Bialolecka Ewa_Jestem Lamia (opowiadanie).rtf

(5232 KB) Pobierz
Bialolecka Ewa_Jestem Lamia (opowiadanie)

http://pdf2jpg.net/files/13b22bcd624dcfd51f9f72a7b8a36b072bc7284b/lamia-page-001.jpg


Zwyczajny człowiek nie zatrzymałby się w tym miejscu. Nie było tu na pierwszy rzut oka nic ciekawego. Po prostu stary wykrot zasłonięty niemal całkowicie przez wybujałe wachlarze paproci. Mag przykucnął, wpatrując się w szcz nie poruszany najmniejszym nawet drgnieniem. Jego wyczulone nozdrza wyłowiły spośd symfonii leśnych zapachów prawie niezauważalną woń piżma. Mag, nie zmieniając pozycji, rozejrzał się za odpowiednim drągiem. W wykrocie czaić się biały wąż rzadkość i cenny surowiec w jego rzemiośle. Ranek był chłodny, więc istniała szansa, że zwierzę da się schwytać z minimalnym oporem. W dziurze był wąż albo inny przedstawiciel gadziej rodziny. Mag nie był akolitą, smarkaczem, który dopiero co otrzymał Znak. Już od wielu lat jego skó nad lewą piersią zdobił tatuaż Kręgu i omienia znak Stworzyciela, najwyższej kasty magów. Mroczny Buron, Buron Twórca tak nazywali go znajomi magowie. Przyjaciół nie miał.

Buron wysł myślową sondę, szukając umysłu owego stworzenia, chowającego się w wykrocie. Nie zamierzał ryzykować spotkania z bazyliszkiem. Zwykle potem bolała go owa. Drgnął, zaskoczony. Stwór śnił!

Ach... szepnął Buron do siebie, a jego twarz skrzywiła się w nieładnym miechu. Cóż my tu mamy?

Rozgarnął ostrożnie paproci. Pierwsza rzeczą jaką zobaczył, była ka, odznaczająca się od ciemnej zieleni wyraźną, jasną plamą. Nie musiał zaglądać dalej. była niewielka. O krótkich lecz zgrabnych palcach, opatrzonych utkowatymi paznokciami, połączona z ramieniem delikatnym nadgarstkiem. Przy bliższym przyjrzeniu okazywało się, że skó pokrywa drobniutka przezroczysta łuska.

Lamia.

Mag skupił się. Odszukał wrażliwy punkt lamiej jaźni i posł weń ogłuszający ładunek mentalnej energii. Sen stwora, już od kilku chwil cony obecnością maga, rozsypał się jak rzucona w mrok mozaika. Rozległ się zduszony, gardłowy krzyk. Łuskowate palce wbiły się głęboko w mech, by potem zmięknąć i znów legnąć nieruchomo. Buron wyciągnął swą zdobycz na światło dzienne. Była to samica lamii. Dotykał chłodnego ciała z beznamiętnością uczonego.

Piękny okaz mruknął, obmacując lamie kości policzkowe i bezceremonialnie podnosząc powieki, pod którymi kryły się jaskrawo błękitne czówki.

Piękna powtórzył i to była prawda. Lamia była piękna. Kobieta obdarzona jej urodą doprowadzałaby mężczyzn do szaleństwa. Bujne, jasne, zachodzące trójkącikiem na czoło ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin