Clive Cussler - Meduza.doc

(1926 KB) Pobierz

Clive Cussler

 

 

Meduza

 

 

 

 

 

Gdyby tempo rozprzestrzeniania się epidemii nadal rosło w postępie arytmetycznym, ludzkość mogłaby wkrótce zniknąć z powierzchni Ziemi.

dr Victor Vaughn

American Experience, Grypa 1918

 

 

 

 

 

Co wieczór i co rano myj wnętrze nosa mydłem i wodą; każdego wieczora i ranka zmuś się do kichnięcia, a potem odetchnij głęboko; nie noś grubych, ciepłych szalików; codziennie chodź na długie spacery i pieszo wracaj z pracy do domu; jedz dużo owsianki.

Jak ustrzec się grypy - porady zamieszczone w News of the World z 1918 roku

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

Pacyfik, rok 1848

 

W ciągu wielu lat żeglowania po oceanach kapitan Horatio Dobbs nigdy nie widział czegoś takiego. Przechadzał się po pokładzie rufowym Princess, wielorybnika z New Bedford, a jego szare oczy śledziły wskazania kompasu niczym dwa snopy światła latarni morskiej.

Pacyfik był pustynią w kształcie kręgu. Żadne fontanny nie wytryskiwały na horyzoncie. Żadne morświny nie pląsały wokół dziobu. Żadne latające ryby nie śmigały nad grzbietami fal. Zupełnie jakby życie w morzu przestało istnieć.

Dobbs miał w New Bedford opinię mistrza w swoim fachu. W portowych tawernach, gdzie zbierali się twardzi harpunnicy, i w salonach bogatych kwakrów, właścicieli statków, na Johnny Cake Hill mówiono, że potrafi wyniuchać kaszalota z pięćdziesięciu mil. Ale ostatnio nozdrza kapitana wypełniała tylko obrzydliwa woń wzbierającego buntu.

Dobbs z lękiem rejestrował w dzienniku pokładowym każdy bezowocny dzień. Wpis z poprzedniego wieczoru doskonale ilustrował jego problemy:

 

27 marca 1848.

Orzeźwiająca bryza z południowego zachodu. Ani jednego wieloryba w polu widzenia. Pech wisi nad rejsem niczym cuchnąca mgła. Na całym Pacyfiku nie ma oleju dla nieszczęsnej Princess. W forkasztelu szykują się kłopoty.

 

Z podwyższonego pokładu rufowego Dobbs miał dobry widok na cały statek i musiałby być ślepy, żeby nie zauważać, jak marynarze odwracają wzrok i rzucają ukradkowe spojrzenia. Oficerowie meldowali z niepokojem, że zwykłe narzekania załogi w forkasztelu stają się coraz częstsze i coraz gwałtowniejsze. Kapitan poinstruował ich, żeby trzymali pistolety w pogotowiu i nawet na chwilę nie zostawiali pokładu bez nadzoru. Nikt jeszcze nie próbował wzniecić otwartego buntu, ale w ciemnym, obskurnym forkasztelu - ciasnych kwaterach w zwężeniu dziobu - słyszało się szepty, że los mógłby się uśmiechnąć do statku, gdyby kapitanowi przydarzył się jakiś wypadek.

Dobbs miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i profil jak wyrzeźbiony w skale. Był pewien, że zdołałby stłumić bunt, ale buntem najmniej się przejmował. Kapitan powracający do portu bez cennego ładunku oleju popełniał niewybaczalny grzech - naraż armatora na straty. Żadna załoga z prawdziwego zdarzenia nie wyszłaby z nim więcej w morze. Reputacja, kariera i majątek mogły zależeć od jednego rejsu.

Im dłużej żeglowali, tym większe było niebezpieczeństwo porażki. Zapasy się kończyły. Załodze zagrażały szkorbut i inne choroby. Stan statku się pogarszał i marynarze tracili zapał. Zawinięcie do portu, żeby uzupełnić zaopatrzenie i dokonać napraw, było ryzykowne. Załoga mogła opuścić statek i zamustrować się na innym, mniej pechowym.

Ta wyprawa wielorybnicza szła źle od początku, od rześkiego jesiennego dnia, kiedy lśniący nowy żaglowiec opuszczał zatłoczone nabrzeże wśród pożegnalnych okrzyków. Dobbsa zdumiewał pech Princess. Żaden statek nie mógłby być lepiej przygotowany do dziewiczego rejsu.Princessmiała doświadczonego kapitana, starannie dobraną załogę i nowo wykute, ostre jak brzytwa harpuny.

Trzystutonowy żaglowiec zbudowano w jednej z najbardziej renomowanych stoczni w New Bedford. Miał nieco ponad trzydzieści metrów długości i prawie dziesięć szerokości. W ładowni mieściły się trzy tysiące beczek do transportu trzystu czterdziestu tysięcy litrów oleju. Mocna dębowa konstrukcja statku mogła się oprzeć największym sztormom. Cztery...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin