Peter Robinson - Skrawek mego serca.pdf

(1138 KB) Pobierz
Skrawek mego serca
Peter Robinson
Tytuł oryginału:
PIECE OF MY HEART
Copyright © 2006 by Eastvale Enterpriss INC
Copyright © 2010 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2010 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga
Projekt okładki: Wydawnictwo Sonia Draga
Zdjęcie na okładce: CORBIS
Zdjęcie autora: © Biserka Livaja
Redakcja: Mariusz Kulan
Korekta: Wioletta Bagnicka, Aneta Iwan
ISBN: 978-83-7508-568-6
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o.
Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail: info@soniadraga.pl
www.soniadraga.pl
E-wydanie 2012.
Konwersja do formatu EPUB: iFormat
Dla Sheili
Wyobraźnia pozbawiona rozsądku rodzi niemożliwe potwory, zjednoczona z nim jest
matką sztuki i źródłem jej cudów.
Francisco Goya, 1799 r.
Droga przesady prowadzi do pałacu mądrości.
William Blake,
Zaślubiny Nieba i Piekła, 1790-1793
ROZDZIAŁ 1
Poniedziałek 8 września 1969 r.
Przypadkowy obserwator podziwiający widoki rozciągające się u stóp Brimleigh Beacon
mógłby pomyśleć tego poniedziałkowego poranka, że ma przed sobą krajobraz po bitwie.
Blade słońce unosiło kłęby mgły znad ziemi wilgotnej po gwałtownym nocnym deszczu.
Tumany wirowały ponad polem pokrytym dziesiątkami znieruchomiałych kształtów,
mieszając się gdzieniegdzie z ciemniejszymi kłębami dymu znad dopalających się ognisk.
Ludzie-hieny krążyli po tym pobojowisku — zdawało się, że zbierają porzuconą broń i
schylają się od czasu do czasu, aby wygarnąć jakiś wartościowy przedmiot z kieszeni
nieboszczyka. Inni zasypywali olbrzymie otwarte grobowce łopatami ziemi lub gaszonego
wapna. Delikatne podmuchy wiatru niosły ze sobą woń gnijącego mięsa.
Wokół panował przeraźliwy bezruch.
Jednak przebywający tam Dave Sampson wcale tego tak nie odbierał, widział jedynie
teren, na którym odbyło się pokojowe zgromadzenie. Było zaledwie parę minut po ósmej
rano, a on, podobnie jak inni wokół niego, przez pół nocy był na nogach — słuchał Pink
Floydów, Fleetwood Mac i Led Zeppelin. Teraz, kiedy niemal wszyscy wrócili już do
domów, Dave przemieszczał się pomiędzy znieruchomiałymi kształtami, stertami śmieci
pozostawionymi przez bawiące się hordy i pomagał sprzątać teren po zakończeniu
pierwszego w dziejach festiwalu w Brimleigh. Tym się właśnie teraz zajmował.
Czuł ból w zgiętych plecach i szczypanie zmęczonych oczu, gdy przegrzebywał się przez
warstwy błota, zbierając kolejne odpadki. Kiedy tak wrzucał do plastikowego worka
celofanowe opakowania i nadgryzione batoniki, w jego umyśle wciąż rozbrzmiewały
niesamowite dźwięki gitary, po strunach której Jimmy Page pociągał smyczkiem.
Wokół resztek kanapek i na wpół opróżnionych puszek po fasolce kłębiły się roje pszczół i
innych owadów. Nad odchodami bzyczały stada much, a osy krążyły wokół szyjek
porzuconych butelek. Dave musiał czasem naprawdę ostro się nagimnastykować, żeby
uniknąć użądlenia. Aż trudno było uwierzyć, co ludzie po sobie zostawili. Oczywiście
spodziewał się pustych opakowań po jedzeniu, przemoczonych gazet i czasopism,
zużytych prezerwatyw i tamponów, petów, majtek, puszek po piwie i karaluchów, ale o
czym myślał na przykład ten człowiek, który porzucił maszynę do pisania firmy
Underwood? Albo ten od drewnianej kuli?
Czyżby jakiś kaleka został niespodziewanie uzdrowiony przez muzykę i pobiegł,
zostawiając ją tam, gdzie wydarzył się ten cud?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin