Wieczorkiewicz Pawel - Historia polityczna Polski 1935 1945.rtf

(1667 KB) Pobierz

Żołnierzom i uczestnikom Powstania Warszawskiego

Natalii Bojarskiej,

Hannie Dąbek,

Marii Marczakowej,

Krystynie Wieczorkiewiczównie,

Stanisławowi Kazimierzowi Marczakowi,

Bronisławowi Wieczorkiewiczowi St.,

Bronisławowi Wieczorkiewiczowi Mł.

Paweł Wieczorkiewicz

HISTORIA

POLITYCZNA

POLSKI

J.SOO

^m  JM ¦¦

1945

Książka     i     Wiedza

 

Projekt okładki Michał Zbyszyński

Redaktor Leszek Otrębski

Redaktor techniczny Hanna Toda

© Copyright by Paweł Wieczorkiewicz 2005 Wszelkie prawa zastrzeżone

> Copyright by Wydawnictwo „Książka i Wiedza", Warszawa 2006

Wydanie drugie

Obj. ark. druk. 33

Druk i oprawa:

Poznańskie Zakłady Graficzne

Poznań, ul. Wawrzynika 39

Trzynaście tysięcy osiemset czterdziesta trzecia „KiW" ISBN 83-05-13441-5

SPIS TREŚCI

                           

Wstęp /VII                            ..

Rozdział I. Ostatnie lata Drugiej Rzeczypospolitej / 1

I. 1. Dziedzictwo Marszałka / 1

I. 2. Dekompozycja i konsolidacja / 14

I. 3. Wobec Hitlera i Stalina / 32

Rozdział II. Wrzesień / 65

II. 1. Wobec wojny / 65

II. 2. Żołnierski obowiązek / 78

II. 3. Czwarty rozbiór / 91

 

 

 

Rozdział III. Na obczyźnie /111

III. 1. Rząd Sikorskiego / 111 III. 2. Klęska Francji / 135

III.  3. Wyspa ostatniej nadziei / 143

Rozdział IV. Dwie okupacje /160

IV.  1. W cieniu swastyki / 160 IV. 2. Pod sierpem i młotem / 176

IV.  3. Początki konspiracji / 206

Rozdział V. Pomiędzy Londynem, Moskwą i Waszyngtonem / 227

V  1. Pakt Sikorski-Majski / 227

V 2. Armia Andersa / 239

V.  3. Katyń i Gibraltar / 260

V

Rozdział VI. Terror, agentura, podziemie / 281

VI. 1. Tysiącletnia Rzesza / 281 V1.2. Polska podziemna / 301 VI.3. Z mandatu Kremla / 323

Rozdział VII. Zmowa teherańska / 337

VII. 1. W cieniu „wielkiej trójki" / 337 VII. 2. Patrioci z Moskwy / 363 VII. 3. „Burza" / 385

Rozdział VIII. Agonia niepodległości / 413 VIII. 1. Powstanie /413 VIII. 2. Rozmowy ostatniej szansy / 438 VIII. 3. Rząd narodowego protestu /453

 

Epilog. Wyzwolenie i zniewolenie: Polska lubelska / 486

Indeks nazwisk / 513

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

                                         

 

WSTĘP

Dłu go wahałem się, czy pisać tę książkę. Urodziłem się w kilka lat po wojnie. Ale Polskę Podziemną znam z domu. W mojej rodzinie - zakorzenionej w Warszawie - konspirowali wszyscy. Dziadek, babka i ojciec organizowali tajne nauczanie, matka i wuj działali w podziemnym ruchu kulturalnym, przyrodni brat był w partyzantce. Nie ominęło ich powstanie. Ojciec uczestniczył w nim jako oficer sztabowy, na barykadach walczyli - matka, wuj i przyrodnie rodzeństwo, brat i smarkata wtedy siostra. Babka i niania dos'wiadczyły tragicznego losu cywilów stolicy. Pomimo to, a może i dlatego, starałem się przez lata omijać w swych badaniach okres okupacji. Gdy jednak doroślejąc jako historyk i obywatel zacząłem szukać odpowiedzi o źródła współczesnych narodowych frustracji, wszystkie tropy nieodmiennie prowadziły do lat wojny.

Tragedia, jaką stała się dla Polaków, wymaga podjęcia dyskusji nad jej przyczynami sprawczymi. Nie zdobyła się na nią dotąd polska opinia, nie podjęła jej w sposób poważny polska historiografia. Ongi, w połowie XIX wieku, najostrzejsza polemika na temat przyczyn upadku I Rzeczypospolitej przyczyniła się do odrodzenia i pobudzenia ducha narodowego. Mniemam, że i dzisiaj podobna dyskusja jest potrzebna.

Historiografia uprawiana w PRL z oczywistych powodów była do szpiku zakłamana, dotykała bowiem dwu najs'więtszych ideologiczno-propagan-dowych tabu: pozostającej poza jakąkolwiek krytyką polityki sowieckiej, zwłaszcza w odniesieniu do Polski (niewymawialne: data 17 wrzes'nia i słowo Katyń), oraz legitymizacji władzy komunistycznej. Aby uzasadnić jej prawomocność, fabrykowano legendy „narodzin Polski Ludowej", a wcześniej - Polskiej Partii Robotniczej i Związku Patriotów Polskich. Na straży

VII

owych s'więtos'ci stała bezwzględna w tych razach cenzura1. Rodziło to nieuchronną autocenzurę, czego dos'wiadczył autor i wszyscy badacze jego pokolenia, i w efekcie niechęć do podejmowania tematów, które musiałyby przedstawiać w najlepszym razie prawdy cząstkowe. Byli oczywis'cie i historycy, którzy z podniesionym czołem uprawiali historiografię dworską, pisząc tak, aby zadowolony był i „Biały Dom" (siedziba KC PZPR), i ambasada sowiecka. Nie o wiele bardziej obiektywne było dziejopisarstwo uprawiane w Londynie czy Nowym Jorku, nawet pod auspicjami szacownych Instytutów gen. Władysława Sikorskiego i Józefa Piłsudskiego. Powstawały tam bowiem głównie w mniejszym czy większym stopniu dzieje bajeczne, historia pisana ku pokrzepieniu serc, obarczona politycznym solidaryzmem, a przy tym i wszystkimi grzechami powszednimi dziejopisarstwa PRL, a więc ukrywaniem i cenzurowaniem źródeł, pomijaniem faktów i osób niewygodnych itd. Świadectwem tego są pomnikowe skądinąd w założeniach serie: Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej czy Armia Krajowa w dokumentach. Najlepsza literacko, wręcz niedościgła, z tego kręgu synteza -Najnowsza historia polityczna Polski Władysława Poboga-Malinowskiego -była z kolei wściekle tendencyjna, czego nie mam jej zresztą za złe. Dzisiaj jednak, pisana w latach 50., stanowiąc wiekuisty pomnik niezwykłego talentu autora, pomimo największej jego staranności, utraciła w znacznym stopniu walory poznawcze, zwłaszcza w sferze faktograficznej.

Polska posierpniowa także nie potrafiła napisać historii wojny. Zadowolono się raczej przyswojeniem osiągnięć ośrodków emigracyjnych, poszerzając prowadzone tam badania. W obiegu popularnym szerzy się zatem opcja hagiograficzna. Mnożą się polskie zwycięstwa w tzw. kampanii wrześniowej, omal nie decydujące, na kartach rozpraw warszawscy powstańcy, a wcześniej Armia Krajowa, zadają Niemcom klęskę za klęską, a żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie rozstrzygają w sposób decydujący kolejne kampanie sprzymierzonych. Polityka Becka, Sikorskiego, Mikołajczyka i Sosn-kowskiego staje się koherentna, konsekwentna i bezbłędna. Gdzieś tylko na

1 Mam tę satysfakcję, że udało mi się dwukrotnie zmylić jej czujne oko. W roku 1981 jako pierwszy w kraju za pomocą niewinnego triku zdołałem przytoczyć in extenso tekst paktu Rib-bentrop-Mołotow, a następnie w roku 1982, omawiając losy generalicji polskiej w roku 1939, podać prawdziwe daty śmierci generałów zamordowanych w Katyniu, nie pozostawiające wątpliwości co do sprawstwa zbrodni. Było to o tyle ważne, że w cenzurze obowiązywała zasada precedensu i immunizowania faktów; raz przepuszczone można było potem, często z dobrym skutkiem, przywoływać.

VIII

marginesie, zwykle półgębkiem, aby nie urazić naszych nowych sojuszników i protektorów, pisze się o zawodzie, jaki spotkał Polaków ze strony ich zachodnich aliantów. Trzeba było dopiero sugestywnej i uczciwej książki Normana Daviesa, aby przeniewierstwo i zdradę Roosevelta nazwać nad Wisłą po imieniu. Inna koncepcja przedstawiania dziejów lat wojennych polega na forsowaniu narodowej zgody; na kartach niektórych publikacji sąsiadują w pozytywnych kontekstach Armia Krajowa i Armia Ludowa, PPS i PPR, Polska Londyńska i Polska Lubelska. Tymczasem możliwos'ci pogodzenia racji gen. Roweckiego i Nowotki, gen. Maczka i marszałka Żymierskiego, gen. Sosnkowskiego i Bieruta - nie ma. Patriotyzmu i zdrady narodowej nie można położyć na dwu szalach i udawać, że waga nie drgnęła.

Książka, którą wezmą Państwo do rąk, jest gorzka. Nie ma w niej happy endu i nie ma elementu zdrowego dydaktyzmu - triumfu dobra nad złem. Jest za to rejestr kolejnych błędów, niepowodzeń i porażek, które doprowadziły do tragicznego finału. Polska bowiem, wbrew radosnemu zadowoleniu naszych politycznych elit, które swą metamorfozę zaznaczają tym, że tzw. Dzień Zwycięstwa s'więtują 8, a nie 9 maja, poniosła w II wojnie s'wiatowej druzgocącą klęskę, na równi z Niemcami i Japonią, a większą z pewnością -niż Włochy czy Rumunia. Rozpoczęta w imię jej obrony, zakończyła się rozrachunkiem dokonanym na jej koszt przez mocarstwa mieniące się demokratycznymi z ludobójczym Związkiem Sowieckim. Podejmując brzemienne decyzje i przeciwstawiając się Hitlerowi dla obrony swej suwerenności, a jednocześnie odrzucając propozycje „pomocy" Stalina dla zachowania terytorialnej integralności, Rzeczpospolita została pozbawiona i pierwszej, i drugiej. Wpisana w strefę wpływów Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich i ograbiona z rdzennie polskich ziem - Lwowa z okolicami i Wileńszczyzny, co oznaczało wydarcie 600 lat jej historii, zapłaciła kolosalnymi stratami ludzkimi, a nadto, co owocowało jeszcze groźniejszymi skutkami - wyniszczeniem elit, zarówno w efekcie świadomej eksterminacyjnej polityki obydwu okupantów, jak i wymuszonej powojennym układem politycznym emigracji: kiedy [...] trzeba było wybierać ojczyznę czy wolność - wybrałem - pisze kmdr por. Bohdan Wroński, który jak wielu żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych pozostał na obczyźnie2.

2 B. Wroński, Wspomnienia płyną jak okręty, Londyn 1981, s. 189.

IX

W maju 1945 podziemna „Mys'1 Niezależna" ogłosiła artykuł programowy „Wojna trwa". Na pytanie, kiedy naprawdę zakończyła się dla Polaków, nie można dać jednoznacznej odpowiedzi. Dla jednych był to już maj 1945 roku i włączenie się do odbudowy kraju; inni usiłowali walczyć o imponde-rabilia z bronią w ręku; koniec ich wojny nastąpił na Rakowieckiej lub w sowieckich łagrach. Byli tacy, liczni, także na emigracji, którzy uznali, że rok 1956, zrzucenie bezpośredniego protektoratu sowieckiego, stanowi symboliczny kres wojennej drogi i wojennych sporów. Wielu żyjących jeszcze działaczy Polski Podziemnej dostrzegało z kolei odrodzenie narodu dopiero w ruchu podziemnym lat 70. i później w „Solidarności". Wszyscy, którzy dożyli, niemal są za to zgodni, że naprawienie zbrodni Teheranu i Jałty nastąpiło w roku 1989, gdy utworzono pierwszy rząd cieszący się częściowym przynajmniej zaufaniem społecznym. Zdolność do nieskrępowanego stanowienia o sobie państwo polskie odzyskało jednak dopiero w 4 lata później, gdy ostatni żołnierze II wojny światowej przekroczyli granicę polsko-białoruską na Bugu. Wtedy pośmiertny dramatyczny akt Państwa Podziemnego - zwany jego testamentem, można było uznać za wypełniony.

Nieproporcjonalnie wiele uwagi poświęciłem działalności komunistów polskich, nie z tego powodu, aby byli szczególnie zasłużeni dla sprawy narodowej; przeciwnie - ponieważ w imieniu Kremla, jak trafnie określił to przed laty Stefan Korboński, zostali jej grabarzami. Także i z tego powodu, że i obecnie działalność ich bywa zakłamywana, należało przedstawić ją szerzej.

Książka niniejsza powstała na podstawie publikowanych źródeł i piśmiennictwa, co daje wystarczające podstawy dla zbudowania całościowego obrazu. Ponieważ przyjęto jako zasadę przywoływanie w przypisach jedynie odnośników do cytatów, zabrakło w nich miejsca dla większości bogatej literatury historycznej z opublikowanymi w ostatnich latach tak bardzo różnymi pod każdym względem syntezami dziejów Polski tego okresu Antoniego Czubińskiego, Andrzeja Friszkego, Andrzeja Paczkowskiego i Wojciecha Roszkowskiego, a także zbiorami źródeł i monografiami poszczególnych zagadnień i tematów. Czerpałem z nich wiedzę i choć nie zawsze zgadzam się z poglądami autorów, chcę i muszę im w tym miejscu podziękować.

 

 

Rozdział i.

OSTATNIE LATA DRUGIEJ RZECZYPOSPOLITEJ

1.1. DZIEDZICTWO MARSZAŁKA

Józef Piłsudski zmarł po ciężkiej i wyniszczającej chorobie 12 maja 1935 roku. Jego zgon zamknął w nowożytnych dziejach Polski całą epokę, na której swą osobowością i swymi koncepcjami wywarł niezatarte piętno.

Najwyższe stanowiska w Rzeczypospolitej, w momencie śmierci jej Pierwszego Marszałka, piastowali Ignacy Mościcki i Walery Sławek. Prezydent, pomimo 67 lat, był wciąż w doskonałej dyspozycji tak intelektualnej, jak i fizycznej1. Był to piękny, rasowy okaz Polonusa z mlecznobialą czupryną i takimi wąsem, jakby żywcem z dawnych wieków we współczesność przeniesiony, dopiero co z kontusza w modnie skrojony frak, czy żakiet przebrany, obdarzony przy tym szlachetną wyniosłością postawy i dostojeństwem w posuwistych [...] polonezowych ruchach"2. Dystynkcja Mościckiego przejawiała się nie tylko w imponującej godności i majestacie (jak gdyby urodził się w pobliżu tronu - zauważał ambasador Francji Leon Noel), ale również w obejściu ujmującym, uprzejmym i taktownym?.

1  Drugą żoną Mościckiego została w roku 1933 Maria z Dobrzańskich Nagórna, młodsza od prezydenta o 29 lat.

2 K. Olchowicz, Ćwierć wieku z „Kurierem Warszawskim " (1914-1939), Kraków [19741, s. 151-152.

3 L. Noel, Agresja niemiecka na Polskę, [Warszawa] 1966, s. 18.

1

Kwalifikacje prezydenta nie sprowadzały się jedynie do reprezentacji. Profesor Politechniki Lwowskiej i wybitny chemik fizyczny, ujmował swą dyscyplinę w sposób zaskakująco do dzisiaj nowoczesny, nadzwyczaj udat-nie łącząc akademicką teorię z inżynierską praktyką, czego dowiódł organizując od podstaw polski przemysł chemiczny. A że w czasach studenckich działał w ruchu niepodległościowym u boku Piłsudskiego, ów powierzył mu po zamachu majowym pierwszą godność w państwie. Pozostawił przy tym prezydentowi szeroke pole w kwestiach gospodarczych (w tym przemysłu wojennego), naukowych i kulturalnych, odsuwając jednocześnie od polityki wewnętrznej. Powodowało to, że tzw. miarodajni piłsud-czycy, należący do najwęższego kręgu wtajemniczenia, odnosili się do Mościckiego z niejakim lekceważeniem (wielokrotny premier Kazimierz Bartel zwykł przypominać pod jego adresem jędrne porzekadło ludowe: Tyle znacy, co Ignacy...)*. Prezydent, hamując do czasu ambicje, urazy tłumił, ale i zapamiętywał.

Jego przeciwieństwo stanowił 56-letni premier, który funkcję szefa rządu sprawował po raz trzeci. Konspirator z czasów nielegalnej w zaborze rosyjskim Polskiej Partii Socjalistycznej, bohaterski bojowiec jej zbrojnych jaczejek, był, jako jeden z nielicznych, po imieniu z Piłsudskim; jak nikt w jego otoczeniu, potrafił nie tylko słuchać, ale i spierać się z Komendantem, dowodząc bezkompromisowo swego {Jeszcze wczoraj - pisał dedykując Sławkowi swój „Rok 1920" - widziałem twe rozdrażnione na mnie oczy i myślałem, ileż to razy mieliśmy na siebie w życiu rozdrażnione oczy)5-Szanowano w nim powszechnie tak bardzo niepowszednie w życiu publicznym, zwłaszcza polskim, cechy: niezłomny charakter, absolutną bezinteresowność, osobistą, głęboką, acz pozbawioną zewnętrznych efektów myśl państwową, umiejętność wzbudzania dla siebie szacunku, nawet u przeciwników politycznych6'. Wytrawny, a w imię nadrzędnych racji i pozbawiony zahamowań polityk, po śmierci Marszałka, jedynego, który przez swą wielkość mógł mieć tak pełną władzę moralną'', nawoływał do ponie-

4... a Ignacy gówno znacy.

5  J. Piłsudski, Pisma zbiorowe. Wydanie prac dotychczas drukiem ogłoszonych, T. VIII, Warszawa 1937, s. 129.

6 J. Jędrzejewicz, W służbie idei. Fragmenty pamiętnika i pism, Londyn 1972, s. 214-215.

7 Cyt.za: A. Chojnowski, Piłsudczycy u władzy. Dzieje Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, Wrocław 1986, s. 275.

2

chania poszukiwania autorytetów zastępczych i poddania się rządom prawa, sprawowanym wedle kryteriów ideowych i etycznych. Brak ambicji i chęci do walki o własną pozycję, w połączeniu z politycznym idealizmem, powodowały jednak, że w oczach wielu uchodził za pozbawionego elastyczności doktrynera. Będąc bliżej Piłsudskiego niż Mos'cicki, w większym stopniu zatracił samodzielność decyzji, co zresztą stało się udziałem wszystkich bez wyjątku zaufanych współpracowników Marszałka. Były premier Aleksander Prystor odnosił nieodparte wrażenie, że w przełomowych momentach, jakie miały nadejs'ć, Sławek za chwilę sięgnie do telefonu, aby poprosić Komendanta o przyjęcie*.

Bezpośrednią schedę po Piłsudskim stanowił wyposażony w ogromne prerogatywy urząd Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Wbrew opiniom wielu historyków nie ma żadnych bezpośrednich przesłanek, aby twierdzić, że Marszalek pozostawił w kwestii jego obsady jakiekolwiek, ustne choćby, wytyczne. W grę wchodziło co najmniej dwu kandydatów. Dawniejsze starszeństwo wojskowe miał 49-letni gen. dyw. Kazimierz Sosn-kowski. Współtwórca czynu zbrojnego przed I wojną światową, szef sztabu i najbardziej zaufany powiernik Piłsudskiego w okresie legionowym, więziony wraz z nim w Magdeburgu, w latach 1920-24 (z półroczną przerwą) kierował z dużym powodzeniem Ministerstwem Spraw Wojskowych. Odsunięty od przygotowań do zamachu majowego i delegowany za granicę na polecenie Marszalka, który chciał mu oszczędzić tragicznego dylematu pomiędzy złamaniem przysięgi i naruszeniem lojalności, skutkiem przypadkowego zbiegu okoliczności nie zdołał na czas opuścić kraju. W rezultacie wybrał samobójstwo, strzelając do siebie z pistoletu; odratowano go niemal cudem. Ponoć wpłynęło to jednak na ochłodzenie stosunków z Belwederem, nad czym zresztą usilnie pracowało otoczenie Piłsudskiego, obawiające się niekwestionowanej pozycji i autorytetu „Szefa". Tym niemniej Sosnkowski pełnił następnie funkcję inspektora armii, występując kilkakroć jako zastępca samego Marszałka. Piłsudski wystawiając mu jeszcze w 1922 roku opinię, podkreślał szereg jego nietuzinkowych zalet -umysł bardzo rozległy, zdolności duże, niezmierne zdolności do pracy, olbrzymią umiejętność obcowania z ludźmi, a wreszcie samodzielność (na-

* Wl. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna Polski 1864-1945, t. II, cz. 1 \1919-1939], Londyn 1956, s. 583, przyp. 14.

3

wet ulegając wpływom nie zatraca siebie), mając mu jedynie za złe - charakter niezbyt silny, co przejawiało się w utracie wiary przy niepowodzeniach i nieszczęściach9.

Gen. dyw. Edward Rydz-Śmigły był młodszy o parę miesięcy. Malarz z wykształcenia, a żołnierz z zamiłowania, związał się z Komendantem również przed I wojną s'wiatową. W Legionach uchodził za najtęższego frontowca, co spowodowało, że podczas wojny polsko-bolszewickiej otrzymywał najtrudniejsze zadania. Po roku 1921 był inspektorem armii. Jedynymi stricte politycznymi doświadczeniami Rydza były: działalnos'ć w konspiracyjnej Polskiej Organizacji Wojskowej, kiedy to zbliżył się m.in. z Adamem Kocem i Bogusławem Miedzińskim, oraz kilkudniowe kierowanie resortem spraw wojskowych w efemerycznym, socjalizującym „rządzie lubelskim", oceniane przez Piłsudskiego, jak i cała działalność samozwań-czego gabinetu, nader krytycznie. Marszalek opiniując Śmigłego brał pod uwagę moc charakteru i woli, stawiające go najwyżej pośród generałów polskich, ale też niepokoił się jego zdolnościami operacyjnymi w zakresie prac Naczelnego Wodza i umiejętnościami mierzenia sił nie czysto wojskowych, lecz całego państwa. Wątpliwości budziło również, że bywał co do otoczenia własnego [...] kapryśny i wygodny, szukający ludzi, z którymi by nie potrzebował walczyć, lub mieć jakiekolwiek spory l0. Pilnie obserwujący sytuację w Polsce francuscy sojusznicy oceniali Rydza jako pozbawionego błyskotliwości, mało inteligentnego, drobiazgowego, ale upartego i energicznego".

Wybór był zatem więcej niż trudny. Sosnkowski bardziej samodzielny, o bardziej eksponowanej pozycji, był niewątpliwie o wiele bieglejszym politykiem i administratorem, a także szerzej myślącym strategiem. Za atuty Śmigłego można było z kolei uznawać frontowe doświadczenia, bliższy kontakt z wojskiem i na koniec - co mogło być istotne w określonej konstelacji - demonstrowany brak sprecyzowanych poglądów politycznych. Zwolennikami pierwszej kandydatury byli członkowie wpływowej „grupy pułkowników", dzierżącej od co najmniej kilku lat faktyczny ster bieżą-

9 Generałowie polscy w opinii J. Piłsudskiego, „Wojskowy Przegląd Historyczny", 1966, nr 1, s. 330.

'"Ibid., s. 327.

" Cyt.za: M. Pasztor, Polska w oczach francuskich kol rządowych w lalach 1924-1939, Warszawa 1999, s. 108.

4

cych rządów: „Machiavell" obozu sanacyjnego Miedziński, Koc i Ignacy Matuszewski.

Sprawę rozstrzygał osobis'cie Mos'cicki, podpisując, wedle wiceministra spraw zagranicznych Jana Szembeka, nominację Śmigłego natychmiast'2. Nim to nastąpiło, odbył jednak konsultacyjną rozmowę ze Sławkiem. Premier pragnął, aby następca Piłsudskiego w wojsku trzymał się najściślej swych kompetencji i dlatego dość nieoczekiwanie wysunął nowego kandydata - 47-letniego inspektora armii gen. dyw. Gustawa Orlicz-Dreszera. Wybitnie uzdolniony oficer młodszego pokolenia legionowego, organizator majowego przewrotu i dowódca wojsk piłsudczykowskich w czasie jego trwania, nie posiadał jeszcze, pomimo bardzo silnej osobowości, autorytetu obydwu konkurentów i miał, jak się zdaje, pełnić w intencjach Sławka rolę kandydatury zastępczej, blokującej drogę nazbyt ambitnemu Sosnkowskiemu. Ponieważ jednak, jak się okazało, o tym ostatnim nie myślał poważnie i prezydent, dążący do wzmocnienia własnej pozycji i obawiający się wszelkich potencjalnych rywali, rozstrzygnięcie było oczywiste. Mościcki, obstając przy Rydzu i porównując go z Dreszerem, stwierdzał bez ogródek, że jest bardziej zrównoważonym, choć może mniej energicznym i inteligentnym13. Wśród elity rządzącego obozu, w większości podzielającej opinie co do nienadzwyczaj-nych walorów umysłowych nominata, jego awans nie wzbudził nadmiernego entuzjazmu.

Najmniejszych wątpliwości nie nastręczała natomiast sukcesja Piłsudskiego jako zwierzchnika resortu spraw wojskowych. Na rok przed śmiercią on sam wprowadził tam, jako swego I zastępcę, 45-letniego gen. bryg. Tadeusza Kasprzyckiego, dawnego legionistę i dowódcę elitarnej 1. Kompanii Kadrowej. Dynamiczny, o żywym i twórczym umyśle, płodny w pomysły, zawsze młodzieńczo optymistyczny, a do tego jeszcze pracowity14, był niewątpliwie jednym z wybitniejszych Wyższych oficerów ówczesnej armii.

Poza wszelką dyskusją, także i na przyszłość, pozostawała również obsada Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kierujący nim płk Józef Beck posiadał bowiem swego rodzaju pośmiertne „namaszczenie" Piłsudskiego.

12 Diariusz i teki Jana Szembeka (1935-1945), t. I [1935], London [1964], s. 292.

13  Relacja T. Śmigielskiego, cyt. za: P. Olstowski, Generał Gustaw Orlicz-Dreszer (1889-1936). Dowódca wojskowy i działacz społeczno-polityczny, [Toruń 2002], s. 319.

14 M. Romeyko, Przed i po maju, [Warszawa 1985], s. 359.

5

Minister był człowiekiem miodym, ale posiadającym znaczne już polityczne wyrobienie i rutynę. Urodzony w roku 1894, po wybuchu wojny zaciągną! się ochotniczo do Legionów, gdzie, w artylerii konnej, osiągnął stopień porucznika i krzyż Virtuti Militari, rzadko w tej broni przyznawany. Działając następnie w Polskiej Organizacji Wojskowej na obszarze ogarniętej wojną domową Rosji błyskotliwymi raportami zwrócił uwagę samego Komendanta. Swe talenty, a zarazem zaufanie, jakim go obdarzył, potwierdził podczas przewrotu majowego, kiedy to, jako szef sztabu zrewoltowanych wojsk, zimną krwią i opanowaniem przyczynił się walnie do zwycięstwa. Otwarło ono Beckowi drogę do wielkiej kariery. Nominowany na szefa gabinetu Piłsudskiego w Ministerstwie Spraw Wojskowych, a następnie na wicepremiera, został ostatecznie wiceministrem w MSZ. Owa pozornie niezrozumiała karuzela stanowisk miała na celu najlepsze możliwie przygotowanie go do kierowania dyplomacją polską. Ster MSZ przejął ostatecznie z rąk pierwszego pomajowego szefa resortu Augusta Zaleskiego w roku 1932. Marszałek, sprawujący bezpos'redni nadzór nad polityką zagraniczną nieledwie do ostatnich chwil życia, oceniał ministra niezwykle wysoko, wystawiając mu publicznie, czego nie zwykł był czynić, istną laurkę, jako szczególnie zdolnemu i inteligentnemu współpracownikowi, któremu nie może zrobić dość komplementów15.

Wydawać się mogło, że podjęte decyzje personalne zapewnią ciągłość władzy. Ponieważ było oczywiste, iż nikt nie będzie mógł wypełnić pustego miejsca wytworzonego śmiercią Piłsudskiego16, zakładano, że każdy z jego współpracowników - Mościcki, Sławek, Smigly-Rydz czy Kasprzycki, koncentrując się na powierzonym odcinku pracy, potrafi jednocześnie harmonijnie współdziałać z innymi ośrodkami władzy. Optymizm był jednak złudny, okazało się bowiem, że w kalkulacji powyższej pominięto jeden z istotniejszych czynników życia pubJicznego - osobiste ambicje. Spór o personalia przesłonić miał rychło główny problem, jakim była konieczność radykalnej przebudowy anachronicznego modelu politycznego, opartego na autorytecie Marszałka, możliwej jedynie pod warunkiem przezwyciężenia historycznych resentymentów i stworzenia nowego przyszłościowego programu, który jednałby i jednoczył podzielone dawniej środowi-

15 Lisi J. Jedrzejewicza do J. Becka [w:) J. Beck, Ostatni raport, Warszawa 1987, s. 71. "¦ L. Nogi, op. cit.,s. 18.

6

ska i grupy społeczne. Dylemat, jak rządzić bez Piłsudskiego, przekształcił się tym samym w pytanie, kto ma rządzić po nim i w jego imieniu.

Konsekwencją zamachu majowego stała się stabilizacja międzynarodowej sytuacji Polski i jej wewnętrznych stosunków politycznych. System, jaki zaprowadził Marszałek, miał cechy swoiste. Co prawda, podobnie jak w innych państwach o ustroju autorytarnym, źródłem wszelkich decyzji i faktycznego prawa stała się osoba dyktatora, niemniej Piłsudski, wzmacniając prerogatywy władzy wykonawczej, zadbał o zachowanie elementarnych norm i obyczajów demokratycznych. Działał zatem, przy wszystkich narzuconych ograniczeniach parlament, istniała zmarginalizo-wana opozycja polityczna, ukazywała się wolna prasa, starano się wreszcie przestrzegać praw i swobód obywatelskich. Warunkiem była jednak milcząca zgoda na uznanie monopolu władzy pilsudczyków. Gdy zatem w roku 1930 opozycyjne partie usiłowały ją zdobyć, Marszałek zareagował brutalnie, nakazując aresztowanie ich przywódców, postawionych następnie przed sądem w tzw. procesie brzeskim17.

Bilans rządów pomajowych, jeśli idzie o szeroko rozumiane życie społeczne i ekonomiczne kraju, nie był tak oczywisty.

Najtrudniejszy problem II Rzeczypospolitej - polityka wobec mniejszości - był pochodną jej struktury narodowościowej. Polacy stanowili bowiem ponad 65 proc. mieszkańców państwa, Ukraińcy ponad 15 proc, Żydzi - do 10 proc, a Białorusini i Niemcy odpowiednio 6 i 2 proc. Ponieważ za życia Marszałka nie dopracowano się w tej mierze spójnej koncepcji, czas nieubłaganie naglił. W najbardziej zaognionym stadium znajdowała się tzw. kwestia rusińska, co wiązało się z istnieniem silnej, działającej metodami terrorystycznymi niepodległościowej partii politycznej -Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Co prawda w roku 1935 minister spraw wewnętrznych Marian Zyndram-Kościałkowski zawarł ugodę z reprezentującym umiarkowane tendencje Ukraińskim Zjednoczeniem Naro-dowo-Demokratycznym (UNDO), przewidującą udział partii w obsadzie miejsc w parlamencie w zamian za poparcie polityki rządu, ale już w rok

17 Przywódców tzw. Centrolewu przetrzymywano przed procesem w areszcie w twierdzy w Brześciu nad Bugiem. Ponieważ na rozprawie, jawnie zresztą tendencyjnej, zapadły wyroki więzienia, większość skazanych, w tym przywódca ruchu ludowego Wincenty Witos, lider chrześcijańskiej demokracji Wojciech Korfanty oraz Herman Lieberman z Polskiej Partii Socjalistycznej udała się na emigrację.

7

później, na żądanie motywującego to względami bezpieczeństwa państwa gen. Kasprzyckiego, władze administracyjne przystąpiły do intensywnej repolonizacji Małopolski Wschodniej. Zadanie to, najbardziej delikatne, zlecono miejscowym czynnikom wojskowym i terenowym agendom II Oddziału Sztabu Głównego (czyli tzw. dwójki), do kompetencji którego, obok spraw wywiadu i kontrwywiadu, należały również zagadnienia związane z utrzymaniem porządku wewnętrznego. Nieskory do krytyki poma-jowej Polski Władysław Pobóg-Malinowski pisze z goryczą o ciemnych generałach, którzy poprzez tępych poruczników i kapitanów, dopuszczali się wręcz przestępczych machinacji18.

Jednym z nich był dowódca Okręgu Korpusu nr II gen. bryg. Mieczysław Smorawiński. Wdał się on w także i osobisty konflikt z wojewodą wołyńskim Henrykiem Józewskim, który, ufny w swą pozycję bliskiego współpracownika Piłsudskiego, starał się prowadzić na podległym terenie liberalną politykę narodowościową. Dystans, jaki demonstracyjnie zaczął mu okazywać Rydz-Smigły, spowodował jednak, że fala krytyki, wobec posunięć faworyzujących rzekomo ludność ukraińską narosła do tego stopnia, że zaczęto wygłaszać jawnie pogróżki o oburzonych oficerach, którzy po prostu zastrzelą tego zdrajcę19. Wiosną 1938 roku Smorawiński, mając wsparcie w szukającym popularności w kręgach nacjonalistycznych ministrze sprawiedliwości Witoldzie Grabowskim, doprowadził do przesunięcia Józewskiego na równorzędne stanowisko... do Łodzi, skąd przybył na jego miejsce Aleksander Hauke-Nowak. Program swój, diametralnie różny od koncepcji poprzednika, wyłożył tout court: o zagadnieniu Wielkiej Ukrainy można mówić w Kijowie lub w Warszawie, lecz nie na Wołyniu, gdzie nie wolno tworzyć ukraińskiego „Piemontu"20.

W województwie tarnopolskim doszło z kolei do napięć związanych ze sztucznym, acz promowanym przez władze ruchem „szlachty zagrodowej". Ponieważ w odwecie OUN, na niewielką na szczęście skalę, podjął akcje terrorystyczne, miejscowa administracja zarządziła pacyfikację najbardziej zagrożonych terenów. Przeprowadził ją szybko, z rozmachem, bez-

18 Wl. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna..., t. II, cz. 1, s. 634 i przyp. *.

19 Ibid., s. 635.

20 Cyt. za: A. Chojnowski, Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921-1939, Wrocław 1979, s. 234, przyp. 116.

8

względnie i brutalnie gen. bryg. Gustaw Paszkiewicz, człowiek o umysło-wości feldfebla, a temperamencie hajdamaki2'.

Innym sposobem rozwarstwienia rdzennej rusińskiej ludnos'ci było proklamowanie etnicznej odrębności Hucułów (zamieszkujących województwo stanisławowskie), Bojków (stanisławowskie i lwowskie) i Łemków (krakowskie). Makiawelizm polegał w tym wypadku na złamaniu dotychczasowych aksjomatów polityki wyznaniowo-narodowościowej. Aby bowiem odciąć grekokatolickich Łemków od ukrainizmu, zaczęto propagować ich konwersję na prawosławie! Odwrotnie rzeczy miały się na tragicznie dos'wiadczonej przez historię Chełmszczyźnie. Gdy bowiem miejscowi unici, niepomni na męczeństwo ojców i dziadów, poczęli, pod wpływem lwowskiego metropolity grekokatolickiego Andrija (hr. Romana Szep-tyckiego), skłaniać się ku cerkwi, katolicki biskup lubelski Marian Fulman zaproponował zniszczenie znajdujących się na zapalnym terenie świątyń prawosławnych. Do połowy 1938 roku wysadzono w powietrze i spalono, bez śmiertelnych wypadków, ale ze strugami krwi22 protestującej ludności, 127 domów modlitwy. Wyczulony na nietolerancję i szowinizm, jeden z liderów PPS Adam Pragier stwierdzał: to szaleństwo miało wszakże skutek odwrotny; ludność ukraińska umacniała się w swojej nienawiści do Polski23.

Tak niespójna i wręcz prowokacyjna polityka wzmogła nastroje oporu i konfrontacji nawet między najbardziej dotąd lojalnymi ugrupowaniami, takimi jak UNDO. Wzrastające międzynarodowe zagrożenie Polski i nadzieje, jakie środowiska ukraińskie wiązały nie bezzasadnie z III Rzeszą, spowodowały, że odstąpienie od akcji repołonizacyjnej wiosną 1939 roku nie przyniosło poważniejszych efektów. Małopolska Wschodnia i Wołyń trwały zatem w oczekiwaniu, przypominającym stan zbrojnego pogotowia.

Znacznie mniej kłopotów przysparzali Białorusini. Niska świadomość narodowa i słabo rozwinięte formy życia społecznego powodowały, że bez większych sprzeciwów poddawali się oświatowej i religijnej polonizacji. Silniejsza i z powyższych powodów bardziej niebezpieczna niż na kresach południowo-wschodnich agitacja komunistyczna ustała w roku 1938, po rozwiązaniu Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi (por. niżej, s. 23).

21  Wi. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia polityczna..., t. II, cz. 1, s. 633.

22 Ibid., s. 637.

23 A. Pragier, Czas przeszły dokonany, Londyn 1966, s. 534.

9

Najlepiej zorganizowana i najbardziej wpływowa była mniejszość niemiecka. Pomimo jednak narastających tendencji do politycznej unifikacji oraz pogłębiającej się infiltracji przez Abwehrę (niemiecki wywiad wojskowy) nie doszło do jej formalnej, organizacyjnej hitleryzacji. Koncepcja władz centralnych, związana z kursem Becka, polegała na poszukiwaniu kompromisów i unikaniu wszelkich zadrażnień mogących zmącić stosunki z Berlinem. W opozycji do niej stała jednak lokalna administracja, zmierzająca do szybkiej i przymusowej denacjonalizacji, jeśli nie obszarów nadgranicznych, to w każdym razie poszczególnych gałęzi gospodarki, takich jak przemysł ciężki, bankowość itp. Za jej rzecznika uchodził wojewoda śląski Michał Grażyński, zwolennik bezkompromisowej polityki wobec Niemczyzny.

Niezwykle powikłana i wręcz beznadziejna, zwłaszcza w dłuższej perspektywie, była kwestia żydowska. Mniejszość ta, stanowiąca największe w skali światowej skupisko Żydów, monopolizowała całe dziedziny wytwórczości i życia społecznego: rzemiosło, handel i niektóre wolne zawody. Była przy tym niezwykle różnorodna: Czym innym zupełnie był Żyd ortodoks, którego przodkowie przywędrowali jeszcze za czasów Kazimierza Wielkiego, czym innym był tak zwany „litwak", najgorszy typ Żyda, człowiek wyrzucony siłą poza [historyczne] granice Rosji do prowincji polskich, obrażający w Wilnie czy w Białymstoku uszy polskie swoim szwargo-tem rosyjskim - tłumaczy trudności w ustaleniu spójnej polityki narodowościowej na tym odcinku pik Beck. - Czym innym znowu była grupa dawnych asymilatorów żydowskich z końca XIX wieku, zżyta głęboko z przejściami naszego narodu [...]. Odmienne znowu zagadnienie stwarzali intelektualiści żydowscy, inne - eksponenci najróżniejszych międzynarodówek, usiłujący zdobyć sobie stanowisko uprzywilejowane w życiu Polski24.

Ponieważ w swej masie Żydzi nie poddawali się asymilacji, oznaczającej dla nich wyrzeczenie się religii, ekonomiczna konkurencja ze strony rdzennej ludności, polskiej czy ukraińskiej lub białoruskiej na Kresach, wyradzała się łatwo w zachowania o charakterze antysemickim. Nie zawsze zresztą nie sprowokowane: np. w maju 1935 roku, gdy w podradom-skim Przytyku w czasie bójki wszczętej przez miejscowych Żydów został przez jednego z nich śmiertelnie postrzelony przybyły na targ chłop, rozjuszo-

24 J. Beck, op. cit., s. 131.

10

ny tłum zdemolował w odwecie stragany, sklepy i domy współwyznawców sprawcy. Podobny przebieg miały w miesiąc później zajścia w Mińsku. Ostrości problemowi przydawała wykorzystująca podobne wypadki hałaśliwa agitacja skrajnej prawicy, z kręgów obozu narodowego. Rząd znalazł się w dwuznacznym położeniu. Z jednej strony nie mógł i nie chciał firmować przemocy, z drugiej jednak, mające znaczną nośność społeczną hasła antysemickie mogły przydać mu popularności w środowiskach młodej inteligencji i drobnomieszczaństwa, o których pozyskanie starał się zabiegać. Ostatni premier II Rzeczpospolitej gen. dyw. Felicjan Sławoj SkJadkow-ski, potępiając z całą surowością burdy, co znajdo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin