Zytowiecki Maciej_Piaskun (opowiadanie).rtf

(5528 KB) Pobierz
Zytowiecki Maciej_Piaskun (opowiadanie)

http://pdf2jpg.net/files/e5a4439d17051c7a829904436b71bbd2cd090517/Maciej%20%C5%BBytowiecki-page-001.jpg


I.

 

 

Szyld Zimne pamiątki i piwo często przyciągał spragnionych oryginalnej fotografii turystów. W leniwe letnie dni wielu ustawiało się przy napisie, robiąc głupie miny i pstrykając zdjęcia bez opamiętania, uwieczniając pomyłkę podchmielonego artysty.

Po zrobieniu fotografii część z nich odwiedzała również sklep, zazwyczaj srodze zawodząc się na dostępnym asortymencie malowanych i ręcznie rzeźbionych figurkach, różnokolorowych piórkach, paćkanych pisankach albo biżuterii z drewna i kamyczków. Zdarzało się jednak, że któryś wybierał cokolwiek, traktując drobny zakup jako zapłatę za miłe wspomnienie. Jeśli sklepik odwiedzały pary schodziła biżuteria. Jeśli rodziny, to figurki albo pisanki. Jedna smutna pani kupiła długie pawie pióro, wetknęła je w kapelusz i oddaliła się dostojnym krokiem w kierunku staromodnego auta, którym przyjechała. Niektórzy, a nie było ich wielu, zostawali dłużej. Kupowali piwo, rozmawiali.

Tamtego dnia był jedynym klientem. Miał krótkie, szpakowate włosy, które pociągnął solidną porcją żelu, żeby sterczały w górę, wydłużając jeszcze i tak nazbyt pociągłą twarz. Nosił tweedową marynarkę i sztruksowe spodnie, przez co skojarzył się Eli z nauczycielem. Nauczycielem języka, nudziarzem w średnim wieku, którego zostawiła żona pewnikiem kobieta występna.

Uważnie przyglądał się wszystkim pamiątkom, jakby autentycznie go fascynowały, jakby czegoś wśród nich szukał. Jeśli spodziewał się odnaleźć dzieło sztuki jakiegoś nieznanego artysty, musiał spotkać go zawód. Każdą rzecz wykonała pani Jolanta, właścicielka sklepiku, a równocześnie gospodyni mieszkania na pierwszym piętrze. Dobra kobieta, która każdego dnia raczyła Eli przepysznym obiadem, jednakże niedowidząca, a więc tworząca kolejne suweniry z coraz mniej wyrazistymi detalami.

Klient pogłaskał figurkę przedstawiającą brodatego jegomościa w czapce, postukał palcem w jego malutkie czoło i uśmiechnął się. Nie do ludzika, ale do swoich wspomnień. Surowe rysy twarzy złagodniały, a Eli mogłaby przysiąc, że w pokoju jakby przybyło światła.

Sympatyczny jegomość zauważył klient. Sprzedawczyni pomyślała, że równie dobrze, jak o ludku, mógł mówić w tej chwili o sobie. Ile musiałbym za niego zapłacić?

Za dżentelmena w kapeluszu, z brodą i czerwonymi kozakami należą się dwie dyszki, jeśli można odliczone, bo nie mam jak wydać powiedziała, wspierając się na ladzie.

Tak dużo? zdziwił się obcy. W takim razie, poproszę coś innego.

Otworzył gablotę nim zdążyła zaprotestować. Złapał wielkie zielone pióro ze szkarłatnym okiem pośrodku i machnął nim jak miotłą, wyciągając na zewnątrz. Kurz uniósł się jak dym, a Eli spłonęła rumieńcem, ponieważ dawno już obiecała pani Jolancie wyczyścić regały.

Zakupię więc to pióro, podobne do pawiego, ale zupełnie inne ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin