Kaden Bandrowski J. Mateusz Bigda Grunt.pdf

(7932 KB) Pobierz
JULIUSZ KADEN-BANDROWSKI
MATEUSZ BIGDA
GRUNT
WYDAWNICTWO
LITERACKIE
• KRAKÓW
O k ła d k ę p r o j e k t o w a ł a
Z O F IA D A R O W S K A
W IE S Ł A W A
R e d a k to r
W Y G A S -F IA L K O W S K A
P rin ted in P oland
W y d a w n ic tw o L ite ra c k ie , K r a k ó w 1965
W y d . I. N a k ła d 10 000
+
290 egz. A r k . w y d . 13,1. A r k . d r u k . 20,5
P a p ie r d r u k . m a t. k l. V , 82
X
104 cm , 65 g z Fabr. P ap. W ło c ła w e k
O dd a no do sk ła d a n ia 10 III 1965
P o d p isa n o do d r u k u 22 V I 1965
D r u k u k o ń c z o n o w sie rp n iu 1965
Z a m . n r 199/65.
W-29
D ru k a rn ia W y d a w n ic z a w K r a k o w ie , u l. Z w ie r z y n ie c k a 2
C ena t. I /II I z ł 60.—
SPIS TREŚCI
I D w a m iliony h e k t a r ó w .................................
5
II W lak iero w anej k l a t c e ......................................... 27
III L udzkie łzy — to nie ż a r t y ! .....................................51
IV Pożyczki n a słowo honoru — p restiti
su ll’o n o r e ........................................................................ 34
V Rozm ow a dwóch d o k to r ó w ................................ 133
VI Dobrzy ludzie B i g d y ...............................................152
VII T eraz kolej na i n n y c h ........................................202
V III W ieczór trzech M ieniew skich . . . .
270
IX D w aj b r a c i a ............................................................ 299
I
DWA M ILIONY HEKTARÓW!
Będziesz siedział naprzeciw mnie, tyle ci powiem. —
Rzekłszy, odwrócił się poseł Bigda do Deptuły ple­
cami. Plecami — do Deptuły? Za przeproszeniem: —
pana posła Deptuły. Ma się wiedzieć, że z chłopów,
ale inteligenta, wielce ukształconego, z wieloma pa­
tentam i, a nawet z dwoma doktoratam i prawa i fi­
lozofii.
Deptuła odpowiedział: — Będę siedział naprze­
ciw.
Tyle tylko zamienili pomiędzy sobą słów przy
początku tego wieczora. Gdy Deptuła wyrzekł —
będę siedział naprzeciw • wszystko się utwierdziło
w Bigdzie. Co się miało utwierdzać jeszcze? Nic.
A jednak doznało utwierdzenia.
Na tym polega przyjaźń najważniejsza, która
w swym ostatecznym zaufaniu musi być zawsze śle­
pa. Nie trzeba patrzeć, widzieć, jeno czuć w samym
sobie: czoło Deptuły, ogromne, białe, jak spłukany
ulewą kamień; siny nos z dziurami głębokimi, te ró­
żowe brodawki, takie właśnie policzki, duże, pulch­
ne, sparciałe — że tylko bić. Takie usta z dwóch
sinych płatków mięsa i oczy bez spojrzenia.
5
Gdzież tam jest to spojrzenie pod przestronnym
rozmiarem czoła? Nie ma.
Poseł Bigda odwrócił się plecami do Deptuły, do
lokali klubowych własnego stronnictw a i za jednym
zamachem do wszystkich tu obecnych. Nawet do
tych, co przyjdą!
Przychodzili, szurgali, takie tam wymieniając po­
między sobą przyw itania. Byki, woły i knury sej­
mowej obory.
Za oknami śnieg padał. Niby wiosna już parła
zewsząd — i znowu śnieg. Ze wszystkich okien klu­
bu widać było rozrosłe klony. Czarne m uskuły drzew
szły pięknym skrętem przez zamglone powietrze, ja­
kieś takie powietrze marne, miejskie i aż obrzmiałe.
Cóż tu mówić tym posłom, jak też chociażby
i samemu Deptule?! Nic. Ani im, ani sobie. Bigda
wiedział najlepiej sam, nie głową, ani sercem. Całą
mądrość tej sprawy czuł w szczękach.
W górnej i dolnej nie brakowało mu ani jednego
zęba. Wszystkie, aż do ostatnich trzonowców —
twarde, równe: najlepsza rzecz w człowieku.
Deptuła nie miał takich zębów — a jest to wielki
błąd oraz znaczna niepewność w rachubie na postęp­
ki, na zamiary, na plany. Czarna dziura w powłoczce
z cienkiej kości nie ugryzie zbyt wiele!
Zęby m ają być krótkie, szerokie, płaskie — ko­
niecznie równe. Korzeniami przechodzą w szczęki.
Szczęki trzym ają się znów na zawiasie mięśni. Gdy
zewrzesz szczęki, ruszają się te mięśnie od dolnej
żuchwy aż po żylaki skroni. Nic więcej nie potrzeba
do załatwienia sprawy.
Stał przed oknem, niby w patrzony w sejmowe
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin