DOBRY PASTERZ CZ 089 - JAK POMÓC DUSZOM CZYŚĆCOWYM KTÓRE UPOMINAJĄ SIĘ O POMOC.docx

(1211 KB) Pobierz

JAK POMÓC DUSZOM CZYŚĆCOWYM KTÓRE UPOMINAJĄ SIĘ

O POMOC ?

Duch nawiedzający jakieś miejsce może być zmarłą osobą potrzebującą modlitwy.  Nie tylko budynki mogą być uwolnione dzięki formule modlitwy. Tyczy się to także miejsc podatnych na niezwykle, niewytłumaczalne wypadki, jak na przykład proste odcinki na drogach lub obszary na niebie czy morzu, takie jak wzbudzający wiele strachu Trójkąt Bermudzki.

Przez setki lat Trójkąt Bermudzki (obszar Oceanu Atlantyckiego zamknięty umowną linią w kształcie trójkąta, którego wierzchołkami są Bermudy, Miami i Puerto Rico) pochłaniał, często bez śladu, statki i samoloty. Sama waga książek napisanych na ten temat zatopiłaby mały statek. Większość marynarzy woli omijać to miejsce, aleją, tak jak inne „szczury lądowe", drwiłem z tak irracjonalnych obaw. W 1972 roku płynąłem statkiem przez „trójkąt", gdy złapał nas sztorm o sile 9 w skali Beauforta. By oddalić się od niego, skierowaliśmy się na południe w stronę zniesławionego Morza Sargassowego. Wtedy wybuchnął jeden z silników na statku i pozostało nam dryfować w ciszy.

W tej ciszy wyraźnie usłyszeliśmy dziwny dźwięk, który przypominał jednostajne zawodzenie i trwał nieprzerwanie przez całą dobę. Początkowo myśleliśmy, że była to nasza jamajska załoga, ale okazało się, że to nie oni byli za to odpowiedzialni. Potem znalazłem czasopismo zawierające schematy starych statków niewolniczych, które korzystały z tej trasy i szczegółowy opis tego, jak prawie dwa miliony niewolników zostało tam wyrzuconych za burtę. Niedawno zekranizowano książkę Arthura Haileya „Korzenie", która w poruszający sposób opowiada historię wielu zmarłych lub umierających niewolników wyrzuconych do morza w czasie takiej właśnie podróży. Liczba niewolników uznawanych potem we Wschodnich Indiach lub Ameryce za niewartych kupna gwałtownie wzrastała w miarę trwania podróży, gdyż z każdym dniem warunki na pokładzie statków coraz bardziej się pogarszały. Handlarze często dostawali więcej pieniędzy z ubezpieczenia za „zaginionych" niewolników niż z ich sprzedaży w Wirginii.

Gdy wróciliśmy do Anglii, dotarło do nas, że nie bez powodu usłyszeliśmy to żałosne zawodzenie. Być może mieliśmy obowiązek pomodlić się za tych nieszczęśników, którzy po śmierci nie zostali poleceni Panu, i pożałować okrucieństwa tych, którzy byli jego przyczyną. Tak więc w lipcu 1977 roku kilku zainteresowanych tematem biskupów celebrowało w różnych miejscach w całej Anglii Jubileuszową Mszę św. w intencji uwolnienia tych wszystkich ludzi, których spotkała przedwczesna śmierć w Trójkącie Bermudzkim.

Od czasu jubileuszowej Mszy minęły lata i jak do tej pory w Trójkącie Bermudzkim nie zdarzył się żaden znany nam niewytłumaczalny wypadek. Być może złe moce znów się tam teraz gromadzą i ponownie zdarzy się jakiś wypadek lub tajemnicze zniknięcie, ale jednego możemy być pewni - modlitwa jest bronią niszczącą takie zło i rozbijającą takie siły.

Czasami wystarczy modlitwa i odprawienie Mszy św. w konkretnym miejscu, aby uwolnić je od nawiedzeń. Przykładem tego jest pewne Kolegium Nauczycielskie na południu Anglii. Dyrektorka Kolegium poprosiła mnie o spotkanie w tajemnicy przed studentami, z których część nie chciała mieszkać w jednym z akademików. Budynek ten uznawany był za nawiedzony i zawsze o północy słychać w nim było dziwne hałasy i krzyki. Według legendy działo się tak od trzystu lat i sama dyrektorka twierdziła, że też je słyszała. Martwiła się ich pochodzeniem i chciała, żebym spróbował poprzez modlitwę uspokoić duchy będące przyczyną tych dziwnych zjawisk.

Nawiedzony budynek stal się w mieście czymś w rodzaju atrakcji turystycznej. Ludzie przychodzili i siedzieli tam czasami przez całą noc obserwując i nasłuchując. Ta część uczelni, położona obok katedry, powstała w miejscu, gdzie poprzednio znajdował się starożytny klasztor żeński. Aby ten fakt podkreślić, grupa studentów obkleiła ściany budynku plakatami. Część z nich przedstawiała różne motywy religijne lub samą katedrę, a pozostałe walki byków i inne brutalne, świeckie wydarzenia. Wszystkie miały żywe kolory, ten sam rozmiar i były w ten sam sposób przymocowane do ścian. Następnie studenci zamknęli i zaplombowali drzwi budynku. Rano odkryli, że religijne plakaty były zerwane i leżały na podłodze, podczas gdy reszta wciąż wisiała na swoim miejscu. Tak działo się za każdym razem, gdy je wieszali.

Pewnej nocy zebraliśmy się we czwórkę w budynku, niepewni co robić. Odmówiliśmy Modlitwę Pańską i poprosiliśmy Pana o jakieś wskazówki. W rezultacie postanowiliśmy zebrać kilku duchownych, którzy celebrowaliby tam Mszę św., i trzy tygodnie później zgromadziliśmy się potajemnie w tym właśnie celu. Jednak gdy przybyliśmy na miejsce, dyrektorka powiedziała nam, że „wszystko, czego potrzebujemy, to nabożeństwo pochwalne i dziękczynne do Boga", ponieważ od kiedy się tam pomodliliśmy, zniknęły wszelkie hałasy i krzyki. Potem usłyszeliśmy historię, która najwyraźniej doprowadziła do naszej pierwszej wizyty. Pewnego razu co bardziej sceptyczni studenci postanowili zostać na noc w budynku, przekonani, że nic niezwykłego się tam nie wydarzy. Byli bardzozaskoczeni, gdy nagle zobaczyli wyłaniającą się z szafy postać, ubraną jak rycerz z epoki Karola I. Potem usłyszeli hałas.

Z niedowierzaniem patrzyli, jak kawaler gwałci i zabija jakąś zakonnicę i słuchali jej głośnych krzyków. Potem zrzucił jej ciało ze schodów z tak ogromnym hukiem, jak gdyby zrzucał wiadro wypełnione cegłami i zaczął je ciągnąć wzdłuż korytarza do miejsca, w którym hałas nagle ustał. Dramat zakończył się, jednak wśród ogólnego harmideru przerażeni studenci uklękli przy swoich prowizorycznych posłaniach i zaczęli się modlić.

Odtworzyliśmy trasę kawalera aż do miejsca, w którym ustal hałas.  Podłoga zmieniała się tam z kamiennej na drewnianą. Pytając, czy ktokolwiek kiedyś słyszał o jakimś sekretnym wyjściu z budynku, uniosłem część gumowej wykładziny podłogowej. Pod nią znajdowała się zardzewiała klapa i schody prowadzące do piwnicy. Nikt z obecnych nie wiedział o jej istnieniu.

Nie wiem, czy jakiś kawaler faktycznie zgwałcił i zabił tam zakonnicę, ale wiem na pewno, że pokonanie zła, które wyraźnie tam było, dzięki Modlitwie Pańskiej i zdeklarowanej chęci sprawowania Mszy św.  w intencji wszystkich potrzebujących pomocy i uwolnienia wystarczyło, by na zawsze powstrzymać nawiedzenia.

Ludzi nawiedzonych przez duchy zazwyczaj traktuje się jak schizofreników. Tak też zdiagnozowano Maggie, zanim jej lekarz skierował ją do mnie. Maggie miała niewidzialnego przyjaciela, Piotra, z którym często rozmawiała. Twierdziła, że można go było spotkać nad brzegiem rzeki, gdzie zawsze starał się pomagać zarówno jej, jak i innym ludziom. Sprawdziłem jej opowieść i odkryłem, że faktycznie wiele osób widziało tam zaniedbaną postać, która pojawiała się i znikała w tajemniczych okolicznościach. Nazywano go Piotrem Włóczęgą. Być może był kloszardem, który umarł samotnie w tamtym miejscu i który po śmierci stara! się pomagać innym, czekając na pomoc dla samego siebie.

Trzech duchownych odprawiło nad brzegiem rzeki Mszę św. w jego intencji. Podczas Eucharystii Maggie znowu zobaczyła Piotra, ale tym razem ubrany był na biało i wyłaniał się z wody dziękując tym, którzy modlili się o jego uwolnienie. Sami duchowni poczuli tak ogromny spokój, że zaoferowali się odprawiać tego typu Msze św.  w przyszłości i faktycznie czynili to wiele razy. Nikt nigdy więcej nie widział Piotra.

Morderstwo nigdy nieodkryte ?

Ten przykład opowiada Ks. Gabriele Amorth egzorcysta : Małżonkowie wraz z córką byli stróżami dużego dworku szlacheckiego i mieszkali w domku wybudowanym obok głównego budynku. Od czternastu lat, a więc odkąd dostali tę pracę i mieszkali w tym miejscu, przeżywali najdziwniejsze rzeczy. Warto zauważyć, że niedaleko dworku znajdował się stary zamek, później zburzony, z którego zachowała się jedynie wieża. Powiedziałbym, że zdarzyły się na raz wszystkie te rzeczy, które weryfikują się w przypadku nękania, ale nie w takiej skali. Ponadto dokuczliwości obejmowały wszystkie trzy osoby, ich dom, zwierzęta. Wymienię niektóre: światło, telewizor, radio, urządzenia domowego użytku włączały się i wyłączały same w najmniej oczekiwanym momencie; kurki z wodą otwierały się i zamykały, chociaż ich nikt nie dotykał; obrazy znikały ze ścian i przelatywały na drugą stronę pokoju, nie ulegając przy tym rozbiciu; meble potrafiły się przewrócić albo przesunąć. Można jeszcze wspomnieć o innych zjawiskach: w nocy słychać było potężne uderzenia, które budziły przerażoną rodzinę, albo silne kroki, jakby maszerowali żołnie rze; ze ściany dzielącej kuchnię od jadalni, choć nie było w nici żadnych rur, wypływała woda, zalewając oba pomieszczenia; na szybach okiennych formowały się dziwne kontury twarzy; drzwi i okna otwierały się i zamykały bez niczyjego udziału...

Zarówno rodzice, jak i córka, byli praktykującymi chrześcijanami, żyjąc głęboką wiarą i duchem modlitwy. Mieli zdrowe podejście do życia, byli osobami zrównoważonymi i godnymi zaufania, gdy chodzi o potwierdzenie istnienia zjawisk, które odczuwali. Często doświadczali także jakiejś niepokojącej obecności. I nie chodzi o drobne dokuczliwości! Kobieta wiele razy została zrzucona z łóżka na ziemię; mąż często czuł się bity. Dziewczyna, wychodząc z pokoju i chcąc zejść na parter, któregoś razu poczuła, jak coś ją podnosi i zrzuca ze schodów, popychając; została cala poobijana. Rodzina ta miała trzydzieści kur, zdrowych niosek. Któregoś dnia znalazła je wszystkie z wykrzywionymi nogami, kulejące, nie mogące ustać ani iść, wlokące się po ziemi, ale jeszcze mogły jeść. Domowy kot, bardzo miły i rozpieszczony, nagle jakby się wściekł, skacząc na właścicieli, drapiąc i gryząc. Kobieta często miała uczucie, jakby była związana. Wydawało się jej, że się dusi i nie może się ruszyć. Mógłbym wymienić jeszcze wiele innych dziwnych rzeczy. Te zjawiska miały miejsce zarówno w ich domu, jak i w dworku właścicieli.

W obu domach odprawiłem egzorcyzm. Warto nadmienić, że właściciel, malarz amator, malował obrazy przedstawiające horrory, pełne szkieletów, diabłów i istot przykrytych kapturem.

Przytrafił mi się jeszcze jeden ważny epizod. Trzy dni po tym, jak odprawiłem egzorcyzm w obu budynkach, gdy znajdowałem się w odległości ok. dziewięćdziesięciu kilometrów d tego miejsca i jechałem egzorcyzmować młodą dziewczynę, przemówił przez nią demon i powiedział: „Tak, włócz się włócz, by mnie wyrzucić. I tak ten (zmarły?) stamtąd nie odejdzie, zabili go, żeby przejąć spadek". I następnie zaczął się szyderczo wyśmiewać. Kiedy dziewczyna wróciła do siebie, odczuła potrzebę naszkicowania postaci, która ukazała się jej podczas egzorcyzmu. Namalowała twarz starszego człowieka z brodą. Kiedy pokazałem ten wizerunek stróżom dworku, wszystkie trzy osoby rozpoznały w nim twarz starca, która ukazała się na szybie ich mieszkania. Warto zauważyć, że osoby te nie znały ani nigdy nie spotkały dziewczyny, którą egzorcyzmowałem.

Można postawić sobie pytanie: Czy jest możliwe, żeby cierpiąca dusza jakiegoś chciwca, którego zamordowano, ażeby przejąć spadek, sprawiała tyle przykrości przez tak długi czas, bo chciała modlitwy i uwolnienia?

Odnośnie do tego szczególnego przypadku, który jeszcze nie znalazł rozwiązania, jestem pełen ufności, ponieważ zdarzył mi się już podobny przypadek w innej miejscowości tej samej prowincji. W pewnym domu dochodziło do niewyjaśnionych hałasów i wielu dziwnych rzeczy. Prowadząc rozeznanie, odkryłem, że dom został zbudowany na terenie, na którym zabito, a następnie pochowano pięciu żołnierzy piechoty francuskiej. Odprawio-no dziesięć Mszy, ofiarując je za zmarłych żołnierzy i dokonano egzorcyzmu domu. Natychmiast ustały wszelkie dokuczliwości i mam nadzieję, że już nie wrócą

 

O. Robert Petitpierre, benedyktyński mnich i egzorcysta miejsc, stosuje cztery tradycyjne kroki. Pierwszy to ogólny egzorcyzm wszystkich pomieszczeń w domu przy użyciu wody święconej, drugi to celebracja Mszy św. z modlitwami w intencji zmarłych, trzeci to pobłogosławienie całego budynku i każdego z pomieszczeń z osobna, a czwarty to kolejna celebracja Mszy sw. na cześć patrona lub św. Michała i wszystkich Aniołów zakończona hymnem Te Deum lub Gloria in excelsis Deo. Dom jest wtedy pod ochroną Pana.

 

Niektóre miejsca trzeba uwolnić nie tylko od zmarłych, ale również od ruchu okultystycznego. Znajomy lekarz twierdził, że często słyszał i widział czarnego psa biegającego w nocy po schodach. Chociaż jego żona mu nie wierzyła, ja tak. Więc nakazaliśmy złym mocom odejść i pomodliliśmy się za kogokolwiek, kto mógł tego potrzebować. Pies zaprzestał swych nocnych wędrówek. Rok później, gdy lekarz zdejmował kaloryfer osadzony w ścianie, odkrył za nim rysunek czarnego psa wraz z kawałkami wosku ze świeczek, wyraźne pozostałości jakiegoś okultystycznego obrzędu sprzed lat. Jego żona dopiero wtedy przekonała się, że nie wymyślił sobie tego wszystkiego!

To nie jest odosobniony przypadek. Dr Kurt Koch zgadza się, że nawiedzenia powszechnie zdarzają się tam, gdzie odbywały się praktyki okultystyczne. Pisze on: „Jednym z najbardziej zagadkowych znaków obecności duchów jest zjawisko nawiedzeń w miejscach praktyk okultystycznych lub w domach okultystów, nie tylko za ich życia, ale także po ich śmierci.

  Aby przynieść spokój nawiedzonemu miejscu. Po pierwsze, należy zerwać wszelkie związki z okultyzmem oraz pokonać złe moce i nakazać im odejść, pamiętając jed-nocześnie o usunięciu przedmiotów spirytystycznych i okultystycznych, które przyciągają duchy. Po drugie, należy spróbować odkryć tożsamość osoby, która być może „nawiedza" dane miejsce i uwolnić ją poprzez modlitwę, przy czym Msza św. jest najbardziej skuteczna. Jeśli nie da się ustalić jej tożsamości, wtedy należy pomodlić się za kogokolwiek, kto może tego potrzebować, włączając w to osoby skrzywdzone przez zmarłego. Po trzecie, wszyscy obecni powinni oddać się opiece Pana i Jego aniołów, tak aby mógł On wypełnić całą przestrzeń Swoją obecnością, nie pozostawiając miejsca dla zła.

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin