Akademia poprawiona.odt

(54 KB) Pobierz

Prolog

             

Pierwsze, co pamiętam po przebudzeniu to silny ból głowy. Otwierając oczy zorientowałam się, że nie byłam w swoim pokoju. Rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w jakiejś piwnicy. Oprócz mnie nikogo tu nie było., a jedynym źródłem światła były małe, zakratowane okienka umieszczone wysoko na malowanych wapnem ścianach. Pomieszczenie było duże i co kilka metrów stał drewniany słup podtrzymujący strop. Podłoga wyłożona była niegdyś białymi kafelkami, które w skutek upływu lat zmieniły swój kolor na szary. Leżałam na jakimś starym, śmierdzącym stęchlizną materacu, wyblakła czerwień odcinała się od szarości podłogi i nadawały pomieszczeniu grozy. Oprócz niego nie było w tej piwnicy nic. Tylko schody prowadzące do góry i drzwi.

 

              Przeraziłam się. Nie wiedziałam kto jest moim oprawcą i obawiałam się najgorszego. Czułam tylko, że to ktoś związany z bliźniakami. Nagle drzwi prowadzące na parter budynku otworzyła się. Do piwnicy weszła dwójka ludzi. Wysoki, długowłosy, rudy mężczyzna, którego nie znałam, ale wydawał mi się znajomy. Miał na sobie ciemne dżinsy i prosty, czarny t-shirt, który opinał dość imponujące mięśnie. Za nim szła drobna, na oko osiemnastoletnia dziewczyna o tej samej barwie włosów, ale jej spojrzenie było jaśniejsze i bardziej współczujące niż u jej towarzysza. Rudowłosa miała jakieś białe zawiniątko, które odznaczało się na jej stroju koloru krwi.

- Wstawaj! - krzyknął na mnie mężczyzna grubym, gardłowym głosem. - Nie mamy całego dnia - wystraszona wstałam, choć nogi miałam jak z waty. Serce biło mi jak oszalałe i modliłam się o to, by nic mi nie zrobiono.
- Gdzie jestem? - spytałam słabym głosem, który był tak cichy, że sama miałam wątpliwości, czy powiedziałam to, czy nie.
- Milcz! To nie czas na pogaduszki. Maja - zwrócił się do rudowłosej - pomóż Marioli przebrać się w nowe ubrania.

- Dobrze - odpowiedziała posłusznie dziewczyna i skinęła głową. Mężczyzna wyszedł, a Maja rozłożyła tobołek, w którym znajdowały się ubrania. Proste, materiałowe rurki, sweter, skarpetki i trampki. Wszystko było nieskazitelnie białe. Dziewczyna spojrzała na mnie i powiedziała: - Mariola, przebierz się w to, bo adepci nie mogą nosić czerni.

- Jacy adepci? W jakiej czerni? Gdzie ja jestem? - tym razem mój głos był mocniejszy.

- No tak. Tomek i tata mówili, że możesz nie wiedzieć o Akademii.

- O jakiej akademii? - wraz z nowymi informacjami wszystko roniło się bardziej zagmatwane.

- Wszystko ci wyjaśnię, jak się przebierzesz - odpowiedziała Maja i podała mi spodnie.

   Niech ci będzie - zaczęłam odwiązywać swoje glany, jak moje stopy były już wolne, wstałam i zaczęłam ściągać spodnie. Zaplątując się w jedną z nogawek, nagle straciłam równowagę. Upadając na podłogę nie myślałam o niczym. Potem była tylko ciemność.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział I

 

Obudziło mnie ostre, jasne światło raniące moje oczy. Podniosłam powieki i zobaczyłam wokół siebie ludzi. Obcych i zupełnie mi nie znanych. Moja twarz wyrażała szok. Kim oni są? Przecież ja jestem... Kim ja jestem? Nie wiem. Nie pamiętam. Zamknęłam oczy i usłyszałam, jak ktoś do kogoś mówi:

- Mariola, powiedz coś - głęboki basowy głos ani trochę nie wydawał się znany. Brak wszelakiej pamięci zabijała mnie od środka. Wtedy ta osoba znowu powtórzyła to imię. - Mariola - czy to mogło chodzić o mnie? Niepewnie podniosłam ciężkie powieki i spytałam.

- Kim jest Mariola? Kim wy jesteście? -  mój głos nawet nie brzmiał znajomo. Był niski i zachrypnięty. Wtedy rudowłosa dziewczyna poderwała się z nóg mojego łóżka i krzyknęła.

- Nie pamiętasz mnie?! - i wybiegła. Tak po prostu. Byłam zdezorientowana. Brodaty brunet i rudowłosy mężczyzna spojrzeli na siebie. Brodacz skinął głowa i obaj wyszli z pomieszczenia zostawiając mnie samą z moimi myślami.

                           

Pomieszczenie wyglądało, jak sala szpitalna. Choć chirurgiczna biel była w niej czymś niepokojącym. W pokoju została tylko kilkunastoletnia dziewczyna, która siedziała w rogu pokoju. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, był on dziwny. Jakby obniżał temperaturę w pomieszczeniu. Tajemnicza osoba spojrzała na mnie swoimi głęboki, zielonymi oczami. Nagle zakryła je swoimi kasztanowymi włosami. Zaczęła się śmiać. W końcu zamilkła, ponownie spojrzała na mnie i zaczęła mówić, a z każdym słowem moje ciało przeszywał zimny dreszcz.

- Mariola nie wiesz ile ludzi skrzywdziłaś. Powiem ci tylko, że od nich dwóch trzymaj się z daleka. Czuwam nad nimi i nie zabiję cię tylko, bo  oni będą się chcieli z tobą jeszcze spotkać - dziewczyna zamknęła oczy i... zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzy jak mgła, czy chmura gorącej pary. A przecież przed chwilą była tutaj, niedaleko mnie. Nie mogła wyjść przez drzwi. Zauważyłabym to, tak samo jakby wyszła przez okno. A jednak nie było jej na tej sali.

                           

Zamknęłam oczy. W mojej głowie był tylko ten intensywnie zielony kolor, którym obdarzone były tęczówki nieznajomej. Czułam, że już kiedyś je widziałam. Nagle fragment przeszłości do mnie wrócił.

 

              Z biurka wyciągnęłam ramkę ze zdjęciem. Byli na nim dwaj chłopcy i niepodobna do nich dziewczyna. Jedyną wspólna cechą były kasztanowe włosy. Mą uwagę przyciągnęły zielone, jak trawa, oczy dziewczyny. Nie znałam jej, ale czułam ból z powodu jej śmierci...

 

              To była ta dziewczyna, która była przed chwilą w moim pokoju! Ale kim ona była? Ona i ci dwaj nastolatkowie. Próbowałam sobie przypomnieć ich twarze, ale to było niemożliwe. Jakby coś mnie blokowało. W mojej wyobraźni widziałam tylko te zielone oczy dziewczyny. Czułam, że ten kolor będzie mnie dręczył przez długi czas. Nagle zaatakowało mnie to samo uczucie, które występowało we wspomnieniu. Ból po śmierci. Śmierci tej dziewczyny... Ona była duchem... Prześladował mnie duch osoby, która kiedyś znałam? Nie wiedziałam. Moja amnezja mnie frustrowała. To było jak umieranie z pragnienie obok automatu z napojami. Wiesz, że twoje wybawienie jest blisko, ale nie wiesz jak się do niego dostać.

             

              Próbowałam się skupić na jedynym fragmencie wyglądu, który zapamiętałam. Kasztanowe włosy, takie jakie tej zjawy. Moja podświadomość jakby wiedziała kogo szukam, bo moje serce zaczęło bić szybciej. W umyśle pojawił się impuls, że muszę sprawić, by byli oni szczęśliwi. Było to bardzo dziwne, niespotykane. Nie wiem skąd to pochodziło. Ale miałam przynajmniej jedną wskazówkę. Wiedziałam, ze znam tych dwóch chłopaków i oni zaprowadzą mnie do rozwiązania tajemnicy tej dziewczyny.

             

              Moje myśli zaczęły biegać po ostatnich wydarzeniach. W końcu zaczęłam się głośno śmiać. Leżę w szpitalu z amnezją,. Nie wiem skąd ona jest i kiedy przejdzie, a moim największym zmartwieniem jest to czy odkryję czemu groził mi duch. Chyba trzeba będzie zmienić oddział. Psychiatra byłaby dla mnie najlepszym wyjściem.

 

              Do pokoju wszedł brodaty mężczyzna i spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczyma.

- Mariola, jestem twoim wujem i sądzę, że musimy porozmawiać... Opowiedzieć ci o tobie samej.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

/

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział II

 

              Zimny grudniowy wiatr szarpał kosmykami moich włosów we wszystkie strony. Moje zziębnięte dłonie spoczywały na balustradzie balkonu. Wokół mnie rozciągał się leśny krajobraz. Świerki chwiały się pod wpływem pędzących mas powietrza. Wszystko to było skąpane w blasku Księżyca, który był w pełni. Nagle się ściemniło. Srebrny miesiąc został zasłonięty ciemnymi chmurami, a na świat zaczął spadać biały puch. Zaczęłam się śmiać i obracać się wokół własnej osi jak mała dziewczynka. W końcu, gdy się zmęczyłam, ponownie chwyciłam dłońmi balustradę i zapatrzyłam się na to, jak świat  przykrywa się białą pierzyną. Moje ciało przeszedł dreszcz zimna. Mimo wszystko nawet gruby, wełniany sweter i spodnie nie zatrzymały wychłodzenia mojego organizmu. Westchnęłam i wróciłam do swojego pokoju.

 

              Wraz z przekroczeniem progu, powróciły do mnie moje zmartwienia. Następnego dnia była Wigilia, a ja nadal nie mogłam sobie niczego przypomnieć. Nawet moje przyjaciółka, Maja, nie mogła sprawić, by wspomnienia powróciły. Nie czułam do niej absolutnie nic. Jakbym kompletnie jej wcześniej nie znała. Wydawało mi się to dość dziwne. Spotkanie z duchem poskutkowało przypomnieniem sobie urywku z mojej przeszłości, a długie rozmowy z przyjaciółką nie miały takiej siły. Jakby ta zielonooka dziewczyna znała sekret mojej straty pamięci i oddawała mi wspomnienia kawałek po kawałku.

 

              Usiadłam na wielkim łożu w kolorze krwistej czerwieni. Ogarnął mnie niepokój. Spojrzałam na zdjęcie, które stało na mojej szafce nocnej. Byłam na nim ja, ubrana w krótkie, zielone spodenki i żółtą bokserkę, obejmującą Maję, która w swojej błękitnej, kusej sukience przyciągała najwięcej uwagi na zdjęciu. Ona i jej rude włosy, które miały ten sam odcień, co włosy jej brata, Tomka, który stał za nami, z głową położoną na naszych ramionach. Z każdą chwilą to zdjęcie wydawało mi się coraz bardziej nienaturalnej, mniej rzeczywiste niż powinno być. Jakby to był zwykły fotomontaż. Próbowałam odpędzić te natrętne myśli potrząsając gwałtownie głową. Nie udało się. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę komody.

             

              Cały mój pokój był urządzony w trzech barwach. Biel, czerń i czerwień, kolory Łowców. Wszystkie ściany były czerwone, choć nie na wszystkich to był ten sam odcień tego koloru, natomiast podłogę wykonano z jasnych, sosnowych desek. Dwie dłuższe ściany były jaśniejsze, a ich kolor był zbliżony do różu. Przy jednej z nich stało łóżko, nad jego wezgłowiem wisiało lustro, a po jego obu stronach umieszczone zostały czarne stoliki nocne, na których znajdowały się białe lampki. Po przeciwległej ścianie można było zobaczyć dużą komodę, która również była wykonana z bardzo ciemnego drewna. Obok mebla znajdowały się białe drzwi, prowadzące na korytarz. Dwie krótsze ściany pokoju miały intensywny, krwisty kolor. Po lewej od wejścia do pokoju, między regałami z książkami, stało białe, drewniane biurko i krzesło z wysokim oparciem, w tym samym kolorze. Natomiast prawie całą prawą ścianę zajmowało okno z drzwiami na balkon. A obok, na ścianie wisiały haczyki, przeznaczone do wieszania ubrań. Pod nimi stała mała szafka na buty, która wykonana została z ciemnego drewna.  Z sufitu zwisał żyrandol z kutego żelaza. Światło pochodzące z niego doskonale oświetlało ten pokój, czyniąc go mniej mrocznym i bardziej przytulnym, niż można było się tego spodziewać.

 

              Otworzyłam komodę, a w jej środku było mnóstwo śnieżnobiałych ubrań Jednym ze skutków utraty pamięci była konieczność powrotu do pierwszej klasy Akademii. No tak, Akademia Łowców Luny...

 

              Już drugi dzień leżałam w szpitalu. Od wczorajszej wizyty mojego wuja nikt się tutaj nie pojawił. W końcu po kilku minutach jego opowieść]ci kazałam mu wyjść. Nie chciałam wierzyć w to, co mówił. Od tego czasu widziałam tylko pulchną pielęgniarkę, która przynosiła mi posiłki. Ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę – powiedziałam bez zbytniego entuzjazmu. Kogo miałam się spodziewać? Do pokoju weszła rudowłosa dziewczyna, która wybiegła zeszłego dnia z mojego ,,pokoju”

- Mariola… To ja, Maja. Pamiętasz mnie? – w jej głosie było słychać nadzieję. Pokręciłam głową. Wuj opowiadał mi o niej, ale nie pamiętałam nic więcej. Ogarnęło mnie poczucie winy. Nie wiedzieć czemu, powiedziałam:

- Przepraszam… Nie pamiętam nic. Wiem tylko kim jesteś.  Widzę, że cię ranię, ale nie mogę inaczej – Maja popatrzyła na mnie i nagle się rzuciła w moje ramiona.

- Wiesz co, Mariola? Ja ci o wszystkim opowiem. Będziesz pamiętać o Akademii, o Łowcach. O wszystkim!

- Dziękuję – i po prostu się rozpłakałam. Maja usiadła na krześle, które stało obok łóżka i zaczęła opowiadać kim jestem.

 

              Urodziłam się w rodzinie Łowców Luny, czyli, prościej mówiąc, w rodzinie myśliwych polujących na wilkołaki. Dwa lata temu, gdy miała niespełna piętnaście lat, napadło na nasz dom dwóch młodych i niezwykłych wilkołaków. Nie było pełni, więc teoretycznie nie powinni móc się przemienić, ale jednak. Tej feralnej nocy zabili moich rodziców, a mnie pozostawili przy życiu. Nikt nie wiedział dlaczego. Wtedy przygarnął mnie mój wujek, profesor Chmielecki. Był on dyrektorem polskiej Akademii Łowców Luny, a prywatnie ojcem Mai i Tomka, którzy byli moimi kuzynami. W zeszłym roku rozpoczęłam edukacje. Uczył mnie tylko wuj, gdyż byłam zbyt załamana po śmierci rodziców. Jednak wraz z początkiem nowego roku miałam zacząć drugą klasę razem z innymi uczniami. Moja amnezja pokrzyżowała moje plany. Musiałam zacząć uczyć się od nowa, bo nic nie pamiętałam z zakresu  zabijania wilkołaków. Za to doskonale pamiętałam materiał z wcześniejszych etapów nauki. Wróciłam więc do pierwszej klasy.

              W Akademii obowiązywały "mundurki". Każdy rok nauki miał przypisany kolor, w którym ubierali się uczniowie. Pierwszoklasiści chodzili w śnieżnej bieli, drugoklasiści (tacy jak Maja) w czerwonych ubraniach,a trzecioklasiści w ubierali się w dowolne barwy prócz czerni. Czarne stroje przeznaczone były dla wykształconych Łowców. Od Mai dowiedziałam się, jaki nauczyciel czego uczy i jakie przedmioty najbardziej mnie interesowały. Dowiedziałam się również, jak straciłam pamięć. Podczas zbiegania po schodach, potknęłam się i spadłam z nich, uderzając się w głowę.

 

              Przez kilka minut stałam przed komodą i wahałam się. Nie wiedziałam czy wyciągać zdjęcie moich rodziców spod równo ułożonych ubrań. Było to miejsce, które wydawało mi się najbezpieczniejszym w całym pokoju. Nikt nie znalazły tego zdjęcia przez zwykły przypadek. Wzięłam fotografię i usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko.

 

              Byli piękni, nierealni, a jednocześnie zwyczajni. W czasie wykonywania zdjęcia mieli po siedemnaście, no najwyżej osiemnaście lat. Widać było moje podobieństwo do ich obojga. Większość swojego wyglądu odziedziczyłam po ojcu. Brązowe oczy, wyraziste usta, prosty nos oraz lekko kręcone włosy. Po mamie miałam tylko jej bystre spojrzenie i blond włosy. Ogarnął mnie nieprzebrany żal. Od tak, bez większego impulsu moje myśli zawładnęło uczucie rozżalenia, a potem wściekłość. Skierowana była one do tej dwójki wilkołaków, którzy pozbawili moich rodziców życia. Chciałam sobie przysięgnąć, że w końcu zapłacą za swoje zbrodnie i zginą.

 

              - Uważaj komu poprzysięgasz zemstę. Nie zawsze czarne jest czarne, a białe jest białe, choć może nam się wydawać inaczej. Lepiej odpuścić niż potem żałować popełnionych czynów, zbrodni - to był ten głos. Taki sam jak tego ducha. Spojrzałam w stronę drzwi balkonowych, a tam stała ona. Zjawa, która groziła mi.             

- Kim jesteś? - spytałam z drżeniem serca.

- Możesz mi mówić Mary - dopiero teraz zauważyłam lekki, amerykański akcent w wypowiedziach dziewczyny.

- Co ty tutaj robisz? - spytałam zielonookiej. a uśmiechnęła się lekko i tak jakby zamyśliła.

- Hmm... Po prostu jestem. Kim ja jestem? Opiekunką. Aniołem Stróżem.

- Moim? -  mój głos zabrzmiał pewniej. Mary się roześmiała donośnie.

- Nie. Jestem opiekunką dwóch osób, które kochają cię i martwią się o ciebie... Choć mi to się w ogóle nie podoba, ale nie mogę na nich wpłynąć - czyli kogo? To pytanie cisnęło mi się na usta. Zamiast tego powiedziałam tylko:

- Przecież wszyscy, którzy mnie znają wiedzą o stanie mojego zdrowia. Po co się martwią?

- Bo nic o tobie nie widzą. Szukają ciebie, ale nie znajdą. Robią wszystko dla ciebie, chociaż ich zraniłaś. Złamałaś ich serca -  z każdą chwilą wiedziałam coraz mniej. W końcu zapytałam, choć przeczuwałam, ze dostanę kolejną, wymijającą odpowiedź.

- Kim oni są?

- Są twoimi wybawcami, a jednocześnie oprawcami. Zraniłaś ich, ale i oni zranili ciebie. Są dla ciebie ważni, ale ty jesteś dla nich ważniejsza. A kiedy się spotkacie, los pozwoli twojej pamięci, by do ciebie powróciła. Jak się spotkacie, to twoja pamięć powróci -  jej słowa brzmiały w moich uszach. ,,Kiedy się spotkacie, to twoja pamięć powróci"... To był sposób, by wrócić do mojego dawnego życia!

- Kiedy to się stanie? - zapytałam ożywiona, wstając z podłogi.
- Tego ci nie wyjawię. Pamiętaj jednak moje słowa. Każdy człowiek skrywa swoje sekrety. Każda prawda może okazać się plotką, a każda plotka prawdą.

 

              Po tej ostatniej radzie zniknęła, a ja rzuciłam się sfrustrowana na łóżko. Wtedy pojawiło się kolejne wspomnienie. W swojej głowie widziałam tylko brązowe oczy przepełnione nienawiścią. Wraz z tym obrazem pojawiło się uczucie straty. Jakbym utraciła coś ważnego. A potem ujrzałam kolejną migawkę. Te same oczy, tym razem bez nienawiści, bardziej wyrażające zdziwienie, ale jednocześnie niepewność, żądzę i głód, A do tego ich otoczenie... Były to oczy wilkołaka.
              Te oczy należały do jednego z oprawców moich rodziców.             

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

             

Rozdział III

 

              Święta Bożego Narodzenia przeszły wręcz niezauważalnie. W Akademii zostali tylko nieliczni, szczególnie że funkcjonował tu inny system nauki. Nowy Rok był również początkiem roku szkolnego. Za to czerwiec i grudzień były przerwami między semestrami. Spowodowane to było tym, że trzecie klasy odbywały zajęcia w terenie w tych miesiącach i w szkole zostawała tylko garstka nauczycieli i administracja. Oprócz nich można była spotkać stałych mieszkańców tej szkoły takich jak Maja, Tomek czy ja. Mimo takiej niewielkiej liczbie osób atmosfera świąt nie była rodzinna, przytulna. Czułam się jakby oddzielona od pozostałych szklaną tafla, przez którą nie mogły przejść żadne ciepłe uczucia. Tak naprawdę rozmawiałam tylko z Mają. Moja kuzynka chociaż się starała, to jednak nie potrafiła dać mi tego czegoś, przez co jest się szczęśliwym. Po tym upadku i stracie pamięci, zmieniłam się. Z opowieści Mai lubiłam, a wręcz uwielbiałam, modę, tylko że teraz mało obchodziło mnie czy jeansy lepiej wyglądają z bawełnianą koszulką w prążki, czy może z tuniką w kwiaty. Moim zdaniem najlepsza była bluza z kapturem i tyle na ten temat. Poza tym zmienił mi się gust muzyczny. Żadna z piosenek, które usłyszałam nie podobała mi się. Nie były to moje rytmy. Z herbaty przerzuciłam się na kawę, zamiast siedzieć wśród rozchichotanych nastolatków, wolałam spędzić czas samotnie. Po prostu stałam się inną osoba i bardzo się tym martwiłam. 

 

              Dzisiejsza noc sylwestrowa też nie zapowiadała się najlepiej. Siedząc na jednym z parapetów przepastnych korytarzy Akademii obserwowałam, jak przed drzwi wejściowe podjeżdżają samochody z uczniami i ich rodzicami. Podjazd był oświetlony lampami ogrodowymi, jak w jakiejś bogatej rezydencji. Choć to wrażenie psuła prosta, socrealistyczna forma budynku głównego. Nic w tym świecie nie jest doskonałe.

 

              Rozległ się gong. Oznaczał on, ze sala balowa została otwarta. Postanowiłam wracać już do pokoju, gdyż w każdej chwili mogli na mnie wpaść zagubieni imprezowicze lub zakochane pary. A tego bynajmniej nie chciałam. Mijałam właśnie jeden z z zakrętów korytarza, gdy ktoś na mnie wpadł. Upadłam na podłogę, a ta tajemn...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin