Leckie Ann_Imperium Radch_01_Zabojcza sprawiedliwosc.rtf

(28735 KB) Pobierz
Leckie Ann_Imperium Radch_01_Zabojcza sprawiedliwosc

http://www.nexto.pl/oimg?p=94913&t=11



Moim rodzicom, Mary P. i Davidowi N. Dietzlerowi,

którzy nie dożyli wydania tej książki,

ale nigdy nie tpili, że powstanie.


ROZDZIAŁ 1

 

 

Nagie ciało leżo twarzą w dół, śmiertelnie szare, śnieg wokół niego plamiły rozbryzgi krwi. Było minus piętnaście stopni Celsjusza, zamieć przeszła zaledwie parę godzin wcześniej. W bladym cu rozciągała się adka pokrywa śnieżna, tylko nieliczne ślady prowadziły do pobliskiego budynku z bloków lodu. Tawerna. Albo to, co w tym mieście uchodziło za tawernę.

Odrzucone w bok ramię, linia od barku do biodra wydawały się cząco znajome. Ale raczej nie mogłam znać tej osoby. Nie znałam tu nikogo. To był lodowaty kraniec zimnej i odizolowanej planety, odległej od radchaajańskiego pojęcia cywilizacji na tyle, na ile to możliwe. Znalazłam się tutaj, na tej planecie, w tym mieście tylko dlatego, że miałam asne pilne sprawy. Ciała na ulicy to nie moje zmartwienie.

Niekiedy nie wiem, dlaczego robię to, co robię. Nawet po tak ugim czasie to wciąż dla mnie nowość, że nie wiem, nie mam rozkazów do wykonania z minuty na minutę. Tak więc nie potrafię wyjaśnić, dlaczego przystanęłam i jedną stopą uniosłam nagie ramię, żeby zobaczyć twarz tej osoby.

Chociaż była zmarznięta, posiniaczona i zakrwawiona, rozpoznałam ją. Nazywała się Seivarden Vendaai i dawno temu należa do moich oficerów, oda porucznik, która w końcu awansowała na dowódcę asnego statku. Myślałam, że nie żyje od tysiąca lat, a jednak niezaprzeczalnie była tutaj. Przykucnęłam i poszukałam pulsu najsłabszego drgnienia oddechu.

Jeszcze ża.

Seivarden Vendaai już mnie nie obchodziła, nie odpowiadałam za nią. I nigdy nie należa do moich ulubionych oficerów. Oczywiście wypełniałam jej rozkazy, a ona nie dręczyła serwitorów ani nie uszkodziła żadnego z moich segmentów (co niekiedy robili oficerowie). Nie miałam powodów, żeby źle o niej myśleć. Przeciwnie, cechowały maniery wykształconej, dobrze wychowanej osoby z dobrej rodziny. Oczywiście nie w stosunku do mnie ja nie byłam osobą, tylko fragmentem wyposażenia, częścią statku. Ale nigdy za nią nie przepadałam.

Podniosłam się i weszłam do tawerny. W środku było ciemno, biel lodowych ścian dawno znikła ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin