promet_tekst.doc

(181 KB) Pobierz
Orchestra wyobraża dzikie pusticoicie

Ajschylos, Prometeusz w okowach

AjschylosPROMETEUSZ W OKOWACH

(Ajschylos, Tragedie, przełożył Stefan Srebrny, PIW, Warszawa 1954)

 

Prolog

Scena I

 

Orchestra wyobraża dzikie pustkowie. Pośrodku, na wzniesieniu, piętrzv się grupa skał.

Wchodzą. Przemoc i Siła, prowadząc Prometeusza, Za nimi idzie Hefajstos.

Przemoc

Otośmy na dalekie przybyli rubieże,

w Scytów kraj, na pustkowie głuche i bezludne.

Hefaiście! Tobie ninie czas baczyć, byś wolę

rodzica świętą spełnił - wysoko, do skały

urwistej przykuł tego złoczyńcę, stalowych

wieków nieprzemożoną spętanego mocą.

Twój bo kwiat, ogień jasny, wszech kunsztów początek,

ukradł i dał śmiertelnym! Za taką przewinę

zapłacić musi bogom, srogą ponieść karę - by się nauczył Zeusa znosić panowanie

i wyzbył się śmiertelnym przyjaznego ducha.

Hefajstos

Przemocy, Siło! Dla was rozkazy Zeusowe

spełnione już, nic więcej czynić wam nie trzeba.

Lecz ja - jakoż się ważę bliskiego mi rodem

boga do smaganego wichrami urwiska

przybić?.. A jednak przecie mus mi każe twardy,

bym się ważył: rodzica nie posłuchać - biada!

do Prometeusza

Temidy mądrej śmiały, górnomyślny synu!

Wbrew woli swej, zaiste, nieskruszoną stalą

do tej cię turni muszę przygwoździć odludnej,

gdzie nie ujrzysz oblicza, głosu nie usłyszysz

człowieczego, gdzie, żarem prażone słonecznym,

sczernieje twoje ciało... Rad będziesz, gdy w szatach

roziskrzonych noc przyjdzie i światłość zagasi -

i gdy potem szron ranny pocznie topnieć w słońcu...

Tak chwila każdą nową nieść będzie udrękę -

ów zaś, co z cierpień zwolni, nie rodził się jeszcze...

Oto coś na przyjaznym ludziom duchu zyskał:

bóg, bogów nie lękając się gniewu, śmiertelnych

daramiś uczcił - więcej niźli słuszność każe.

I za to straż tu trzymać będziesz bezradosną,

wyprostowan, na skale tej, bez snu, spoczynku...

Żalić się będziesz, jęczeć - ale nadaremno,

albowiem Zeusowego nic nie zmiękczy ducha:

twarde zawżdy bywają nowych władców rządy.

Przemoc

Dalejże! Czemu zwlekasz? Na cóż próżne żale?

Nie maszże nienawiści ku bogu, co bogom

wrogiem jest, co twój cenny skarb śmiertelnym wydał?

Hefajstos

Wielkać jest moc w krewieńwie i pospólnym bycie...

Przemoc

Nie przeczę; lecz ojcowych nie słuchać rozkazów

zali można? Czyż tego bardziej się nie lękasz?

Hefajstos

Nie znasz litości, srogość jeno w tobie dzika ...

Przemoc

A jakiż z płaczu nad nim pożytek? Daremnie

nie trudź się, skoro trudy mają pójść na marne

Hefajstos

O, rzemiosło nieszczęsne, jakżeś mi obmierzło!

Przemoc

Czemuż je lżysz? Toć jasne przecie, że nie

z kunsztu twego winy dzisiejsze zrodziły się troski.

Hefajstos

Jednak - obyż inszemu przypadł był w udziele!

Przemoc

Wszystko przykre - prócz jeno władztwa nad bogami –

krom Zeusa nikt nie jest na tym świecie wolny.

Hefajstos

O tak, widzę.. I rzec już nic nie mogę więcej.

Przemoc

Tedy spiesz się, co prędzej zakuwaj go w pęta,

by nie obaczył rodzic, że się wahasz, zwlekasz!

Hefajstos

Oto patrzaj; pierścienie żelazne gotowe.

Przemoc

Nakładaj je na ręce i co jeno mocy

bij młotem, do skalnego przygważdżaj urwiska!

Hefajstos

Pełni się, śpieszy dzieło, i nie ma już zwłoki.

Przemoc

Uderzaj mocniej, ciśnij i nie dawaj luzu:

z najgęstszej on się matni wyplątać potrafi.

Hefajstos

oto ramię przykute; nie łacno je zwolni.

Przemoc

I drugie z równą przybij mocą: niech się dowie,

że zeń mędrzec od Zeusa bardziej opieszały.

Hefajstos

Prócz niego - nikt mi słusznie nie mógłby przyganić...

Przemoc

A teraz stalowego klina czeluść srogą

przez pierś mu przepędź młota niezłomnymi ciosy!

Hefajstos

Ach, Prometeju! Płaczę nad twą gorzką dolą...

Przemoc

Znów się ociągasz, znowu łzy lejesz nad Zeusa wrogami?

Bacz, byś rychło nie płakał nad sobą!

Hefajstos

Patrz, oto widok oczom nieznośny, straszliwy!

Przemoc

Patrzę - i widzę zbrodni zasłużoną karę.

Nuże! Krępuj mu żebra pasy żelaznymi!

Hefajstos

Wiem, muszę to uczynić; przynaglać nie trzeba.

Przemoc

Otóż będę przynaglał! I popędzać będę!

Niżej znijdź! W pierścień ujmij i przykuwaj nogi!

Hefajstos

Już przykute; niewiele trzeba było trudu.

Przemoc

Z całej siły ćwiekami przybijaj kajdany!

Surowy, groźny patrzy na twą pracę sędzia

Hefajstos

Jaka twa postać, taka też i mowa twoja...

Przemoc

Roztkliwiaj się, gdy wola; lecz mnie mej srogości

i twardego, szorstkiego nie wyrzucaj ducha!

Hefajstos

Wracajmy: już go dzierżą ze wszech stron okowy.

Przemoc ku przykutemu Prometeuszowi

Tu się panosz, tu ninie bogom skarby boże

kradnij i jednodniowcom rozdawaj! Azali

zdolen jest ród śmiertelnych ująć ci tej męki?

Mylnie zwą cię bogowie Przemyślnym: samemu

zdałby ci się przemyślny ktoś, co najdzie sposób,

jak z tej misternie kutej wyśliznąć się matni.

Przemoc,Siła i Hefajstos odchodzą. Chwila zupełnego milczenia

 

Scena II

 

Prometeusz

O, jasne, boskie niebo! Szybkoskrzydłe wiatry!

Rzek zdroje! Śmiechy morskich fal nieprzeliczone!

O, wszechmacierzy ziemio! I ciebie przyzywam,

słońca kręgu promienny, który wszystko widzisz!

Patrzcie, jakie katusze - bóg - cierpię od bogów

Takie oto - widzicie? - męczarnie i srom,

taką straszną udrękę tysiące tu lat znosić będę! To on,

nowy król nieśmiertelnych na taki mię los,

takie więzy skazuje haniebne! Mój ból,

mą niedolę dzisiejszą i tę, co ma przyjść,

opłakuję, nieszczęsny... O, biada! Gdzież kres,

jakiż męce mej koniec zaświta?

Lecz co mówię? Toż przecie wszystko, co się stanie,

wiem naprzód, i takiego nie będzie cierpienia,

które by niespodzianie przyszło... Los znaczony

nieść trzeba ze spokojem, jako że niezłomna,

niezwalczona jest twardej konieczności siła.

Na nic nie zda się głosić niedolę - a jednak

i milczeć trudno... Szczodrzem udarował ludzi

i za to mus ten twardy spętał mię i zdławił:

ogniam jasną krynicę skradł, ukrywszy w trzciny

pustym wnętrzu, i stał się dar ów dla śmiertelnych

kunsztu wszelkiego mistrzem, ratunkiem, pomocą.

Za takie to przewiny cierpię ninie karę,

do skał w podniebnej pustce przygwożdżon żelazem.

nagle

Co to?... Co to?...

Skąd szmer ten?   Skąd echo - i powiew -  i wonność?...

Kto zbliża się? Śmiertelnik? Bóg? Półboży stwór?

By mękę mą oglądać, aż na świata kraj przybywa?... Czego, czego chce?...

O, patrzcie! Oto bóg nieszczęsny, w pętach bóg!

Wróg Zeusowy i wszystkim niebianom, co dwór

nawiedzają Kronidy l moc jego czczą,

nienawistny - bo nazbyt człowieczy ów ród

umiłował, bo ulgę w niedoli mu niósł!

po chwili

Znowu szmery, szelesty...już blisko są, tuż.

Czy to ptaki? Skąd płynie skrzydlaty ten szum?

Śród poświstów powietrze faluje i drży...

Wszystko trwoży mię, wszystko przeraża...

Zjawia się Chór na wozie skrzydlatym.

 

Parados

 

Chór

O, nie trwóż się! Przyjazny to huf

przybywa... Skrzydeł chyży mię pęd

w zawody niósł do dzikich tych skal.

Opór rodzica przemóc nie łatwo było słowem i łzą

aż otom z wiatru pomknęła lotem...

W głęboką ciszę komór i grot

podwodnych młota przedarł się huk

czcigodny wstyd,

skromność mą cichą spłoszył:

na wóz mój skrzydlaty pobiegłam bosa...

Prometeusz

O, biada mi, ach! Dzieci Tetii wszechpłodnej i tego, co w krąg,

w wiecznym trudzie bezsennie toczących się fal,

całą ziemię otacza pierścieniem swych wód,

Okeana – rodzica! O spójrzcie, jak pęt

nieskruszonych niewola przykuła mię tu,

do tej turni wysokiej, śród urwisk, bym straż

bezradosną tu pełnił, okrutną!

Chór

Och, widzę... Słońca śćmił mi się blask:

to pełna łez zasnuła mi mgła

wylękłe oczy, gdym oto twą,

o Prometeju, mękę

ujrzała, ciało twoje u skał

schnące, żelazną przykute krzywdą...

Nowotne pany dzierżą dziś ster

Olimpu; wolą rządząc się swą

panuje Zeus,

nowe stanowi prawa;

co wprzód było wielkie, to w nicość grąży.

Prometeusz

Czemuż raczej w podziemny nie strącił mnie mrok,

jeszcze głębiej, niż kędy Hadowy się dom

rozpościera, umarłych dziedzina - na dno,

do Tartaru, i tam mnie nie spętał, by nikt,

czy to bóg, czy kto inszy, widokiem się mym

nie radował! Dziś cierpię, mym wrogom na śmiech,

między niebem zawieszon a ziemią...

Chór

Któż z bożej rzeszy serce ma

tak twarde, by się cieszył tym?

Któż doli nie złorzeczy twej,

prócz Zeusa? Ów zasię w gniewie zacięty, duchem trwa

w twardym uporze, gnębi ród

niebian - i srożąc się tak,

snadź nie pierwej spocznie,

aż swoje serce nasyci - lub wonczas, gdy władzę mu

wydrze kto śmiałą, zwycięską dłonią...

Prometeusz

Jeszcze kiedyś, zaprawdę, Olimpu się pan

zwróci do mnie w potrzebie, choć twardych mię pęt

hańba więzi okrutna, i zechce, bym rzekł,

jaki zamysł niewczesny wytrąci mu z rąk

władne berło, z królewskiej obedrze go czci!

Lecz ni słodko płynących wymowa mnie słów

oczarować i zmiękczyć nie zdoła, ni gróźb

nie przerazi mnie twardość: nie wydam mu mej 

tajemnicy, aż póki nie zgodzi się zdjąć

ze mnie więzów tych srogich, za mękę i srom

nie zapłaci sowitym okupem!

Chór

Zuchwałyś... Cierpień gorzkich moc

nie zdoła skruszyć dumy twej.

Zbyt śmiała mowa twoja, zbyt!

Zadrżało serce me, ostry ogarnia duszę lęk...

Strach mi o ciebie, o twój los...

Jakoż się stać ma, byś kres

mąk tych ujrzał, łodzią

dobił do brzegu szczęsnego? Prośbami nie wzruszy się,

serca nieczułe ma syn Kronowy.

Prometeusz

Wiem, że twardy, okrutny, że praw nie chce znać,

krom swej woli, nijakich. A przecie, gdy cios

ów uderzy weń, zmięknie w nim,- ugnie się duch!

Niepożyty swój gniew

uśmierzywszy, jednaniem zakończy nasz spór,

przyjacielską wyciągnie prawicę - a ja

śpieszącemu naprzeciw pospieszę.

 

Epejsodion I

Scena I

 

Przodownica Chóru

Całą odsłon nam prawdę i wszystko opowiedz:

o cóż to cię oskarża Zeus, za jaką winę

tak sromotną, tak srogą karze clę udręką?

Poucz nas - jeśli-ć mowa nie przyniesie szkody.

Prometeusz

Boleśnie mi o sprawach tych mówić - i milczeć

takoż boleśnie... Smutek i niedola wszędy...

Chwila milczenia.

Skoro tylko śród bogów gniewy się i spory

zażegły i ku wojnie szło między niebiany -

jedni chcieli ze stolca królewskiego Krona

strącić, aby Zeus rządził, inszych zasię wolą

było, by nad bogami Zeus nie władał nigdy

naonczas ja najlepszą gotów byłem radą

dopomóc dzieciom Nieba i Ziemi, Tytanom.

Wszelakom ich przekonać nie zdołał; podstępy

przemyślnymi wzgardziwszy, w zuchwałej sądzili

bucie, że samą siłą bez trudu zwyciężą.

Mnie zasię nieraa mądra matka ma, Temida

i Ziemia - wiela imion jeden kształt - jak losy

przyszłe spełnić się mają, wieściła: że w walce

nie gwałt, nie ramion przemoc górę weźmie, jeno

myśl przebiegła zwycięstwem zapasy uwieńczy.

Tom im słowy przekładał cierpliwie, lecz. oni

nawet spojrzeć w mą stronę nie zechcieli zgoła.

Wydało mi się tedy, iż skoro tak rzeczy

stoją, najlepiej będzie, jeśli z matką społem

z dobrej woli do sprawy przystąpię Zeusowej.

Moja to myśl sprawiła, że głębiny czarne

Tartaru prastarego pochłonęły Krona

i tych, co przy nim stali. Tyle niebian włodarz

dobrego miał ode mnie i taką mi niecną

miarą płaci, za dobro tak mi się odwdzięcza.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin