Historia pewnego wybuchu - Wadim Ochotnikow.pdf

(2545 KB) Pobierz
waldi0055
Strona 1
Historia pewnego wybuchu
Przełożyła z języka rosyjskiego
WANDA DĄBROWSKA
Tytuł oryginału:
„Istorija odnogo wzrywa“
Ilustrował Józef Młynarski
Okładkę projektował Zbigniew Rychlicki
Redaktor Olga Nowakowska
Państwowe Wydawnictwo Literatury Dziecięcej „Nasza Księgarnia"
Warszawa 1955. Wyd. I
Nakład 30 000 4- 176 egz. Ark. wyd. 5,9. Ark. druk. 7 Papier druk. mat. kl. V, 70 g, 61 X 86
cm/16 Oddano do składania 15. III. 55. r. Podp. do druku 30. VI. 55 r.
Druk ukończono w lipcu 1955 r.
Stalinogrodzka Drukarnia Dziełowa, Stalinogród, 3 Maja 12 Nr zam. 329/18. IV. 55 r.
R-6-9094
Cena zł 4,70
waldi0055
Strona 3
Historia pewnego wybuchu
HISTORIA PEWNEGO WYBUCHU
— Opowiedzieć wam pewne zdarzenie? To był zupełnie
niezwykły wypadek — zaproponował kiedyś porucznik
Woronow.
W tym okresie pracownicy instytutu naukowo-bada-
wczego byli jeszcze skoszarowani. Wieczorem, przed spa-
niem, zbierali się często w małym, zacisznym pokoiku,
żeby
pogadać o tym i owym.
— Prosimy, opowiadajcie!
— Ano, słuchamy! — powiedziałem. — Tylko niech to
będzie coś wesołego.
Długi jak tyka porucznik sięgnął do kieszeni po papie-
rośnicę i zaczął swoje opowiadanie mniej więcej w ten
sposób:
— Może ktoś z was zna teren instytutu nauko-
wo-badawczego, do którego byłem odkomenderowany na
początku wojny...
Trudno sobie wyobrazić, jak ponuro wyglądało tam po
ewakuacji. Pustka. Wszystko zaśmiecone i rozgrzebane.
Robiło to wrażenie zniszczonego gniazda.
Urządzenia instytutu już wysłano. Ludzie też wyjechali.
Na razie zostaliśmy we dwóch z mechanikiem Pietią Jan-
kiem. Był to ,,równy“ chłopak, doskonały kolega.
Niewiele pozostało do zrobienia. Pakowaliśmy różne
drobiazgi,
łaziliśmy
po opustoszałych budynkach,
żeby
sprawdzić, czy nie zostało jeszcze coś, co by warto zabrać, i
czekaliśmy na samolot, który miał po nas przylecieć. W
ogóle mieliśmy dużo wolnego czasu.
Pietia wymyślił sobie wtedy pewną,
że
tak powiem, roz-
rywkę. Właściwie wszystko wynikło z powodu tej rozrywki...
Pozostał jeszcze nie zapakowany magnetofon*. Tyle razy
mówiłem: „Pietia, zapakuj aparat do skrzyni. Lada chwila
może nadlecieć samolot i będę musiał przez ciebie zatrzy-
mać się, aby go pakować". Ale on protestował, zaklinał się,
że
zdąży z pakowaniem, i wciąż robił swoje.
Co właściwie robił? Bardzo prostą rzecz. Gdy tylko sły-
szał sygnał alarmu lotniczego, zaraz wyciągał mikrofon na
podwórze albo wysuwał go przez okno. No, a co się wtedy
działo w atmosferze? Samoloty huczą, działa zenitowe
waldi0055
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin