Pomnik Cesarzowej Achai -Tom 2.pdf

(1819 KB) Pobierz
Andrzej Ziemiański
Pomnik cesarzowej Achai – tom 2
Rozdział 1
Żagiel o niezwykłym kształcie został zauważony w Cesarsko-Książęcej Dostrzegalni mniej
więcej w południe. Mistrz Roe zanotował pozycję statku względem wieży, a po dwudziestu
modlitwach także jego kurs. Potem jednak, jakby nie wierząc własnym oczom, posłał po chłopca
obdarzonego najbardziej bystrym wzrokiem.
Zdyszany pomocnik zjawił się dłuższą chwilę potem. Musiał pokonywać skokami nie po dwa, ale
po trzy stopnie naraz. A w dodatku schody Dostrzegalni należały do bardzo stromych, z chłopca
ściekał pot.
– Na rozkaz, panie. – Rozpaczliwe próby uspokojenia oddechu przyniosły w końcu efekt.
– Patrz tam. – Mistrz ręką wskazał kierunek. – Powiedz mi, co widzisz.
C HŁOPAK PRZYSŁONIŁ DŁONIĄ OCZY , USIŁUJĄC JAK NAJLEPIEJ WYPEŁNIĆ NIECODZIENNY ROZKAZ . M A
OPISAĆ , CO WIDZI ? D ZIWNE . Z REGUŁY WYKORZYSTYWANO GO DO OBSERWOWANIA , CZY NIE
POJAWIAJĄ SIĘ PIERWSZE OZNAKI NADCIĄGAJĄCEJ BURZY , CZASEM DO ŚLEDZENIA ROZBITKÓW , ALE
NIGDY DO OPISYWANIA WIDOKÓW . N IE ZAMIERZAŁ JEDNAK DYSKUTOWAĆ . W YTĘŻYŁ WZROK .
– To bardzo ciężki statek. Takiego układu żagli jeszczem nie widział.
– J AKIE ONE ? – PRZERWAŁ MU R OE . – M ÓW , CO WIDZISZ .
– Panie... – Chłopak zawahał się na chwilę. – Panie, nie jestem pewien, ale...
– M ÓW .
– Panie, one są ustawione do linii środka, o tak. – Klasnął, przesuwając jednocześnie dłoń po
drugiej dłoni. Nie umiał powiedzieć: „W stanie spoczynku są ustawione równolegle do osi statku,
pokrywają się z nią”, ponieważ nie znał tych pojęć ani adekwatnych słów. Musiał pokazać
gestem. Mistrz Roe jednak zrozumiał. Zrozumiał też, że takich żagli nie widział dotąd ani razu
w swoim długim, poświęconym sprawom morza życiu. Po jaką zarazę komuś były potrzebne
żagle zabudowane równolegle do osi? A jednak.
– C O JESZCZE ?
– One... on... – Chłopak westchnął ciężko. Miał najwyraźniej spore problemy z wysławianiem
się. – Ten statek płynie pod wiatr!
R OE WZRUSZYŁ RAMIONAMI . T O OCZYWISTE . W IAŁ OD LĄDU , A OBCA JEDNOSTKA ZBLIŻAŁA SIĘ CORAZ
BARDZIEJ . J AK WIĘC PŁYNĘŁA ? P OD WIATR , DO CIĘŻKIEJ ZARAZY . T YLKO NIECH KTOŚ WYTŁUMACZY ,
PO CO PŁYNĄCEMU DO PORTU STERNIKOWI ŻAGLE , SKORO MU W MORDĘ WIEJE ?
– Wyrażaj się jaśniej – zganił chłopca.
T EN NIE MIAŁ POJĘCIA , CO POWIEDZIEĆ . W KOŃCU ZARYZYKOWAŁ .
– Oni nie mają wioseł.
M ISTRZA ZATKAŁO . D ŁUŻSZĄ CHWILĘ WALCZYŁ O ODZYSKANIE ODDECHU .
– To jak płyną pod wiatr na samych żaglach? – zapytał, wymuszając na sobie spokój.
– Z WROT ! – KRZYKNĄŁ NAGLE MŁODY OBSERWATOR . – W ŁAŚNIE ZROBILI ZWROT ! P ŁYNĄ DO NAS
ZYGZAKIEM .
Roe westchnął ciężko. Odnotował w kronice portowej zmianę kursu tamtej jednostki. Dalej nie
rozumiał niczego. Odprawił chłopca, nie chcąc dłużej słuchać jego okrzyków. Na starość w ogóle
nie znosił przesadnego hałasu. Praca na wieży Dostrzegalni była więc dla niego ideałem, na który
ciężko pracował przez całe życie. Teraz zerknął na dół, na wielki, wspaniały port książęcy.
Dzięki młodemu wszyscy już tam pewnie wiedzieli o dziwnym statku, który najwyraźniej
zamierzał tu zawinąć. Nie miał na to wpływu. Czuł jednak, że dotknie dzisiaj dziwnej zagadki,
z którą to właśnie on będzie musiał sobie poradzić.
W porcie życie toczyło się normalnym rytmem. Dopiero przed zmierzchem ludzie odrywali się
od swoich zajęć, żeby zająć się obserwacją. Obcy statek był już widoczny w całej okazałości.
Oczywiście dokerów, kupców, zarządców handlowych i spekulantów nic to nie obchodziło. Ale
kapitanowie, sternicy, szyprowie kutrów, oficerowie marynarki i wszyscy związani z życiem na
morzu gromadzili się, tworząc gęstniejący tłum. Każdy chciał zobaczyć dziwoląga, który płynął
pod wiatr.
– Ale cudo! – krzyknął ktoś uczepiony masztu sygnalizacyjnego. – Właśnie robi zwrot.
– E TAM , CUDO ODEZWAŁ SIĘ JEDEN Z SZYPRÓW . – W IDZIAŁEM JUŻ TAKIE W N EGGER B ANK .
– Tak? To powiedz, jakim sposobem on płynie na nas na samych żaglach? Co?
S ZYPER NAJWYRAŹNIEJ KŁAMAŁ , OPOWIADAJĄC O SWOICH DOŚWIADCZENIACH , BO NIE POTRAFIŁ
UDZIELIĆ ODPOWIEDZI .
– Ależ wielki! – ekscytował się ktoś inny, usiłując się wspiąć na stertę towarów zgromadzonych
tuż przy nabrzeżu. Zaraz zresztą wywiązała się kłótnia z kupcem o te towary. Nie jedyna.
Przybywający ciągle ludzie mieli różne teorie na sposoby nawigacji zbliżającego się dziwadła,
a także różne przypuszczenia co do jego przynależności państwowej. Sprzeczka goniła sprzeczkę.
Napięcie rosło.
– W YWIESIŁ BANDERĘ ! – KRZYKNĄŁ KTOŚ O BYSTRZEJSZYM WZROKU OD INNYCH . – O POWIEDZIAŁ SIĘ !
– Jakby dwa pasy, biały i czerwony... – rozległy się komentarze.
– A POŚRODKU COŚ ... JAKBY PTAK ?
– Na czerwonym polu. Ptak. Czyj to może być herb? Słyszał ktoś o takim?
– J AKI TO PTAK ? P OTWÓR CHYBA .
– Jest tu jakiś heraldyk? – donośny głos wybił się nad pozostałe. – Niech powie, czyj to herb:
rozplaskany ptak na czerwonym polu, z żółtą plamą na łbie?
H ERALDYKA JEDNAK W PORCIE NIE BYŁO .
– Stanął! – wrzasnął nagle jeden z kapitanów. – Rzuca żagle i kotwicę!
W SZYSCY POZOSTALI WYTĘŻYLI WZROK . N IEBYWAŁE ! O BCY , PRZEDZIWNY STATEK RZUCA KOTWICĘ
DALEKO PRZED WEJŚCIEM DO PORTU . N IESŁYCHANE ! P O CO ?! D LACZEGO NIE WPŁYWA ?
– Może ma głębokie zanurzenie? – odezwał się głos rozsądku starego, doświadczonego sternika.
– I nie może tu wpłynąć? Albo po prostu nie zna głębokości portu i nie chce ryzykować?
– B REDNIE , BZDURA ! N IE WYGLĄDA NA TAK OBCIĄŻONY , ŻEBY SIĘ PRZESADNIE ZANURZYĆ . B URTY
WIDAĆ NA SPORĄ WYSOKOŚĆ SZYBKO ZAKRZYCZANO JEDYNEGO CZŁOWIEKA , KTÓRY TEN DZIW
ŻEGLARSTWA USIŁOWAŁ WYTŁUMACZYĆ RACJONALNIE .
Wszyscy wokół obserwowali małe sylwetki w jednolitych mundurach, które radziły sobie ze
skomplikowanym olinowaniem statku. Komentowano fakt, że burty i pokład lśnią w promieniach
chylącego się ku zachodowi słońca. Z czego są zrobione? Jakiej obróbce poddano drewno, że aż
do oślepienia odbija światło? Widok był zupełnie nieprawdopodobny.
– No, szykujcie mi łódkę na jutro – krzyknął jakiś cieśla okrętowy. – Ja se chcę o brzasku
obejrzeć te żagle z bliska.
– Ja też! Ja też! Płynę z tobą. – Chętnych na poranną podróż nie brakowało.
– T ŻAGLE BĘDĄ ZWINIĘTE .
– Po rejach się zorientujemy, jak to robią. – Cieśla w fascynacji pocierał brodę. – A może jak
z dobrym winem popłyniemy w dzbanach, to zaproszą na pokład i pozwolą popatrzeć dokładnie?
– E, TOŻ TAMCI MUNDURY MAJĄ , NIE WOLNO IM WPUSZCZAĆ . B O W OGÓLE TO OKRĘT WOJENNY , A NIE
STATEK JEST .
– Patrzcie! – ostry okrzyk przerwał dyskusję.
N A POKŁADZIE OBCEJ JEDNOSTKI POJAWIŁA SIĘ NAGLE ŁÓDKA . T AK , POJAWIŁA SIĘ TO NAJWŁAŚCIWSZE
OKREŚLENIE . P RZEDTEM JEJ TAM NIE BYŁO . D WÓCH LUDZI CHWYCIŁO I WRZUCIŁO DO WODY . T ŁUM
NA NABRZEŻU ZAMARŁ . J AK TO ? A LBO TYCH DWÓCH TO SIŁACZE , O JAKICH B OGOWIE NAWET NIE
SŁYSZELI , ALBO ŁÓDKA JEST NIEPRAWDOPODOBNIE WRĘCZ LEKKA . A PRZECIEŻ NIE MOŻE TAKA BYĆ ,
SKORO ZA MOMENT WSIADŁY DO NIEJ CZTERY OSOBY I DO TYLNEJ BURTY PRZYMOCOWAŁY COŚ
NIEKSZTAŁTNEGO , CO Z TRUDEM NA LINACH SPUSZCZONO IM ZE STATKU . T O , CO WSZYSCY WIDZIELI ,
OKAZAŁO SIĘ TRUDNE DO UWIERZENIA , ALE NAJLEPSZE BYŁO JESZCZE PRZED NIMI . Ł ÓDŹ RUSZYŁA
NAGLE SAMA Z SIEBIE . B EZ POMOCY ŻADNYCH WIOSEŁ , NIE MÓWIĄC O ŻAGLU . S AMA Z SIEBIE . P O
DŁUGIEJ CHWILI DO OBSERWATORÓW NA BRZEGU DOTARŁ NIESIONY PRZEZ WODĘ WARKOT .
O B OGOWIE ! Ł ÓDŹ BŁYSKAWICZNIE ROSŁA W OCZACH . M NIEJ ODWAŻNI COFNĘLI SIĘ TROCHĘ , KIEDY
CIĄGNIĘTA NAJWYRAŹNIEJ PRZEZ DEMONY ŁÓDKA BŁYSKAWICZNIE WPŁYWAŁA DO PORTU . W EWNĄTRZ
SIEDZIAŁO DWÓCH MĘŻCZYZN ODZIANYCH W NIESKAZITELNĄ CZERŃ , Z IDEALNIE BIAŁYMI CZAPKAMI NA
GŁOWIE ZNAĆ W NICH BYŁO WIELKICH PANÓW . O BOK ZNAJDOWAŁA SIĘ UBRANA W JAKIŚ PRZEDZIWNY
STRÓJ CZAROWNICA Z CZARNĄ OPASKĄ NA GŁOWIE . T YM HAŁAŚLIWYM CZYMŚ Z TYŁU ZAJMOWAŁ SIĘ
CHYBA ZWYKŁY MARYNARZ , CHOĆ TEŻ W NIESKAZITELNEJ CZERNI , TO JEDNAK SKROMNIEJ UBRANY . D O
OBECNYCH W PORCIE DOTARŁA WŁAŚNIE FALA SMRODU ALBO SKONCENTROWANEGO NIEZNANEGO
ZAPACHU , KTÓRA BIŁA OD HAŁAŚLIWEGO URZĄDZENIA . W ARKOT ZRESZTĄ ZARAZ ZMNIEJSZYŁ SIĘ
ZNACZNIE , POTEM UCICHŁ , A ŁÓDŹ WPŁYNĘŁA DZIOBEM NA PIASZCZYSTĄ ŁACHĘ , GDZIE WYCIĄGANO
RYBACKIE ŁODZIE I MAŁE STATECZKI HANDLOWE . P ASAŻEROWIE ZESKOCZYLI NA PIACH , OSTATNI SAM
JEDEN BEZ ŻADNEGO WYSIŁKU WYCIĄGNĄŁ ŁÓDKĘ NA LĄD . N IEBYWAŁE .
Z tłumu obserwatorów oderwało się kilka osób i pchanych ciekawością ruszyło w stronę
przybyszów. Niepotrzebnie zresztą. Okazało się, że tamci doskonale znali miejscowe zwyczaje,
bo skierowali się wprost do kapitanatu. Tłum rozstępował się przed nimi w ciszy. Ich mundury
budziły podziw, nikt dotąd nie widział tak drobnych i równych splotów nici tworzących materiał.
Nikt dotąd nie czuł też zapachów, jakie tamci rozsiewali, idąc. Przypominały trochę zapach
korzeni czy pachnideł z dalekich krajów, ale... No dobrze. Nic dziwnego, że pachniała
młodziutka czarownica, w końcu to kobieta. Ale mężczyźni? I to tak intensywnie?
Na przywitanie gości z kapitanatu wyszedł sam mistrz Roe. Trudno się dziwić zresztą. Widok był
niebywały. Obcy jednak wiedzieli, co robić. Obaj mężczyźni energicznie dotknęli palcami
swoich czapek. Nie był to może regulaminowy salut, przybysze robili to po swojemu.
Czarownica dygnęła lekko. Mistrz w odpowiedzi skłonił głowę.
– Komandor Krzysztof Tomaszewski, Marynarka Wojenna RP – przedstawił się najważniejszy
z przybyszów, a potem wskazał dłonią pozostałych. – Czarownica Kai, porucznik Leszek
Siwecki.
– W ITAM . – R OE POCZUŁ ULGĘ . O BCY MÓWIŁ Z WYSZUKANYM , PERFEKCYJNYM AKCENTEM . W IDAĆ
BYŁO , ŻE JEST CZŁOWIEKIEM KULTURALNYM , BYWAŁYM NA DWORACH I W PAŁACACH . N IE JEST WIĘC
POSŁEM JAKIEGOŚ BARBARZYŃSKIEGO KRÓLA PLANUJĄCEGO NAPAŚĆ , TYLKO KIMŚ NA POZIOMIE .
W RÓŻYŁO TO BRAK KŁOPOTÓW . – J ESTEM MISTRZEM C ESARSKO -K SIĄŻĘCEJ D OSTRZEGALNI
I ADMINISTRATOREM PORTU .
– Chcielibyśmy wnieść opłaty portowe. Niestety, nie mamy waszych pieniędzy. Czy możemy
zapłacić po prostu złotem?
P ORT BYŁ PEŁEN LICHWIARZY I SPEKULANTÓW . R OE PSTRYKNIĘCIEM PALCÓW WEZWAŁ NAJBLIŻSZEGO ,
W MIARĘ UCZCIWEGO , O IMIENIU O RES .
– Przyjmiesz od państwa złoto i rozliczysz się z portem?
– T AK , MISTRZU . – O RES , WĘSZĄC DOBRY INTERES , DOSŁOWNIE ROZPŁYWAŁ SIĘ W UŚMIECHACH .
– Chcielibyśmy też postawić wartę przy naszej łodzi. Zostaniemy w mieście na noc.
– O CZYWIŚCIE . – P ONOWNE PSTRYKNIĘCIE PALCÓW I O RES NATYCHMIAST KRZYKNĄŁ , ŻE POSTAWI
CZTERECH STRAŻNIKÓW . A TO SPEKULANT ŁAPCZYWY ! W YSTARCZYŁBY JEDEN STRAŻNIK NA POKAZ .
S KORO ŁÓDŹ ZNALAZŁA SIĘ POD OPIEKĄ KAPITANATU , TO ŻADEN ZŁODZIEJ I TAK NIE MIAŁBY DO NIEJ
DOSTĘPU . O BCY JEDNAK NAJWIDOCZNIEJ NIE LICZYLI SIĘ Z WYDATKAMI , BO NIE ZAPROTESTOWALI .
N AIWNI . O SKUBIĄ ICH TU NACIĄGACZE OFERUJĄCY USŁUGI I DOBRA WSZELAKIE .
– I ja mam prośbę – odezwała się czarownica.
– T AK , PANI ?
– Czy mógłbyś, szanowny mistrzu, zgłosić mój przyjazd w cechu? Bardzo by mi to życie
ułatwiło. Mam na imię Kai, szkoła pustynna Danoine, misja specjalna.
R OE SKŁONIŁ GŁOWĘ , KRYJĄC UŚMIECH . D OMYŚLAŁ SIĘ , DLACZEGO DZIEWCZYNA SAMA NIE CHCIAŁA
PODEJŚĆ DO CECHU CZAROWNIKÓW . P EWNIE MUSIAŁABY TAM ODDAĆ CZARNĄ OPASKĘ I CZĘŚĆ
GODNOŚCI BY JEJ UBYŁA . U SIŁOWAŁ SIĘ NIE ROZEŚMIAĆ , MÓWIĄC :
– To dla mnie żaden kłopot, młoda pani. Zgłoszę twoje przybycie urzędowo. – Przeniósł wzrok
na komandora. – Wielki panie, jaką nazwę twojego okrętu mam wpisać do kronik portowych?
– „B IEGNĄCA Z B OGAMI ”, MISTRZU .
– Ooo...? – Roe popatrzył na młodego oficera z uznaniem. – Właściwa nazwa dla tak pięknej
jednostki.
– D ZIĘKUJĘ . A LE TO NIE OKRĘT , MISTRZU . T O JACHT PEŁNOMORSKI .
Tym razem Roe ukłonił się w niemym podziwie nad niewyobrażalnym wręcz bogactwem
nieznanego władcy, który przysłał tu swoich oficerów. Jacht tej wielkości? Dużo większy niż
niejeden statek handlowy? Ciekawe, czy sama cesarzowa miała jacht porównywalnych
rozmiarów.
– Piękny – odparł tylko. – Ores, zajmij się państwem i zaprowadź do miasta!
– Tak, mistrzu. – Spekulant zrozumiał, że to może być jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu.
Zgiął się w ukłonie i wskazał obcym drogę do wyjścia z portu.
R OE PATRZYŁ ZA NIMI DŁUGO . W OKÓŁ WŁAŚNIE GRUCHNĘŁA WIEŚĆ , ŻE MIMO POSTAWIONYCH
CZTERECH STRAŻNIKÓW KOMUŚ UDAŁO SIĘ DOTKNĄĆ MAŁEJ ŁODZI , KTÓRA LEŻAŁA NIEDALEKO
WYCIĄGNIĘTA NA PIACH . P ODOBNO JEJ BURTY BYŁY MIĘKKIE JAK RYBI PĘCHERZ WYPEŁNIONY
POWIETRZEM . M ISTRZ NIE EKSCYTOWAŁ SIĘ JEDNAK PLOTKAMI . P OGŁĘBIONE PRZEZ LATA
DOŚWIADCZEŃ ZEBRANYCH DZIĘKI PRACY W PORCIE PRZECZUCIE MÓWIŁO MU , ŻE TA WIZYTA NIE
NALEŻY DO ZWYKŁYCH I NIE SKOŃCZY SIĘ JAK ZAZWYCZAJ . P RZYBYSZE PRZEDSTAWILI SIĘ JAKO
OFICEROWIE MARYNARKI WOJENNEJ . N IE WYGLĄDAŁO TO JEDNAK ANI NA WYPRAWĘ SZPIEGOWSKĄ , ANI
POSELSKĄ , ANI , CO ZUPEŁNIE JUŻ OCZYWISTE , KUPIECKĄ . K OGO WIĘC REPREZENTOWALI ? T O BYŁO
MNIEJ ISTOTNE . S ĄDZĄC PO NIEWIDZIANYM TU NIGDY SYSTEMIE OŻAGLOWANIA , POCHODZILI Z TAK
DALEKA , ŻE NAZWA KRAJU PEWNIE NIKOMU TU NIC BY NIE POWIEDZIAŁA . A LE NAJWYRAŹNIEJ I TA MYŚL
OKAZAŁA SIĘ NAJGORSZA , ICH NIE ZA BARDZO INTERESOWAŁO , CO DZIEJE SIĘ WOKÓŁ . K TO SIĘ TAK
ZACHOWUJE ? K URTUAZJA , UPRZEJMOŚĆ , SZASTANIE PIENIĘDZMI , LECZ NIE NA POKAZ , TYLKO TAK ... BEZ
ZWRACANIA UWAGI NA DROBIAZGI . N O KTO SIĘ TAK ZACHOWUJE ? P RZECIEŻ NIE SZPIEDZY
Z ROZBIEGANYMI OCZAMI , NIE CZUJNY ZWIAD WOJSKOWY , NIE POSŁOWIE KAŻDYM GESTEM
PODKREŚLAJĄCY GODNOŚĆ OSOBY , KTÓRĄ REPREZENTUJĄ . T AK ROBIĄ ... WŁAŚCICIELE GOSPODARSTWA .
L UDZKI PAN CHODZI SOBIE PO SWOICH WŁOŚCIACH I TAK WŁAŚNIE ROBI . T U RZUCI GARŚĆ BRĄZOWYCH ,
TU Z UPRZEJMOŚCIĄ SKŁONI GŁOWĘ SŁUŻĄCEMU , KTÓRY DOBRZE WYKONAŁ SWĄ POWINNOŚĆ .
K ULTURALNY , LUDZKI PAN NIE PLUJE KMIOTOM W TWARZ , ON NIE ŻAŁUJE ZAPŁATY . A CI TUTAJ ,
PRZYBYSZE NIE WIADOMO SKĄD , TAK WŁAŚNIE SIĘ ZACHOWYWALI . J AKBY WSZYSTKO WOKÓŁ OD
DAWNA BYŁO JUŻ ICH WŁASNOŚCIĄ .
Roe wrócił do kapitanatu i skrupulatnie uzupełnił odpowiednie wpisy w kronikach portowych.
A potem wydał kolejny niecodzienny dla niego rozkaz:
– Przynieście tu wina. Dużo!
– Podnieś głowę!
Dziewczyna leżąca wewnątrz niewielkiej transportowej klatki poruszyła się lekko. Jeden
z konwojentów szturchnął ją swoją długą drewnianą pałką.
– Więzień! Wstać!
Odruchowo poprawiła na sobie łachmany. Potem podniosła się chwiejnie. Kiedy oparła dłoń
o kratę, żeby sobie pomóc, dosięgnął jej nowy cios. Nie będzie sobie tu łap o kraty opierała,
kurwa jedna. Jak jej chwiejno, to zaraz dostanie porządne oparcie. Już konwojenci o nią zadbają.
Jeden ze strażników wsunął do środka gruby kij z zawieszonym na końcu sznurem. Opuścił pętlę
na szyję dziewczyny i zadzierzgnął mocno.
– Ręce wystaw!
Dusząca się dziewczyna, chcąc uniknąć dalszego bólu, skwapliwie wysunęła dłonie przez kraty.
Na obu nadgarstkach natychmiast zacisnęły się pętle. Po chwili mały, podręczny kołowrót bez
trudu uniósł klatkę w górę, a oprawcy, nie narażając się na żadne już niebezpieczeństwo, mogli
wejść do środka.
– Spętaj ją! – rozkazał konwojent młodszemu strażnikowi.
Ten przyklęknął szybko. Związał więźniowi obie nogi, ale tak, żeby mogła stawiać przynajmniej
drobne kroczki. Sznur podciągnął jeszcze do góry i przymocował do skrępowanych dłoni. Teraz
nie mogła już nawet teoretycznie nic im zrobić. Trzymali ją na pętli przymocowanej do kija
niczym na wędce.
– Idź! – Ten, który trzymał drąg, szarpnął nim lekko. – I żadnych numerów, bo się sama
powiesisz.
Dziewczyna najwyraźniej nie zamierzała robić żadnych numerów. Posłusznie dreptała, gdzie jej
kazali. Podduszana walczyła o choć odrobinę oddechu.
– No jazda, jazda! – Konwojent był zbyt doświadczony, żeby szarpać tylko ze złośliwości. Nikt
tu nie chciał śmierci więźniów. Ludzie wokół to zawodowcy, a nie sadyści. Dręczyli do
upadłego, bo taka była procedura niepozwalająca więźniom nawet zipnąć, żeby nie mieli chęci
pomyśleć choćby o próbie przeciwstawienia się konwojentom. Nie męczyli dla przyjemności.
Niewielkiej grupie udało się zejść do piwnic, pokonując wąskie schody z dość dużym trudem. Na
szczęście pęta na nogach dziewczyny pozwalały na taki rozstaw nóg, żeby schodzić stopień za
stopniem. Na dole jednak jej twarz zaczęła przybierać lekko siną barwę. Lecz na razie nikt nie
zamierzał poluźnić pętli na szyi.
Zza wielkiego kontuaru ustawionego przed kratą podniósł się zwalisty mężczyzna.
– No i coście mi tu dzisiaj za gówno przywieźli? – Popatrzył na przybyłych z niesmakiem. –
Dezertera?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin