Tomasz Pacyński
SPIS TREŚCI
Koral i smok
Nagroda
Nic osobistego
Opowieść wigilijna
Wspomnienie
Dziedzictwo
Diabelska alternatywa
Komu wyje pies
Zapłata
KORAL I SMOK
Blaszany talerz z brzękiem potoczył się po pełnej szpar podłodze z nieheblowanych desek. Wystraszone myszy skryły się błyskawicznie w ciemnych kątach. Match tylko zaklął, z dziwną mieszaniną wściekłości i żalu. Jason taktownie zmilczał, spoglądając jednak uważnie spod spuszczonych powiek. Match niepokoił go, i to nie od dzisiaj. Te napady złości, te chwile, kiedy jak gdyby stawał się nieobecny, utkwiwszy spojrzenie gdzieś w przestrzeni. To zdarzało się często, zbyt często, jak na gust Jasona. Pół biedy, gdy chwile tęsknej zadumy nachodziły Matcha pod wieczór, gdy mógł wyjść przed chatę i spoglądać tęsknie na zachodzące słońce. Gorzej było, gdy przerywał w pół zdania rozmowę, wpatrując się przed siebie niewidzącym wzrokiem, z trudnym do zniesienia, tragicznym wyrazem twarzy. Owszem, Jason znał przyczyny jego depresji. Ale obcy ludzie, i nie tylko ludzie, coraz częściej brali Matcha za głupka. Nawet ciemne gnomy z lasu, mające trudności z odróżnieniem ludzkich twarzy, a tym bardziej malujących się na nich odcieni uczuciowych, pytały dyskretnie, czy Match przypadkiem nie zjadł czegoś nieświeżego.
Tak, wybuchy złości były już lepsze. Ot, choćby teraz. Wprawdzie znalezienie karalucha w kaszy nie powinno być od razu powodem chwytania za miecz i rozglądania się za karczmarzem, a już na pewno nie usprawiedliwiało rzucania talerzem. Jednak złość szybko mijała i gdy udało się bez szwanku przeczekać jej pierwszy, gwałtowny wybuch, zazwyczaj obywało się bez szkód.
Większych szkód, pomyślał Jason, zdrapując z niesmakiem rozgotowane jagły z kubraka. Swoją drogą, karczmarzowi się należy. Tyle razy przecież mówiliśmy, żeby nie rozgotowywał kaszy na taką paćkę, ziarenka powinny być osobno…
–Lepiej ci? – spytał Jason, już na głos. Match sapnął tylko i kopnął talerz, który potoczył się z brzękiem. Co odważniejsze myszy, które zdążyły już wychynąć ze swoich szpar prysnęły z powrotem.
–Kota tu trzeba… – mruknął Match.
–Co? – spytał Jason zaskoczony. Nie skojarzył w pierwszej chwili.
–Kota. – Match znów był zły. – Kot, zwierzę takie. Cztery łapy, ogon, pazury. Na ogół wredny… I drapie…
–A, kota… – Jason załapał i zadumał się. – Masz rację. ...
szoolu