Rozdział 19.pdf

(26 KB) Pobierz
19
Chace
Jestem kłębkiem nerwów idącym przez kampus. Przechodzę koło wspaniałych,
murowanych budynków mając nadzieję, że podziwianie architektury odciągnie moje myśli
od tego, jak cholernie jestem zdenerwowany. To tylko pierwsze zajęcia, które nie powinny
mieć to dla mnie większego znaczenie, ale z jakiegoś powodu jestem w kurwę przerażony.
W kurwę przerażony.
Lekko uśmiecham się na myśl o Quinn. Uwielbia tak mówić. Potrząsam głową,
wyrzucając ją z głowy. To nielogiczne, że nie potrafię się od niej uwolnić. Minęły tygodnie
od kiedy przeprowadziliśmy ze sobą jakąkolwiek rozmowę. Wydaje mi się, że Finley
powiedziała jej o moich zmianach planów, ale nigdy nie zadzwoniłem do niej z tym sam.
Spalenie za sobą wszystkich mostów będzie dla nas najlepszym wyjściem.
Przebywanie w Bostonie wyjdzie na dobre mi… i Finley. Byliśmy w tym samym
mieście i z pewnością zżyjemy się ponownie po lecie spędzonym z dala od siebie. Już
zwiedziliśmy trochę miasto odkąd wprowadziła się kilka dni temu do akademika Harvardu
po drugiej stronie miasta. Trzymaliśmy się za ręce chodząc wybrukowanymi ulicami, a gdy
pogłaskałem kciukiem jej dłoni odetchnąłem z ulgą. Dobrze postąpiłem ukrywając przed
nią prawdę, dzięki temu relacje między nami nie zepsują się.
Idąc dalej, nie mogę nie zauważyć mijających mnie dziewczyn. Odwracają głowy,gdy
przechodzę koło nich, a ja walczę z cisnącym się na usta uśmiechem. Ta, bycie blisko Finley
zdecydowanie będzie najlepszym wyjściem.
Odkąd Bostoński College jest katolickim uniwersytetem, wszyscy studenci są
zobowiązania do wzięcia lekcji religii. Doradcy akademiccy wygłosili niezłą gadkę na temat
tego jak lekcje teologiczne rozszerzą twoją wiedzę o świecie, przez co staniesz się lepszym
członkiem społeczeństwa. Krótka prezentacja była na tyle dobra, że zapisałem się na rok
Dziedzictwa Biblijnego, semestr pierwszy i drugi. Dokładnie, będę studiował dziedzictwo
biblijne przez okrągły rok swojego życia. Coś co na pewno mi się nie przyda, gdy będę
właścicielem firmy, ale mimo to będę na to chodził.
Wchodząc po schodach do budynku nie mogłem się powstrzymać od zastanawiania,
kto do diabła zaprojektował ten kampus. Dlaczego wszystkie budynki akademickie ściśnięte
są w środku kampusu podczas, gdy budynki mieszkalne znajdują się wzdłuż przeciwnych
części kampusu tak daleko, jak to możliwe? Nie ma to dla mnie sensu. Otwieram drzwi i
pozwalam dziewczynom idącym za mną wejść pierwszym. Chichotają przechodząc koło
mnie. Potrząsając głową wchodzę za nimi. Wyciągam kawałek papieru z kieszeni na którym
mam plan lekcji i lokalizację klas. Zwalniając kroku, aby nie wyglądać na zbyt
zagubionego, patrzę w dół na kartkę i szybko podnoszę wzrok na plastikowe kwadraty tuż
obok drzwi. Natychmiast wiem, że jestem na złym piętrze i zaczynam szukać windy.
Na szczęście nie muszę długo szukać, bo wyłają do mnie dziewczyny:- Tutaj jest
winda!
Poruszam się dziwnie coś pomiędzy biegiem, a joggingiem, albo jak Quinn miała w
zwyczaju to nazywać biogiem. I znowu to samo, myślę o niej choć nie powinienem.
Wchodzę do windy i zamykając się za mną drzwi, więżąc mnie z trzema studentkami. Nie
wiem, czy powinienem być bardziej podekscytowany, czy przerażony. Słysząc ponownie
chichot za plecami, nie mogę się powstrzymać i patrzę na nie przez ramię uśmiechając się.
Schlebiają mi. Naprawdę.
- Pierwszy dzień?- pyta jedna.
- Pierwszy dzień zajęć, owszem. Ale nie pierwszy dzień na kampusie. Jestem tutaj od
kilku tygodni.
- Och, w takim razie musisz być mięśniakiem.
- Dlaczego tak myślisz?
- Tylko nerdzi i mięśniaki pojawiają się kilka tygodni przed rozpoczęciem zajęć.
Przygląda mi się z góry na dół.
- Ale patrząc na ciebie stwierdzam, że jesteś tym drugim.
Winda dzwoni informując nas o dotarciu na trzecie piętro. Oddycham z ulgą. Nie
wytrzymam bycia dłużej ciachem. To coś z czym nigdy nie musiałem mierzyć się w domu.
Odkąd zacząłem chodzić do liceum wszyscy wiedzieli, że jestem poza zasięgiem. Finley
była szalona i nikt nie chciał ryzykować wkurzenia jej. Jakkolwiek. W każdym razie
wszyscy, których znałem.
Wychodzę z windy i dziękuję dziewczynom za przejażdżkę. Ta, która ciągle
chichotała, chichota ponownie. Co za niespodzianka, tak wiem.
- Na pewno jeszcze kiedyś się zobaczymy- mówi gaduła.
- Zgaduję, że tak.
Ruszam w kierunku, gdzie mam nadzieję jest moja klasa. Muszę zwiększyć dystans
pomiędzy mną, a hienami, czyli studentki. Szok po tym jakie są otwarte wciąż pozostaje,
gdy odchodzę i słyszę jak jedna woła za mną. Obracam się, aby lepiej ją słyszeć. Na wyraz
mojej twarzy wzrusza ramionami i mówi:
- Jak masz na imię mięśniaku?
- Chace.
- W takim razie do zobaczenie, Chace.
Machają i biegną w stronę klasy na końcu korytarza. Zatrzymuję się i rozważam
rzucenie tych zajęć, aby wziąć inną lekcja Teologiczną, ale dochodzę do wniosku, że to nie
najlepszy pomysł. Wymagałoby to zbyt dużo wysiłku, więc odwracam się i wchodzę do
klasy. Jak już jestem w środku widzę, że nazywanie tego klasą jest olbrzymim
umniejszeniem. W tym przypadku ogromna sala wykładowa jest bardziej na miejscu. Co ma
sens, skoro wszystkie pierwszaki muszą wziąć jedną z lekcji teologicznych nie ważne na
jakie studia chodzą.
Rozglądam się wkoło szukając dobrego miejsca, by usiąść i decyduję, że gdzieś
pośrodku będzie najlepszym wyborem. Idąc w dół schodami patrzę na salę z prawie
wszystkimi zajętymi miejscami. W jednym pomieszczeniu jest tu taka różnorodność ludzi,
że w głowie się nie mieści. Musi tu być ze sto dzieciaków i każdy z nich jest wyjątkowy,
posiada własną historie. Zastanawiam się, jak wielu ma podobną do mnie. Siadam na
wolnym siedzeniu koło przejścia, w połowie drogi na podium i wyciągam z plecaka książki
razem z zeszytem.
Przegrzebuję dół plecaka w poszukiwaniu długopisu, kiedy przechodzą koło mnie
dwie dziewczyny i zajmują miejsca kilka rzędów przede mną. Jedna ma długie ciemne
włosy, a druga sięgające trzech czwartych jej długości czerwone loki. Coś jest nie tak- albo
coś mi przypomina, nie jestem do końca pewien. Pochylam się marszcząc brwi, gdy próbuję
lepiej je zobaczyć. Dwie dziewczyny rozmawiają. Widzę, że jedna ma kolczyka w nosie tak
samo w górnej i dolnej wardze, ale ta druga stoi do mnie plecami. Coś w niej przypomina
mi Quinn. Nie dam sobie za to ręki uciąć, ale jest coś w sposobie w jaki się zachowuje.
Opadam z powrotem na siedzenie, gdy profesor wchodzi na podium i zaczyna wykład.
Przez całą godzinę, wciąż spoglądam na tył głowy dziewczyny. Skupia się na
profesorze, nie pozwalając mi nawet spojrzeć na swoją twarz. Prawie marzę, by to zrobiła,
bo może przez to przestanę cały czas o niej myśleć i skupię się trochę bardziej na słuchaniu
słów za które płace tysiące dolarów. Albo raczej za które płaci stypendium.
Widzę tą inną dziewczynę, tą punk rockówne, jak pochyla się i szepcze coś do ucha
drugiej. Słyszę chichot rozbrzmiewający na wykładzie. Profesor przestaję mówić na tyle
długo, aby spojrzeć na dziewczyny po tym zaczyna mówić dalej. Nawet jej śmiech jest
podobny do Quinn. Doprowadza mnie to do szaleństwa, aż rozważam zejście na dół tylko
po to, aby rzucić okiem na jej twarz. Kiedy zajęcia w końcu się kończą, wrzucam rzeczy do
plecaka i skaczę na równe nogi. Rozważam zwianie stąd w cholerę. Złapanie trochę
świeżego powietrza, oczyszczenie umysłu dobrze mi zrobi, zamiast tego stoję w miejscu.
Czekając na to, co już wiem. Że oficjalnie zwariowałem.
Zniecierpliwiony patrzę, jak dwie dziewczyny wstają śmiejąc się z czegoś
histerycznie. Najprawdopodobniej dotyczy to tego przez co wcześniej przeszkodziły
wykładowcy. Nie spuszczam oczu z tej o której nie mogę przestać myśleć podczas, gdy
przerzuca swoje długie brązowe włosy przez ramię, a potem podnosi torbę z książkami i
obraca się ma pięcie. Na moment nasze oczy się spotykają i opada mi szczęka. Zastawiam
się, czy przypadkiem nie śnie na jawie, a następnie skupiam się na szoku wypisanym na jej
twarzy i ustach mówiących- O mój Boże. Jej przyjaciółka pochyla się i mówi coś szybko
dalej wchodząc po schodach, dopóki nie zatrzymują się dokładnie naprzeciwko mnie.
Na moment nie jestem pewien, czy uda mi się coś powiedzieć. Minęły tygodnie odkąd
ostatni raz rozmawialiśmy. Nie wiem nawet od czego zacząć. Więc mówię jedyną rzecz o
której próbowałem nie myśleć, odkąd podjąłem trudną decyzję o odcięciu się.
- Quinn...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin