Okładkę projektował MARIAN STACHURSKI
PRINTED IN POLAND
Państwowe Wydawnictwo „Iskry”, Warszawa 1970 r. Wydanie I. Nakład 100 000 4- 257 egz. Ark. wyd. 4. Ark. druk. 3. Papier druk. mat. VII kl. 60 g, 70X100. Druk ukończono w sierpniu 1970 r. Wrocławska Drukarnia Dziełowa. Zam. 197/A. OC-5 Cena zł 6.—
1
— Słuchaj! — powiedziała żona do pana Pie- trzaka.
Nie potrzebowała tego mówić, nie potrzebowała nic mówić, bo nie można było nie słyszeć.
— Słuchaj! — powiedziała żona jeszcze raz i tym wprawiła pana Pietrzaka w irytację. — Słuchaj, tam się coś stało!
Sam wiedział, że coś się musiało stać, więc rozłościł się jeszcze bardziej. Babskie gadanie!... Takie gadanie w przestrzeń, przed siebie. To jest mówienie piekielnie sprytne, rzucanie słów po to, żeby on, mężczyzna, musiał wyciągać wnioski.
— E tam, znów się kłócą — powiedział lekce- ważąco.
Ale to nie była prawda. W sąsiednim domu pano wała teraz cisza... nie, nie zupełnie, ktoś otworzył drzwi... rozległy się kroki... warkot...
— Zapuszcza motor — powiedział mężczyzna.
— Tak na milcząco? — powiedziała kobieta — widocznie nie wziął jej ze sobą.
Szum samochodu prędko się oddalał.
— Miał ją zabrać, kiedy się tak pokłócili? — zapytał mąż i poczuł się bardzo dumny z siebie, że tak właśnie powiedział. Tymi słowami załatwiał sprawę. Wrzeszczeli, ponieważ się pokłócili, a zamilkli, ponieważ przestali ze sobą rozmawiać. „Nie mówię do ciebie”, jak powiadają dzieci... To nie są nasze sprawy — myślał pan Pietrzak — zawsze powtarzam, że do cudzych spraw, zwłaszcza między małżeństwem, nie ma się co wtrącać.
— Oni byli małżeństwem? — zapytał żony.
— Skąd mogę wiedzieć? Byli albo nie byli, nie oglądałam im metryki... — i nagle wybuchła — człowieka mogą pokrajać, a nikogo nic nie obchodzi!
Masz tobie! Ten krzyk już prawie zagasł, już wtopił się w ciszę, w normalne hałasy, uporczywe codzienne gwary jak wywożenie śmieci i poranne brzęczenie baniek z mlekiem.
— Chcesz, żebym tam poszedł? — powiedział żałośnie pan Pietrzak — ale uprzedzam cię, że się wygłupię. Obudzę ją ze snu i wygłupię się!
Żona udała, że nie słyszy.
— Jeżeli się nic nie zdarzyło — powiedział pan Pietrzak — to zepsujemy sobie na wieki stosunki z sąsiadami... — i zaczął powoli szukać pantofli, które zadziały się gdzieś okropnie daleko.
— Czy ja co mówię? — odezwała się pani Pietrzakowa dopiero, kiedy znalazł kapcie — leż!
Położył się więc z powrotem z pełnym pretensji stęknięciem. Znał ją „Czy ja co mówię” — powtórzył w myś...
SuuLander