Kim Slater - Niebezpieczna dziewczyna.pdf

(1824 KB) Pobierz
Mojej córce, Francesce Kim.
Dziękuję ci za miłość i wsparcie
od samego początku.
Więc wreszcie leżą opatuleni w łóżku. Bierzesz garść zapałek i zapalasz po
kolei, patrząc, jak spalają się na czarny, miałki proszek.
Popiół w otwartym palenisku kominka przygasa, ale w głębi nadal jest
rozpalone do białości jądro, jeszcze na tyle mocne, żeby pomóc ci wreszcie
załatwić sprawy na dobre.
„Dwie poduszki z gąbki na krześle, cztery poduszki z gąbki na krześle”. Ale
fajnie, kiedy śpiewa się to na melodię
Dziesięć butelek na murku.
Przysuwasz krzesło tak blisko nich, że tapicerki z krzesła i z łóżka stykają się.
Szczypcami ostrożnie wyjmujesz z popiołu dwa kawałeczki rozżarzonego węgla,
delikatnie kładziesz je pośrodku poduszek. Teraz rozsiadasz się i patrzysz, jak
wtapiają się głęboko. Rozżarzone kule toną łapczywie w miękkiej piance, a
przypalona powłoczka poduszek kurczy się, jakby próbowała uciec.
Nie ma hałasu, radujesz się ciszą.
Jesteś w transie, patrzysz, jak płomyki zaczynają tańczyć, migoczą ślicznymi,
śmiercionośnymi językami. Ich siła zadziwia cię, przeraża i jednocześnie zaspokaja.
Czujesz, jak warstwy ochronne, którymi próbowałeś się okryć przez całe lata, są
teraz zrywane. Potrzebowałeś ich, żeby móc przetrwać dzień za dniem i noc za
pijaną nocą, ale teraz jesteś bezpieczny. Płomienie dają ci bezpieczeństwo.
Jasne, wiele razy próbowałeś im powiedzieć, próbowałeś prosić o pomoc,
ale nie rozumieli, co chcesz im przekazać. A teraz brutalność twojego strachu,
twojego smutku jest tutaj, żeby każdy zobaczył ją w jaskrawości gęstego,
zasiarczonego powietrza.
Nie wolno ci kaszleć. Nie chcesz ich obudzić, bo głupiątka zaczęłyby krzyczeć
i płakać. Niech śnią, wkrótce się dowiedzą.
Płomienie rosną, potem się łączą. Wiesz, że to znak, że milcząc, obiecują ci
pomoc, a jednak przez sekundę naprawdę zastanawiasz się, czy nie zmienić zdania.
Mógłbyś stłumić płomienie i krzyczeć o pomoc. Mógłbyś ich obudzić.
Wtedy to słyszysz.
– Zróbmy swoje – szepczą płomienie. – Rano wszystko będzie lepsze.
I właśnie wtedy wreszcie postanawiasz odejść.
1
Teraz
Anna
Mały
srebrny samochód nadjeżdżający z naprzeciwka jedzie za szybko i
kiedy pokonuje zakręt, kierowca traci nad nim kontrolę i przejeżdża na
przeciwległy pas.
Wszystko dzieje się tak szybko: nie ma czasu, żeby zwolnić ani nawet żeby
wjechać na krawężnik.
Rozlega się mocny, stłumiony łomot i samochód uderza w jadący przede
mną motocykl. Motocyklista wylatuje w powietrze, robi półobrót i ląduje twarzą na
jezdni. Metal wygina się i skręca, skowycząc jak ranne zwierzę, ręce unoszą mi się
do twarzy, próbując na próżno zdławić kwaśny smród płonącej gumy, który
zaczyna wypełniać mi płuca.
Stopa wbija mi się w hamulec, wyskakuję, drzwi od strony kierowcy
zostawiam szeroko otwarte, a samochód – na środku jezdni. Stoję, łykam
obrzydliwy smak wlewający mi się w usta.
Wszystko jakby zastygło w czasie. Zapada cisza. Ma w sobie zdolność
ogłuszania i przez chwilę jestem zagubiona w otaczającym mnie pustym ryku.
Potem czar pryska, otwierają się drzwi srebrnego samochodu i wytacza się
kobieta około czterdziestki, w dżinsach i krótkiej różowej kurtce. Wymiotuje na
poboczu. Odsuwa włosy z twarzy, jakby było dla niej ważne, żeby ich nie
zabrudzić.
I w tym ułamku sekundy rozpoznaję ją.
Nie da się pomylić tej twarzy.
Przypominam sobie, że trzeba oddychać. Gardło mam spięte i suche, serce
zaciska się mocno, prawie czuję, że wisi mi w piersi, jak wyschnięta pestka moreli.
Dwanaście lat temu, kiedy wyszłam ze szpitala, chociaż spotykałam ją
krótko tylko przy paru okazjach, każdą wolną minutę poświęcałam, żeby znów ją
odnaleźć.
Byłam wtedy taka młoda, zdesperowana i naiwna. Nie było nikogo, kto
mógłby mi pomóc, waliłam głową w mur: po prostu rozwiała się w powietrzu.
W końcu musiałam przyjąć do wiadomości, że ją zgubiłam. Mogłam tylko
się modlić, że przeznaczenie naprawdę istnieje i że ona dostanie to, co się jej
należy za to, co nam zrobiła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin