Józef Kotarbiński - NIEZDROWA MIŁOŚĆ.rtf

(1367 KB) Pobierz
Józef Kotarbiñski

Józef Kotarbiński

NIEZDROWA MIŁOSC

SZKICE

OBYCZAJOWO-PSYCHOLOGICZNE

 

SŁOWO WSTĘPNE.

ierwszą myśl do napisania tej pracy powziąłem, przeczytawszy Bourget‘owską “Fizyologię mi­ łości współczesnej“, w której autor jedną z naj­ ważniejszych sił życia ludzkiego traktował, jako

chorobę. Wobec tej i wielu innych książek, roznoszących miazmaty zarazy moralnej, mogą być pożytecznemi, jak sądzę, książki, nacechowane wprost przeciwnem pojmowa­ niem natury ludzkiej i współczesnego życia.

Dotykając tematu, który wkracza w tak różnorodne dziedziny, wybrałem formę szkiców literackich o swobod­ nym układzie. Natura przedmiotu nietylko godzi się z ta­ ką formą, ale jej wymaga. Łatwo się o tem przekonać, przejrzawszy podobnej treści książki Balzac’a, Stendhafa, Michelet’a i Bourgefa, noszące znamiona tego literac­ kiego typu.

Praca, którą ofiaruję czytelnikom polskim, różni się opracowaniem i wyborem treści szczegółowej od dzieł tych- znakomitych francuskich pisarzy. Tak samo jednak, jak one, chce być żywotną, albowiem oparta częściowo na wskazówkach i teoryach naukowych, zawiera materyał, poczerpnięty z wielkiej księgi rzeczywistego życia.

Dotykając tematów drażliwych, staram się usilnie zamknąć w granicach, odpowiednich celowi książki, wła­ ściwych dla szerszego koła czytelników dojrzałych. Omi­ jałem szczegóły i kwestye, które powinny znaleść miejsce tylko w specyalnie naukowych rozprawach z dziedziny kryminalistyki i psychiatryi. Zamknąwszy w I-ej części charakterystykę zboczeń erotyzmu, poświęciłem część II-gą szkicowemu obrazowi dziejów miłości, oraz jej roli w oby­ czajach współczesnych. Zresztą, niech książka mówi sama za siebie.

J. K.

CZĘŚĆ PIERWSZA.

i.

Ze wspomnień.

Widziałem dużo spustoszeń, jakie sprawia miłość w szczęściu ludzi i w ładzie moralnym życia. Przyćmie­ wa ona rozum w mądrych, którzy płodzą niedorzeczno­ ści, sączy truciznę w charaktery słabe, marnuje dusze szlachetne, trawiąc je w konwulsyach szału.

Oto człowiek wielkiego talentu szamocze się z nie- szczęśliwem uczuciem dla kobiety zamężnej. Do drama­ tów romantycznych nie miała ona żadnej skłonności, bio­ rąc życie pogodnie i wesoło. Mimowoli podnieciła na­ miętność ślepą, niepodzielaną i dlatego upartą. Dręczo­ ny bólem szaleniec niszczy umyślnie zdrowie i umiera.

Oto drugi człowiek bardzo inteligentny szuka nieba w oczach zalotnicy, burzy szczęście domowe, gnije mo­ ralnie i topi w błocie najpiękniejsze nadzieje, przywiąza­ ne do jego pracy.

Oto trzeci także bardzo zdolny, ale wątpliwej war­ tości moralnej, żeni się z uczciwą kobietą. Dzieli ona je-

Niezdrowa miłość.              1

go życie niespokojne, niezdrowe i pełne przygód. Przy­ jaciele i krewni radzili jej zerwanie z mężem, którego ju­ tro mogło być nawet... hańbiące. Wytrwała przy nim. Po kilkunastu łatach łotr rzuca żonę i dorosłe dzieci dla metresy. Biedna kobieta, straciwszy najpiękniejsze lata, zostaje osamotnioną i chwycić się musi twardej pracy.

Inny wreszcie człowiek bardzo zdolny trzyma się uparcie miłości dla kobiety, która nie może mu być wza­ jemną. Miła wdówka nie usprawiedliwia niczem tego uporu. On widzi w niej niesłychane i nieistniejące przy­ mioty, oświadcza się, dostaje rekuzę po rekuzie, ale to nie pomaga. Mógłby stworzyć rodzinę i życie domowe, tymczasem gorzknieje, staje się odludkiem i szuka ukoje­ nia w pokątnych miłostkach.

Oto wreszcie młody aktor średnich zdolności, spo­ kojnego i cichego usposobienia. Miał piękne warunki, przy pracy mógłby się wyrobić, w początkach zawodu doznał poparcia i opieki. Ale próżnował, żył bezmyśl­ nie, jako niewolnik skrytej miłości. Zamknięty w sobie trawił się po cichu, a gdy w stanowczej chwili jego ubó­ stwiana, jak się zdaje, odebrała mu wszelką nadzieję, zo­ stał mordercą i samobójcą.

Dla tego rodzaju miłości zawsze czułem lekceważe­ nie, a nawet pogardę. Nie rozczulało mnie nigdy roman­ tyczne poetyzowanie męzkiego niedołęztwa. Gdy Bar­ rière w swych “Dziewicach marmurowych“ piorunował na zalotnice przeszłości i przyszłości“, gdy Feuillet w swej “Dalili“ rzucał klątwę na kobietę-Siinksa—ja, przyczynę zguby Rafaelów i Kosweirtów widziałem w sła­ bości ich charakterów, w przesadnem poetyzowaniu ero­ sów, które było jednym z grzechów romantyzmu. Z przy­ jemnością zatem śmiałem się na wesołej farsie: “Mazgaje

miłości“ (Les jocrisses d‘amour), żałując, że zdrowej, cho­ ciaż gorzkiej ironii nie oparł Barrière na głębszej nieco psychologii, ale posiłkował się szarżą i karykaturą.

Gdy przed dwudziestu kilku laty występowałem na arenę piśmienniczą, erotyzm w literaturze naszej nie był modnym. Tu i owdzie po szpaltach pism błąkały się cienie ostatnich niedobitków romantyzmu. Rozmaite Liljany, Bożenny, oraz cały rój wieszczów minorum gen- tium, kwilił żałośnie, jęczał i pogrążał się w “mglistej, a lubieżnej melancholii“, jak ją trafnie nazwał Asnyk. Ja i moi towarzysze drwiliśmy niemiłosiernie z tych ka­ rzełków literackich, pieszczących się miłością i bólem osobistym. Kilka strzałów fejletonowego śrutu przepło­ szyło stada poetycznych zięb i szczygłów. Zajęci postę­ pami nowej wiedzy i filozofii, sprawą ekonomicznego i społecznego rozwoju, patrzyliśmy na miłość poważnie, ale i pogodnie. Wobec zagadnień, które namiętnie nas zajmowały, hałas podnoszony przez francuzkich pisarzy

o              kwestyach erotycznych nie trafiał do przekonania i nie obudził w myślach fermentu.

Podobnie jak inni rówieśnicy nie byłem wtëdy skłonny do fałszywego apoteozowania miłości, a teore­ tycznie nie zdawałem sobie z niej sprawy. Odróżniałem jednak uczucie poważniejsze i głębsze od zwykłych psot młodzieńczej swywoli.

Pomimo całego pozytywizmu i negacyi, mieliśmy dobre przeczucia, nie sprowadzaliśmy nigdy miłości wy­ łącznie do pierwiastku zmysłowego. Poezya młodości unosiła się w duszach naszych po nad walką sprzecz­ nych poglądów. Nic w tem dziwnego, bo w zaraniu umysłowego rozwoju wynieśliśmy ze średniej szkoły pięk- j ne wspomnienia. Pamiętam, jak zacny Julian Bartosze- s

wicz, wywierający niesłychanie szlachetny wpływ na młodzież, czytał nam “Powieść Wajdeloty“—zwłaszcza ten ustęp, gdy Walter z ust Aldony uczył się języka, którym mówił dzieckiem, a zapomniał go w obozie krzyżaków:

Z każdym wskrzeszonym wyrazem budzi się nowe uczucie, Jako iskra z popiołu; były to słodkie imiona Pokrewieństwa, przyjaźni, słodkiej przyjaźni, i jeszcze Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości.. “

Pamiętam, jak głos ukochanego nauczyciela drżał potem,,gdy poeta mówił o uczuciach i o imionach daleko świętszych, które wyżej nad miłość cenić należy.

Nie jeden z nas chował w duszy wspomnienie chwil rozkosznych, gdy w ciszy letniego wieczoru uczuł przy boku młodej panienki na spacerze pewne zachwyty uczucia, które rozwiało się potem w gwarze życiowym. W chwili sennego upojenia cała natura łączyła się wtedy z sercem w drżeniu pragnień niepochwytnych, po ner­ wach rozlewało się ciepło rozkoszne, ucho chwytało dźwięki głosu dziewiczego, który dzwonił niby rajska melodya. Zmysły drzemały pod osłoną rozkoszy poe­ tycznej.

Potem, gdy idyllę przerwała praca, gwarne życie, gdy umysł wchłaniał chciwie nowe drgnienia ruchu cy­ wilizacyjnego, nieraz grały w uchu echa pierwszych upo- jeń. Z poezyi naszej czerpaliśmy poczucie posłannictwa, które na swój sposób w nowe hasła przyoblekało się w nowej literaturze, Zasada społecznego dobra panowa­ ła w umysłach. Krytycyzm wobec przeżytych form, prą­ dów literackich i naukowych, nie usuwał pewnych dog­ matów, które przyświecały w dalszym pochodzie życia.

Miłość o tyle ma znaczenie dla społecznego życia,

o              ile jest siłą stwarzającą i podtrzymującą byt rodzin­ ny“—taką zasadę wyrobiłem sobie już po pewnych la­ tach samodzielnego rozwoju. Nie wytrzymuje ona kry­ tyki psychologicznej, nie zadawalnia umysłu, obejmują­ cego szersze sploty zjawisk duchowych. Ale tkwił w niej pierwiastek moralnego zdrowia, tkwiła moc odporna wo­ bec demonizmu namiętności.

II.

Różne określenia miłości.

Pisząc jedno z moich studyów literackich, porówna­ łem miłość do drabiny ze snu Jakóba, której najniższe szczeble nurzają się w pyle powszednich pożądań i chuci, gdy najwyższe sięgają do nieba idealnych marzeń. By­ łem kontent z tego porównania. Wydało mi się orygi- nalnem. Aliści pewnego razu jestem na jakiejś operetce. Wpadają mi do ucha słowa piosenki, nuconej dźwięcz­ nym kobiecym głosem:

Miłość to jest drabina,

Co się na ziemi zaczyna,

A w niebie kończy—tam!...“

Przekonywam się, że mimowolnie byłem plagiato­ rem jakiegoś fabrykanta aktów i scen na łokcie dla użyt­ ku podkasanej muzy!

Swoją drogą i ja i librecista mieliśmy racyę. Mi­ łość nie jest bynajmniej uczuciem jednakowem i jedno- rodnem. Potwierdzają to myśliciele i badacze. Gervi- nus, który w swem dziele o Szekspirze napisał dużo rze­

czy pięknych, a dużo także pseudo głębokich niedorzecz­ ności, powiada, że miłość jest demonem dwulicowym, po­ siadającym piękne i złe przymioty. W “Romeo i Julii“ łączy ona dwie dusze szlachetne, wznosi się po nad nie­ nawiść, po nad nędzne kłótnie dwu rodzin, ale potem staje się lekkomyślnym szałem i gubi zakochaną parę.

A co mówi o niej nauka i psychologia? Tylko bar­ dzo płytcy materyaliści sprowadzają miłość do funkcyi czysto zmysłowej. Ale rozwój cywilizacyjny uduchownił ten popęd, podobnie jak tyle innych właściwości ludzkiej duszy. Człowiek sam w sobie w ciągu wieków stwarzał niebo i piekło, którego szukał po za sobą.

*              *

»

Mówiąc językiem prozaicznym, popęd rozrodczy jest punktem wyjścia dla rozmaitych aktów świadomości na­ szej, albo też się z niemi łączy, bywa źródłem lub towa­ rzyszem różnych pragnień, uczuć, pożądań, namiętności, rozkoszy i mąk: stosownie do różnorodnych usposobień i charakterów ludzkich, oraz do warunków lub okoliczno­ ści, w jakich owe działają.

Schopenhauer w swej świetnej “Metafizyce miłości“ (Metaphysik der Geschlechtsliebe) wprowadza w grę “ge­ niusza gatunku“, nadając mu potężne, a złowrogie znacze­ nie. Tylko instynkt i namiętność jest czynnikiem zacho­ wania rodzaju ludzkiego. Według tego ponurego myśli­ ciela wpływ erotyczny jednego osobnika na drugiego na­ biera tem większej mocy, o ile ten osobnik doskonalszy pod względem fizycznym przedstawia ideał gatunku. Ko­ chankowie marzący o szczęściu idealnem, kołysani upo- jeniami uczucia, nie wiedzą, że w nich pracuje nieświado­ mie geniusz gatunku. Ich ślepa namiętność jest, według

wielkiego pessymisty, “myślą o wytworzeniu przyszłych pokoleń, z których wypływa niezliczona ilość pokoleń na­ stępnych ’). Najbardziej eteryczne i tkliwe uczucia bio­ rą swój początek w naturalnym popędzie, są one niczem innem, tylko tym instynktem określonym i zindywiduali­ zowanym!“ Dla tego to miłość “pochłania siły najmłod­ szej i najżywotniejszej części rodzaju ludzkiego, jest osta­ tecznym celem wielu wysiłków, wywiera wpływ potężny i niepokojący na sprawy niesłychanie ważne, przerywa zajęcia najdonioślejsze, narusza równowagę potężnych umysłów, mięsza swywolne wybryki do układów dyplo­ matycznych, wtrąca się do pracy uczonych badaczy, ukradkiem wrzuca wonne bileciki lub sploty włosów do tek ministeryalnych i do rękopismów myślicieli, a pomi­ mo to codziennie jest sprawczynią przestępstw i niepo­ kojów. Ona to zrywa najcenniejsze stosunki, węzły naj­ trwalsze, jej ofiarą bywa zdrowie i życie, bogactwo albo szczęście i stanowisko, ona zamienia uczciwego człowieka na niegodziwca, wiernego na zdrajcę, ona bywa podobną do złośliwego demona, który chce wszystko dokoła siebie zamącić, wzburzyć i zniszczyć. Wobec tego zawołać można: Po co tyle hałasu, po co tyle wysiłków, tyle unie­ sień, tyle nędzy, niepokoju i udręczenia? Przecież cho­ dzi tu o rzecz bardzo prostą: aby każdy Janek znalazł swoją Małgosię? Dlaczego taka bagatela gra tak olbrzy­ mią rolę, dlaczego wprowadza tyle nieładu i zamętu, i mięsza normalny porządek życia ludzkiego“.

Według Schopenhauer1 a instynkt erotyczny, gdy

*) Schopenhauer “Die Welt als Wille und Vorstellung“. Tom II, wydanie Reclam'a, str. 627 i nastgpne.

ujawnia się w świadomości osobistej w sposób ogólny i nieoznaczony, bez ściślejszego określenia, jest wolą czyli żądzą życia bezwzględną, niezależnie od wszelkich zja­ wisk zewnętrznych. Gdy zaś ten instynkt zwraca się do danego osobnika, jest w gruncie rzeczy tą sarną wolą, któ­ ra dąży do życia w istocie nowej, odrębnej i dokładnie określonej. Miłość więc erotyczna jest częścią woli, tej potęgi tajemniczej i niewiadomej, która jest bytem sa­ mym w sobie (Wesen an sich), zasada, na mocy której objaśnia Schopenhauer całą prawidłowość świata ').

Miłość jest potęgą łudzącą i przez którą przyroda prowadzi człowieka tajemnie do swych celów. Przez nią ludzkość ciągle trwa i trwać będzie, znosząc mękę istnie­ nia, “Kochankowie“ — mówi dalej Schopenhauer, — są to zdrajcy, którzy pracują na to, aby przedłużyć nędzę i cierpienie, bez nich skończyłyby się one prędko, ale sta­ rają się temu zapobiedz tak samo, jak inni przed nimi za­ pobiegli.

Ponieważ życie nie dla wszystkich ludzi jest męką, albo marnością, przeto nie mamy powodu wyrzekać ra­ zem z Schopenhauerem na kochankow, ani wytaczać im procesu o zdradę rodzaju ludzkiego. Każdy przecież pa­ mięta, że gdy marzył, kochał, a nawet cierpiał z miłości, wtedy przynajmniej czuł, że żyje, że dla kogoś żyje, że ma drogą sercu istotę, że istnienie jego nie jest niczem pustem. To lepsze od leniwej goryczy pessymizmu, któ­ ry wzdycha do nicości.

Obrawszy jednak doktrynę Schopenhauera z łupin gorzkiej metafizyki, znajdziemy w niej jądro prawdy. On

*) Patrz: Th. Ki bot: “La philosophie de Schoppenhauer“. Wydanie 6-te 1895, str. 84—90.

pierwszy odczul działanie i siłę miłości w mechanizmie życia, mówił o niej językiem silnym i barwnym, wolnym od powijaków pedanteryi, od mglistej frazeologii innych filozofów niemieckich, od formuł ciężkich a zawiłych, z których trudno płodną myśl wyplątać. On z przenikli­ wością wielkiego umysłu pochwycił i określił naturę mi­ łości płciowej, żywiołową, tajemniczą, uznał w niej wiel­ ką siłę przyrody, chociaż odsłonił w niej stronę posępną i niższą. Fatalne i tragiczne znaczenie miłości jako siły nieprzepartej, która musi swoje działanie wywrzeć w bie­ gu spraw ludzkich, odczuwali wielcy poeci różnych epok i czasów. Schopenhauer uświadomił to znaczenie na wieczne czasy. Należy on do mędrców, których docho­ dzą ciche szepty z po za tajemniczej zasłony, kryjącej głębię istnienia przed oczami zwykłych ludzi.

Hartmann na swój sposób wyciągnął konsekwen- cyę z doktryny mistrza. W popędzie miłosnym uznaje on objawienie “Nieświadomego“, tej potęgi tajemniczej, która rządzi światem, tego bóstwa, jakie ulepił zwolen­ nik haseł ks. Bismarka, rozrabiając w glinie metafizycz­ nej fakt nieświadomych działań duszy ludzkiej i sił przy­ rody. Hartmann widzi w miłości przedewszystkiem pier­ wiastek bólu, jej rozkosz nazywa złudzeniem. Gdyby ro­ zum brał u człowieka górę nad jego popędami, każdyby unikał miłości jak choroby. Ponieważ filozof ten lubi radykalne środki, twierdzi więc, że najlepszym lekar­ stwem na niedolę miłości dla mężczyzn, byłoby przejście w stan... stróżów haremowych. Zdawałoby się, że zwo­ lennik zasady “Ausrotten“ powinienby ten środek zale­ cać tylko Polakom, których wzrost liczebny jest nie na rękę politykom tej barwy, ale w zapędzie hipochondryi

nie wyłącza z tej głównej zasady nawet swych współ­ ziomków.

* •*

*

Nowsza psychologia uznaje miłość jako częściowy objaw działania ogólnego mechanizmu świadomości, ja­ ko wynik popędu rozrodczego w dziedzinie wyższego emo- cyonalnego rozwoju. Tak ją określa jeden z psycholo­ gów współczesnych, Danville w swem studyum. Czy miłość jest stanem patologicznym Ł), w którym ścisłość analizy i głębokość poglądów łączy się z tą algebraiczną i często zawiłą formą dedukcyi i rozumowań, jaka za sprawą Wundt‘a rozwielmożniła się w obecnej psy­ chologii.

Gruntownym i dość jasnym pomimo ciężkiego nieco wykładu jest J. Wł. Dawid w swej rozprawce “O drugo­ rzędnych źródłach miłości“, pomieszczonej w “Szkicach psychologicznych“ (Warszawa, 1892). Według niego miłość jest złożonym procesem psychologicznym, który u człowieka rozwija się podczas okresów środkowych działania popędu erotycznego, t. j. pomiędzy jego po­ wstaniem a zaspokojeniem. Miłość, tęsknota miłosna jest znamieniem osobników wyżej rozwiniętych, u któ­ rych obok zasadniczego popędu działają także inne czyn­ niki, jak np. niezwykłość otrzymanych wrażeń, siła róż­ nych uczuć: dumy, próżności, zazdrości, litości, nienawi­ ści. Na tern właśnie polega bogactwo niezliczonych ob­ jawów i kombinacyj niespodziewanych, jakie w miłości wytwarzają obyczaje, stosunki społeczne, wreszcie roz­ maitość natur ludzkich. Miłość nie oznacza jakiegoś

) "Revue philosophique“ 1893. Zeszyt 8, str. 283.

uczucia lub namiętności jednorodnej, jakiegoś porywu ku ideałowi, jak sobie wyobrażają marzyciele.

Z tego punktu widzenia nie ma sensu romantyczny pogląd, który w pewnym nastroju lub charakterze uczu­ cia widzi jej formę czystą i jedynie uprawnioną.

*              *

*

Mantegazza w swej “Fizyologii rozkoszy“ powiada, że przyroda względem uczucia miłości zajęła stanowisko stronnicze. Jemu zapewniła wspaniałomyślnie uciechę zmysłów, zapęd namiętności i świetne ozdoby umysłu.

Najpiękniejsze kwiaty ogrodu serca, najcenniejsze klejnoty rozumu, najbardziej upajające wonie zmysłów, składają się na ofiarę temu uczuciu. Żadne inne nie obejmuje tak potrójnego państwa ludzkiej natury. W kul­ cie, którym ludzka natura otacza miłość, łączą się naj...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin