2012_02_w.pdf
(
4559 KB
)
Pobierz
Dodatek dziecięcy
DPŻ 2/2012
Psalm Patryka Michalaka
Panie Ty jesteś Wielki,
A ja taki maleńki.
Ty jesteś Mocarzem,
A ja taki bezsilny.
Ty masz moc, a ja nie.
Ty jesteś wszystkim, a ja niczym.
Mo¿e wczoraj, mo¿e nie…
Za miasteczkiem, któ¿ wie gdzie…
Prosto z domku tu¿ przy lesie
Wiatr historiê tak¹ niesie.
a
k
w
o
a
k
d
Hipopotam cz. 1
Hioba 40, 15 - 24
„Oto hipopotam, którego stworzy³em jak i ciebie, ¿ywi siê traw¹ jak
wó³. Lecz patrz, jaka si³a w jego biodrach i jaka moc w miêœniach jego
cielska!
Swój ogon wyprê¿a jak cedr, œciêgna ud jego s¹ mocno splecione,
Jego koœci niby rury miedziane, jego cz³onki jak dr¹gi ¿elazne.
Jest on przedniejszym z dzie³ Bo¿ych; jego Stwórca zaopatrzy³ go w
miecz.
Góry, gdzie igraj¹ wszystkie dzikie zwierzêta, dostarczaj¹ mu paszy.
Wyleguje siê pod krzewami lotosu, w ukryciu trzciny i bagna.
Krzewy
lotosu
os³aniaj¹
go
cieniem,
otaczaj¹
go
wierzby
nad
potokiem.
Oto, gdy rzeka wzbiera, nie p³oszy siê; jest spokojny, choæby Jordan
wpad³ do jego paszczy.
Czy
mo¿na
go
wyci¹gn¹æ
hakami
albo
przek³uæ
ko³kiem
jego
nozdrza?
Po raz kolejny przebieg³em wzrokiem po tych wersetach, spodoba³
mi siê opis hipopotama, ale coœ mi tu nie pasowa³o. Zw³aszcza ten
ogon jak drzewo cedrowe, albo to, ¿e Stwórca obdarzy³ go mieczem.
– Dawno nie by³em w zoo, ale hipcia przypominam sobie jakoœ
inaczej – mrukn¹³em pod nosem – ale zaraz, bêdzie przecie¿ w
atlasie zwierz¹t.–Odnalaz³em atlas i zacz¹³em przerzucaæ kartki.
– H, h, h, hi, hi, hi, – szuka³em pocz¹tku has³a – hi... e, hiba najelpi
by³oby namówiæ rodziców na wycieczkê – uœmiechn¹³em siê na myœl
o wspólnym wypadzie do zoo–trzeba jeszcze tylko namówiæ Olciê.
Co dwóch to nie jeden, wiêksza
si³a przekonywuj¹ca.
Nie
znalaz³em
hipka,
bo
zaraz
pobieg³em realizowaæ plan.
– Ola! Ola! Cho no – zawo³a³em
cicho, machaj¹c rêk¹ na siostrê,–
cho no! Mam do ciebie sprawê.
– A ile mogê na tym straciæ? –
zapyta³a, powtarzaj¹c moje s³owa,
którymi reagujê na wiêkszoœæ jej
próœb.
– Spoko majonez! Mo¿na tylko
zyskaæ, chodŸ do mojego pokoju,
obgadamy strategiê.
– Tomuœ! Jak¹ znowu stragediê?–
Ola wyba³uszy³a oczy.
– Strategiê! Przekrêcaczu jeden. Strategiê, czyli musimy u³o¿yæ
plana, takiego plana, co by osi¹gn¹æ zamierzonego cela. A celem
naszym
bêdzie
wypad
do
zoo.
Trzeba
tak
zagadaæ,
tak
zabajerowaæ,¿eby wiesz, no.
–Nooo!–potwierdzi³a Ola, która od razu za³apa³a,o co chodzi.
–A przy zoo jest weso³e miasteczko, to potem jeszcze spróbujemy
rodziców nakusiæ na jak¹œ karuzelê, albo na roller-coastera – no
wiesz, kolejkê górsk¹.
– Acha, – przytaknê³a ochoczo, – a tak w³aœciwie, to ty bardziej
chcesz iœæ do weso³ego miasteczka,czy do zoo? Tak w³aœciwie?
– No nie! Chcia³bym iœæ do zoo sprawdziæ na w³asne oczy, jak
wygl¹da hipopotam, a karuzele to tak przy okazji – uœmiechn¹³em
siê.
– Acha, – przytaknê³a ponownie – to chodŸmy przedstawiæ
naszego plana. – Ola obróci³a siê na piêcie i pomaszerowa³a w
stronê drzwi.
– Poczekaj, no poczekaj, jeszcze nic nie ustaliliœmy! – ale ju¿ mnie
nie s³ucha³a, tylko od drzwi zawo³a³a:
– Mamusiu, bo my chcemy do weso³ego miasteczka, bo mamy
tak¹ stra... stragediê, ¿eby was namówiæ, a potem do zoo... czy
jakoœ tak... – Ola raptem zorientowa³a siê, ¿e coœ pomiesza³a, gdy
zobaczy³a,jak z³apa³em siê za g³owê.
– No nie, Olka! Ty to wszystko potrafisz zepsuæ, to nie tak! –
jêkn¹³em.
Mama z tat¹ tylko siê uœmiechnêli, a ja zacz¹³em siê
t³umaczyæ:
– Ja tak bym chcia³ iœæ do zoo, ¿eby przypomnieæ sobie, jak
wygl¹daj¹ niektóre zwierzêta, bo ju¿ dawno nie byliœmy, a
potem ewentualnie namówiæ was na jakieœ karuzele.
Nasta³a cisza, ale po chwili mama znienacka do³¹czy³a do
naszych próœb:
– Oj tak, jedŸmy, jedŸmy! – tata by³ zdziwiony bardziej ni¿ my z
Ol¹,– jedŸmy, bo tam w parku przed ogrodem zoologicznym w
ten weekend jest wystawa kwiatów.
–Aaa!!! Jak jest wystawa kwiatów, to musowo trzeba jechaæ,–
odpowiedzia³ powa¿nie tata, ale z lekkim uœmiechem, –
pogoda jest fajna, w sam raz na spacer po parku.
– Tak, tylko jak my to wszystko pogodzimy? Jak mama wejdzie
w kwiaty, to nam pewniacko zamkn¹ zoo. Przecie¿ godziny
otwarcia s¹ tylko do zmroku, a o weso³ym miasteczku ju¿
mo¿na zapomnieæ.
Ale okaza³o siê, ¿e wystawa kwiatów to by³ prawdziwy
bajer! Takich kwiecistoœci jeszcze nigdy nie widzia³em i nie
w¹cha³em. Piêknie u³o¿one bukiety, kule z kwiatów, ró¿ne
kwiatowe rzeŸby, a jak weszliœmy do ogrodów, w których
roœliny by³y u³o¿one w ró¿ne klomby, rabaty, grz¹dki miêdzy
fontannami, latarniami, to mamie a¿ siê oczy œwieci³y z
zachwytu. Maciuœ, który równie¿ nam towarzyszy³, gaworzy³
radoœnie po swojemu i wyci¹ga³ r¹czki do wszystkich bukietów
po drodze. Dalej jeszcze
b y ³ y s t o i s k a , g d z i e
s p r z e d a w a l i s a d z o n k i
roœlin ogrodowych.
– Jak mama tam skrêci, to
my tylko zobaczymy t¹
metalow¹ ¿yrafê, która stoi
przy wejœciu do parku, –
m r u k n ¹ ³ e m d o O l i .
Zmarkotnieliœmy i ociê¿ale
snuliœmy
siê
dalej
za
rodzicami.
– Ale piêknoœci, prawda? A to dopiero pocz¹tek wystawy! –
mama radoœnie zwróci³a siê do Oli.
– To mo¿e ja bym poszed³ se do ogrodu zoologicznego? –
zapyta³em zrezygnowany,–bo ja ju¿ siê tu nudzê.
– Se sam? A ja? Ja te¿ chcê obgl¹daæ lewy i miedŸwiedzie! –
oburzy³a siê Ola.
– Dobra, idziemy do tych „miedŸwiedzi”, a na wystawê wrócimy
jutro sami z mam¹, – zadecydowa³ tata. – Tu jest co „obgl¹daæ”
przez ca³y dzieñ,–przedrzeŸnia³ Olê.
– Super! – prawie biegiem pokona³em drogê w stronê g³ównej
bramy wejœciowej do ogrodu zoologicznego.
Niestety musia³em czekaæ na rodziców, bo przecie¿ nie
mia³em kasiury na bilet, ale ju¿ stoj¹c przy bramie dostrzeg³em
spaceruj¹ce dumnie pawie, chwal¹ce siê swoimi piêknymi,
ogromnymi ogonami. W oddali by³o s³ychaæ odg³osy zwierz¹t,
których na co dzieñ siê nie s³yszy, jakieœ ryki, piski, charczenie.
Nie mog³em siê doczekaæ, ¿eby zobaczyæ, sk¹d one dochodz¹.
Ola równie¿ podskakiwa³a przejêta
przy siatce.
– A dlaczego tu taki dziwny zapach?
–zorientowa³a siê nagle.
– Te n s m r o d z i o t o o d t y c h
zwierzaków, a bêdzie jeszcze
wiêkszy,jak podejdziemy pod klatki.
– To te zwierz¹tka s¹ w klatkach? –
Ola by³a wielce zdziwiona.
–A jak to sobie wyobra¿a³aœ?
–No przecie¿ jak byliœmy w parku dzikich
zwierz¹ w Kadzid³owie, to chodziliœmy
miêdzy sarenkami, jelonkami i innymi futrzakami. Mo¿na by³o je
pog³askaæ i daæ im z r¹czki jeœæ. Przecie¿ mog³am pog³askaæ
nawet wilka, a tu co, bêdziemy wszystkie obgl¹daæ z daleka? –
wygl¹da³a na zawiedzion¹.
– Ola… – westchn¹³em, – tu s¹ takie kotki, które s¹ wiêksze od
ciebie, a miœki, takie misiunie, jak stan¹ na dwóch ³apach, to s¹
wiêksze od taty. Niebezpiecznie by³oby je powypuszczaæ.
Ola patrzy³a zdziwiona i trochê zdegustowana zapachami
docieraj¹cymi z pobliskich wybiegów dla zwierz¹t. Wszystkie
œcie¿ki w ogrodzie by³y tak oznakowane, ¿eby nie omin¹æ
¿adnego, a trzeba siê trochê nachodziæ, bo park jest rozleg³y.
Plik z chomika:
chwz_zabrze
Inne pliki z tego folderu:
2012_06_w.pdf
(7375 KB)
2012_05_w.pdf
(4343 KB)
2012_04_w.pdf
(4219 KB)
2012_03_w.pdf
(3641 KB)
2012_02_w.pdf
(4559 KB)
Inne foldery tego chomika:
dodatek 2007
dodatek 2008
dodatek 2009
dodatek 2010
dodatek 2011
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin