http://ecsmedia.pl/c/przejscie-b-iext6283941.jpg JUSTIN CRONIN PRZEJŚCIE Apokaliptyczny thriller napisany w klimacie synnego Bastionu Stephena Kinga. Pierwsza część planowanej trylogii. W tajnej bazie armii amerykańskiej w Kolorado trwają badania nad rzadkim wirusem z boliwijskiej dżungli wydłużającym życie i zwiększającym siłę fizyczną. Ubocznym skutkiem jego działania jest przemiana ludzi w wampiry, wobec których wojsko ma własne plany: nowy gatunek wydaje się doskonałą bronią biologiczną. Agent FBI Brad Wolgast otrzymuje zadanie: dostarczyć dwunastu czekających na egzekucję skazańców do eksperymentu wszczepienia wirusa. W ostatniej fazie „Projektu Noe” wirus ma zostać podany małemu dziecku. Wolgast zawozi do Kolorado porzuconą przez matkę sześcioletnią Amy Harper Bellafonte. W agencie budzą się wyrzuty sumienia; pomiędzy nim a dziewczynką tworzy się silna więź. Niespodziewanie zarażeni wirusem, zwani wirolami, wydostają się na wolność, zaś kraj ogarnia epidemia. Z bazy uciekają też Amy i Wolgast. Wirole atakują i mordują wszystkich wokół siebie, w końcu opanowują całe Stany Zjednoczone. Kalifornia i Teksas ogłaszają secesję, a po użyciu broni nuklearnej państwo przestaje istnieć. Niedobitki ludzi kryją się przed wampirami w izolowanych koloniach za wysokimi murami, chronieni snopami reflektorów. 90 lat później. U bram jednej z kolonii położonych na terenie Republiki Kalifornijskiej pojawia się tajemnicza kilkunastoletnia dziewczyna - Amy. Wspólnocie kończą się zasoby energetyczne, czeka ją zagłada. Niewielka grupka ludzi wyrusza w niebezpieczną podróż do Kolorado, gdzie prowadzono kiedyś eksperymenty biologiczne, mając nadzieję na ocalenie. Justin Cronin Pisarz amerykański, absolwent Uniwersytetu Harvarda. Ukończył też Iowa Writers Workshop. Autor 3 powieści: Mary and O’Neil, The Summer Guest i Przejście - pierwszego tomu planowanej trylogii pod tym samym tytułem. Zdobywca prestiżowych nagród literackich Pen/Hemingway Award, Stephen Crane Prize i Whiting Writer’s Award. Wykłada literaturę angielską na Rice University w Houston (Teksas). Gdy widzę, jak tu czas potęgą bezlitosną Pomniki dumnych lat obraca w gruzy zgliszczy, Jak na ruinach wież milczące trawy rosną, Jak wiecznotrwały spiż zaciekłość ludzka niszczy; Gdy widzę, jak na koszt piaszczystych swych wybrzeży Ocean głodny wciąż rozrasta się, a za to Z wód, pokonanych znów, łąd się wyłania świeży, Jak stratę zmienia w zysk, a zysk się staje stratą; Gdy widzę zmienne to wielkości falowanie Albo wielkości treść, że w niej czerw zawsze gości, Ruiny uczą mnie myśleć, że czas nastanie, Złowrogi czas, co mej pozbawi mnie miłości... Ta myśl jest mi jak śmierć, powstrzymać lez niezdolna, Że swój najdroższy skarb z dnia na dzień tracę z wolna. WILLIAM SZEKSPIR, Sonet 64* *William Szekspir, Sonety, przekl. Kazimierz Błeszczyńki, red. Jerzy S. Sito, PIW 1964. I KOSZMARNY SEN 5-1 przed wybuchem epidemii Droga do śmierci jest długim marszem pełnym wszelkiego zła, a serce słabnie przy każdym nowym strachu, kości odmawiają posłuszeństwa przy każdym kroku, umysł też stawia zaciekły opór, i po co? Zapory padają jedna po drugiej i żadne zasłanianie oczu nie przysłoni krajobrazu klęski ani widoku popełnionych zbrodni*. KATHERINE ANNE PORTER Biały koń, biały jeździec *Katherine Anne Porter, Biały koń, biały jeździec, przekł. Krystyna Tarnowska, Czytelnik, Warszawa 1971. 1 Zanim stała się Dziewczyną Znikąd - Tą, Która Przychodzi, Pierwszą, Ostatnią i Jedyną, żyjącą od tysięcy lat, była małym dzieckiem z Iowa. Nazywała się Amy. Amy Harper Bellafonte. Kiedy się urodziła, jej matka Jeanette miała dziewiętnaście lat. Jeanette nazwała córeczkę Amy po swojej matce, która zmarła, gdy Jeanette była mała. Drugie imię, Harper, otrzymała na cześć Harper Lee - autorki Zabić drozda, ulubionej książki Jeanette. Prawdę mówiąc, to jedyna książka, którą przeczytała do końca w ogólniaku. Mogła nazwać dziecko Scout, od dziewczynki, która była jej bohaterką, bo chciała, aby jej córeczka stała się taka jak ona. Jeanette nigdy się to nie udało. Scout to jednak imię dobre dla chłopca, a nie chciała, by córka musiała przez całe życie tłumaczyć, dlaczego je nosi. Pewnego dnia ojciec Amy wszedł do restauracji, w której Jeanette pracowała od szesnastego roku życia jako kelnerka - do jadłodajni nazywanej przez klientów Pudełkiem, bo wyglądała jak ogromne chromowane pudło na buty stojące przy wiejskiej drodze. Za restauracją rozciągały się pola kukurydzy i fasoli. W promieniu wielu mil nie było niczego oprócz samoobsługowej myjni samochodowej, z rodzaju tych, do których trzeba wrzucić kilka monet, a maszyna wykona całą robotę. Bill Reynolds, bo tak się nazywał, sprzedawał kombajny, żniwiarki i podobne maszyny. Umiał zagadać do dziewczyn. Kiedy Jeanette nalewała kawę, powiedział jej, że jest bardzo ładna. Później często to powtarzał. Mówił, że uwielbia jej czarne jak węgiel włosy, orzechowe oczy i delikatne nadgarstki. Brzmiało to tak, jakby w to wierzył, inaczej niż chłopcy w szkole, recytujący wyuczone słowa, które rzekomo pragnęła usłyszeć. Bill Reynolds miał duży samochód, nowego pontiaca z deską rozdzielczą, która lśniła jak pojazd kosmiczny, i skórzanymi fotelami w kolorze masła. Sądziła, że mogłaby pokochać tego faceta szczerze i głęboko, lecz on zabawił w mieście tylko kilka dni i ruszył dalej. Kiedy powiedziała ojcu, co się stało, chciał go odnaleźć, zmusić, aby spełnił swój obowiązek. Jeanette nie wspomniała mu, że Bill Reynolds ma żonę. Jego rodzina mieszkała w Lincoln, w Nebrasce, szmat drogi stąd. Pokazał jej nawet zdjęcia swoich synów, które nosił w portfelu - Bobby’ego i Billy’ego - w strojach baseballowych. Nie zdradziła, kim był mężczyzna, który jej to zrobił, chociaż ojciec pytał wiele razy. Nie powiedziała mu nawet, jak się nazywał. Prawdę mówiąc, mało ją to obchodziło. Nie przejmowała się, że jest w ciąży, która do samego końca przebiegała bez problemów. Nie poruszył jej nawet poród - był bolesny, lecz krótki - ani fakt posiadania dziecka, maleńkiej Amy. Aby zakomunikować córce, że jej przebaczył, ojciec przerobił dawną sypialnię jej brata na pokój dla dziecka. Przyniósł nawet ze strychu starą kołyskę, w której Jeanette spała dawno temu. W ostatnich miesiącach przed porodem poszedł z nią do sklepu sieci Walmart, żeby kupić rzeczy dla niemowlęcia - śpioszki, małą plastikową wanienkę i ruchomą zabawkę do powieszenia nad kołyską, bo w jakiejś książce przeczytał, że niemowlęta potrzebują takich rzeczy. Rzeczy, na które będą mogły patrzeć i które spowodują, że ich mały mózg zacznie właściwie funkcjonować. Jeanette od początku uważała niemowlę za „swoje”, bo pragnęła mieć dziewczynkę, choć wiedziała, że takich rzeczy nie należy nikomu mówić, nawet sobie. Kiedy poszła na badanie USG do szpitala w Cedar Falls i spytała kobietę, panią w bluzce w kwiaty, przesuwającą po jej brzuchu małe plastikowe urządzenie, czy potrafi rozpoznać płeć dziecka, ta spojrzała na monitor i odrzekła: „Kochanie, twoje maleństwo jest nieśmiałe. Czasem można odgadnąć płeć, lecz często jest to niemożliwe. W tym przypadku właśnie tak jest”. Jeanette nie poznała płci dziecka, lecz uznała, że tak powinno być. Gdy razem z ojcem opróżnili pokój brata i znieśli na dół jego stare proporczyki i plakaty - zdjęcia Jose Canseca, zespołu Killer Pienie i Bud Girls - i zobaczyli wypłowiałe, zniszczone ściany, pomalowali je farbą w puszce z napisem „Marzenie” na kolor, który był jednocześnie różowy i błękitny. Dobry niezależnie od płci dziecka. Tata przykleił pod sufitem taśmę z kaczkami pluskającymi się w kałuży i odnowił stary bujany fotel z klonu, który kupił na jakiejś wyprzedaży, aby Jeanette mogła na nim siedzieć i trzymać niemowlę, kiedy wróci do domu. Dziecko urodziło się latem. Jeanette nazwała dziewczynkę Amy Harper Bellafonte. Pomyślała, że nie ma sensu dawać jej nazwiska Reynolds, bo pewnie nigdy więcej tego faceta nie zobaczy. Kiedy Amy przyszła na świat, przestała tego pragnąć. Poza tym trudno oładniejsze nazwisko niż Bellafonte, które znaczyło „piękna fontanna”. Bo Amy była piękna. Jeanette karmiła ją, kołysała i zmieniała pieluszki, a kiedy dziewczynka budziła się z płaczem w środku nocy, bo się zsiusiała, chciała jeść lub wystraszyła się ciemności, Jeanette człapała korytarzem do jej pokoju. Nieważne, która była godzina lub jak bardzo była zmęczona po pracy w Pudełku. Brała ją na ręce i mówiła, że jest przy niej, że nigdy jej nie opuści. „Przybiegnę, gdy zaczniesz płakać, taką mamy umowę, ty i ja, na wieki, moja maleńka Amy Harper Bellafonte”. Trzymała ją i kołysała, aż nadszedł świt, za oknem zaczęły ukazywać się blade kształty, a do jej uszu doleciał śpiew ptaków siedzących na gałęziach drzew rosnących wokół domu. Kiedy Amy miała trzy lata, Jeanette została sama. Jej ojciec zmarł. Powiedzieli, że przyczyną zgonu był atak serca lub udar. Nie sprawdzali takich rzeczy. Cokolwiek to było, zabrało go wczesnym zimowym rankiem, gdy szedł do samochodu, aby pojechać do pracy w silosie. Zdążył postawić kubek z kawą na błotniku, a później przewrócił się i umarł, nie rozlewając ani kropli. Jednak nadal pracowała w Pudełku, lecz teraz nie starczało jej pieniędzy, a brat, który służył gdzieś w marynarce, nie odpowiadał na listy. Braciszek zawsze powtarzał: „Bóg stworzył Iowa, żeby ludzie mogli stąd wyjechać i nigdy więcej nie wrócić”. Zastanawiała się, co robić. Pewnego dnia Bill Reynolds znów wstąpił do restauracji na obiad. Wydał jej się jakiś inny, lecz zmiana nie była korzystna. W Billu Reynoldsie, którego za...
s.szlachcinski