Arnold Mostowicz - O tych co z kosmosu - Spór o paleoastronautykę.pdf

(4633 KB) Pobierz
Arnold Mostowicz
O tych, co z kosmosu...
Spór o paleoastronautykę
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA
RSW „PRASA-KSIĄŻKA-RUCH”
WARSZAWA 1987. Wydanie I.
Opracowanie graficzne: Piotr Kawiecki
Redaktor: Paweł Darczewski
Redaktor techniczny: Ewa Godula
Korekta: Barbara Czechowicz
1191593034.001.png
Spis treści
Rozdział I
Wstęp informacyjny i polemiczny . . . . . . . . . . 3
Rozdział II
Od trzeciego do czwartego świata . . . . . . . . . . 19
Aneks do rozdziału II . . . . . . . . . . . . . . 57
Rozdział III
Przedhistoryczny komiks . . . . . . . . . . . . . 59
Aneks I do rozdziału III . . . . . . . . . . . . . 71
Aneks II do rozdziału III . . . . . . . . . . . . . 73
Rozdział IV
Deus est machina? . . . . . . . . . . . . . . . 96
Rozdział V
Sumer i dwunasta planeta . . . . . . . . . . . . 128
Rozdział VI
O statkach kosmicznych w starych tekstach hinduskich . . . 155
Rozdział VII
Co śmiem myśleć? . . . . . . . . . . . . . . .163
Rozdział I
Wstęp informacyjny i polemiczny
Podtytuł tej książki — „Spór o paleoastronautykę” wymaga chyba kilku słów wyjaśnienia. Od szeregu
lat dyskutowane są z dużym zaangażowaniem i zapałem, zarówno wśród specjalistów, jak i wśród laików,
hipotezy głoszące, że kiedyś — w bliżej nieokreślonej przeszłości — lądowali na naszej planecie
przedstawiciele jakiejś pozaziemskiej cywilizacji rozporządzający olbrzymimi możliwościami technicznymi,
jak też olbrzymią wiedzą. Powstała nawet cała gałąź badań poświęconych tym hipotezom, nazwana
paleoastronatyką. Dalszym już tematem dyskusji jest pytanie czy, jeśli przepuszczenia odpowiadają faktom,
owi kosmiczni goście bawili na naszej planecie tylko raz, czy też odwiedzali ją kilkakrotnie.
Jedni przyjmują tę hipotezę za pewnik, znajdując mnóstwo dowodów utwierdzających ich w tym
przekonaniu. Inni wyśmiewają się z tego i widzą tu jedynie bajkę epoki lotów kosmicznych. Oto pierwszy i
podstawowy punkt sporu o paleoastronautykę.
Jedni głoszą, że po wylądowaniu na Ziemi goście z kosmosu zabrali się czym prędzej do przyspieszenia
rozwoju biologicznego i cwilizacyjnego tej planety. Inni uważają, że jeśli nawet kiedyś wylądowali u nas
pozaziemscy przybysze, to nie ma żadnych dowodów na ich ingerencję w nasze sprawy. Poza tym podobne
twierdzenie obraża naszą dumę, jako że pozbawia nas przekonania, iż sami we wszystkim potrafimy sobie
dać radę. Oto druga podstawa sporu.
Pokaźna grupa naukowców i popularyzatorów sądzi, że wiele zagadek przeszłości (bo przyznają, że
przeszłość jest takich zagadek pełna) można by wyjaśnić, gdyby założyć istnienie - w dawnych,
przedhistorycznych czasach - jakiejś rozwiniętej cywilizacji, która swoim zasięgiem obejmować miałaby
niemałą część kuli ziemskiej. Inni twierdzą, że po to, by zagadki te wyjaśnić, nie musimy uciekać się do tego
rodzaju założenia. Oto więc i trzeci, nader sporny problem.
Ale problemy te można właściwie sprowadzić do jednego: do odpowiedzi na pytanie, czy wszystko w
dziejach ludzkości jest jasne, czy już wszystko o naszych pradziejach wiemy.
Jak więc widać, tematów do lektur nie brak. Światowa literatura naukowa i popularyzatorska służy w tej
mierze bogatymi i pasjonującymi materiałami.
Na tematy będące przedmiotem podobnych kontrowersji ogłosiłem wiele publikacji w naszej prasie,
wydałem nawet książkę poświęconą tej problematyce („My z kosmosu”). Zarówno w publikacjach, jak i w
książce, przedstawiłem się jako zwolennik hipotezy głoszącej konieczność pewnej rewizji poglądów nauki
na dzieje człowieka i na dzieje jego planety.
Książka niniejsza jest dalszym ciągiem mojej wypowiedzi w dyskusji poświęconej tej tematyce, tylko
że tym razem pogląd mój wypowiadam cudzym, w jakimś sensie, głosem.
Tę zapowiedź trzeba wyjaśnić. Wiadomo, że nie jestem jedynym w naszym kraju autorem, który pisze
na te tematy. Andrzej Donimirski („Przybysze z kosmosu”), Lucjan Znicz („Goście z kosmosu”) czynią to od
lat z dużym uporem i przedstawiają, podobnie jak ja, wiele argumentów przemawiających za słusznością
tezy, iż w naszej wiedzy o przeszłości jest mnóstwo jeszcze kart nie zapisanych, względnie źle zapisanych.
Pisząc o tych sprawach wszyscy korzystamy z jakichś określonych źródeł. Są nimi najczęściej
publikacje zagraniczne ukazujące się - z rosnącym nasileniem - już to w Stanach Zjednoczonych, już to w
Związku Radzieckim, we Francji, Anglii, RFN... No i cytujemy, cytujemy...
Tym razem jednak zaproponowałem wydanie książki, w której zamiast odwoływania się do
wyrykowych cytatów (nigdy nie wiadomo, czy nie oderwanych od całości) znalazłyby się obszerne
streszczenia całych książek, które ukazały się poza granicami naszego kraju, poświęconych mniej czy
bardziej tematyce paleoastronautycznej, a w każdym razie rewidujących (?) wiele poglądów na naszą i
naszej planety przeszłość. Wybrałem, rzecz jasna, książki najbardziej zdaniem moim frapujące, najlepiej
udokumentowane, najciekawsze, których autorzy zapewniają rzeczowość, fachowość i wysoki poziom
wiedzy.
Oto dlaczego tym razem wypowiadam się „cudzym głosem”. Zamiast normalnej kompilacji, do której
czytelnicy są przyzwyczajeni, a może są i nią znudzeni, znajdą się w tym opracowaniu pełne poglądy kilku
autorów na tematy nas interesujące. Są to, nie muszę chyba podkreślać, materiały, których autorzy są w
każdej z poruszanych dziedzin znacznie bardziej kompetentni ode mnie.
Niemałą w realizacji tej propozycji rolę odegrał także fakt, iż książki te nie mają obecnie większych
szans na ich ukazanie się w naszym kraju. Kłopoty dewizowe wydawców ograniczają możliwości w tej
dziedzinie do minimum.
Szerszej prezentacji autorów dokonuję na początku każdego rozdziału (każdy bowiem rozdział
poświęcony jest w zasadzie jednej książce). Tutaj zapowiedzieć jedynie chciałbym poszczególne pozycje,
tak aby czytelnicy zorientowali się w charakterze tej lektury.
Rozdział drugi stanowi obszerne (najobszerniejszy to zresztą rozdział) streszczenie książki Josepha
Blumricha - „Kaskara i siedem światów” (rok wydania - 1980). J. Blumrich znany jest czytelnikowi
polskiemu dzięki swojej współczesnej interpretacji biblijnej wizji proroka Ezechiela. Tym razem publikacja
dotyczy weryfikacji, w świetle najnowszych zdobyczy nauki, legend indiańskich związanych z pogrążeniem
się w Pacyfiku wielkiego kontynentu i osiedleniem się Indian w Ameryce.
Związany z tym rozdziałem jest rozdział trzeci. Stanowi on streszczenie pracy pani Christine Dequerlor
- „Ci bogowie przybyli z daleka” (rok wydania - 1977). Ta książka znanej amerykanistki poświęcona jest
niezwykłym petroglifom (rysunkom naskalnym), które autorka przypadkowo odkryła gdzieś w Andach
peruwiańskich. Załączone ilustracje obrazują niezwykłą doniosłość odkrycia, które stało się udziałem
francuskiej autorki.
Rozdział czwarty zawiera streszczenie książki dwóch Anglików - Rodneya Dale'a i George'a Sassoona
zatytułowanej „Maszyna do produkcji manny” (rok wydania - 1978). Zamieszczono tu analizę tekstów
biblijnych oraz kabalistycznych w świetle współczesnej biochemii. Autorzy dochodzą do wniosku, że
biblijna manna nie była produktem naturalnym, lecz że fabrykowano ją za pomocą specjalnej maszyny.
Rozdział piąty zawiera materiały pochodzące z dwóch źródeł. Jego osnowę stanowi wydana w 1978
roku (w USA) książka „Dwunaste ciało niebieskie”, której autorem jest Amerykanin Zacharia Sitchin. Poza
tym streszczone zostały również duże fragmenty książki Maurice'a Chatelaina - „Czas i przestrzeń” (Paryż -
1979). Książka Sitchina poświęcona jest cywilizacji sumeryjskiej; Chatelain zajął się głównie analizą
niezwykłej wiedzy astronomicznej i matematycznej tego ludu.
Wreszcie rozdział szósty zawiera streszczenie dwóch referatów uczonego hinduskiego Dileepa Kumara
Kanjilala - „Latające aparaty w staroindyjskich tekstach” oraz publikacji ogłoszonych przezeń pod tym
samym tytułem w latach 1980 i 1981.
W rozdziale siódmym (i zarazem ostatnim) zamieściłem mój komentarz do poruszanych w książkach
tych problemów oraz przyczynki będące w jakimś sensie podsumowaniem pewnych spostrzeżeń i lektur.
Szczególnie dotyczy to biogenezy. W rozdziale tym znalazło się również streszczenie książki Louis Claude
Vincenta - „Raj utracony Mu” (z 1981 r.) będącej niejako uzupełnieniem pracy Josepha Blumricha.
Tyle, jeśli idzie o koncepcję i charakter mej książki. Uważałem, podkreślam raz jeszcze, że uczciwszą
rzeczą będzie, jeśli autorzy uznani powszechnie za kompetentnych w sprawach, których książka ta dotyczy,
wyrażą swoje poglądy swoimi słowami. Nikt z nas piszących na te tematy w Polsce nie jest w tych właśnie
dziedzinach ani specjalistą, ani badaczem, dlatego też odwołanie się do opinii autentycznych badaczy i
specjalistów i oddanie im samym, w jakimś sensie, głosu, wydało mi się rzeczą jak najbardziej właściwą.
*
* *
Tytuł niniejszego rozdziału zapowiada, oprócz informacji, również i polemikę.
W roku 1980 ukazała się nakładem PIW zbiorowa praca pod redakcją prof. Andrzeja Wróblewskiego pt.
„Z powrotem na Ziemię”. Praca ta (ośmiu autorów) poświęcona jest jednej właściwie sprawie (a może
obsesji?): udowodnieniu mianowicie, że wszystko, co na wspomniane tu tematy paleoastronautyczne wyszło
spod pióra Ericha von Daenikena jest bzdurą, nierzetelnością i nieuctwem, a nawet świadomym
wprowadzaniem w błąd.
Od dawna orientują się czytelnicy w naszym kraju, że tematyce związanej z poruszonymi tutaj
problemami przydano nazwę „hipotez daenikenowskich” od nazwiska Daenikena, którego dwie książki
ukazały się w Polsce. Jak to już wielokrotnie i z uporem, być może godnym lepszej sprawy, podkreślałem,
obarczanie tego autora wyłączną odpowiedzialnością za głoszenie podobnych poglądów, jest chwytem
polemicznym poniżej pasa. Wiadomo bowiem, że ojcostwo tych wszystkich teorii czy hipotez należy
rozdzielić co najmniej pomiędzy kilkunastu autorów-popularyzatorów jak i fachowców, uczonych jak i
laików-publicystów. Nie Daeniken pierwszy hipotezy te głosił. Jest on jedynie świetnym popularyzatorem,
który lepiej czy gorzej wykorzystuje to, co odkryli, zobaczyli, obliczyli, wykopali czy wyśledzili inni.
Ogień antydaenikenowskiej artylerii ośmiu naszych naukowców skierowany jest wszakże tylko
przeciwko tezom zawartym w dwóch przetłumaczonych na polski książkach Ericha Daenikena. Zauważmy
jeszcze, że autor „Wspomnień z przyszłości” wydał ponadto w zakresie interesującej nas tematyki siedem
innych książek. Gdyby więc autorzy „Z powrotem na Ziemię” zadali sobie trud ich przejrzenia, znaleźliby
materiał znacznie bogatszy.
Zresztą celem wspomnianej publikacji było poddanie surowej krytyce nie tylko książek i argumentów
E. Daenikena, ale i wszystkich w ogóle, którzy się podobną tematyką w swojej twórczości zajmują. Dali
temu wyraz w wywiadzie dla prasy dwaj współautorzy książki.
Niestety, nie mogę więcej miejsca poświęcić analizie metod argumentacji, czy też analizie treści
wydanej przez PIW pracy, chociaż w jakimś sensie cała niniejsza publikacja ma charakter polemiki z książką
„Z powrotem na Ziemię”. Takim bezpośrednim nawiązaniem do tej książki jest rozdział piąty omawiający
rozważania hinduskiego specjalisty w zakresie sanskrytu na temat tego czy, jak często, gdzie i w jakiej
formie stare teksty hinduskie zajmują się obiektami latającymi. Porównanie artykułu prof. Eugeniusza
Słuszkiewicza (ze zbiorku „Z powrotem na Ziemię”) z pracą prof. D.K. Kanjilala pozostawiam czytelnikowi.
W tym miejscu chciałbym tylko jeszcze zacytować króciutki fragment z wydanej nakładem PIW-u
(1985) książki Johna Taylora (znakomitego skądinąd matematyka, profesora w King's College, University of
London i uniwersytetu w New Jersey) noszącej tytuł: „Czarne dziury: koniec wszechświata?”. Autor ten
pisząc o dawnych źródłach, gdzie znajdują się opisy statków kosmicznych odwiedzających Ziemię i
mających kontakt z ludźmi nie pomija oczywiście starych ksiąg hinduskich:
„Samarangana Sutrodhara posiada całe rozdziały opisujące statki powietrzne, których ogony bluzgały
ogniem i żywym srebrem. Święta hinduska epopeja Mahabharata pochodząca z ok. 3000 roku przed naszą
erą (tu prof. Taylor pomylił się. Mahabharata jest znacznie młodsza A.M.) zawiera różnorodne opisy maszyn
latających, które mogły pokonywać olbrzymie odległości, jak również posuwać się do przodu, do góry, w dół
z godną pozazdroszczenia zwrotnością.”
Kilku jednak spraw nie mogę pozostawić całkowicie bez odpowiedzi i spróbuję słabych sił laika w
dyskusji z fachowością specjalistów - autorów książki wydanej przez PIW.
Na chwilę jeszcze wrócę do uwag ogólnych, które być może są w całej tej sprawie najważniejsze.
Podkreślam z całym naciskiem - nie jest rzeczą fair wyśmiewanie się z Daenikena, krytykowanie
przytaczanych przezeń dowodów, wykazywanie nieuctwa jego argumentacji, skoro wiadome jest
powszechnie, że nie jest on za te dowody czy argumenty odpowiedzialny. Bez specjalnego wysiłku
mógłbym, rozdział po rozdziale, wymienić badaczy czy naukowców w całym tego słowa znaczeniu, którzy
przed Daenikenem. pierwsi odnaleźli w piramidach, bądź w Stonehenge, bądź w Ameryce Południowej,
bądź w Mezopotamii, bądź w legendach czy w starych, „świętych” tekstach dowody przemawiające za
hipotezami paleoastronautycznymi.
„To o nich piszcie panowie” - chciałoby się powiedzieć - a nie o von Daenikenie. Czy godzi się pisać o
epidemii „daenikenitis” (prof. Andrzej Wróblewski we wstępie), skoro wiadomo, że wśród pierwszych,
którzy o paleokontaktach pisali i starali się je udowodnić, był sam wielki Carl Sagan, astronom amerykański,
twórca „Vikingów”, który nie tylko wskazał kilka systemów gwiezdnych, skąd owi hipotetyczni astronauci
mogliby przybyć, ale także wyliczył częstotliwość ich wizyt na Ziemi, zaś dowody ich ofiecności znalazł
właśnie w dziejach Sumerów. To wszystko można przecież przeczytać w książce J.S. Szkłowskiego
(,,Wszechświat, życie, myśl”) wydanej w Polsce w roku 1965, a napisanej bodaj pięć lat przed ukazaniem się
pierwszej książki Daenikena. Na stronach 357 i 358 polskiego wydania tej pracy znaleźć można to, co przed
chwilą napisałem. Czy to ma oznaczać, że co wolno Saganowi, tego nie wolno Daenikenowi?
Notabene, na dwóch poprzednich stronicach tej książki, która powinna być znana wszystkim autorom
„Z powrotem na Ziemię”, mowa jest o hipotezach Matesa Agresta z roku 1959! A Mates Agrest (cytuję teraz
Szkłowskiego:) „przyjmuje, że wiele dziwnych zdarzeń opisanych w Biblii, jest związanych z przybyciem na
Ziemię kosmonautów z innej planety. Tak np. okoliczności zburzenia miast Sodoomy i Gomory w dużym
stopniu przypominają opis wybuchu jądrowego, podawany przez obserwatorów o niskim poziomie kultury...
Wszelkie „wniebowstąpienia” mieszkańców Ziemi (na przykład wniebowstąpienie Enocha) stanowią według
Agresta porwanie przez kosmonautów („aniołów”) poszczególnych mieszkańców Ziemi na pokład statku
kosmicznego. Agrest uważa, że podobnie można wytłumaczyć powstanie wielu legend biblijnych (str. 355).
Nie analizuję teraz, czy hipotezy te są słuszne czy nie. Ale faktem jest, że w rozdziale książki „Z
powrotem na Ziemię” zatytułowanym „Sekrety Biblii i Apokryfów” (napisanym przez Jana Daniela
Artymowskiego) nie ma ani słowa o Agreście, natomiast jest naigrywanie się z nieuctwa Daenikena, który
wszak powtarza to, co przeczytał właśnie u Agresta. W bibliografii do tego rozdziału też nazwiska Agresta
nie znalazłem. A przecież, skoro formułuje się tak ostre zarzuty przeciwko jakiemuś autorowi, należy o
samej sprawie, którą się porusza, wiedzieć przynajmniej to, co dostępne jest innym - i tych innych nie
traktować jak ignorantów.
A więc może nie daenikenitis, tylko agrestitis? Albo saganitis?
Druga uwaga ogólna dotyczy celowości takich książek jak „Z powrotem na Ziemię”. Zadaję sobie
mianowicie pytanie, co dla uczonego jest rzeczą ważniejszą: udowodnienie, że wśród stu argumentów
popularyzatora-laika (tj. E. Daenikena), dziewięćdziesiąt dziewięć jest niepoważnych i niesłusznych, czy też
znalezienie wśród wszystkich tych dowodów i argumentów jednego, nad którym warto się zastanowić, czy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin