wyniki eksperymentów są bardzo obiecujące, ale na obecnym etapie badań należy stwierdzić, że oczekiwania ludzi, zwłaszcza bogaczy, związane z parabiozą, są większe niż osiągnięcia nauki na polu odmładzania za pomocą krwi. – Może to spowodować, że rozwinie się czarny rynek handlu krwią młodych ludzi.


Sceptycyzm uczonych

Prof. Villeda tłumaczy powody, dla których należy porzucić przedwczesny optymizm, zastępując go sceptycyzmem i naukowym podejściem do problemu. Jednym z nich jest to, że w większości przypadków badania były przeprowadzone na myszach, które zostały ze sobą zszyte – nie wstrzykiwano młodej krwi starszym osobnikom. Innymi słowy, myszy były połączone ze sobą żyłami, i to przez wiele tygodni. Wstrzykiwanie krwi zwierzętom doświadczalnym to eksperyment, który dopiero się zaczął, więc trudno dziś powiedzieć, jakie będą jego efekty. Tym bardziej nie możemy przewidzieć, jakie będą skutki takiej kuracji u ludzi i czy w ogóle możliwe będzie jej przeprowadzenie.

Innym powodem sceptycyzmu jest dawkowanie. – Myszom podajemy w każdym wstrzyknięciu około 5 proc. całości plazmy, którą posiadają. Robimy to osiem razy w miesiącu, co trzy dni. To dość często. Nigdy jeszcze nie sprawdzaliśmy, jak tak duża ilość wstrzykiwanego osocza krwi zadziała w ludzkim organizmie. Saul Villeda powiedział również, że problemem jest porównanie wieku myszy z liczbą lat u człowieka: – 18-miesięczna mysz otrzymywała dawkę od 3-miesięcznej. Jakby to można było przełożyć na odpowiednią różnicę wieku u ludzi? Nie mamy zielonego pojęcia – przyznaje uczciwie uczony.

Villeda wyjaśnia, że za ideą parabiozy stoi przekonanie, że takie czynniki jak młoda krew, być może komórki macierzyste, hormony lub inne proteiny mogą spowodować zmiany genetyczne bądź strukturalne w starszych organizmach, ale nie wiemy, które z tych czynników odgrywają rolę decydującą – wszystkie czy tylko niektóre. Nie znamy też dokładnego mechanizmu działania parabiozy – dodaje uczony.

W nauce nie wystarczy pokazać na przeprowadzonych wstępnych próbach, że coś działa. Naukowcy muszą dokładnie wiedzieć, jak to działa, aby uniknąć skutków ubocznych i niezamierzonych konsekwencji. Dalsze badania mogą nawet doprowadzić do wniosku, że transfuzja krwi nie jest zabiegiem, który coś wnosi do procesu odmładzania. Być może prawidłowym tropem będą drobiazgowe badania, mające na celu odkrycie tych składników krwi, które po odpowiednim przetworzeniu staną się lekiem pozwalającym zahamować procesy starzenia się komórek i tkanek ludzkiego organizmu. Dziś nikt nie może udzielić odpowiedzi na pytanie, czy wstrzykiwanie młodej krwi nie jest zabiegiem ryzykownym. I chociaż żaden z badanych przypadków myszy, którym dokonano transfuzji, nie wykazał objawów negatywnych, to jednak nadal nie wiemy, jakie mogą po pewnym czasie wystąpić skutki ubo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin