Abbi Glines - Juz zawsze razem.pdf

(1056 KB) Pobierz
Dla Abbi’s Army, najlepszej na świecie ulicznej brygady. Nigdy
bym nie pomyślała, że trafi mi się taka grupa wsparcia, która promuje
moje książki i podnosi mnie na duchu w trudnych chwilach. Kocham
Was wszystkie i jestem pełna wdzięczności dla każdej z Was.
Reese
Minęły dwadzieścia dwa dni, pięć godzin i trzydzieści minut, od-
kąd pożegnałam się z Mase’em na lotnisku O’Hare. Kiedy już się upew-
nił, że jestem bezpieczna w domu mojego ojca w Chicago, z moją nie-
dawno odnalezioną rodziną, wrócił do Teksasu na swoje ranczo, które
nie mogło funkcjonować bez niego.
Bardzo mnie kusiło, żeby wracać razem z nim. Byłam gotowa roz-
począć nowe życie z Mase’em i bardzo chciałam, by jego dom stał się
naszym wspólnym. Ale najpierw czekało mnie jeszcze inne wyzwanie.
Nieco ponad miesiąc temu pod drzwiami mojego mieszkania
w Rosemary Beach, gdzie pracowałam jako sprzątaczka u najzamoż-
niejszych rodzin, zjawił się wytworny, zadbany Włoch. Niedługo po
tym, jak spotkałam Mase’a, ojciec, którego nigdy nie poznałam – i nie
byłam nawet pewna, czy w ogóle żyje – wrócił do mojego życia, chcąc
być jego częścią.
Mase był wtedy przy mnie, cały czas trzymał mnie za rękę. Bene-
detto został z nami w Rosemary Beach przez tydzień, a potem wszyscy
razem polecieliśmy do Chicago. Wkrótce odkryłam, że mam nie tylko
ojca, lecz także brata. Był dwa lata młodszy ode mnie i zupełnie zwario-
wany. Raul bez przerwy mnie rozśmieszał. Miałam także babcię, czy też
nonnę, jak wolała być nazywana. Uwielbiała ze mną siedzieć i gawędzić
godzinami. Opowiadała mi historie z młodości mojego ojca i pokazywa-
ła zdjęcia Raula z dzieciństwa. Mówiła mi także o tym, jak błagała Be-
nedetta, żeby mnie odnalazł. Podobno miał swoje powody, by mnie nie
szukać. Ale nikomu ich nie wyjawił. Chciałam go znienawidzić za to, że
nie odszukał mnie wcześniej, ale nie mogłam. Życie doprowadziło mnie
do Mase’a.
Czas, który z nimi spędziłam, był cudowny, ale tęskniłam za
Mase’em. Nasze wieczorne rozmowy telefoniczne to było za mało. Po-
trzebowałam go. Potrzebowałam go bardziej niż ojca, brata i nonny.
Mase był moją rodziną. Pierwszą osobą, na którą kiedykolwiek tak na-
prawdę mogłam liczyć po wielu latach krzywd ze strony matki i ojczy-
ma.
Teraz wreszcie byłam w domu – czy też w miejscu, które miało
stać się moim domem, zanim pojawił się mój ojciec. Planowaliśmy
z Mase’em, że zamieszkamy tu razem, ale tak się jeszcze nie stało.
Nie zawiadomiłam Mase’a, że wracam wcześniej. Chciałam mu
zrobić niespodziankę.
Taksówka zatrzymała się pod domem rodziców Mase’a na ich roz-
ległym ranczo. Wystarczył rzut oka na ciemny dom i już wiedziałam, że
nikogo w nim nie ma. Świetnie. Moja niespodzianka była przeznaczona
tylko dla Mase’a. Szybko zapłaciłam taksówkarzowi, wyjęłam z bagaż-
nika moją jedyną walizkę i pośpieszyłam w stronę stajni. Pikap
Mase’a stał obok drugiego, którego nie rozpoznałam.
Postawiłam walizkę obok jego wozu, po czym ruszyłam w dół nie-
wielkiego wzgórza w kierunku stajni. Wiedziałam, że Mase tam będzie,
bo mówił, że dzisiaj nie będzie ujeżdżał żadnego konia. Serce waliło mi
z podniecenia, a ręce aż mnie mrowiły, żeby go dotknąć. Cieszyłam się,
że mogłam spędzić czas z odzyskaną rodziną, ale nie zamierzałam wię-
cej zostawiać Mase’a. Jeśli następnym razem nie będzie mógł lecieć ze
mną do Chicago, to ja też się tam nie wybiorę. Moi bliscy będą musieli
odwiedzić mnie tutaj.
Gdy podeszłam bliżej do stajni, dobiegł mnie kobiecy śmiech.
Czyżby Mase załatwiał jakieś interesy? Nie chciałam mu przeszkadzać,
jeśli miał klientkę. Nie mogłam rzucać mu się w ramiona, skoro akurat
był zajęty koniem i jego właścicielką. Zatrzymałam się przed wejściem
do stajni.
– Nie, Mase, obiecałeś mi, że dzisiaj pójdziemy pojeździć. Nie mo-
żesz tego odwoływać ze względu na pracę. Chcę moją obiecaną prze-
jażdżkę – usłyszałam kobiecy głos i dreszcz przebiegł mi po plecach.
Głos był młody i zalotny, a jego właścicielka najwyraźniej znała
Mase’a aż za dobrze.
– Wiem, że obiecałem, ale mam pracę do wykonania. Musisz być
Zgłoś jeśli naruszono regulamin