Jonathan Stroud - Amulet z Samarkandy.pdf

(1341 KB) Pobierz
AMULET
z
SAMARKANDY
JONATHAN STROUD
Przekład
Maciej Nowak-Kreyer
AMBER
Tytuł oryginału
THE AMULET OF SAMARKAND
BOOK I OF THE BARTIMAEUS TRILOGY
Redaktorzy serii
MAŁGORZATA CEBO-FONIOK
EWA TURCZYŃSKA
Redakcja stylistyczna ELŻBIETA
NOVAK
Redakcja techniczna ANDRZEJ
WITKOWSKI
Korekta
ELŻBIETA SZELEST
JOLANTA KUCHARSKA
Ilustracja na okładce DAVID
WYATT
Opracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE
WYDAWNICTWA AMBER
Sktad WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
Copyright © 2003 by Jonathan Stroud.
First published by Random House UK Limited, London, 2003 under the title The Amulet
of Samarkand; Book 1 ofthe Bartimaeus Trilogy.
Published by arrangement with the Laura Cecil Literary Agency.
AU rights reserved.
For the Polish edition Copyright © 2003 by
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-241- I816-0
Dla Giny Część 1
Bartimaeus
1
emperatura w pokoju spadała coraz szybciej. Lód pojawił się na za-słonach i grubą
warstwą okrył lampy na suficie. Światło w każdym z Tkloszy skurczyło się i przybladło,
zgasły też knoty świec, sterczące na podłodze niczym kolonia muchomorów. Zrobiło się
ciemno, izbę wypełniła żółta dusząca chmura siarki, w której wił się i drgał jakiś
niewyraźny kształt.
Gdzieś z oddali dobiegł chór podniesionych głosów. Nagle coś popchnęło drzwi wiodące
na półpiętro. Wygięły się, drewno zajęczało. O podłogę zastukały kroki niewidzialnych
stóp, a zza łóżka i spod stołu niewidoczne usta szeptały plugawe słowa.
Chmura siarki zmieniła się w potężny słup dymu, wystrzeliły z niego cienkie macki.
Niczym języki liznęły powietrze i cofnęły się. Dym wisiał nad środkiem pentagramu,
sięgając aż po sufit, szumiał jak pył wyrzucany podczas eksplozji wulkanu. Potem, na
króciutką chwilę, zapanowała cisza. Pośrodku oparów ukazało się dwoje bacznie
spoglądających oczu.
Hej, to był jego pierwszy raz. Chciałem go wystraszyć.
I udało mi się. Ciemnowłosy chłopiec stał we własnym kręgu, mniejszym i naznaczonym
innymi runami, o krok od głównego pentagramu. Był blady jak trup, drżał niczym zeschły
liść na wietrze. Drgała mu szczęka i szczękał
zębami.
9
Ściekające z czoła krople potu zamarzały, zanim jeszcze dotknęły podłogi.
Gdy uderzały o ziemię, brzęczały jak kulki gradu.
Pięknie, ale co dalej? Na moje oko dzieciak miał ze dwanaście lat. Duże oczy i zapadnięte
policzki. To żadna sztuka sprawić, by taki kościsty wyrostek trząsł portkami*.
Unosiłem się więc w powietrzu i czekałem, pełen nadziei, że za chwilę zostanę odesłany
do domu. By jakoś zabić czas, wyczarowałem błękitne płomienie; lizały brzegi drugiego
pentagramu, tak jakby szukały drogi, aby dostać się do środka i przypiec czarodzieja.
Oczywiście, to była tylko taka sztuczka. Zdążyłem już wszystko sprawdzić, wiedziałem,
że krąg jest szczelny. Niestety, ani jednego błędu w zaklęciach.
Wreszcie spojrzałem na urwisa. Właśnie zbierał się na odwagę, by się odezwać.
Odgadłem to po drżeniu jego ust, a drżały nie tylko ze strachu. Zgasiłem niebieskie
płomienie i zastąpiłem je brzydkim zapachem.
Dzieciak przemówił. Bardzo piskliwie.
- Nakazuję ci… ci… ci…
No, śmiało.
- Każę ci zdradzić swoje imię!
Młodzi zwykle tak właśnie zaczynają. Najpierw bezsensowna gadanina.
Obaj przecież wiedzieliśmy, że on już zna moje imię; jakże inaczej zdołałby mnie
przywołać? Wszak potrzebował do tego odpowiednich słów, odpowiednich czynności i
przede wszystkim odpowiedniego imienia. Wiecie, to nie jest tak jak z łapaniem taksówki
- kiedy się przyzywa demona, nie można po prostu wołać ot, kogokolwiek.
Wybrałem sobie głęboki, chropawy glos, taki, który brzmi jednocześnie zewsząd i znikąd i
sprawia, że włos się jeży na niedoświadczonych głowach.
- Bartimaeus.
* Nie wszyscy się ze mną zgodzą. Niektórzy uważają to za świetną zabawę. Obmyślają
nieskończenie wiele sposobów dręczenia przyzywających ich osób, przybierając różne
szkaradne postaci. Zwykle takiego biedaka zaczynają prześladować koszmarne sny, choć
czasem te sztuczki powodują, że młody mag panikuje i wychodzi z ochronnego kręgu. Dla
nas to dobrze. Ale też ryzykujemy. Oni są często bardzo dobrze wyszkoleni. Kiedy
dorosną, mszczą się.
10
Dzieciak z trudem przełknął ślinę. Dobrze, więc nie jest taki głupi: wie, kim i czym
jestem. Zna moją reputację. Po chwili, kiedy zdołał już odchrząknąć, odezwał się
ponownie.
- Z… znów rozkazuję ci odpowiedzieć. Czy jesteś t… tym Bartimaeusem, który w
dawnych czasach został wezwany przez magów, aby naprawić mury Pragi?
Ależ ten dzieciak marnuje czas. Kim innym mógłbym być? Jeszcze wzmocniłem głos.
Lód na żarówkach pękł jak karmel. Szyby za brudnymi zasłonami zadrżały i jęknęły.
Chłopak się cofnął.
- Jestem Bartimaeus! Jestem Sachr al-Dżinni, N’gorso Potężny i Srebrnopióry Wąż!
Odbudowałem mury Uruk, Karnaku i Pragi. Rozmawiałem z Salomonem. Przemierzałem
równiny z ojcami bawołów. Strzegłem Starego Zimbabwe, póki nie zawaliły się kamienie,
a szakale nie pożywiły jego ludem.
Jestem Bartimaeus! Nie uznaję żadnego pana. I teraz to ja pytam ciebie, chłopcze.
Dlaczego mnie wezwałeś?
Robi wrażenie, no nie? I wszystko prawdziwe, więc efekt jeszcze lepszy.
Nie chwaliłem się tylko po to, żeby zrobić na nim wrażenie. Miałem nadzieję, że dzieciak,
ogłupiony tymi przechwałkami, wyjawi mi swoje imię, a to pozwoli mi coś zdziałać,
kiedy tylko odwróci się do mnie plecami*. Niestety.
- Za sprawą więzi kręgu, punktów pentagramu i łańcucha run teraz ja jestem twoim
panem. Będziesz spełniał moją wolę!
Aż źle się słuchało tej starej formułki, wypowiadanej przez cherlawego młokosa i to takim
piskliwym głosikiem. Miałem wielką ochotę powiedzieć mu, co o tym myślę, jednak się
powstrzymałem i wyrecytowałem swoją zwyczajową odpowiedź. Zrobiłbym wszystko,
żeby szybko mieć to już za sobą.
- Jaka jest twoja wola?
Przyznaję, że byłem zaskoczony. Większość początkujących czarodziejów najpierw
patrzy, a dopiero potem zadaje pytania. Spoglądają jak na sklepową witrynę, napawają się
swoją potencjalną mocą, są jednak zbyt zdenerwowani, aby
Zgłoś jeśli naruszono regulamin