Antoni Marczyński - Przeklęty statek.pdf

(1293 KB) Pobierz
Antoni Marczyński
PRZEKLĘTY STATEK
(POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA)
2015
Spis treści
1 I
2 II
3 III
4 IV
5 V
6 VI
7 VII
8 VIII
9 IX
10 X
11 XI
12 XII
13 XIII
Opracowano na podstawie edycji Towarzystwa Wydawniczego “Rój”, Warszawa 1930.
I
Pomimo wszystko Izaak Ironfield lubił się zabawić w marzyciela. Zwłaszcza godzina
zapadania zmroku, kiedy było zbyt ciemno, by zliczyć kolumny cyfr przy dziennym
świetle, a równocześnie zbyt wcześnie, by zapalić lampę i kazać sobie przynieść
wieczorny dinner, nastrajała go cudownie do rozpamiętywania wszystkich okresów
barwnego życia oraz do rozkoszowania się obecnym dobrobytem, o jakim nie marzył
nigdy w przeszłości… — Dobrobyt?! — Z nieopisaną wzgardą zmełł Izaak to „głupie”
słowo w swych grubych, mięsistych wargach i aby zdezynfekować wszelki ślad po nim,
zaciągnął się obficie dymem z doskonałego cygara… Co to jest dobrobyt? — analizował z
humorem. — Jeśli jakiś golec kupi sobie na raty forda, to jego żona powie z zachwytem:
Teraz będziemy żyć w dobrobycie.
I będzie się pocił przez cały tydzień, będzie sobie od
gęby odejmował, byle w sobotę uiścić ratę. Ale jak człowiek ma swoje osiem (Izaak, ty
nie bądź skromny!), swoje dziewięć milionów, jak sobie może palić cygarka, sztuka trzy
dolary, to mu takie parszywe wyrazy przez gardło przejść nie chcą. Fi, dobrobyt…
Luksus, mało powiedzieć luksus. Szkoda, że ojciec nie żyje. Dopiero by cmokał z
zachwytu. Albo wuj Rosenblum. Mawiał zawsze z uśmiechem:
Ty, Izaak, jeśli nie
skończysz w kryminale, daleko zajdziesz.
No, ale daleko a daleko, to różnica. Któż by
wówczas przypuszczał…
Tu rybie oczy Ironfielda zaszły mgłą rozczulenia, zakryły się powiekami, a myśl, niby
ptak z klatki na wolność wypuszczony, poszybowała hen, daleko i w przestrzeni, i w
czasie…
Szesnastoletni wówczas Izaak mieszkał w Brodach, nosił bajecznej długości pejsy i
mocno za obszerny chałat po ojcu, który handlował żelazem, po czemu miał wcale
odpowiednie nazwisko: Eisenfeld. Ale bardzo naiwny byłby ten, kto by sądził, że
podkowy, gwoździe, łańcuchy i tym podobne przedmioty z branży handlu żelaziwem
wyczerpywały horyzont interesów starego Eisenfelda oraz jego synalka, który
chorowitego rodzica coraz częściej w sklepie wyręczał. Brody, leżące na pograniczu
pomiędzy skorumpowaną Austrią a nie mniej słynną ze znaczenia łapówek Rosją, były
centralą przemytnictwa przez długie lata. I młody, ale nad wiek sprytny Izaak pojął już w
dzieciństwie, że na szmuglu futer, tytoniu z Rosji czy na przemycaniu spirytusu w
odwrotnym kierunku można zbić pieniądze w znacznie krótszym czasie niż na
nierentownym handlu gwoździami, a doszedłszy do tego przekonania, nabrał wielkiego
zamiłowania do wszelkich nielegalnych, a zyskownych interesów. Był jeszcze za młody,
za biedny, aby pracować na własny rachunek, toteż trzymał się oburącz ojcowskiej poły,
na czym źle nie wychodził. Bo pamiętając o własnej kieszeni, przyswoił sobie szybko
zasady podwójnej buchalterii. Podwójnej, to znaczy, że inne ceny płaciło się i brało za
przemycane towary, a inne podawało się ojcu, różnica zaś pomiędzy nimi wzrastała w
miarę jak stary Eisenfeld coraz częściej zapadał na zdrowiu i nie mógł sprawdzać cen
rynkowych. Dzięki tej kalkulacji oraz dzięki wyjątkowo korzystnej koniunkturze osobisty
Zgłoś jeśli naruszono regulamin