Gwiezdny wojownik. Dzialko szla - Katarzyna Berenika Miszczuk.pdf

(2698 KB) Pobierz
Katarzyna Berenika Miszczuk
GWIEZDNY WOJOWNIK
Działko, szlafrok i księżniczka
Dedykuję tę powieść mojemu Mężowi. Mam nadzieję, że udało mi się
napisać chociaż trochę męską książkę.
1.
B
wysokim, postawnym mężczyzną o ramionach szerszych niż
framuga drzwi. Jego postura, wyraz twarzy oraz rozkołysany krok
sprawiały, że wielu schodziło mu z drogi.
Robert Misianowski, alias Misiek, był piątym śmiałkiem przyjętym
na pokład Gwiezdnego Wojownika, pojazdu kosmicznego, którego
imię wymyśliła pięcioletnia córka prezydenta. Zmusiła ona ojca do
ochrzczenia tym idiotycznym imieniem maszyny, która miała
uratować świat. Nikt nie uważał, że nazwa Gwiezdny Wojownik
pasuje do nadgryzionego zębem czasu wehikułu, od którego powoli
odpadały kolejne części. Na pewno nie uważał tak Misiek – główny
mechanik.
Po raz ostatni spojrzał przez brudną szybkę na pas startowy.
Wysyłali go na pewną śmierć. Za karę, rzecz jasna. Generał Borowik
nie chciał wybaczyć mu rozbicia najnowocześniejszego śmigacza.
A raczej pewnie by wybaczył, gdyby nie to, że Misiek rozbił go
o wieżę Eiffla.
Misiek nie wiedział, o co cała afera. Nadrdzewiały symbol Francji
powoli rozpadał się już od 2456 roku. Teraz, siedem lat później,
w jednym kawałku utrzymywał się tylko dzięki jakimś japońskim
robotom, tak małym, że nie było ich widać.
Robert nie wierzył w to, czego nie widział.
– Siadaj, Misiek – ponaglił go zmęczony głos za jego plecami.
– Pieprzony Armagedon – mruknął jeszcze mężczyzna, żeby
ostatnie słowo należało do niego, a nie do komandora Wysockiego.
Jerzy Wysocki w rzeczywistości był niskim, zmęczonym życiem
i alkoholem mężczyzną. Doświadczył w swoim krótkim życiu wielu
pożegnań. Najpierw pożegnała go żona (teraz była żona), potem
pożegnał go awans, a teraz żegnała go ta cholerna planeta. Co gorsza,
żegnał go też alkohol. Obsługa stacji, z której startowali, kilka razy
przeszukała pokład, żeby odnaleźć wszystkie starannie chomikowane
przez niego butelki i puszki.
Chwała Bogu, przegapili zapasowy kanister paliwa ukryty
w ładowni. Wysocki miał nadzieję, że podczas misji nie będą
potrzebowali zapasowego paliwa. Wiedział natomiast, że on będzie
potrzebował zapasowego kanistra wódki.
Już go trzęsło, ale musiał stawić się do odlotu trzeźwy, bo kazali
mu dmuchnąć w jakiś cholerny balonik.
Myślałby kto, że nie pozwoliliby mu lecieć na rauszu. Ktoś przecież
musiał uratować planetę. Tym kimś był właśnie on.
I oczywiście jego załoga.
Jeszcze raz zerknął na Miśka. Na szczęście olbrzym posłusznie zajął
swoje miejsce. Jego skafander zaskrzypiał, napinając się na
olbrzymim cielsku, gdy wepchnął się w zdecydowanie za mały jak na
niego fotel.
Wysocki poruszył nogami, przyglądając się nowoczesnej
(dwadzieścia lat temu…) materii, z której były uszyte ich stroje.
Zdecydowanie mu się nie podobała. Uważał, że skafandry są
gówniane. Częściowo dlatego, że były właśnie w takim kolorze.
Jeszcze raz pomyślał o okolicznościach, które sprawiły, że siedział
w kapitańskim fotelu. Generał Borowik przedstawił mu sprawę jasno.
Gdyby Jerzy odmówił skierowania na misję ratowania Ziemi, zostałby
pozbawiony odznaczeń i karnie wydalony z wojska. Zjednoczona
Armia Gwiezdna Ziemi miała już dość jego pijackich wyskoków.
Komandor nie zgadzał się z oskarżeniami, które kierowano pod
jego adresem. Połowy występków, które usiłowano mu wmówić, nie
pamiętał.
To powinno świadczyć na jego korzyść. A w każdym razie on tak
uważał (sąd wojskowy uważał jednak zupełnie inaczej).
– Miło mi powitać was na pokładzie Gwiezdnego Wojownika –
odezwał się do ludzi siedzących za jego plecami.
Nawet w jego uszach słowa te nie zabrzmiały szczerze. Nie zdziwił
się, że nikt nie zareagował.
Kokpit nie był duży. Ledwo mieściło się tam siedem foteli.
Komandor siedział z samego przodu, tuż przy panelu pełnym
przycisków i wajch. Za jego plecami w dwóch rzędach stało sześć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin