Menzel Iwona - W poszukiwaniu zapachu snów.pdf

(1811 KB) Pobierz
IWONA MENZEL
W poszukiwaniu
zapach snów
Ewie i Igorowi
Zamiarem autorki było co prawda stworzenie możliwie realistycznego tła, ale
wszystkie postacie, nazwiska i miejsca są wytworem wyobraźni.
Podobieństwo do osób i wydarzeń jest zupełnie przypadkowe.
Telefon zadzwonił na długo przed
świtem,
Sygnał z trudem torował sobie drogę przez wirujące w mojej głowie strzępki
snu; leżąc na wznak, patrzyłam oszołomiona na sufit, na którym drżała pajęczyna
cieni. Upłynęło parę sekund, zanim zdałam sobie sprawę, skąd ten ogarniający
mnie niepokój, a kiedy w końcu zrozumiałam, znajome uczucie mdlącego stra-
chu napłynęło falą do mojego serca.
Nie. Tylko nie to. Nie zniosę tego po raz drugi.
W sąsiednim pokoju uparcie dzwonił telefon; jego sygnał był jedynym dźwię-
kiem, który mącił spokój uśpionego domu. Leżałam nieruchomo, zatrzymując
oddech w nadziei,
że
jeżeli stanę się niesłyszalna i niewidoczna, dźwięk przesta-
nie istnieć; czyniłam tak w dzieciństwie, aby czające się w mroku potwory nie
zauważyły mojej obecności.
Ręką przyciskałam rozdygotane serce, czując tętno w skroniach, trwożliwie
modliłam się,
żeby
znów wróciła cisza. Przez ułamek sekundy mignęła mi myśl:
A jeżeli to telefon z Polski? A jeżeli ktoś usiłuje dodzwonić się do mnie,
żeby
przekazać mi jakąś ważną, być może złowróżbną wiadomość? Odpędziłam ją
jednak natychmiast. To właśnie ta myśl zmuszała mnie wtedy do odrzucania koł-
dry, opuszczania bezpiecznej przystani
łóżka
i odbierania telefonów, które nigdy
nie okazywały się telefonami z Polski. Nie wstanę, nie zanurzę się w przyczajoną
ciszę i rzucane przez meble cienie. Nigdy więcej.
Zza okna dobiegł do moich uszu melodyjny stukot i w wykopie o zboczach po-
rośniętych gąszczem głogu i czarnego bzu przeleciał pierwszy poranny pociąg do
Eberbach. Za pół godziny minie dom Josha i pomknie dalej, w głąb Odenwaldu.
4
„Jakie to miłe, mieć wspólny pociąg" - zabrzmiały echem w moich myślach sło-
wa Josha. „Ile razy go widzę, wiem,
że
przed chwilą był u ciebie i myślę o to-
bie". Mimo lęku uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
Pasmo
świateł
rzucanych przez okna pociągu przesunęło się po
ścianie
nad
łóżkiem; łoskot
oddalił się, zamierając i przechodząc powoli w ciche, metaliczne
tętnienie, codzienne i uspokajające. Kiedy i ono zamarło, w mieszkaniu zapada
kojąca cisza - telefon przestał dzwonić.
Zaczerpnęłam powietrza, odsunęłam kołdrę i postawiłam stopy na puszystej
owczej skórce, kupionej wiele lat temu na zakopiańskim targu. Okno pobladło;
wiedziałam,
że
sen już nie wróci. Poszłam do kuchni, zwilżyć wyschnięte gardło.
Nalałam sobie szklankę wody, pchnęłam rozsuwane drzwi i wyszłam na taras.
Przede mną leżało miasto; podwójny, równy szereg latarni wiódł do jego migo-
tliwych, nieregularnie rozrzuconych
światełek.
Na zachodzie majaczył masyw
gór, spowity w lekką mgiełkę, wschodnia część nieba poróżowiała, a w zaroślach
czarnego bzu odezwały się pierwsze ptaki. Powietrze było rześkie i czyste, prze-
pojone zapachami wiosny. Drzewka migdałowe przed domem wcześnie zakwitły
tego roku i za każdym tchnieniem wiatru spadał z nich deszcz różowych, wilgot-
nych płatków, osypując się bezgłośnie na moje nagie stopy.
Stałam oparta rękami o balustradę, wdychając woń odchodzącej nocy. Czułam
intensywnie jej piękno, ale ogarnęło mnie uczucie osamotnienia, kiedy tak spo-
glądałam na uśpione miasto, którego nawet po tylu latach nie potrafiłam nazwać
moim.
Zrobiło mi się zimno, wróciłam więc do pokoju i przystanęłam w zamyśleniu,
patrząc na milczący teraz telefon. Kiedyż wreszcie przestanę odczuwać lęk, sły-
sząc nocą jego sygnał? Kiedy w końcu zatrze się w pamięci gorycz wspomnień?
Zdecydowanym ruchem podniosłam słuchawkę i położyłam ją obok telefonu.
Nagle zrozumiałam,
że
nie mam pojęcia, jak przeżyć resztę
życia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin