Foley Gaelen - Książę (Książę 01).pdf

(1918 KB) Pobierz
GAELEN FOLEY
KSIĄśĘ
Przekład
Maria Wojtowicz
Tytuł oryginału THE DUKE
Dla Erica - on juŜ wie, z jakiej racji!
KtóŜ tak hartowny, by uwieść się nie dał?
Szekspir
1
Londyn 1814
Przed wieloma laty James Breckinridge jako kędzierzawy młodzieniec odbywający
grand tour -
tradycyjną podróŜ po Europie - tak szaleńczo zakochał się w pięknie,
Ŝe
zatrzymał się we Florencji, by pobierać lekcje rysunku u włoskiego mistrza. Z roziskrzonymi
oczyma, z głową pełną romantycznych rojeń, podąŜył
śladem
polotnych muz do Sorrento. I
właśnie tam usłyszał po raz pierwszy włoskie przysłowie: „Zemsta najlepiej smakuje na
zimno”. Teraz był juŜ pozbawionym złudzeń starcem, zimnym i szczwanym jak kardynał
doby renesansu. Piękno zawiodło pokładane w nim nadzieje, ale - o dziwo - po kilku
dziesiątkach lat w tym właśnie dŜdŜystym dniu w Anglii sycylijskie powiedzonko dowiodło
swej słuszności.
Nienagannie odziany, nadal smukły starszy pan - James Breckinridge, hrabia Coldfell
- zacisnął na kościanej rączce swej laski dotknięte reumatyzmem palce, którym nie słuŜył
siekący kwietniowy deszcz. Jeden z lokajów pomagał panu hrabiemu wysiąść z eleganckiego
czarnego powozu, drugi zaś osłaniał chlebodawcę parasolem.
Senną, niemal kościelną ciszę mącił jedynie plusk deszczu. Hrabia odwrócił się
powoli i jego spojrzenie, nie zatrzymując się na pozbawionych wyrazu twarzach słuŜących
ani na ogrodzeniu z kutego
Ŝelaza,
pobiegło nieco dalej na północ. Tam, na cmentarzu
św.
Jerzego przy Uxbridge Road, trzy tygodnie temu pochował swą młodą
Ŝonę.
Pod szarawą,
lodowatą mŜawką, na zieleniejącym juŜ łagodnym stoku marmurowy pomnik na grobie
hrabiny przeszywał niebo o barwie dymu na podobieństwo złośliwej igły. Nieco niŜej,
dokładnie tam, gdzie Coldfell spodziewał się go ujrzeć, stał wysoki, potęŜnie zbudowany
męŜczyzna, pogrąŜony w myślach. Z włosami w nieładzie, dziwnie zagubiony i uległy wobec
ataków wiatru i deszczu, okutany czarnym płaszczem, którym szarpał wicher...
Hawkscliffe.
Usta Coldfella zacisnęły się w wąską kreskę. Odebrał parasol z rąk lokaja.
- Odejdź. Nie zabawię tu długo.
- Tak jest, panie hrabio.
Opierając się mocno na lasce, Coldfell rozpoczął powolną wspinaczkę po wysypanej
Ŝwirem ścieŜce.
Trzydziestopięcioletni Robert Knight, dziewiąty ksiąŜę Hawkscliffe, zdawał się nie
dostrzegać nadchodzącego. Równie potęŜny i niewzruszony jak pomnik nagrobny, posępny
jak czarny granit, z czarnymi, kędzierzawymi włosami przyklejonymi do czoła, z kroplami
deszczu spływającymi po twarzy o twardych rysach i ostrym profilu, stał ze wzrokiem
wbitym w
Ŝonkile
posadzone niedawno na grobie hrabiny.
Coldfell skrzywił się z niesmakiem na myśl o tym, co zamierzał właśnie uczynić:
pogwałci cudzą prywatność, nie uszanuje czyjejś
Ŝałoby,
przerwie bolesne rozmyślania. I to w
dodatku Hawkscliffa - jedynego godnego szacunku przedstawiciela młodszego pokolenia.
Niektórzy z zakamieniałych torysów uwaŜali, iŜ poglądy młodego magnata zbliŜają się
niepokojąco do przekonań wigów. Jednak nawet zaŜarci przeciwnicy polityczni musieli przy-
znać,
Ŝe
Hawkscliffe przerósł o głowę tego słabeusza, swojego ojca.
Sam przecieŜ wspominał hrabia, kuśtykając wytrwale po coraz bardziej stromej
ścieŜce
- byłem
świadkiem
tego, jak siedemnastoletni Robert, przejąwszy po nim tytuł
ksiąŜęcy, sprawnie zarządzał trzema olbrzymimi posiadłościami rodowymi i wychowywał
czterech rozwydrzonych młodszych braci oraz malutką siostrzyczkę bez niczyjej pomocy. A
ostatnimi czasy zabiera głos w Izbie Lordów z taką silą przekonania, tak elokwentnie,
Ŝe
wywołuje ogólny aplauz. Prawość Hawkscliffe'a była niekwestionowana, a jego honor miał
wagę czystego kruszcu.
Wielu przedstawicieli tego samego pokolenia, na przykład ten głupiec sir Dolph
Breckinridge, bratanek i spadkobierca hrabiego Coldfella, uwaŜało księcia za nudnego,
sztywnego
świętoszka...
Ale dla tęŜszych głów Hawkscliffe był - krótko mówiąc -- bez
zarzutu.
AŜ przykro patrzeć, jak nim wstrząsnęła
śmierć
Lucy!
Nie ma rady: męŜczyźni widzą zawsze w kobiecie to, co pragną zobaczyć.
Coldfell odchrząknął głośno. Zaskoczony ksiąŜę wzdrygnął się i odwrócił. W jego
ciemnych oczach moŜna było wyczytać gwałtowne emocje. Na widok Coldfella doszło w nim
do głosu poczucie winy. Kogoś tak szlachetnego jak Hawkscliffe musiały dręczyć wyrzuty
sumienia: poŜądał przecieŜ
Ŝony
swego starego przyjaciela. Sumienie Coldfella nigdy nie
było aŜ tak skrupulatne. James Breckinridge powitał księcia skinieniem głowy.
- Witaj, Hawkscliffe.
- Stokrotnie przepraszam, milordzie - wymamrotał ksiąŜę, zwiesiwszy głowę. -
Właśnie miałem odejść.
- Proszę zostać, Wasza KsiąŜęca Mość, jak długo zechcesz - odparł Coldfell.
rozpraszając jego skrupuły gestem ręki. - Dotrzymaj towarzystwa mnie staremu w tym
ponurym dniu.
- Jak sobie
Ŝyczysz,
hrabio.
Hawkscliffe zmruŜył oczy przed deszczem i odwróciwszy w zakłopotaniu głowę,
wlepił wzrok w geometryczną kompozycję nagrobków.
Coldfell dobrnął jakoś do obramowania grobu, przeklinając swe obolałe stawy. Przy
dobrej pogodzie mógł polować cały dzień bez zmęczenia. Ale dla Lucy nie był wystarczająco
energiczny.
No cóŜ... Miała elegancki pogrzeb, jakiego z pewnością by sobie
Ŝyczyła.
Zmarła w
jego podmiejskiej rezydencji i została pochowana na najwytworniejszym z londyńskich
cmentarzy, przeznaczonym wyłącznie dla elity. Niczego jej nie poŜałował, z pomnikiem dłuta
Flaxmana włącznie. Wszystko w najlepszym gatunku, cena nie gra roli. To i tak drobnostka w
porównaniu z ceną, jaką przyszło mu zapłacić za najkosztowniejszą pomyłkę, jaką okazał się
ich związek - mrzonka ogłupiałego starca! - rozwaŜał z goryczą Coldfell. Tak, tak... zbytnie
umiłowanie piękna wiodło go nieraz na manowce. Nie mając nic oprócz wspaniałej burzy
płomiennych włosów i najrozkoszniejszych w
świecie
ud, dwudziestosześcioletnia modelka
Lucy O'Malley była muzą malarzy, zanim oczarowała Coldfella do tego stopnia,
Ŝe
uczynił ją
hrabiną. Kazał jej przysiąc,
Ŝe
nigdy nie będzie opowiadała o swej przeszłości. CóŜ...
przynajmniej tej przysięgi dotrzymała - zaleŜało jej na aprobacie wielkiego
świata!
Coldfell był rad,
Ŝe
nie zmuszono go do pogrzebania Lucy tuŜ przy Margaret, jego
pierwszej małŜonce. Pochował ją z całym pietyzmem w Seven Oaks, starej rodowej siedzibie
w Leicestershire. Tam było naleŜne miejsce dla mądrej Margaret, jego idealnej wybranki,
której jedynym błędem było to,
Ŝe
nie urodziła mu syna.
- Boleję nad twoim nieszczęściem, milordzie, proszę mi wierzyć - powiedział sztywno
Hawkscliffe, nie patrząc na hrabiego.
Coldfell zerknął ukradkiem na księcia, po czym z westchnieniem pokiwał głową.
- Wprost nie chce się wierzyć,
Ŝe
naprawdę zmarła. Taka młoda... Taka pełna
Ŝycia...
- Co zamierzasz teraz zrobić, hrabio?
- Jutro wyjeŜdŜam do Leicestershire. Kilka tygodni na wsi z pewnością dobrze mi
zrobi.
A wizyta w Seven Oaks uwolni go od wszelkich podejrzeń, gdy ten oto człowiek
wykona za niego brudną robotę.
- Jestem pewien,
Ŝe
ulŜy ci to w cierpieniu, milordzie - przytaknął Hawkscliffe z
nawykową grzecznością.
Obaj milczeli przez dłuŜszą chwilą. Hawkscliffe pogrąŜył się znów w ponurej
zadumie, Coldfell myślał o tym, jak trudno by mu było mieszkać w eleganckiej willi w South
Kensington, otoczonej szesnastoma hektarami prześlicznych ogrodów. Właśnie tam zmarła
Lucy.
-
Spuśćcie ją do grobu
Niechaj z tych pięknych, nieskalanych szczątków
Fiołki wykwitną!
-
zacytował ledwie dosłyszalnym szeptem Hawkscliffe.
Coldfell spojrzał na niego ze współczuciem.
- Mowa Laertesa nad grobem Ofelii.
KsiąŜę nie odpowiedział. Wpatrywał się w wyryty na pomniku napis: imię Lucy, data
jej narodzin i
śmierci.
- Nie tknąłem jej - wykrztusił, zwracając się nagle do hrabiego w przypływie
gwałtownego bólu. - Ręczę honorem. Nigdy cię nie zdradziła, hrabio!
Coldfell wytrzymał jego spojrzenie, po czym skinął głową jakby kamień spadł mu z
serca. Ale oczywiście znał całą prawdę.
- Ach, Robercie - powiedział po dłuŜszej chwili z cięŜkim westchnieniem. - To takie
dziwne,
Ŝe
właśnie tam ją znaleziono. Codziennie siadywała nad naszym stawem i szkicowała
łabędzie. Jak mogła się właśnie tam poślizgnąć? Być moŜe pomieszało mi się w głowie z
bólu, ale to wydaje mi się takie... nieprawdopodobne.
- Z pewnością się nie potknęła! - potwierdził gwałtownie Hawkscliffe. -Była zawsze
taka zwinna... i pełna gracji.
Jego gwałtowna reakcja mile zaskoczyła Coldfella. Wszystko szło jak z płatka.
Łatwiej niŜ przypuszczał.
- MoŜe ktoś ze słuŜby zapamiętał coś dziwnego, co miało miejsce właśnie tego dnia...
jeśli wolno spytać? - dopytywał się ksiąŜę.
- Nie.
- Naprawdę nikt niczego nie zobaczył? Ani nie usłyszał? Znajdowała się tak blisko
domu... Nie dotarło do nich wołanie o pomoc?
- Być moŜe znalazła się pod wodą, nim zdąŜyła krzyknąć? Hawkscliffe znów się
odwrócił i spojrzał przenikliwie na hrabiego.
- Dręczą mnie okropne podejrzenia, milordzie. Coldfell przez chwilę przyglądał mu
się w milczeniu.
- Bardzo
Ŝałuję, Ŝe
nie mogę uspokoić twoich obaw, Hawkscliffe. Mną równieŜ
targają powaŜne wątpliwości.
William Szekspir
Hamlet,
przeł. Józef Paszkowski.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin