Opowiadanie(przygodowe) Akt drugi - Rozdział 7.docx

(34 KB) Pobierz

#7              Stabilizacja

 

 

Marcin czul się pewnie za kierownicą. Szczególnie, że ruch był całkowicie pozbawiony samochodów. Minęli dwóch nastolatków na rowerach. I to byli już wszyscy. Obecnie Marcin pędził koło Młyńsztoka siedemdziesiąt na godzinę i gwizd piosenkę Warriors od Imagine Dragons. Przerwała mu Kinga.

-Co się stanie, jak teraz zginie ktoś z nas? – zapytała Kinga.

-Cóż, będę musiał odtworzyć chyba to samo co zrobiłem od piętnastej do teraz, po czym zapobiec zginięciu tej osoby.

-No dobra, to musimy być ostrożni. – stwierdziła Kinga.

-Nic nam nie grozi. Przeszukamy kilka domów i powinno być sporo rzeczy do ochrony. – stwierdził Marcin.

-Parasole się sprawdzają. – stwierdził Nikodem.

-Wiem, nie wiem skąd on się tam wziął, dałbym sobie rękę uciąć, że nie brałem go z samochodu Braci Cienia.

-Też mi Bracia Cienia. Czarne Kapturki prędzej. – stwierdziła Laura.

-Albo Kapturnicy… - stwierdziła Kinga.

-Kapturnicy… Tiaa, coś mi to mówi, ale nie wiem co. – stwierdził Marcin.

-Coś z przeszłości. Miałam wspomnienie z kolesiem w kapturze. – odparła Kinga, ciesząc się, że Marcin coś też kojarzy.

-Nie wiem, ale chyba rozpoznałem gdzie mieszkałem. – powiedział Marcin, od razu po wjechaniu na Ulicę Księdza Janusza. Rozpoznał swój dom. Dół był pomalowany w ciemnym, łososiowym kolorze, a reszta była biała. Na pierwszym piętrze, od strony drogi głównej był balkon. Marcin zaparkował na zjeździe do garażu. O ile pamiętał, to ten dom, ani żaden na tej ulicy nie został przeszukany. Mieli więc dzisiaj ostatnią nadzieję, że coś odnajdą.

-Oho, w Internecie piszą już o przejęciu władzy. – stwierdził Nikodem.

-W Internecie? – zdziwił się Marcin. Otworzył sobie drzwi i z zaciekawieniem spojrzał na Nikodema, który coś czytał na telefonie.

-No, w sumie mogłeś nie wiedzieć, skoro jesteś tutaj niedługo. A więc, zanim jeszcze dorośli umarli, zrobiliśmy oficjalną stronę Polską, która podpięta jest do między narodowej. Są tam najważniejsze informacje, nieoficjalny stan ludności, różnych rzeczy można się dowiedzieć. Faktycznie, od dwóch dni, czytałem coś, że nieliczni widzieli mutanty. Ale to tylko w Polsce. A jeszcze wracając, na Polskiej stronie, jest spis miast, wsi, wszystko. Jest tego pełno, ale każda jedna miejscowość, ma swoją stronę, gdzie władza powinna mieć opis, ile osób żyje, stan wsi, poziom paniki, jakieś informacje. Jest też forum, może nie na każdej stronie, ale za to u nas jest dość ciekawie. Można się pośmiać z niektórych osób. Właśnie napisałem post, żeby wszyscy nosili parasole, oraz coś dobrego do ataku. Oraz filmik z całej akcji dla dowodu.

-Zaraz sobie to obejrzę. Może coś załapaliśmy ciekawszego, jak chodzące koty i lecącego ptaszka. – uśmiechnął się Marcin.

-Ja tam nic nowego nie widzę. – stwierdził Nikodem..

-Dobra, to musimy się włamać do mojego domu. – stwierdził Marcin wychodząc z samochodu. W oddali zagrzmiało. Najwidoczniej zbliżała się burza.

-Tylko czy nam łóżek starczy? – zapytał się sam siebie Nikodem.

-Nie mam pojęcia. Musimy to sprawdzić. – stwierdził Marcin. Wszyscy wyszli z samochodu, więc Marcin wziął z tylniego siedzenia worek z łukiem i ubraniami.

-O, masz łuk? – zdziwiła się Kinga.

-Ukradłem im, zanim jeszcze do was dotarłem. – uśmiechnął się Marcin.

-No  nieźle, tylko, czy potrafisz się tym obsługiwać? – zapytała Laura z zainteresowaniem.

-Jeszcze nie. Ale obok domu jest stodoła, więc można zrobić tam jakąś tarczę i się nauczyć. – powiedział Marcin. Ruszyli w kierunku drzwi. Weszli po schodach, po czym Marcin zadzwonił do drzwi. Cisza. Dobra, teraz kwestia wejścia do środka – powiedział Marcin.

-Jakiś pomysł? – zapytał Nikodem.

-Mam plecak pełny przeróżnych rzeczy. Klamki mi szkoda rozpierniczyć, ale w ostateczności można. – odparł Marcin.

-A skoro to był twój dom… nie masz może jakiś kluczy? – zapytała Laura.

-W zasadzie… skoro oni na początku sprawdzili każdy dom, biorąc zmarłych, to… powinno być otwarte. Marcin pociągnął za klamkę i drzwi lekko uchyliły się.

-Serio nie sprawdziłeś tego… - Nikodem uderzył głową w czoło.

-Wiem, najgłupsza rzecz, jaką mogłem zrobić. – powiedział Marcin.

-Chyba zrobię ci jakiś ranking najgłupszych rzeczy jakie zrobisz, haha. – zaśmiała się Kinga.

-Daj spokój. – Marcin machnął ręką i wszedł do środka. Zaświecił światło i rozejrzał się. Dom wyglądał na zadbany, nie było nawet śladu kurzu.

-Dobrze, może nie zdejmujmy butów… - zaproponował Nikodem.

-No, też dobry pomysł. Trzeba tu przewietrzyć. – odparł Marcin wchodząc do przedpokoju.

-Wy bierzcie dół, ja sprawdzę górę. –stwierdził Marcin.

-Dobra, pójdę z tobą. –powiedział Nikodem.

-Jak coś, to krzyczcie. – powiedział Marcin.

-Ej, ale co mamy szukać? – zapytała Laura.

-Przeszukajcie szuflady, jakieś dowody, paszporty się przydadzą. Broń też mile widziana, choć wątpie, żebyśmy taką znaleźli. – odparł Marcin.

-Chodź Cinek. – zawołał go Nikodem z połowy schodów.

-Idę, idę. – odparł Marcin. Uchylił okno przy schodach i wyjrzał na zewnątrz. Podwórko było nieco zaniedbane i zarośnięte przez trawę. Nie było jednak jeszcze tak źle. Przez środek, prowadziła brukowana ścieżka do zarośniętej przez winogrona altanki. Dalej była stodoła, która swoje lata już miała. W niektórych miejscach brakowało desek, brakowało niektórych dachówek. Dwieście metrów, na prawo od Marcina malował się majestatyczny widok Młyńsztoka. Słońce, które wkrótce miało zniknąć za burzowymi chmurami, świeciło w pełno i odbijało swoje promienie o taflę wody. Marcin podążył za Nikodemem, który otworzył już pierwsze drzwi u góry, które prowadziły do łazienki.

-Zauważyłem, że na podłodze, odbijają się małe zabrudzone odciski, jakiś małych, zwierzęcych nóżek. Najprawdopodobniej kocie. – stwierdził Nikodem.

-To trzeba uważać, czy to nie jest kolejny koci mutant. – powiedział Marcin, żałując, że zostawił parasol na dole. Marcin dotarł do Nikodema. Łazienka była mała, że razem z Nikodemem mieliby problem się w niej razem zmieścić. Była tam tylko umywalka i toaleta.

-Tu nic nie ma. Chyba, że chcesz walczyć szczotką do kibla. – powiedział do Marcina Nikodem.

-A papier toaletowy? Nie jest powiedziane, że pewnego dnia nie będziemy musieli uciekać. – powiedział Marcin.

-Strzępki, góra na dwa, trzy podtarcia. – powiedział Nikodem.

-To już zostaw. – machnął ręką Marcin, otwierając drzwi po prawej. Był to jakiś niedokończony pokój, bez paneli w podłodze, bez pomalowanych ścian. Pokój był niemal pusty. Było tam okno, wbudowane w pochyłym dachu, które dawało widok na okolicę. Głównie na dom na wzgórzu, który był nieopodal. W kącie stały dwa idealne przedmioty na broń. Metalowy pręt, oraz drewniany, nieco cienki kij, zakończony ostrym, zakrzywionym szpikulcem, podobnym do tych, które mają wieszaki na ubrania.

-Coś znalazłem, ale czy ja wiem, czy to się nadaje do walki? – zapytał Marcin.

-Czekaj… nada się. – stwierdził po chwili Nikodem.

-To biorę. – powiedział Marcin zamykając drzwi. Nagle usłyszeli niegłośno upadający przedmiot, dochodzący, zza przesuwanych drzwi, naprzeciwko drzwi schowka. Przez szparę w tamtych drzwiczkach, wystawił głowę biały kot.

-Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że znam tego kota… Viki? – zapytał się głośno Marcin. Kot patrzył na niego mądrym wzrokiem i otarł się o jego nogę.

-Chyba cię zna. – zdziwił się Nikodem.

-Albo na tyle oswojony, że nie jest wrogi dla obcych. – oznajmił Marcin, głaskając kota. Nikodem rozsunął drzwi. Panowała za nimi ciemność. Zapalił światło i jak się okazało – była to garderoba. Po lewej i prawej były na półkach ułożone ubrania, a naprzeciwko kolejne ubrania, tym razem na wieszakach.

-Tutaj masz jakieś ubrania, jakby twoje. – odparł Nikodem.

-Dziwne… popatrz. – powiedział Marcin podchodząc do wieszaka. Na pierwszym wieszaku, wisiała identyczna bluza, jak ta, którą aktualnie Marcin miał na sobie.

-Ej, to serio jest dziwne… czekaj, zawsze jest szansa, że ktoś, kto tu mieszkał, kupił identyczną jak ty. – Nikodem zaczął je porównywać. Marcin miał dosłownie identyczną bluzę, bez żadnych różnic. Jedyna różnica, była taka, że z tyłu była nieco brudna od leżenia w zamku.

-Szukaj mojej bluzki. Może nastąpiła dziwna anomalia, że zamieniłem się sam ze sobą miejscem. Ja z 2014 i ja z 2018. – powiedział Marcin.

-Ale, że jak z 2018… o co chodzi… - zdziwił się Nikodem mocno.

-A no tak, nie mówiłem tego tobie. Ani nikomu z was chyba. Moje wspomnienia, a raczej wizja świata i wszystko co pamiętam, jest z roku 2018. Więc miałem teorie, że po obudzeniu się w zamku, przeniosłem się w czasie z 2018 do 2014. Teraz mam nową teorię… zamieniłem się miejscem, ze sobą z przeszłości. – powiedział Marcin z błyskiem w oku.

-Trochę się to nie trzyma kupy. Jakim prawem, miałbyś się tu przenieść. Jak bluza z 2014 roku, miałaby w niemal nienaruszonym stanie wytrzymać cztery lata? Nie wygląda na jakąś wyblakłą od prania, albo coś. – stwierdził Nikodem.

-Czuję, że mamy już wszystkie informacje przy sobie, tylko trzeba to poskładać do kupy. – westchnął Marcin.

-Co jeszcze może być odpowiedzią na to, że nikt cię tu nie zna, ale ty znasz to miejsce, jesteś z innych czasów, ale mimo to bluzy są dwie? – zapytał Nikodem.

-Paradoks z tą bluzą. – stwierdził Marcin.

-Paradoksu nie można osiągnąć. A przynajmniej nikt tego nie udowodnił. – powiedział Nikodem.

-Jestem z przyszłości, są dwie bluzy, nie ma jednak nikogo, kto by był mną. – zastanowił się Marcin.

-To nie do końca tak jest. O kurde… nie pomyśleliśmy o tym. – wziął wdech Nikodem.

-Że co? – zdziwił się Marcin.

-Kot. Przeżył tak długo. Ktoś tu musi mieszkać, albo przynajmniej go dokarmiać. – stwierdził Nikodem.

-Masz rację. Poczekamy na tego kogoś. Wtedy może coś się wyjaśni. – oznajmił Marcin. Wyszli z garderoby i skręcili na lewo. Była tam sypialnia, możliwe, że rodziców Marcina. Nie było tam nic przydatnego.

-Ostatnie drzwi nam zostały. – powiedział Nikodem wskazując na znajdujący się pokój naprzeciwko nich.

-Nie mieliśmy szczęścia. – oznajmił Marcin.

-Trzymaj więc kciuki za teraz. – powiedział Nikodem. Marcin otworzył drzwi. Najpierw ujrzał, że pokój ma drzwi balkonowe. Następie zamarł.

-O w mordę… mówisz, że paradoks jest nie osiągalny? Zobacz… - powiedział Marcin wyjmując z plecaka laptop. Był on identyczny jak ten, który leżał na biurku. Zgadzały się nawet dziurki i jedno wypalone miejsce.

-Cofam… - przełknął ślinę Nikodem.

-Dobra… ja się zaczynam cykać. – stwierdził Marcin. Przetarł oczy i rozejrzał się. Łóżko było niepościelone, a przy nim walało się pełno ubrań. Marcin chciał przeszukać pokój, jednak nie wiedział, czy powinien to zrobić. Zresztą, na pierwszy rzut oka, nic nie było tutaj przydatnego. Otworzył szufladę, gdzie znalazł legitymację szkolną. Przyjrzał się zdjęciu, jednak nie rozpoznał osoby, która na nim się znajdowała. Chłopak miał ciemne i kręcone włosy niczym Marcin, jednak były one o wiele dłuższe. Miał na imię Marcel.

-Więc chyba musimy zaczekać na niego. – stwierdził Nikodem, przyglądając się zdjęciu. Na ścianach wisiały różne zdjęcia pamiątkowe. Pierwsze było z 2011 roku, z jakiejś koloni nad morzem w Łebie. Drugie w zimowe ferie, zrobione w Bukowinie Tatrzańskiej. Trzecie było z 2013 roku i było z mazur, z miejscowości Rajgród. Czwarte, oraz ostatnie, było z przed trzech miesięcy – zimowego wyjazdu do Słupska. To akurat nie wiedząc czemu, zaskoczyło Marcina. Zaczął przeglądać grupę. Była tam Agnieszka, Szymon, rozpoznał Jowitę. Z brzegu był też Nikodem.

-Nikodem, przecież byłeś w Słupsku. Nie poznajesz tego całego Marcela? – zdziwił się Marcin.

-Kojarzę go. Ale jako tako nigdy z nim nie rozmawiałem. – odparł Nikodem.

-Rozumiem. – pokiwał głową Marcin. Postanowili wrócić na dół, do dziewczyn, kiedy to pod dom, podjechał samochód. Marcin zerknął przez balkon i rozpoznał Marcela. Było z nim dwóch chłopaków i dwie dziewczyny.

-Musimy im dać znać, że tu jesteśmy. – oznajmił Nikodem.

-Oni już wiedzą. Przecież zaparkowaliśmy przy podjeździe. – stwierdził Marcin. Zbiegli oboje po schodach i wpadli do przedpokoju. Laura stała przy oknie i patrzyła na przybyłych. Kinga z kolei, siedziała w kuchni.

-Marcel tu mieszka. – stwierdziła Laura.

-Wiemy już. Co gorsza… on jest chyba moim odpowiednikiem w tym świecie. – odparł Marcin.

-Musimy jakoś im się wytłumaczyć. – powiedział Nikodem. Wtedy to usłyszeli kroki na schodach, przed wejściem do domu.

-Musimy. – przytaknął Marcin. Drzwi otwarły się i usłyszeli pełen wkurzenie ton.

-Kto ośmielił się wtargnąć do tego domu?!

-Laura, ty go znasz. Zrób coś. – szepnął Marcin.

-Marcel, tylko spokojnie. – oznajmiła Laura.

-Laura… ty tutaj? – Marcel wydawał się zbity z tropu.

-Nie tylko ja, tylko chcę wyjaśnić, co tutaj robimy. – powiedziała Laura.

-Słuchaj… nie wiem, czy jest sens, abym tłumaczył wszystko, bo to zajmie trochę… - zaczął Marcin.

-Mamy czas, opowiadaj wszystko. – powiedział Marcel, patrząc na Marcina.

-Dobra… nazywam się Marcin i godzinę temu ocknąłem się w zamkowych podziemiach… - Marcin zaczął opowiadać. Nikt mu nie przerywał, przez co w miarę szybko poszło. W międzyczasie wszyscy usiedli w jadalni i wysłuchali Marcina, który tym razem jeszcze szczegółowiej opowiedział o wszystkim.

-No i tak oto wylądowaliśmy tutaj. Nie wiem jak dziewczyny, ale ja i Nikodem przeszukaliśmy górę. Teraz już sami nie wiemy o co chodzi. – stwierdził Marcin.

-Wierzysz w paradoks? – zapytał się Nikodem Marcela.

-Czy ja wiem? Wierzę w to, że istnieją sposoby, aby go uzyskać. A mówicie, o jakim paradoksie? – zapytał Marcel.

-Takim, że po przeniesieniu z przyszłości do przeszłości spotkasz sam siebie. A konkretnie w naszym przypadku to ten sam przedmiot.

-No właśnie, skoro do tego nawiązujesz. Mam taką samą bluzę u góry. – powiedział Marcel.

-No właśnie. Ona tam jest. Identyczna. Ten sam rozmiar. Ale, jakby tego było mało… mamy takie same laptopy. W stu procentach identyczne. – oznajmił Marcin.

-Mówiłeś na początku, jak opowiadałeś, że nie znałeś hasła. Skoro mamy takie same… nie zaszkodzi chyba spróbować? – zapytał Marcel.

-Dobra, a jakie masz? – zapytał się Marcin.

-Ja je wpiszę. Potem sobie zmienisz jak coś. – oznajmił Marcel. Marcin skinął głową i wyjął z plecaka swój laptop. Marcel się lekko zdziwił. Powiedział cicho coś do jednego z chłopaków. Marcin jednak usłyszał.

-Zobacz Dawidzie, czy to nie jest mój laptop.

-Mam do ciebie prośbę. Mógłbym się położyć za moment? – zapytał Marcin.

-Nie ma problemu. Mówisz prawdę… nie wiem czemu, ale wierzę ci. Masz dobrą charyzmę, albo po prostu wiesz co mówisz. – powiedział Marcel.

-Dziś, albo jutro, albo kiedyś zajdziemy do tego zamku, ogarnąć te podziemie, więc jak coś, możecie iść z nami. – powiedział Marcin.

-Czasu nam nie zabraknie. – powiedziała Laura.

-Dziś już i tak mamy zaplanowany wieczór. – powiedział Nikodem.

-Wiecie… mawiają, że co masz zrobić dziś, zrób dziś. – powiedział Marcin pewnie i się uśmiechnął. Nikodem zmarszczył brwi i prawie zaczął się śmiać.

-Dobra, chyba masz nowe top jeden najgłupszych rzeczy jakie powiedziałeś. – zaśmiał się Nikodem. Laura i Kinga uśmiechnęły się.

-No co. Wiem, że to oczywiste. – westchnął Marcin.

-Dobra tam, zapamiętam to. To będzie nasze nowe motto. – powiedział Nikodem.

-Zmęczony jestem. Chyba pójdę się przespać. Wy się jakoś zintegrujcie. Wieczorem ruszamy do gminy. – ziewnął Marcin i poszedł do sypialni na dole. Położył się i w pewnej chwili zaczął zastanawiać się, skąd wiedział, że ta sypialnia tutaj jest. Jednak była to ostatnia jego myśl, bo później zasnął.

 

***

 

Dźwięk dzwonów był bardzo wyraźny i głośny. Marcin otworzył szeroko oczy. Pomyślał, że to dziwne, skoro przed chwilą leżał w domu, a teraz znajdywał się w kościele. Miał w oczach łzy, sam nie wiedział czemu.

-Chodź już. Uciekamy stąd. Czekamy tylko na ciebie. – Marcin zerknął za siebie. Za nim stał jeden z kumpli Marcela.

-Gdzie uciekamy? – zapytał Marcin.

-Do miasta otoczonego murem, gdzie wszyscy są bezpieczni.

-Gdzie to jest? – zapytał Marcin.

-Cieszyn. To tam znajdziemy ostatnie schronienie… - obraz zamazał się a Marcin poczuł, że jest szturchany. Gwałtownie ocknął się. Otworzył oczy. Nad nim stał jakiś Kapturnik.

-Już blisko… - szepnęła groźne.

-Co?! – Marcin nie potrafił się ruszyć.

-Już bardzo blisko… - szept był jeszcze cichszy niż poprzedni.

-Blisko czego?! – Marcin był przerażony.

-Blisko końca…

-Koniec już nastąpił. – powiedział cicho Marcin.

-Ty jesteś zakończeniem wszystkiego. Możesz ich ocalić a samemu umrzeć. Możesz ich zabić, a samemu przeżyć. Jesteś końcem. Już blisko… - szept przenik jego umysł. Marcin wrzasnął i otworzył oczy. Szturchająca go Kinga odsunęła się i patrzyła na niego z niepokojem.

-Przepraszam… miałem sen. – westchnął Marcin.

-Coś ważnego? – zapytała Kinga.

-Nie jestem pewny… chyba nie. – stwierdził Marcin. Nie wiedząc czemu, jedyną rzeczą, jaką nikomu nie powiedział, było to, że ma przy sobie dziwną kartkę na której piszą o nim złe rzeczy. Teraz sen to potwierdził. Wolał tego jednak nikomu nie powiedzieć. Coś w nim było złego, skoro Szymon chciał go wcześniej zabić. Możliwe, że to on jest sprawcą wszystkiego. Tego, że zabił dorosłych. Bał się, bo im więcej myślał, tym mniej wiedział. Był pewny tylko jednego. Musi przeżyć. Musi ocalić kogo tylko się da. A przede wszystkim – musi zapobiec końca.

-Już czas. – powiedziała Kinga i wyszła z pokoju. Marcin usiadł na krawędzi łóżka i oparł dłońmi głowę. Najchętniej zostałby w domu. Był zmęczony i nie czuł się zbyt dobrze. Mimo to wstał i wyszedł z pokoju do jadalni. Przywitali go wszyscy.

-Nie mieliśmy okazji się przywitać. Ja jestem Dawid, a to moja dziewczyna, Justyna.

-A ja jestem Filip, a to jest moja najpiękniejsza na świecie Monia. – powiedział Filip ruszając powiekami w stronę Moniki.

-Nie jestem stąd tak się składa. Przed chwilą przyjechaliśmy z Łódzkiego województwa, gdzie mieszkam. – odparła Justyna.

-W normalnym świecie był to związek na odległość. Ale w świetle apokalipsy, nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy mieszkali razem. – uśmiechnął się Dawid.

-No cóż, wielu ludzi wciąż nie może się przyzwyczaić po apokalipsie. Wy jak widzę jesteście zadowoleni. – stwierdził Marcin.

-E tam. Rodzice i tak mnie nie kochali a ja ich nie lubiłem. Co za różnica?  Nawet nigdy nie było mi dane ich zobaczyć. Zniknęli przed całą tą apokalipsą. – stwierdził Marcel.

-Mam taką teorie, że to też są moi rodzice. Bo skoro mieszkam tutaj w innym świecie, to oznacza, że jesteś tak jakby moim odpowiednikiem. – odparł Marcin.

-Jeżeli tak, to powinniśmy być do siebie podobni. We wszystkim. – powiedział Marcel.

-To racja. Gdybym tylko nie stracił pamięci… - westchnął Marcin.

-Już późno! – usłyszeli Laurę, która wołała ich z kuchni. Marcin poszedł zobaczyć co robiła. Jak się okazało przygotowała sobie drinka.

-Hmm, drink w dużej szklance? Daj spróbować. – poprosił Marcin.

-Lubię drinki w dużych szklankach. Więcej się zmieści. – stwierdziła Laura. Wzięła dużego łyka przez słomkę i podała Marcinowi.

-Nie mów reszcie. Jak wrócimy, to zrobię więcej, tylko dla nas, aby wystarczyło na jak najwięcej. – stwierdziła Laura.

-Mmm, mojito, zgadłem? – zapytał Marcin.

-Nieźle, według mnie bardzo dobre. – stwierdziła Laura.

-Nie musimy oszczędzać na reszcie. Poprosimy o trochę zapasów Szymona. Na pewno nam da. – stwierdził Marcin, biorąc jeszcze jeden łyk. Oddał szklankę Laurze i poszedł ubrać buty. Laura stwierdziła, że zostanie i popilnuje domu. Marcel ją o to poprosił, bo oni również jechali znów po kogoś, kto znajdował się godzinę drogi od nich.

-Czyli wychodzi na to, że jedziemy sami. – stwierdziła Kinga.

-A gdzie Nikodem? – zapytał Marcin.

-Wyszedł po nasze rzeczy do szkoły. Jak na razie nie wrócił. – stwierdziła Kinga.

-Rozumiem. - stwierdził Marcin. Chwycił parasol i wyszedł na zewnątrz. Było jednak chłodno, więc wrócił się po swoją bluzę. Wziął też na wszelki wypadek nóż ze swojego plecaka. Resztę swoich rzeczy zostawił w domu. Miał nadzieję, że obejdzie się bez walki. Podążył do samochodu, zastanawiając się jak wyjedzie. Wsiadł z Kingą i zapięli pasy.

-Nie obiecuje, że obejdzie się przy tym wyjeździe, bez żadnych stłuczek… - zaczął Marcin. Odpalił samochód i wrzucił wsteczny. Opuścił hamulec ręczny i samochód ruszył do przodu. Marcin zaczął hamować, jednak mimo wszystko lekko przywalili w bramę garażową. Echo obijało im się o uszy przez następne kilka sekund. Marcin nic nie powiedział.

-Ups. – stwierdziła Kinga.

-Wsteczny nie wszedł… - westchnął Marcin i tym razem, wycofał już bez zastrzeżeń. Ruszyli spokojnym tempem koło stawu i w ciszy pokonali te kilka minut. Na zewnątrz zaczynało się już powoli ściemniać. Słońce lada moment miało zajść. Marcin myślał o wszystkim i o niczym. W zasadzie to chciał zasnąć.

-Dobra, wiesz, gdzie trzeba iść? – zapytała się Kinga.

-Nikodem tam czeka. – zmarszczył brwi Marcin.

-Może już to pozałatwiał. – odparła Kinga.

-Chodźmy do niego. – Marcin zaparkował i wyszedł z auta. Nikodem czekał na nich.

-Dobrze was widzieć, bałem się, że nie przyjedziecie już. – powiedział Nikodem.

-Problem przy ruszaniu i lekko zaspałem. – stwierdził Marcin.

-Pozostali czekają w środku. Chodźmy. – zaprosił ich gestem ręki Nikodem. Marcin wszedł do środka gminy po raz kolejny. Usłyszał muzykę i do tamtego pomieszczenia też się udali. Tym razem pokój, w którym był już wielokrotnie, niczym nie przypominało pomieszczenia, w którym był bronić Pawła. Biurko zostało wyniesione, a zamiast niego, pośrodku były cztery złączone stoły, a wokół nich, było dwanaście krzeseł, z czego cztery były wolne. Marcin usiadł przy jednym z nich, a obok usiadła Kinga i Nikodem.

-Posiedzenie rady Zebrzydowic będzie. – szepnął do Marcina Nikodem.

-Jesteśmy członkami rady? – zdziwił się Marcin.

-Za uratowanie mi życia, macie cztery miejsca w radzie. Widzę jednak, że jednej osoby nie ma, więc blondas zasiądzie na ostatnim miejscu. – powiedział Szymon. Blondas, który stał przy oknie ucieszył się i zasiadł obok Nikodema. Popatrzył na zebranych. Wszyscy, poza nimi byli Kapturnikami. Zanim się im przyjrzał, przemówił Szymon.

-Dobrze. Większość z was już wie. Jednak przypomnę. Zebrzydowice, od dzisiaj dzielą się na dwanaście dzielnic.  Kotucz, Wschodnie i Zachodnie Wybrzeże ze Wzgórzami. Leśne Pastwiska, Granice Północne, Rzym, Południowe Zadupia, Spichlerze, Centrum, Kasztany i Orzechy, Spójnia, oraz osiedle Wyzwolenia. Każdy z was, będzie pilnował porządku w jednej z dzielnic. Ja zajmę się Południowymi Zadupiami, bo to blisko mojego domu, więc będę miał oko na starych znajomych. Marcinie, którą dzielnicę byś chciał? – zapytał Szymon, odpalając mapkę, z zaznaczonymi w Paincie sztucznymi granicami.

-Tam gdzie mieszkam, czyli Wschodnie Wybrzeże. – oznajmił Marcin.

-Rozumiem, teren zaznaczony na mapie numerem dwa, jest twój. Zostanie to ogłoszone i każdy, kto będzie miał wątpliwości, będzie musiał to zgłosić do nas. O ile wszyscy się zameldowali, masz u siebie czterdzieści pięć osób, w sześciu miejscach. Dostaniesz potem adresy, więc nie martw się. Twoim obowiązkiem, będzie dostarczyć im rano ustaloną rację żywnościową. Towary luksusowe, są niestety na wyczerpaniu, więc jeśli ktoś poprosi o jakieś żarówki, baterie od telefonu, ładowarki, papier toaletowy, to negocjuj z nimi co mogliby dać w zamian.

-Rozumiem, to chyba nic trudnego. – stwierdził Marcin.

-Przechodząc dalej. Blondas, gdzie chcesz rządzić? – zapytał się go Szymon.

-Czy ja wiem? Lubię poharatać w gałę więc proponuje Spójnię, tam i tak wszyscy co tam mieszkają mają domy skupione przy boisku.

-Dobra, tam masz pięćdziesiąt dwie osoby, wedle notatek Tomka. Ale zarówno ty, jak i reszta, powinna sprawdzić, czy nie ma jeszcze kogoś, kto by nie był zameldowany. – powiedział Szymon. Całe posiedzenie trwało jeszcze kwadrans. Nikodem chciał dostać dzielnicę Kasztanów i Orzechów, przez co miał wszystkie rejony ulicy Kasztanowej i Orzechowej, oraz wszystkich, którzy mieszkali w szkole. Zameldowanych miał ponad osiemset osób. Dlatego nie musiał dostarczać racji żywieniowych, tylko każdy powinien sobie przyjść z rana do gminy i zameldować się, że jeszcze nie dostał posiłku. Kinga dostała rejon Zachodniego Wybrzeża, czyli rejonów za Młyńsztokiem. Miała o tyle fajnie, że mieszkało tam zaledwie dwanaście osób w dwóch domach. Jednak do jej obowiązków należał również patrol. Po zebraniu Marcin podszedł do Szymona i wziął go na bok.

-Takie małe życzenie. Chcielibyśmy dzisiaj urządzić małą imprezę, moglibyśmy dostać trochę trunków? – zapytał Marcin.

-Nie zostało już wiele, bo wiecie, jak się zaczęła apokalipsa, a dorośli zniknęli, to zanim zabezpieczono  towar, to większość rozkradziono. Zostało dużo papierosów, trochę wódki, jakiś mocniejszych rzeczy. Wiesz, taki towar mocno ekskluzywny. Piwa wam oferować nie mogę. – odparł Szymon.

-Rozumiem, nie ma problemu. Daj co możesz w takim razie. – poprosił Marcin.

-Jakieś mutanty widzieliście jeszcze? – zapytał Szymon.

-Nie, a czemu pytasz? – zapytał zaskoczony pytaniem Marcin.

-Wiesz, muszę napisać wiadomość na oficjalnej stronie Polskiej. Poinformować o zagrożeniu. Bo chyba nik...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin