Nocne Huncwotów Rozmowy - Skye.pdf

(114 KB) Pobierz
Tytuł: Nocne Huncwotów rozmowy
Autor: Skye
Beta: Ariel
A/N: Poniższy tekst można nazwać moim debiutem z forum TN. Powstał jeszcze pod koniec kwietnia tego roku, gdy
dopiero zaczynałam pisać coś takiego jak fanfiction. Najwyżej będę się za niego wstydzić, ale z okazji ostatniego dnia
roku postanowiłam go zamieścić. Mam do niego sentyment. Raz Hipogryfowi śmierć.
Nocne Huncwotów rozmowy
Czyli same dialogi bez dokładki - innej formy nie przewiduje
korekta: Ariel
Trzykropki i język potoczny przedyskutowane z betą i (nad)użyte świadomie
- Hej, Łapo! Łapo, obudź się!
- Rogaty… daj mi spać…
- Łapo, jest druga w nocy. Pora wstawać.
- Ja się buntuje!
- Przyłączam się do buntu.
- Lunatyku, ty mi tu nie podskakuj!
- Ja nie podskakuje, ja leżę…
- A co to za różnica?
- Całkiem spora.
- Glizdogon, nikt ciebie nie pytał o zdanie. A skoro jesteście już tacy rozgadani, to zbierajcie się.
Trzeba zbadać do końca ten korytarz.
- Ja się w tym zamku już chyba nigdy nie wyśpię…
- Nie narzekaj, Glizdek, Huncwot jesteś.
- Czasem myślę, czy dla odrobiny świętego spokoju, nie zrezygnować z tego dumnego miana.
- Wiesz co, Peter? Dziś popieram cię w zupełności. Nie wstaję.
- Ludzie, ruszcie się!
- Rogaty, korytarz nie zając, nie ucieknie…
- Jesteś pewny, Łapo? Komnaty na drugim piętrze szukaliśmy dwa miesiące, nim odkryliśmy ją w
lochach tylko po to…
- …By dwa tygodnie później, znaleźć ją w wieży astronomicznej. I tu mnie masz.
- No, więc wstawajcie, ludzie.
- Ludzie, powiadasz?
- Łapo, to jest chwyt poniżej pasa. Łapo, ty zapchlony kundlu, nie merdaj mi tu ogonem, tylko
wstawaj. Bo zrobię ci loczki z sierści i zawiążę kokardki.
- Hłe hłe… Bę.. będzie pudelek. Ja nie mogę!
- Oj, to będzie cudny widok.
- Ejże! A ja ci zawiążę kokardki na rogach!
- No proszę, podziałało. Odpsiłeś się.
- Ale nie wstaję.
- Rogacz, idź spać. Bo z miotły spadniesz i - zamiast znicza na meczu - zauważysz boisko, i to z
bardzo bliska.
- Nasz profesor Lunatyk ma rację.
- Chłopaki, no…
- IDŹ SPAĆ!
- Oby was Irytek łajnobombami obrzucił!
- Nie trafi. Ma cela gorszego niż Glizdogon.
- Wypraszam sobie, Łapo!
- Idźcie spać, błagam… albo śpimy, albo gadamy w korytarzu.
- ŚPIMY!
- Gadamy w kory… znowu w mniejszości… A niech to… Dobranoc, chłopaki.
- Pa, Rogaty.
- Niech ci się Evans przyśni.
- Albo inna ładna sarenka.
- Łapo, Lily jest tylko jedna, nie ma innych sarenek.
- Idźcie spać, bo wam punkty odejmę!
- Rany, Lunatyk, wyluzuj prefekcie.
- Ups… Lunatyk się wnerwia, koniec dobrego chłopaki, trza się pomodlić.
- Trza?
- Trzeba, Peter, trzeba, to po staropolsku.
- Staro jakiemu? W Wielkiej Brytanii mieszkamy.
- Ale autorka Polką jest.
- Cisza chłopaki, to tajemnica. Bo wyjdzie, że prawa autorskie Rowling są łamane.
- Dobra jest. Na czym to skończyliśmy? Aha, no tak. A więc modlić się trza…
- Trzeba…
- Trzeba…
- Zdecydujcie się wreszcie obydwoje.
- Peter, to ty i Lunatyk macie pretensje, mnie się nie czepiajcie.
- Znalazł się pan niewinny.
- Wielkie dzięki, James.
- Nie ma za co, Syriuszu.
- Możemy iść spać?
- Lunatyku… wiesz, lunatycy podobno chodzą po nocy, a ty się spać wybierasz? Coś tu jest nie tak.
- Uuuu, Remus złamał regulamin.
- Jakbym nigdy go nie łamał.
- No dajcie już chłopakowi spokój, bo się jeszcze nam załamie i co będzie?
- Jak się złamie, to go poskładamy.
- Załamie, Peter, nie złamie. Uszy myłeś?
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. James, z tobą gorzej niż z moją matką.
- Aż tak źle?
- Pani Rogata Potter.
- Ej no! Ja nie mam w planach bycia matką!
- Za późno, Rogaczu. Już nią jesteś.
- No nie mogę… żeby czegoś takiego nie zauważyć, James, gdzie się twoja inteligencja podziała?
- A miał kiedyś coś takiego?
- Dobre pytanie, Łapo.
- Chyba miał. Tylko gdzieś zgubił. Trza poszukać.
- O Peter. Już się słowa trza nauczyłeś.
- No…
- Dobra, więc TRZEBA poszukać. Hogwart duży.
- Czyli kolejne noce zawalone. Coś tak małego, jak intelekt Jamesa, może być wszędzie.
- Jak myślicie, znajdziemy do końca siódmej klasy?
- Nie sądzę…
- James, po co ty trzymasz te skarpetki? James, ty chyba nie chcesz…
- Rogacz, spokojnie! To trucizna, nie zabijaj Łapy!
- Tfu… umyj nogi, dobrze ci radzę. Skąd ty masz te skarpetki, ze śmietnika?
- Pewnie tak, zważywszy na to, że śmietnik to on ma pod łóżkiem.
- Chyba wysypisko.
- Żeby jedno…
- Trzecia. Mieliśmy spać.
- Mieliśmy, ale już nie mamy.
- Zaraz nam się McGonagall do dormitorium zwali.
- No, co? Jesteśmy w łóżkach, światło zgaszone…
- Ale gadacie w porze, o której powinniście spać.
- O, dzień dobry, pani profesor, a raczej dobranoc.
- Co tu się wyprawia?
- Poważna narada. Szukamy intelektu Jamesa Pottera. Nie widziała pani gdzieś?
- No rzeczywiście, sprawa najwyższej wagi. Ale do jutra bez inteligencji przeżyje, skoro wytrzymał
tyle lat. Spać, nim punkty odejmę!
- Dobranoc pani profesor.
- Dobranoc, Potter.
- Miłych snów pani profesor.
- I nawzajem, Black.
- Dobranoc.
- Tobie też, Pettigrew.
- Dobrano…
- Tak, tak, Lupin tobie też. Teraz spać!
Później
- Poszła już?
- Chyba tak.
- Sprawdzę.
- Dobra, Peter, ale jak ona tam stoi?
- To powiem, że idę do łazienki.
- Mamy łazienkę w dormitorium.
- A kto przy zdrowych zmysłach wchodziłby do naszej łazienki?
- My?
- Bo my akurat mamy zdrowe zmysły. Idź i zobacz, Peter, tylko niczego nie rozwal po drodze.
- Niczego… Aaaaaaaa!
- Wiedziałem.
- Uł… jaki łomot. Ciekawe, co poszło?
- Nie wiem, nic nie widzę.
- To zapal światło.
- Lumos.
- Zgaś… lepiej było tego nie widzieć…
- Nox…
Jeszcze później…
- No to trza Petera ze szlabanu wyciągnąć.
- A ty znowu z tym „trza”.
- Wyluzuj, Lunatyku.
- Ale się Glizdek wrobił. Biedaczyna.
- Eh… żeby potknąć się o podręcznik transmutacji, wlecieć i wyważyć drzwi, zlecieć ze schodów
nie łamiąc sobie absolutnie niczego oprócz poręczy i roztrzaskanej wazy, a na samym dole spaść
prosto na McGonagall, to trzeba…
- Być Huncwotem.
- Co racja to racja, szeregowy Łapo. A teraz, gdzie Peter ma szlaban?
- A skąd ja mam wiedzieć?
- Łapo… Lunatyk, masz wtyki u McGonagall, idź się dowiedz.
- Tanią siłę roboczą sobie znaleźli. On teraz szlaban dostał, jest czwarta rano, a ja mam iść do
McGonagall i zapytać „przepraszam pani profesor, ale co musi zrobić Peter, bo planujemy go
wyciągnąć z tego bagna, ale pani o niczym nie słyszała?”
- No racja.
- Poza tym zapominacie o czwartym punkcie niepisanych praw Hogwartu. Zarobione szlabany z
honorem odrabiać.
- Po to są zasady, aby je łamać, panie prefekt.
Nie tak bardzo później:
- Dobra, no to idziemy.
- Łatwo ci powiedzieć. Nie wiem, gdzie są drzwi!
- Wczoraj jeszcze je widziałem. Chyba tam. Którędy wyleciał Peter?
- Tamtędy.
- To tam są drzwi.
- A mówiłem, że trzeba tu posprzątać? Teraz mi tylko powiedzcie, jak mamy do tych drzwi dojść?
Znamy kierunek i co dalej?
- Może się jakoś przekopiemy?
- Optymista.
- W życiu trzeba być optymistą, Lunatyku.
- Zastanawia mnie jedno. Widzieliśmy wypadek Petera, co oznacza, że drzwi musiały się otworzyć.
- Chyba, że się przez nie przebił.
- W każdym razie, czemu teraz nie możemy ich znaleźć?
- Może dlatego, że James szukał niewidki?
- No tak, to wszystko wyjaśnia.
- Dobra, chłopaki, czas ucieka. Jak myślicie, czy znajdziemy te drzwi w ciągu kwadransa?
- Wątpię…
Zdecydowanie dużo później…
Godzina: 5:27 16 sekund i 24 setne sekundy rano czasu środkowoeuropejskiego.
Miejsce: Hogwart.
Konkretnie: Okolice gabinetu McGonagall
Bardziej konkretnie: szósty korytarz na drugim piętrze, patrząc od gobelinu z wojny centaurów,
wiszącego obok piątego okna, licząc od drzwi do damskiej łazienki Slytherinu.
- Ała, Rogaty, deptasz mnie!
- Nie moja wina, że pod peleryną jest tak ciasno.
- Trzeba było rzucić na nią zaklęcie powiększenia.
- Ty, niegłupi pomysł. Szkoda, że wpadliśmy na to po pięciu latach.
- Bez komentarza… Dobra, idziemy.
- Niby jak? Nic nie widzę, nawet własnych nóg.
- Bo to peleryna-niewidka, idioto.
- Aaaa… no racja.
- Ale masz refleks.
- Hej, przecież my się widzimy pod peleryną. To nas nie widzą.
- No, to czemu ja nic nie widzę?
- Na przykład dlatego, że jest ciemno?
- Aha…
- Rogacz, jakim cudem z takim refleksem jesteś doskonałym szukającym, to ja nie wiem.
- Może zgubił refleks razem z intelektem?
- No fajnie. Nie dość, że przestał myśleć, to jeszcze działać. Rogaty, chyba pora wysłać cię na
złom.
- Chłopaki, chciałem zauważyć, że tam za drzwiami jest McGonagall i najprawdopodobniej Peter.
- To już wiemy.
- No to się zamknijcie. To, że nas nie widać, nie znaczy, że McGonagall jest głucha.
- Dobrze, no to chodźmy
- Łapo…
- Co znowu?
- A my mamy jakiś plan?
- Dobre pytanie.
- Ups…
- Chłopaki, źle z nami. I to nawet bardzo źle…
- Wyjście mamy tylko jedno…
- W zamku jest sporo wyjść…
- Improwizujemy.
- Ruszmy się wreszcie.
- Ruszyłbym się, ale na mnie stoisz!
- A, to ty. A ja się zastanawiałem, w co wdepnąłem.
- Czy to była aluzja?
- Owszem, masz wyprać skarpetki, bo nas zagazujesz i umrzemy, zanim skończymy tę szkołę.
- Wielki Rogacz, niepokonany przez zaklęcia, zabity przez skarpetkę…
- Bardzo śmieszne.
- Idziemy.
- AŁA! Bierz ten łokieć z moich żeber!
- Dobra, już biorę.
- Ałć! Co ty wyprawiasz? To moje oko.
- Przepraszam, już zabieram.
- Tylko nie machaj…
- O jasna choinko!
- …ręką…
- Żyjesz, Rogaty?
- Nie, umarłem.
- A testament spisałeś?
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Łapo, odbiło ci? Wsadziłeś mi różdżkę w żołądek. Prawie
przebiłeś mnie na wylot! Czy ty chciałeś mnie zamordować!?
- Owszem. Kurcze, nie udało się.
- Mówiłeś coś?
- Nie.
- Idziemy!
- Ciszej, Lunatyku!
- Dobra… AŁA! Ratuuunku!
- Łapo, żyjesz?
- Chyba, nie jestem pewny. Czekajcie, sprawdzę, czy przenikam przez ściany. Ups…
- Panie Black, co pan tutaj robi?
- Ja?
- A widzisz tu kogoś jeszcze?
- Nie, nie widzę, pani profesor.
- Do mojego gabinetu, Black.
- Lunatyku, chyba coś się nie udało.
- Chyba…
Miejsce: Gabinet McGonagall.
Konkretniej: krzesło przed biurkiem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin