15148.txt

(227 KB) Pobierz
MAŁGORZATA

Izabela Bielińska MAŁGORZATA
WYDAWNICTWO LITERACKIE KRAKÓW
Ś
Copyright by Izabela Bielińska, Warszawa 1960
ISBN 83-08-00259-5
Ta jasna blondynka ze cišgniętymi włosami  które z takim wdziękiem nosiły dziewczęta w latach pięćdziesištych  to Małgorzata.
iNie chcę przez to powiedzieć, że jest to portret Małgorzaty namalowany przez Picassa. Rzecz bowiem miała się odwrotnie. Portret tej powabnej dziewczyny Picasso malował w roku 1953. Modelkš była Sylyette David. Działo się to w Vallauris, Picasso lubił tam wtedy pracować, z dala od Paryża.
Małgorzata pojawiła się gdzie pod koniec lat pięćdziesištych, a realnie i tak po prostu zaczęła żyć życiem siedemnastolatki na kantacj^tej powieci w roku 1959.
Co z tego wynika? I jak zatem do tego doszło, że Sylvette David, która w swoim portretowym istnieniu nazywa się Sylvette au fauteil, mam odwagę przedstawić na tym miejscu jako Małgorzatę?
Habent fata sua libelli  to znane łacińskie powiedzenie i w przypadku Małgorzaty ma swoje zastosowanie. Bo dzieje Małgorzaty godne sš przypomnienia dzięki dedykacji Picassa, powiadomionego o metamorfozie Sylvette i swoim podpisem udzielajšcego swoistego namaszczenia tej historii.
A jak to było  opowiem.
Kiedy w odległym Vallauris Picasso malował swojš młodziutkš modelkę,  my tu,   w Warszawie,  żylimy

przypieszonym tempem odbudowy zrujnowanego wojnš miasta. Nowe domy zapełnialimy sobš, nie zauważajšc, że mokre od wieżych tynków mieszkania były puste, albo zagracone byle czym, szafy też mielimy puste, na razie pojawiały się ksišżki składane przeważnie >na podłodze. Najdłużej puste były ciany, ich nagoć w miarę upływu czasu stawała się dręczšca.
Pewnego dnia kto przyniósł mi dużš, starannie oprawionš reprodukcję. Była to Sylvette au fauteuil. O Picassie wiedzielimy coraz więcej. Już to, że malował bez przerwy, jeden obraz po drugim  a malował to, czego natura żadnš miarš nie mogłaby wymylić  zdumiewało nas i fascynowało. W tym uporczywym przekształcaniu natury i rzeczy jakże niepokoił nieznanym ich znaczeniem! I trzeba było lat, by zdumienie, jakie budziła jego sztuka, ustšpiło miejsca zaufaniu.
Wracajmy jednak do mojej reprodukcji.
Subtelny koloryt jednolitej szaroci portretu dziewczyny o zadumanym profilu, z odsłoniętym torsem wniósł co więcej niż urok spokoju i piękno prawie realistycznego malarstwa Picassa. Zaskakujšcy wyraz niewinnoci i otwartoci i uroda Sylvette przypomniały nam wtedy, że i my jestemy młodzi i piękni...
Rosły dzielnice, powstawały galerie sztuki, teatry grały wielki repertuar, przybywało ksišżek. W ksišżkach młodych autorów młode bohaterki na ogół były doć smutne i zawiedzione. Jeli posiadały urodę, a jednak chyba posiadały urodę, to już zupełnie nie posiadały wdzięku, niewinnoci i odwagi. Czyż było odwagš korzystanie z wolnoci, jakš im dawało zerwanie z rygorami obyczajowymi? Mimo to ksišżki mówiły o rozczarowanych i porażonych własnš bezradnociš bohaterkach. Jeli cierpiały, to na nadmiar przygód, którym

przyznawały sens usprawiedliwiajšcy własne istnienie. W tym korowodzie sentymentów bez-miłoci, buntu bez kierunku i zagubionych pragnień brak&wało mi kogo. Ze sprzeciwu, z marzenia i z obecnoci Sylvette au fauteuil wyłoniła się Małgorzata... A Picasso zgodził się na niš.
Izabela Bielińska
Dzisiaj stałam się całkiem dorosła... Zawsze wyobrażałam to sobie inaczej. Nie mam pojęcia, jak teraz ustosunkować się do siefcie i całej tej nieoczekiwanej sytuacji.
. Uczę się samodzielnoci. Dokšd mnie to zaprowadzi? Do nieuniknionych zmian. Boję się, ale tylko troszeczkę, właciwie jest to dreszcz oczekiwania pomieszanego z ciekawociš.
Dzisiaj stałam się już całkiem dorosła... Teraz nie ma odwrotu. Muszę być zupełnie dorosła. Od tej chwili wszystko zależy Šde mnie. Ode mnie? Jaka to ja mam być? Inna, to pewne. Niaťjnogę jako wyobrazić sobie, jaka wyłoni się ta inna". Na razie trzepocze tam we mnie kilka mglistych twarzy. Jaka będę  to zależy pewnie od wielu skomplikowanych rzeczy. Czyż nie stajemy się w końcu takimi, jakimi ludzie chcš nas widzieć?
Dowiadczenie to wyniosłam ze szkoły. Im bardziej pragnę zachować w sobie jaki ideał czy bodaj własne zdanie, tym bardziej staję się uległa i jednomylna z innymi. Te drobne tajemnice podtrzymujš wyobrażenie o własnej odrębnoci. Każdy .pragnie zacho-. wać w sobie nietykalne obszary, białe plamy własnej niepoznawalnoci, ze względu na innych, a przede wszystkim ze względu na siebie.
W tym pokoju jestem sama. Jest to mój pokój. Te-
9
raz dopiero wiem, jak bardzo jestem sama. Pozostało mi zaledwie kilka godzin. Próbowałam niegdy prowadzić dziennik. Był to niepraktyczny pomysł  bolała mnie ręka od pisania. Obecnie mam magnetofon. Postanowiłam spisać wszystko, co mi się zdarzyło i jak do tego doszło.
(Najlepiej czuję się w moim pokoju. Lubię go jak kogo bliskiego. .Chroni mnie przecież w tych chwilach, kiedy zdana jestem wyłšcznie na siebie: w dni ponure i przejmujšce chłodem lub gdy muszę koniecznie naradzić się w samotnoci z własnymi mylami.
Dawniej pokój ten dzieliłam z ciotkš Annš. Odkšd tatu wybudował sobie pracownię na poddaszu, Anna zamieszkała wraz z Karolinš. Przyjemnie jest powiedzieć sobie, że wszystko, co mnie tu otacza, jest moje własne, przeze mnie wymylone. Niestety, na tym kończy się moja pomysłowoć. Bo jeli idzie o mnie samš  to jako nic nie mogę wymylić. Znajduję się dokładnie w tym punkcie, w którym przystšpiłam do rozważania tej całej sytuacji.
Nie, nie mam powodu do melancholijnego tonu. Na razie poddajmy się rzeczom zewnętrznym! Stanowiš one rodzaj schodów, po których łagodnie zanurzymy się we własne serce.
Jasnoszare ciany mojego pokoju zdobiš ulubione przeze mnie reprodukcje pięknych kobiet Picassa. Zdobyłam je z wielkim trudem; sš fascynujšce. Pełne prostoty kompozycyjnej i szlachetnej czystoci rysunku, majš niezwykły wdzięk. Zadumane, owiane niewielkš chmurkš smutku, urzekajš mnie cišgle na nowo...
Barwne, kretonowe zasłony oddzielajš mnie od szaroci i nudy padziernikowego nieba. Nie znoszę jesieni. Nie mogę oprzeć się uczuciu, że i ja wtedy gu-
10
bię licie. Zasłony te wybierałam z ciotkš Annš. Ona ma dobry smak, no i wytrwałoć w tropieniu okazji...
Moje ksišżki. Jest ich niewiele. Wszystkie kupuje mi tatu. Lulbię ich uroczyste grzbiety. Czekajš na mnie z tš wzruszajšcš wytrwałociš, która staje się w końcu zobowišzaniem. Nic dziwnego, majš mi wiele do powiedzenia.
Na gwiazdkę dostałam Iliadš i Odysejš. Wolę Odysejš. Jako bardziej przemawia mi do wyobrani pełna łagodnego spokoju, pastelowych barw i rozproszonego słońca niż szczękajšca zbrojš, skłębiona w ustawicznym ruchu, awanturnicza Iliada.
Tu  Prus, Orzeszkowa, Mickiewicz i Krasiński. Trembecki i Kochanowski. Komplet bez zarzutu. Oprócz Słowackiego wszyscy ci programowi autorzy czytani z obowišzku. Ta'k!
London, choć trochę krwawy, drapieżna, ale inteligentna Agata Christie, nawet grzeczny Dickens i zabawny Makuszyński  ocali! iťmnie w tym czasie od nadmiaru cnót. Conrad  to co innego. Trudny. Traktuje czytelnika poważnie, oczekuje wysiłku, który by choć w drobnej czšstce zrekompensował jego własny Jego postacie w końcu stajš się naszymi dobrymi znajomymi. Najlepiej czyta mi się Conrada podczas niewielkiej grypy...
Moje albumy... Jeszcze przed dwoma laty gromadziłam w nich aktorki i aktorów. Potem kolekcjonowałam reprodukcje z malarstwa i grafiki. Tatu mnie do tego zachęcił. W klasie uchodzę za autorytet w sztuce. Też małe zwycięstwo. Już dawno zauważyłam, że nasze powodzenie zależy od-tego,.w jakim stopniu imponujemy innym... ludzie kochajš cyrk.
Tu  zdjęcia rodzinne.  Jakie Ocalałe resztki z mło-
11
doci mamy i ojca. Byli zupełnie inni... Właciwie, jacy byli naprawdę? Mama miała dwadziecia pięć lat, kiedy wybuchła ta okropna wojna. Najczęciej słyszanym przeze mnie słowem jest wojna. Nienawidzę wojny, może tylko dlatego, żeby mamusi zrobić przyjemnoć. W dzieciństwie zawsze bawilimy się w wojnę. Na obozach zdobywam często odznaki za dobre strzelanie i bezbłędne trapienie wroga. W nocy, kiedy zbudzi mnie pobudka drużynowego i jego niesamowicie przejęty krzyk: Wróg w lesie", staję się dzikim, małym zwierzštkiem. Krzy Nałęcki, który się szalenie we mnie kocha, mówi, że będę dzielnym obrońcš ojczyzny... A ja uważam, że moje skłonnoci sš głęboko niemoralne.
A tu moje zdjęcia, kiedy byłam zupełnie mała. Taka pokraka bez woli i pamięci. Stawiam pierwsze kroki, ale jeszcze nie przeczuwam, co mnie czeka. Za parę lalt wylš mnie do szkoły, od czasu do czasu usłyszę kilka dobrych, nic nie znaczšcych rad. W szkole będę poznawać życie i ludzi tak szybko, że albo nie nadšżę, albo ubiegnę innych. Wtedy prawdopodobnie stanę się podła i cyniczna.  Jaka właciwie jestem?
Jakie zdjęcia z wakacji... W kostiumie kšpielowym wyglšdam jak kijanka. Duża głowa, a dalej przecinek. Karolina, mały, pulchny kłębuszek. Wolałabym mieć starszš siostrę, mam brata. Jacek jest zupełnie inny. Mówi, że został do tego upoważniony wydarzeniami historycznymi czy czym w tym rodzaju. Teraz mieszka oddzielnie; on wszystkich nienawidzi.
A tu moje ostatnie zdjęcie... Ono jest przyczynš wszystkiego. Byłam szczęliwa i wcale tego nie doceniałam. Zawsze czego szukam...
Kochany tatu, podarował mi na urodziny magnetofon. Wierzył mi. Czy kiedykolwiek odzyskam jego za-
12
ufanie?  Teraz po tym okropnym, upokarzajšcym wyznaniu?
Właciwie nie wiedziałam, jak to zrobić. Cišgle zastanawiałam się, czy tak wprost, czy przygotować mamę. Nie chciałam niczyjego porednictwa.
W ważnych chwilach życia pozostajemy w końcu sami. Rodzice najpierw spełniajš obowišzek uczucia w stosunku do dzieci, potem obdarzajš je zaufaniem jak cukierkami, potem kontrolujš" jak zegary, potem oczekujš wdzięcznoci... Poprawne zachowanie, kilka elastycznych zasad nazywajš wychowaniem. Stopni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin