Bellow Saul - Dar Humboldta.txt

(1105 KB) Pobierz
SAUL BELLOW
DAR HUMBOLDTA
Przekład Krystyna Tarnowska Andrzej Konarek

Zbiór ballad opublikowany przez Von Humboldta Fleishera w latach trzydziestych natychmiast stal się sensacjš. Humboldt był człowiekiem, na którego wszyscy czekali. Ja, na moim rodkowym Zachodzie, czekałem z niecierpliwociš, możecie być tego pewni. Pisarz awangardowy, pierwszy z nowego pokolenia, przystojny, jasnowłosy, postawny, poważny, dowcipny, a ponadto wykształcony. Ten facet miał wszystko. Cała prasa zamieciła recenzje z jego ksišżki. Jego fotografia ukazała się w Timie bez obelg, a w Newsweeku z pochwałami. Czytałem Ballady Arlekina z entuzjazmem. Studiowałem na uniwersytecie Wisconsin i mylałem o literaturze dniami i nocami, o niczym innym. Humboldt objawił mi nowe sposoby brania się do rzeczy. Byłem w ekstazie. Zazdrociłem mu szczęcia, talentu, sławy i w maju pojechałem na Wschód, żeby na niego spojrzeć i może otrzeć się o niego. Autobus linii Greyhound, jadšcy przez Scranton, odbył drogę mniej więcej w pięćdziesišt godzin. To nie miało znaczenia. Okna autobusu były otwarte. Nigdy dotšd nie widziałem prawdziwych gór. Drzewa puszczały pški. Było to jak Pastoralna Beethovena. Czułem się obsypany zieleniš, w rodku. Manhattan też mi się spodobał. Wynajšłem pokój za trzy dolary tygodniowo i znalazłem pracę domokršżnego sprzedawcy szczotek firmy Fuller. I byłem nieprzytomnie podniecony wszystkim. Napisałem do Humboldta długi wielbišcy list i zostałem zaproszony do Greenwich Village na rozmowę o literaturze i stosunku do wiata. Mieszkał na Bedford Street, niedaleko Chumleys. Najpierw dał mi kawy, a potem nalał dżinu, do tej samej filiżanki.
 No cóż, doć przystojny z ciebie chłopiec, Charlie  powiedział.  Nie jeste przypadkiem trochę za sprytny? Chyba wczenie wyłysiejesz. I te ogromne, pełne uczucia, piękne oczy. Ale na pewno kochasz literaturę, i to jest najważniejsze. Masz w sobie wrażliwoć  dodał.
Jeli idzie o używanie tego słowa, był pionierem. Wrażliwoć zrobiła póniej zawrotnš karierę. Humboldt był dla mnie bardzo dobry. Przedstawił mnie różnym ludziom w Greenwich Village i dał mi ksišżki do recenzowania. Zawsze go kochałem.
Powodzenie Humboldta trwało około dziesięciu lat. W końcu lat czterdziestych zaczšł ić na dno. Na poczštku lat pięćdziesištych ja stałem się sławny. Nawet zarobiłem kupę pieniędzy. Ach, pienišdze, pienišdze! Humboldt z pieniędzy robił mi zarzut. W ostatnich latach życia, jeżeli nie był w takiej depresji, że przestawał mówić, jeżeli nie siedział u czubków, chodził po Nowym Jorku i opowiadał złe rzeczy o mnie i o moim milionie dolarów.
 Wecie takiego Charliego Citrinea. Przyjechał z Madison w Wisconsin i zastukał do moich drzwi. Teraz ma milion dolarów.
Który pisarz czy intelektualista tyle zarabia  może Keynes? Zgoda. Keynes, postać znana na całym wiecie. Geniusz ekonomiczny, znakomitoć Bloomsbury  mawiał Humboldt.  Ożenił się z rosyjskš balerinš. Potem przyszły pienišdze. Ale kim, u diabła, jest Citrine, żeby się tak bogacić? Bylimy kiedy bliskimi przyjaciółmi  dodawał słusznie.  Ale w tym facecie jest co wynaturzonego. Czemu po zrobieniu takich pieniędzy zagrzebał się w zabitej deskami dziurze? Co on robi w tym Chicago? Boi się, że go zdemaskujš?
Ilekroć umysł miał doć jasny, używał swoich talentów, żeby mi dać kopniaka. Znakomicie mu się to udawało.
A mnie nie pienišdze były w głowie. Ach, Boże, skšd, chciałem się wybić. Umierałem z ochoty zrobienia czego naprawdę dobrego. I ta tęsknota za dobrem miała swoje poczštki we wczesnym i szczególnym poczuciu istnienia  zanurzony w szklistych głębiach życia, szukajšc po omacku, z przejęciem i rozpaczliwie, sensu, człowiek żywo wiadomy malowanych zasłon, Mai, kopuł z barwnego szkła, plamišcych białš promiennoć wiecznoci, drgajšcych w intensywnej próżni, i tak dalej. Miałem bzika na punkcie takich rzeczy. Humboldt wiedział o tym, naprawdę, ale pod koniec nie mógł się zdobyć na okazanie mi choć odrobiny życzliwoci. Chory i obolały, w żaden sposób nie chciał mi popucić. Podkrelał tylko sprzecznoci między malowanymi zasłonami i wielkš forsš. Ale pienišdze, które robiłem, robiły się same. Robił je kapitalizm dla swoich własnych mętnych i miesznych powodów. Za sprawš wiata. Wczoraj przeczytałem w The Wall Street Journal o melancholii dostatku: Nigdy w cišgu pięciu tysišcleci spisanej historii ludzkoci tak wielu nie żyło w takim dostatku. Umysły formujšce się w cišgu pięciu tysišcleci niedostatku sš wykolawione. Serce nie może się pogodzić z tego rodzaju zmianš. Czasem po prostu nie chce jej zaakceptować.
W latach dwudziestych dzieci w Chicago poszukiwały skarbów w marcowej odwilży. Pagórki brudnego niegu formowały się wzdłuż krawężników, a kiedy nieg topniał, woda spływała skręconymi połyskliwymi strumykami do rynsztoka i można było wtedy znaleć wspaniałe łupy  kapsle od butelek, kółka zębate, jednocentówki z głowš Indianina. Zeszłej wiosny, prawie już starszy pan, zorientowałem się nagle, że idę wzdłuż krawężnika i szukam. Szukam czego? Co ja robiłem? Powiedzmy, że znajdę dziesięciocentówkę? Powiedzmy, że znajdę pięciocentówkę? Co wtedy? Nie wiem, jak to się stało, że dusza dziecka wróciła, ale wróciła. Wszystko się roztapiało. nieg, rozsšdek, dojrzałoć. Co Humboldt by na to powiedział?
Kiedy donoszono mi o jego obelżywych uwagach, często przyznawałem mu słusznoć.
 Dali Citrineowi nagrodę Pulitzera za ksišżkę o Wilsonie i Tumultym. Pulitzer jest w sam raz dla kurw  dla kurwištek. Lipna nagroda robišca reklamę w gazetach, przyznawana przez łajdaków i analfabetów. Człowiek staje się chodzšcš reklamš Pulitzera, więc nawet jak wycišgnie kopyta, na pierwszym miejscu w nekrologu jest napisane: Zmarł laureat nagrody Pulitzera.  Uważałem, że co w tym jest.  I Charliemu dostał się Pulitzer dwa razy. Najpierw była ta kiczowata sztuka, ta, co mu przyniosła fortunę na Broadwayu. A do tego jeszcze prawa filmowe. Dali mu procent od wpływów brutto! Wcale nie mówię, że to naprawdę plagiat, ale co mi ukradł  mojš osobowoć. Wbudował mojš osobowoć w swojego bohatera.
Nawet w tym, chociaż brzmiało to obłškańczo, miał chyba trochę racji.
Był wspaniałym gawędziarzem, improwizatorem wygłaszajšcym goršczkowe non stop monologi, był mistrzem wród oszczerców. Kogo Humboldt opluskwił, ten w gruncie rzeczy dostępował czego w rodzaju zaszczytu  jakby posłużył Picassowi za model do dwunosego portretu albo Soutineowi do oskubanego kurczaka. Pienišdze zawsze wprawiały go w trans. Rozkoszował się mówieniem o ludziach bogatych. Wychowany na nowojorskich brukowcach często wspominał zachwycajšce skandale minionej epoki.  Peaclies i Daddy Browning, Harry Thaw i Evelyn Nesbitt, a na dodatek era jazzu, Scott Fitzgerald i multimilionerzy. Dziedziczki Henryego Jamesa znał na pamięć. Bywało, że sam układał komiczne plany zdobycia majštku. Ale jego prawdziwym bogactwem była literatura. Przeczytał tysišce ksišżek. Zwykł mówić, że historia jest koszmarem i kiedy ten koszmar trwa, on usiłuje dobrze się wyspać. Bezsennoć powiększała jego erudycję. Nad ranem czytywał grube ksišżki  Marksa i Sombarta, Toynbeego, Rostovtzeffa, Freuda. Kiedy mówił o bogactwie, miał możnoć porównywać rzymski luksus z zamożnociš protestanckiej Ameryki. Na ogół przechodził z kolei do Żydów  Joyceowskich Żydów w cylindrach pod giełdš. I kończył pozłacanš czaszkš czy też maskš pomiertnš Agamemnona, którš wykopał Schliemann. Tak, Humboldt umiał mówić.
Jego ojciec, węgierski Żyd emigrant, galopował z kawaleriš Pershinga przez Chihuahua, cigajšc Pancho Villę w Meksyku dziwek i koni (zupełnie inaczej niż mój ojciec, mały dzielny człowieczek, który unikał takich rzeczy). Jego stary skoczył głowš naprzód w Amerykę. Humboldt opowiadał o długich butach, tršbkach wojskowych i biwakach. Potem przyszedł czas na limuzyny, luksusowe hotele, pałace na Florydzie. W okresie prosperity jego ojciec mieszkał w Chicago. Zajmował się handlem nieruchomociami i miał apartament w Edgewater Beach Hotel. W lecie sprowadzał syna. Humboldt też znał dobrze Chicago. W czasach Hacka Wilsona i Woodyego Englisha Fleisherowie mieli stalš lożę na Wrigley Field. Jechali na mecz pierce-arrowem albo hispano-suizš (Humboldt miał bzika na punkcie samochodów). I były czarujšce córki Johna Helda juniora, liczne, w kombinezonach. I była whisky i gangsterzy, i kolumnada mrocznych jak przeznaczenie banków na La Salle Street, z pieniędzmi kolei żelaznej, przemysłu mięsnego i zbożowego zamkniętymi w stalowych skarbcach. Kiedy przyjechałem z Appleton, o tym Chicago nic mi nie było wiadomo. Bawiłem się z polskimi dziećmi w komórki do wynajęcia pod torami kolei nadziemnej. Humboldt jadał oblewane czekoladš przekładańce kokosowe u Henriciego. Nigdy nie widziałem wnętrza Henriciego.
Natomiast kiedy widziałem, jeden raz, matkę Humboldta w jej ciemnym mieszkaniu na West End Avenue. Twarz miała podobnš do twarzy syna. Była niema, gruba, o szerokich wargach, owinięta w płaszcz kšpielowy. Włosy miała białe, sterczšce jak u mieszkańców wysp Fidżi. Na wierzchu jej dłoni zobaczyłem plamy wštrobowe, a na ciemnej twarzy jeszcze ciemniejsze plamy wielkoci oczu. Humboldt pochylił się i mówił do niej, ale nie odpowiedziała i tylko wpatrywała się w niego z jakš miażdżšcš kobiecš urazš. Był przygnębiony, kiedy wychodzilimy z domu, i powiedział:
 Puszczała mnie do Chicago, ale miałem szpiegować starego, kopiować zawiadomienia o stanie jego konta i numery rachunków, zapisywać nazwiska jego dziwek. Chciała go pozwać do sšdu. Jest obłškana, rozumiesz? Swojš drogš on stracił wszystko w czasie krachu. Umarł na serce gdzie na Florydzie.
Tak wyglšdało tło tych dowcipnych, wesołych ballad. Humboldt cierpiał na psychozę maniakalno-depresyjnš (według własnej diagnozy). Miał komplet dzieł Freuda i czytał periodyki psychiatryczne. Kiedy człowiek przeczyta P...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin