Inglot Jacek, Drzewinski Andrzej_Tanatos XIV (opowiadanie).rtf

(7230 KB) Pobierz
Inglot Jacek, Drzewinski Andrzej_Tanatos XIV (opowiadanie)

C:\Users\Agnieszka\Downloads\3 Inglot Jacek, Drzewinski Andrzej_Tanatos XIV (opowiadanie)-page-001.jpg


Sekretarz Generalny Narodów Zjednoczonych, monsieur Maurice Thorez, cierpiał od rana na dokuczliwy ból głowy. Samopoczucia bynajmniej nie poprawiła mu wiadomość, którą rano zastał na swoim terminalu w nocy grupa lewackich terrorystów ze Świetlistego Szlaku Mao porwała czternaście peruwiańskich zakonnic w wieku od szesnastu do osiemdziesięciu trzech lat i zagroziła, że będzie codziennie jedną gwałcić, chyba że papież wcześniej poda się do dymisji. To wyglądało na jakąś manię dwa dni temu grupa arabskich ekstremistów porwała pięciu rabinów, domagając się identycznej rzeczy, tzn. ustąpienia papieża. Nie sprecyzowali jedynie, czy też zamierzają gwałcić. Zresztą, ich akcja z pewnością była odpowiedzią na porwanie czterech mułłów przez bojowników izraelskiego ONRu (Opornik Narodowosyjonistycznych Rewolucjonistów), domagających się natychmiastowego przeniesienia państwa żydowskiego na Madagaskar. Tak czy owak. Bliski Wschód mógł lada chwila eksplodować, wraz ze sporym kawałkiem Ameryki Południowej.

Tylko, co ma z tym wspólnego ten nieszczęsny papież? mruczał Thorez, przepatrując bazy danych dotyczących narodowych i internacjonalnych ruchów terrorystycznych.

Im więcej czytał, tym mniej rozumiał, za to migrena wręcz rozsadzała mu czaszkę. Zamknął oczy i odchylił się do tyłu, wciskając jednocześnie przycisk interkomu.

Churchill? warknął przez zaciśnięte zęby.

Słucham, panie Sekretarzu Generalny, echchm... chrum... wywołany siorbnął przez nos na zakończenie kwestii, jak to ostatnio miał w zwyczaju.

Thorez nie znosił tego Angola i jego wiecznie zakatarzonego nochala, ślurgotał mu lak już drugi tydzień.

Musiał go jednak tolerować, ponieważ obsada stanowisk wypadała z klucza: gdzie przewodził Francuz, tam sekretarzował mu Anglik, i odwrotnie. Koszty sojuszu, ot co. I jeszcze nie wiadomo, dlaczego nazwali to kiedyś entente cordiale.

Mógłbyś wreszcie zrobić coś z tym katarem?! rzucił tonem pretensji.

Jak pan każe odparł Churchill, który był dziś w dziwnie zgodliwym nastroju. Jutro pójdę do lekarza.

No właśnie... Przynieś mi aspirynę... albo nie, przyślij lekarza z polikliniki.

Jak pan sobie życzy, panie Sekretarzu Generalny. Churchill wyłączył się.

Thorez umościł się jeszcze wygodniej w fotelu, a sterowane procesorem oparcie podążyło posłusznie za ruchem jego pleców. Przymknął oczy, usiłując wyprzeć dokuczliwy ból ze świadomości. Na ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin