HDI 149717 zadanie domowe.doc

(19 KB) Pobierz

Moja mała twórczość

 

              Postanawiam być twórczy... Aby dokończyć to zdanie musiałabym cofnąć się o kilka lat wstecz. Zacznę więc od czegoś całkowicie innego, mianowicie - użyję małej wizualizacji.

              Przed człowiekiem stoi drabina. Szczeble dzieli duża przestrzeń. U boku ma członka rodziny, przyjaciela, partnera, znajomego. Na początku, gdy nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak trudno jest wejść na samą górę ciężko jest przystosować się do odległości, którą trzeba pokonać.

              W pewnym momencie, ktoś podkłada mu deskę. Jak szeroka jest deska? Cztery centymetry? Czy to wiele? Tuż po niej, druga osoba podkłada kolejną deskę – następnie kolejną – od pierwszego kroku dzieli go już tylko piętnaście centymetrów – proste, prawda? Wykonuje pierwszy ruch – próbuje podjąć następny, jednak na pierwszym szczeblu nikt z obecnych nie może już podłożyć żadnej deski. W tym momencie ktoś staje za nim  i go asekuruje. Druga osoba łapie jego dłoń – jest bezpieczniej, mam rację? Trzeci krok wykonuje sam – tak samo czwarty, piąty, szósty – aż na sam szczyt.

              Drugi wariant... Wszyscy stoją nieruchomo patrząc na niego. Upada. Raz, drugi, trzeci – nie ważne. Po wielu próbach, zmęczony, osiąga upragniony sukces. Jest coraz wyżej i wyżej – patrzy na wszystkich z góry, mógłby nawet im pokiwać…

              Proszę wyobrazić sobie siebie, w obu aspektach „wchodzenia na drabinę” – jakie uczucia towarzyszą w każdej z sytuacji w stosunku do wszystkich obecnych?

              Na swojej „drodze na szczyt” bardzo często spotykamy osoby powątpiewające w nasze umiejętności. W moim przypadku, pragnienie udowodnienia innym, że się mylą wywołało skrajnie negatywne emocje – czułam się lepsza, faktycznie dumna z własnej determinacji, jednak nie do końca usatysfakcjonowana. Wówczas nauczyłam się, że zawsze należy pozostawać niezależnym od otoczenia – nie ważne, czy otoczenie motywuje, czy sugeruje, że nie jesteśmy wystarczająco „dobrzy”. Siłą jesteśmy sami w sobie, sami dla siebie.

              Ale wszystko dzieje się przecież z jakiejś przyczyny. W moim przypadku byli to rodzice. Ciężko o tym pisać, ale chociaż staram się przypomnieć sobie sytuację, w której moja mama byłaby ze mnie zadowolona - nigdy mi to nie wychodzi. W pewnym momencie przestałam po prostu reagować emocjonalnie na wszelkie przejawy jej braku wiary we mnie. Nawet teraz, mimo wielu sukcesów wciąż słucham o swoich pojedynczych porażkach. Na początku wywołało to u mnie efekt drabiny, zmotywowała mnie do tego, bym dążyła do celu, ale nie dla siebie, a wyłącznie po to, by udowodnić innym. Wpadłam w swoiste błędne koło, z którego udało mi się wyrwać dopiero po ukończeniu drugiej klasy liceum - chyba na swój sposób dojrzałam. Wówczas przestałam przejmować się krytyką i starałam się po prostu robić swoje. Moje dzieciństwo zdecydowanie jest przykładem błędu, jaki popełniają często rodzice. Jak słusznie Pan zauważył na wykładzie, gdy dziecko buduje wieżę z trzech kloców, tworzy coś niebywałego. Rodzice wówczas powinni być z niego dumni i chwalić je za nowe osiągnięcie. Ja nigdy tego nie doświadczyłam. Nawet teraz ciężko jest mi wskazać swoje zainteresowania. Podejmowałam się tak wielu rzeczy i wiele z nich szło mi znakomicie. Trenowałam sztuki walki, strzelectwo, rysuję, gram na gitarze, śpiewam, tańczyłam taniec towarzyski, w chwili obecnej prowadzę stronę internetową, na której zamieszczam własne artykuły dotyczące psychologii. Tutaj, na Politechnice zostałam członkinią dwóch komisji Samorządu Studentów, kandyduję do Parlamentu SSPG, jestem starostą grupy dziekańskiej. Ale co z tego, skoro, jak mawiała niegdyś moja mama "nic mi to w życiu nie da"?

              No właśnie, dzięki temu, że udało mi się przezwyciężyć lęk przed krytyką nie boję się już realizować swoich pasji. Nie martwi mnie żaden komentarz, ani też nie mają na mnie wpływu ludzie, którzy we mnie nie wierzą. Postanowiłam być twórcza, robić to, co kocham i doceniać każdy sukces, jaki udaje mi się osiągnąć. W tymże postanowieniu trwam do chwili obecnej, dlatego wielką przyjemność sprawiło mi napisanie tej pracy. Nauczyłam się jednej rzeczy,
o której wspomniałam wczoraj podczas oddawania projektu strony internetowej mojego autorstwa - statystyki są nieomylne i chociaż bardzo byśmy chcieli, nie jesteśmy w stanie ich oszukać. Człowiek - statystycznie - żyje około 80-90 lat. Każdy dzień stracony na odkładaniu czegokolwiek, na rozmyślaniu co byłoby gdyby, każda stracona okazja, każda szansa... po prostu przemija, być może nigdy już się nie zdarzy. Dlatego warto czerpać
z życia wszystko co najlepsze, pełnymi garściami. Warto realizować pasje, nie poddawać się i tworzyć. A skoro warto - właśnie tak będę dalej postępować!

 

 

Agnieszka Trendowicz, IBM grupa 1, 149717

 

* część pracy została zaczerpnięta z napisanego przez mnie wcześniej artykułu, który został zamieszczony na mojej stronie internetowej pod adresem: http://alternative-thinking.blog.pl


 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin