Adoracja przed Bożym Grobem
Dwa tysiące lat temu Jezus z Nazaretu został zdradzony, pojmany, niesprawiedliwie skazany, umęczony, stracony. Umierając na krzyżu „wziął na siebie” wszystkie nasze grzechy, wszystkie nasze cierpienia. Jego męka „historyczna” dokonała się. Ale w Jego członkach trwa teraz w czasie.
Każdy człowiek, który cierpi przez niego, w nim. W tym znaczeniu można powiedzieć, że Jego Droga Krzyżowa się nie skończyła.
Jezus umarł jako ofiara naszych grzechów. To przez nie został ukrzyżowany. My również jesteśmy ofiarami swoich grzechów. Bóg nie karze nas za nasze winy. To my karzemy się sami pojedynczo i zbiorowo. Trzeba to wciąż powtarzać.
Wielkie klęski takie jak zacofanie ludów i długi szereg okropnych cierpień, jakie ono za sobą pociąga, ale także wojny, bezrobocie itd. To wszystko z różnych powodów są owoce „grzechów zbiorowych” ludzkości
Bóg „nie przemienia kamieni w chleb”, ale daje nam swoje Słowo. Silni tym Słowem powinniśmy pomagać „ofiarom grzechu”, ale zarazem walczyć wespół z naszymi braćmi i naszym Bratem, aby usunąć przyczyny tylu cierpień.
Panie,
Musisz być dziś wieczór bardzo zmęczony ,
Bo stałeś w długiej kolejce
Do biura zatrudnienia.
Musisz czuć się dziś wieczór upokorzony,
Bo słyszałeś dziś
Tyle ubliżających uwag.
Musisz być dziś wieczór zniechęcony,
Bo jutro...
Skończą się Twoje prawa.
Koniec z prawem do jedzenia.
Koniec z prawem do utrzymania rodziny.
Koniec z prawem do życia...
I tylko prawo do śmierci pozostaje.
Jakże Ty musisz cierpieć dziś wieczór!
Bo Ty jesteś bezrobotnym,
którego dziś spotkałem.
To byłeś Ty, wiem o tym,
Bo powiedziałeś mi o tym w swojej Ewangelii.
Byłem nagi,
byłem przybyszem,
Byłem chory,
byłem w więzieniu...
byłem bezrobotny!
Ale nie myślałem o tym więcej.
Więc taka długa jest Twoja Droga Krzyżowa!
A ja myślałem, że ona już się skończyła.
A ja myślałem, że przyszedłeś w końcu na Golgotę
Po długich godzinach męki,
w kwiecie trzydziestu kilku lat życia.
Wiedziałem, że przyszedłeś do nas,
Byłeś jednym z nas,
I że widziano Cię, jak wyruszyłeś w Drogę razem z nami,
Zajmując wiernie swoje miejsce
W długim szeregu cierpiących.
Ale nie widziałem,
Że Twoja Droga Krzyżowa zaczęła się
Już dawno,
U początku czasów,
Gdy pierwsi ludzie
Na pierwszych ziemiach
Znosili swoje pierwsze cierpienia.
I nie wiedziałem, że skończy się dopiero wtedy,
Gdy ostatni ludzie
Wydadzą ostatni krzyk
Na ostatnich krzyżach.
Bo o ile Ty, Panie,
Dwa tysiące lat temu
Wypełniłeś rolę do końca,
Wiernie,
Doskonale,
To droga krzyżowa Twoich braci jest długa,
Bardzo długa,
Ale Ty nie przestałeś być wraz z nimi, w nich,
Wyzyskiwany, odrzucany, upokarzany, więziony, ograbiany,
Męczony, ukrzyżowany,
Z rozdartym ciałem i sercem,
Dzieląc w czasie swoje ogromne cierpienie
Na wszystkich krzyżach świata,
Jakie ludzie postawili.
Nie płacz. To tylko krzyż
Przecież tak trzeba
Nie drżyj. To tylko miłość
Jak rana w przylepce chleba
I ty jak zabawny kos
Co się kosowej spodziewa
łatwej kiedy się nie wie
zamyślił się anioł
chciał zabrać głos
lecz poszedł do nieba. /Ks. Jan Twardowski/
nauczyłeś mnie teraz, Panie!...
że ten, kto kocha,
cierpi cierpieniem tego kogo kocha.
I im bardziej kocha, tym bardziej cierpi,
A Ty, który kochasz nieskończenie,
Nieskończenie cierpisz, widząc, jak my cierpimy.
Tak oto,
Biorąc na Siebie w sposób doskonały wszystkie nasze cierpienia,
Jesteś, Panie, w Swoich członkach
Ukrzyżowany aż do końca czasów.
I to jest Twoja Wielka Męka
Nie byłem przy drodze na Golgotę, dwa tysiące lat temu,
Jak Twoja Mama, która płakała,
Ale w sercu swoim czyniła ofiarę.
Jak święte niewiasty, które zawodziły,
Jak ci z tłumu, którzy ze strachu milczeli,
Jak ci, którzy krzyczeli z nienawiści
I jak Szymon Cyrenejczyk, który z obowiązku
Ci służył.
Ale dzisiaj jestem tu i widzę Ciebie,
Gdy mówię do Ciebie, gdy mówię do nich
I pomagam im nieść ich krzyż.
Chciałbym być,
O Panie, Szymonem Cyrenejczykiem na drodze krzyżowej Ludzi.
Bo po cóż miałbym wylewać łzy nad Tobą,
Zmarłym dwa tysiące lat temu,
Jeśli nie współcierpiałbym z moimi braćmi,
Którzy cierpią dzisiaj?
Bo cóż za pożytek z rozmyślania
I zawodzenia podczas pobożnych uroczystości,
Jeśli nie widziałbym Ciebie codziennie
Udręczonego, na mojej drodze?
Ale dziś wieczór modląc się
Przed nimi,
Przed Tobą,
Myślę także, Panie, że krzyże ludzi
Nie powstają same.
To my sami je stwarzamy
Niestety codziennie
Przez nasz egoizm,
Naszą pychę
I całe bogactwo naszych rozlicznych grzechów.
Jesteśmy wytwórcami krzyżów!
Rzemieślnikami pracującymi indywidualnie
Lub zespołowo,
Doskonale zorganizowanymi przemysłodawcami.
Produkującymi krzyże taśmowo, coraz liczniejsze,
Coraz doskonalsze.
Krzyże dla rozbitych rodzin,
Krzyże dla opuszczonych dzieci,
Krzyże dla umierających z głodu,
Krzyże dla walczących na polach bitew,
Krzyże dla... bezrobotnych,
I krzyże ...
I krzyże...
Wciąż krzyże, wszelkiego kształtu i wielkości!
A jeśli trzeba, Panie, abyśmy byli Szymonem Cyrenejczykiem
Dla naszych cierpiących braci,
Trzeba abyśmy
Wszyscy razem walczyli
O zburzenie naszych niezliczonych fabryk krzyżów.
Mój Jezu na Ciebie również spadł krzyż!
Krzyż na Twoich ramionach.
TY, na krzyżu.
Zawieszony.
Przybity.
Bez możliwości ucieczki.
Ty, ciało i dusza ukrzyżowane.
Pozbawiony możliwości obrony.
Drżący ze strachu i bólu.
Wołałeś,
Błagając Boga, by uczynił cud…
A On go nie uczynił…
Nie mógł uczyni,
Bo czyż ojciec powstrzymuje swego syna,
Przed tym, by aż do końca pozostawał
Solidarny ze swoimi braćmi!
Proszę Cię więc, abym uwierzył,
Ze wszystkich swoich sił,
Że przyszedłeś po to, by uwolnić nas od naszych
Cierpień,
Ale by pomógłszy nam w walce z nimi,
Znosić je wraz z nami. Bo tamtego dnia, Jezu,
Niosłeś
Nie tylko swój krzyż, ale i nasze,
Wielkie i małe,
Wczorajsze,
Dzisiejsze,
Jutrzejsze,
Krzyże całej ludzkości,
Bo Ty nas kochasz
I że ofiara Twoje miłości,
Całe cierpienie człowieka,
Stało się Twoim cierpieniem.
O wielki Jezu kochający,
Trzeba było Twojej Miłości, by unieść wszystkie te krzyże
Aż do końca.
Trzeba było Twojej nieskończonej Miłości,
Aby je dźwignąć,
Podnieść
Z całym ciałem wzniesionym nad ziemią,
Z sercem wzniesionym aż do nieba.
Trzeba było WSZECHMOCY Twojej Miłości,
Aby je przenikną,
Spalić,
Rozproszyć
I uwolnić Życie. Bo to nie martwe drewno
Daje ciepło światu,
Lecz płomień.
To nie martwe drewno należy złożyć w ofierze ,
Ale OGIEŃ,
OGIEŃ MIŁOŚCI, który spala WSZYSTKO.
RĘCE- ks. Jan Twardowski
Ręce Jezusa, przez Piłata skazane, jeszcze nieskaleczone, jeszcze niezwiązane- módlcie za nami
Ręce Jezusa, podejmujące ciężki krzyż- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, słabnące pod ciężarem krzyża-- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, których Jezus nie mógł wyciągnąć do Matki, bo były obarczone krzyżem- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, tak krótko przez Cyrenejczyka podtrzymywane- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, tak dyskretne, ze nieodbite na chuście Weroniki- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, omdlałe pod ciężarem krzyża- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, niezałamane, chociaż kobiety ręce załamały- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, w prochu ziemi przy trzecim upadku - zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa obdarte - zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, młotkiem do krzyża przybijane- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, na których zawisło ciało konające na krzyżu- zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, któreście udźwignęły ciężar powołania - zmiłujcie się nad nami,
Ręce Jezusa, które błogosławicie nas po zmartwychwstaniu- zmiłujcie się nad nami,
Całujemy Twe ręce i stopy, panie, żeś przez mękę swoją świat odkupić raczył. Amen
Jeżeli pytasz dlaczego ty masz cierpieć, się męczyć
I nie rozumiesz, nie widzisz sensu,
To popatrz oczyma serca w głąb krzyża Jezusa
I zrozumiesz, że On już go poniósł…
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
Jak ktoś przed kim się twarz zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy go za nic.
Lecz on się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
A my uznaliśmy go za skazańca,
Chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz on był przebity za nasze grzechy,
Zdruzgotany za nasze winy.
Spadła nań chłosta zbawienna dla nas,
a w jego ranach jest nasze uzdrowienie. Iz 53, 3-5
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem, oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia. Po każdym z minionych dni pozostawały dwa ślady- mój i Pana. Czasem jednak widziałem jeden tylko ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia. I rzekłem:
„- Panie, postanowiłem iść zawsze za Tobą przyrzekłeś być zawsze ze mną; czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko?”
odrzekł Pan: „- wiesz, synu, że cię kocham i nigdy cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad, ja niosłem ciebie na moich ramionach.”
Podnieś mnie Jezu i prowadź do Ojca…
Widzimy drogę cierpienia, niesłusznego oskarżenia, poniżenia, bólu i śmierci. Ale ile łask Jezusa na niej spotykamy. Łask nieoczekiwanych i tak wielkich, że aż siebie samych nie poznajemy: łaskę cierpliwości, dźwigania krzyża, przeżycia porażki, spotkania kogoś najdroższego, łaskę pomocy, współczucia, radości, nadziei, oddania w miłości Bogu wszystkiego, łaskę cierpienia, które doprowadziło do szczęścia.
Wtedy, kiedy bezsilni, umierający, pełni strachu nagle stajemy się silni, bez lęku, potężni- czujemy, ze wysłużona przez cierpienie i śmierć łaska ufającego Ojcu Jezusa nie opuszcza nas i prowadzi do radości spotkania z Bogiem, spotkania z Jezusem i z samym sobą.
Łaski są już przez Jezusa wypracowane i czekają , żeby je wyprosić. /ks. Jan Twardowski/
Umęczony Panie prosimy Cię o łaskę ufności dla nas. Byśmy w tych trudnych dla nas chwilach życia umieli Tobie zaufać…
Litania
Gdybym straciła wszystkie ułudy i pociechy- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdyby ludzie, co mnie winni przywiązanie i opiekę powstali na mnie - JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdyby świat mnie odrzucił i szarpał- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdyby serca, którym zawierzyłam, mnie oszukały i zdradziły- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdybym przytułku w żadnej duszy znaleźć nie mogła- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdybyś spuścił na mnie złość ludzką i boleść serca, boleść ciała- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdyby dzieci moje zapomniały o miłości mojej- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdyby ci, których mieniłam szlachetnymi spodlili się- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdybyś dom mi odjął i piękność i dobra moje ziemskie- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdybym żyć musiała samotna, opuszczona, bez dźwięku jednego wesela, bez słowa jednego litości- JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Gdybym konała bez ręki, co by mi ostatni raz moją ścisnęła , bez pożegnania niczyjego - JESZCZE BYM UFAŁA TOBIE, PANIE
Boś Ty miłością Pierwszą, Jedyną, Najwyższą, bo wszystkie miłości serc na ziemi są tylko strumykami, płynącymi od morza jasności Twojej. Bo Ty mnie zbawisz, kiedy dni moje się przeliczą i pocieszysz stroskanego ducha mego, któregoś zesłał w to ciało moje na znikomą chwilę- bo Ty nie opuścisz dzieła rąk Twoich, myśli Twojej, córki Twojej. AMEN
Adoracja na podstawie książki M. Quoist Drogi modlitwy oraz zbiorów własnych Aneci.
NNnetka