Meissner Janusz L-jak Lucy A5 popr.pdf

(2632 KB) Pobierz
Janusz Meissner
L - jak Lucy
Wydanie polskie 1956
Okładkę projektował Janusz Grabiański
Spis treści:
1. „Lucy” wraca do bazy.................................................................................................................................................7
2. Turyn.........................................................................................................................................................................24
3. O kilka mil od brzegu...............................................................................................................................................33
4. Missing......................................................................................................................................................................48
5. Dowód niezbity.........................................................................................................................................................70
6. Zestrzelili nas nad Francją........................................................................................................................................92
7. „Świńska sprawa”...................................................................................................................................................124
8. A - jak ciocia Andzia..............................................................................................................................................149
9. Flying control..........................................................................................................................................................168
-2-
KILKA SŁÓW OD AUTORA
Tytuł „L - jak Lucy° bynajmniej nie wydaje mi się
najszczęśliwszy. Ale nie potrafię znaleźć innego dla tej książki,
która - będąc dalszym ciągiem opowieści „Żądło Genowefy" -
zawiera dzieje i przeżycia załogi samolotu, nazwanego od imienia
matki chrzestnej dywizjonu - od imienia Lucy. Mniejsza zresztą o
tytuł...
Skończyłem pisać tę opowieść, gdy działania lotnicze rozwijały
się nadal; gdy dywizjon - po gorączkowych, pełnych najwyższego
napięcia wyprawach przygotowawczych i wspierających
bezpośrednio inwazję kontynentu europejskiego - latał wciąż nad
Niemcy, rzucając któryś tam z kolei milion swoich bomb na
niemieckie miasta.
Może ktoś powie, że nie powinienem był w takiej chwili
zamykać książki; że należało właśnie opowiedzieć o tych
olbrzymich działaniach i o udziale w nich polskich lotników
bombowych. Ale ta książka ma inny cel. Nie chodzi mi wcale o
to, żeby przedstawić w niej historię działań polskiego lotnictwa
lub dywizjonu, o którym piszę, czy nawet tej załogi, która tu
odgrywa rolę główną.
Chodzi mi o to, żeby czytelnik wiedział, co to za ludzie ci
lotnicy. Jak czują; jak myślą; co przeżywają w powietrzu i na
ziemi; jak mówią o tych przeżyciach sami. Chciałem ich zbliżyć
do czytelnika, pokazać w różnych okolicznościach, tak żeby
wiedział o nich więcej, niż może wyczytać z komunikatów w
prasie lub z „sensacyjnych" opisów korespondentów wojennych,
którzy sami nie są lotnikami.
Mam nadzieję, że choć w części udało mi się ten. cel osiągnąć.
Mam nadzieję, że czytelnik mi ufa i wierzy, że piszę PRAWDE,
-4-
a jeśli podaję ją w formie artystycznej, to przecież nie dlatego, by
ją zaciemnić.
Materiał zawarty w tej książce jest autentyczny. Konstrukcja z
tego materiału opowieści pod tytułem „L - jak Lucy", robota
literacka, język - to tylko środki, nie zmieniające samego
tworzywa.
Chciałbym jeszcze powiedzieć parę słów o postaci Sarata,
którego poznałem właściwie dopiero po jego słynnej ucieczce z
Francji.
Nie wiem, czy udało mi się ukazać go czytelnikom tak, jak mnie
się ukazał, przesłaniając swoją osobowością innych, rozrastając
się stopniowo w mojej wyobraźni i - pod koniec książki -
zajmując w niej o wiele więcej miejsca, niż mu początkowo
przeznaczyłem. Z mojego punktu widzenia ten fakt stanowi wadę
konstrukcji literackiej „L - jak Lucy". Ale nie mogłem oprzeć się
chęci naszkicowania tej postaci na pierwszym planie, już
wówczas, gdy obraz całości był niemal gotowy.
Sarat - ten Sarat, którego poznałem - wydał mi się tragiczny,
choć może taki nie był w rzeczywistości; tylko oczy miał bardzo
ciemne, głębokie i właśnie „tragiczne". To nasunęło mi najpierw
możliwość pewnych domysłów, podejrzeń, a wreszcie skłoniło
mnie do uwikłania go w sytuację bez wyjścia. Wcale nie twierdzę,
że prawdziwy Sarat (nazwisko jego brzmi inaczej) tak właśnie by
postąpił i że wreszcie uciekłby, nie mogąc inaczej rozwiązać tej
sprawy. Ale w mojej koncepcji jego druga ucieczka jest
trudniejsza niż tamta z Francji - prawdziwa.
Klamra
tych
dwóch
ucieczek
stanowi
literackie
usprawiedliwienie całej historii Sarata, w połowie tylko
zmyślonej. Reszta - podobnie jak w „Żądle Genowefy" - to
prawda, mniej lub bardziej subiektywna.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin