Sarah Addison Allen - Slodki zapach brzoskwin.pdf

(844 KB) Pobierz
ALLEN SARAH ADDISON
SŁODKI ZAPACH BRZOSKWIŃ
W innych okolicznościach ucieszyłoby ją to. Rozkoszowałaby się widokiem
wstawionej Paxton, której całe życie było po prostu doskonałe; która ciągle
sprawiała, że inne kobiety czuły się gorsze. Patrzyłaby z satysfakcją na pannę idealną
wykładającą się jak długa. gdyby nie fakt, że otaczali ją pijani i agresywni
mężczyźni.
Do niedawna Willa i Paxton starały się ze wszystkich sił, by nie wchodzić sobie w
drogę. Wydawało im się, że dzieli je wszystko. Do momentu, kiedy tajemnica sprzed
lat zmusiła je do wspólnego działania.
Czy Willa i Paxton będą potrafiły pozbyć się swoich uprzedzeń?
Czy istnieje prawdziwa kobieca przyjaźń? Taka, która buduje mosty i burzy mury?
ROZDZIAŁ 1
KRYJÓWKI
Wdniu, w którym Paxton Osgood zaniosła na pocztę potężny stos bąbelkowych,
zaadresowanych kaligraficznym pismem kopert, padało tak potężnie, że powietrze
przypominało bieloną bawełnę. Do zmroku poziom rzek przekroczył stan alarmowy i
pierwszy raz od 1936 przesyłek nie dostarczono. Kiedy wreszcie świat zaczął schnąć, gdy
z zalanych piwnic wypompowano wodę, a z podwórek uprzątnięto połamane konary,
zaproszenia w końcu dotarły, ale niestety nie do tych domów co trzeba. Ludzie śmiali się,
podając przez płot sąsiadom dostarczone przez pomyłkę koperty, komentowali szaloną
pogodę i roztrzepanego listonosza. Następnego dnia niespotykanie długa kolejka
pacjentów z brzydkimi ranami od papieru ustawiła się u lekarza -przez wilgoć listy skleiły
się niemal na mur-beton. Później
okazało się, że zaproszenia znikają łub pojawiają się ni z tego, ni z owego w różnych
dziwnych miejscach. Przesyłkę do pani Jameson przez dwa dni uważano za zaginioną, aż
wreszcie znalazła się w ptasim gnieździe; zaproszenie do pana Harpera Rowleya pojawiło
się w kościelnej wieży dzwonnej, a pana Kingsleya w szopie ogrodowej jego leciwej
matki.
Gdyby ktokolwiek przyjrzał się uważniej tym znakom, doszedłby do wniosku, że
wybielone powietrze zwiastuje zmiany, rany od papieru świadczą o tym, że list kryje w
sobie więcej informacji niż tylko same litery, a ptaki zawsze chcą chronić człowieka przed
nieznanym zagrożeniem.
Ale nikt nie zwrócił na nie uwagi. A już na pewno nie Willa Jackson.
Zaproszenie leżało nietknięte na ladzie w jej sklepie przez ponad tydzień. Co prawda
przyjrzała się z ciekawością kopercie dostarczonej wraz z resztą poczty, odrzuciła ją
jednak natychmiast, kiedy zorientowała się, co to jest, zupełnie jakby parzyła ją w palce.
Nawet teraz, kiedy przechodziła obok zaproszenia, rzucała w jego stronę podejrzliwe
spojrzenie.
- Otwórzże je wreszcie - powiedziała tego ranka zirytowana Rachel.
Willa odwróciła się ku Rachel, stojącej za barem kawowym znajdującym się w sklepie.
Rachel miała krótkie ciemne włosy, a w rybaczkach i sportowym topie wyglądała
zupełnie, jakby miała zamiar zdobyć wysoki szczyt. Bez względu na to, ile razy Willa
przekonywała ją, że wcale nie musi wkładać do pracy ciuchów sprzedawanych w ich
sklepie (sama zresztą rzadko wyskakiwała z dżinsów i pełnych butów), Rachel i tak była
przekonana, że właśnie w ten sposób jest jego żywą reklamą.
- Nie zamierzam tego robić. Nie ma takiej potrzeby -odparła Willa, zabierając się do
składania nowej dostawy organicznych T-shirtów.
Miała nadzieję, że ta rutynowa czynność pomoże jej stłumić dziwne uczucie nachodzące
ją za każdym razem, kiedy myślała o zaproszeniu - ten balon podekscytowania, który rósł
w jej wnętrzu. Znała je z dzieciństwa - często czuła się tak, kiedy zamierzała zrobić coś
naprawdę głupiego. Wydawało jej się, że już z tego wyrosła. Wymościła swoje życie
tyloma warstwami opanowania, więc nie sądziła, że cokolwiek może do niego wtargnąć.
Najwyraźniej jednak pewne rzeczy nadal miały nad nią moc.
Rachel prychnęła.
- Jesteś wybredna. Willa odparła rozbawiona:
- Wytłumacz mi, co wspólnego ma nieotwieranie zaproszenia od najbogatszych kobiet w
mieście z wybrednością.
- Patrzysz na wszystko, co robią, z taką nienawiścią, jakby były zbyt głupie i nie
zasługiwały na poważne traktowanie.
- Wcale nie.
- A może tłumisz skryte marzenie o zostaniu jedną z nich - dodała Rachel, wkładając
zielony fartuszek z żółtym napisem „Artykuły sportowe i kawiarnia Au Naturę!”.
Rachel była osiem lat od niej młodsza, ale Willa nigdy nie traktowała jej opinii jak
wynurzeń dwudziestodwulatki, której wydaje się, że zjadła wszystkie rozumy. Rachel
prowadziła włóczęgowski tryb życia, więc sporo wiedziała o ludzkiej naturze.
Zamieszkała teraz w Walls of Water tylko dlatego, że zakochała się w jednym z jego
mieszkańców. Miłość - jak mawiała - zmienia zasady gry.
Willa nie miała jednak zamiaru wnikać, co dziewczyna sobie myśli albo czego nie myśli
na temat bogatych rodzin wmieście. Rachel nigdy wcześniej nie zagrzała dłużej niż
miesiąc w jednym miejscu, Willa natomiast spędziła tutaj prawie całe swoje życie.
Instynktownie rozumiała tajemniczą społeczną dynamikę Walls of Water, nie umiała
jednak wytłumaczyć jej obcym. Zadała więc pytanie, by zwrócić uwagę Rachel w inną
stronę:
- Co mamy dziś w menu? Pachnie fantastycznie!
- Och. Same smakowitości. Mieszanka ciastek z ziarenkami kawy w czekoladzie,
ciasteczka owsiane z polewą kawową i brownies z espresso. - Gestem prezenterki z te-
leturnieju zaprezentowała wszystkie przekąski w szklanej gablotce pod ladą.
Niecały rok temu Willa pozwoliła Rachel zająć zamkniętą uprzednio kawiarenkę w środku
sklepu i dała jej zielone światło na wystawienie menu ciastek z dodatkiem kawy, co
okazało się strzałem w dziesiątkę. Wchodzenie rano do sklepu stało się odtąd wielką
przyjemnością. Uderzający, intensywny zapach czekolady zmieszany z aromatem
parzonej kawy miał w sobie coś z ciemnego sekretu -Willa czuła się tak, jakby znalazła
idealną kryjówkę.
Sklep Willi, specjalizujący się w organicznej odzieży sportowej, znajdował się na National
Street, głównej drodze prowadzącej do słynącego z pięknych wodospadów chronionego
Cataract National Forest, położonego w samym sercu Pasma Błękitnego, łańcucha
górskiego w Karolinie Południowej. Wszystkie sklepy obsługujące turystów znajdowały
się właśnie tutaj, na jednej długiej i ruchliwej ulicy. Tu też Willa znalazła swoje miejsce,
swoją niszę. Szczerze mówiąc, niespecjalnie interesowała się pieszymi wędrówkami,
kempingowaniem i turystyką, z których utrzymywało się miasto; ale mimo to czuła się
znacznie lepiej w towarzystwie właścicieli innych sklepów i nowo przybyłych
mieszkańców niż z ludźmi, z którymi miała do czynienia w młodości. Skoro już musiała
tu żyć, to właśnie był jej dom. Nie należała do wymuskanych mieszczuchów.
Sklepy mieściły się w starych budynkach. Postawiono je ponad sto lat temu, kiedy Walls
of Water było małą mieściną utrzymującą się z wyrębu lasów. Sufity były tu dziurawe, a
podłogi nosiły ślady po gwoździach i wyglądały na mocno wysłużone. Pod najmniejszym
nawet naporem skrzypiały i trzaskały jak kości starej kobiety -stąd właśnie Willa
wiedziała, że Rachel do niej podeszła.
Odwróciła się, a dziewczyna wyciągnęła do niej tę straszną kopertę:
- Otwórz.
Willa wzięła ją niechętnie. Była gruba i ciężka, w dotyku przypominała kaszmirowy
papier. Rozdarła ją tylko po to, żeby Rachel wreszcie dała jej spokój. W momencie
kiedy to zrobiła, zadzwonił dzwonek u drzwi, więc obie spojrzały w tamtym kierunku,
wyglądając gościa. Ale nikogo nie było.
Rachel potarła nagie ramiona, które w tym momencie pokryły się gęsią skórką.
- Zrobiło mi się zimno.
- Moja babcia powiedziałaby, że właśnie przeszedł koło ciebie duch.
Rachel prychnęła.
- Ludzie wierzą w przesądy dlatego, że chcieliby kontrolować to, co jest poza ich kontrolą.
- Dzięki, Margaret Mead.
- No, dalej - ponagliła Rachel. - Przeczytaj. Willa wyjęła kartkę i przeczytała: 12 sierpnia
1936 roku niewielka grupa kobiet z Walls of Water w Karolinie Północnej utworzyła
organizację, która od tamtej pory stała się najważniejszym klubem towarzyskim w
regionie - organizuje zbiórki funduszy, sponsoruje lokalne wydarzenia kulturalne i
corocznie przyznaje stypendia.
Członkinie obecnego klubu z wielką dumą pragną zaprosić Panią jako byłą członkinię lub
Zgłoś jeśli naruszono regulamin