Zurhorst E. M. - Kochaj siebie a nieważne, z kim się zwiążesz.pdf

(47611 KB) Pobierz
Eva~Maria
ZURHORST
a
nieważne
,
prz
ełoż yła
z kim
się
zwiążesz
Milena Hadryan
Wydawnictwo
CZARNA
OWCA
Warsz.awa 2009
1
PRZEDMOWA
Nie poddawaj
się
Wiem,
że
to jest
możliwe.
Wiem,
że
z Twojego
związku może powstać
taki
związek,
jakiego
sobie
fyczys z. Los
złofył tę książkę
w Twe
ręce. Być może dostałeś ją
w prezencie od jednego
z fyczliwych
przyjaciół. Być może
czytasz te pierws ze
słowa,
bo
ktoś powiedział:
Słuchaj
,
jeśli
chcesz
ru:atować
swój
związek,
przeczytaj wres zcie
coś
takiego" .
Być może
Twój partner
wygrażał
Ci
tą książkąjak wałkiem
do ciasta:
„Zrób
wreszcie
coś
dla nas zego
małżeństwa!
"
.
Być może natrafiłeś
na
nią
w
księgarni,
na
jakimś
treningu albo na nocnym
stoliku.
Powiedziała:
„Otwórz
mnie i czytaj" .
Może już
od dawna
poszukiwałeś
odpowiedzi na
pytania, nowego spojrzenia,
głębokiej
zmiany w Twoim fyciu erotycmym„
Jeśli
czytasz te
słowa, bądź
pewien,
że świadomie
lub
nieświadomie
pragnies z
wzbogacić
Twój
związek
lub
odnaleźć związek głęboki. Bądź
pewien,
że
książka
ta zapadnie w Twoje serce, nawet
jeśli
rozrnn mówi Ci jeszcze
coś
innego.
Twoje
małżeństwo będzie głębsze
i
pełniejsze, że
uda Ci
się
z partnerem,
być może
Twój partner ma romans albo Ty romansujes z co
jakiś
czas; fizycma
miłość
nie daje
już spełnienia; być może ciągle
się
tylko
kłócicie
;
puste fycie
płynie,
a Ty
oszczędzasz
siebie i Twojego partnera
miłymi,
ale pustymi
uprzejmościami. Być może
nie
potrafis z
wybaczyć
i
jesteś więźniem własnej niechęci. Może
toczysz wojenki z powodu
niezakręconej
tubki pasty do
zębów
i okruchów na
stole
i
jesteś przerażony
domowym
wyścigiem zbrojeń. Być może przeczytałeś już dziesiątki
książek,
bywałeś
na wars ztatach,
przeszedłeś terapię
dla par, a mimo to nie wierzysz,
że można uratować
Twój
związek.
Wszystko
może się obrócić
o
sto
osiemdziesiąt
stopni, dwoje ludzi
może połączyć
się
ponownie lub po raz pierws zy
naprawdę.
Wiem,
że
to
możliwe,
nawet
jeśli
zakrawa na cud. Czasem jest to cud. Ale zal efy to tylko od Ciebie.
Możesz prowadzić
takie
fycie, jakiego sobie fyczys z, i z tym partnerem, którego masz,
niezależnie
od tego, jak daleki,
nieciekawy i
odrażający
Ci
się
wydaje. Wiem, bo sama to
przefyłam
Jako specjalistka od
związków
jestem
być może złym przykładem, ponieważ
od lat
zajmuję się
tym tematem, wiele
o nim
czytałam
i
uczyłam
się
od
wspaniałych
i kompetentnych nauczycieli, i
pracowałam
nad
uzdrowieniem
związków
z wieloma
ludźmi
.
To na pewno
ważne.
Ale prawda brzmi: Wiem,
że
to
możliwe,
bo moje
małżeństwo
tlwa do
dziś,
i z
całego
serca jestem za to
wdzięcma
mężowi
.
Być może straciłeś już nadzieję, że
Mimo to
może
się udać!
Od
początku
nie
uważano
nas za
dobraną parę. Bywały
lata, gdy nikt nie
dałby złamanego
grosza za nasze
małżeństwo.
Ale dzisiaj
uważam, że
ten rzekomy defekt
zmusił
mnie do
poszukiwania prawdziwej
siły
drzemiącej
w
związku. Dziś
jestem przekonana,
że
fycie
połączyło
nas i
rzucało
nam tyle
kłód
pod nogi,
abyśmy, pokonując
je z
rosnącą wiarą
i
uzdrawiając
siebie, mogli
wypełnić
nasze fyciowe zadanie. Bez tego wyzwania nigdy
byśmy
nie odkryli, ile
miłości
i
cierpliwości, siły
i odwagi od dawna
mieszkało
w nas zych
sercach,
nigdy
byśmy
się
nie dowiedzieli,
że
dwoje ludzi
może pokonać
wszystkie przes zkody nie do
pokonania.
Nie
potrafiłabym
powolutku
umać, że
wszystko we mnie jest w
porządku.
Nie
mogłabym napisać
tej
książki.
„Wiem,
że
to
możliwe!
"
- to
właściwa,
autentycma
siła
mojej pracy. I
siła
tej
jestem
głęboko wdzięcma
mojej córce i
mężowi.
książki.
Za to
5
Dlaczego
Odejść,
powstała
ta
książka?
by
powrócić
Nie
chciałam napisać
tej
książki. Musiałam
to
zrobić.
Ona
po prostu nie
zostawiała
nmie w
spokoju,
wszędzie dawała mać
o sobie.
Chciała przyjść
na
świat,
i to
najwyraźniej dzięki
rrnue.
W moim
życiu chodziło
zawsze o badanie
stosunków
międzyludzkich,
jednak przez
długi
czas
nie
byłam
tego ani
trochę
świadoma.
Miałam
bardzo wiele
własnych
celów, planów i
życzeń,
ale gdy
chciałamje spełnić,
wszystko
układało
się
zgoła
inaczej.
Życie prędko przyzwyczaiło
nmie do tego,
że
nie
mogę
go
kontrolować
ani o nim
decydować, że
rozwija
się
samo,
a ja
mogę
tylko
patrzeć,
jak
się
toczy. Wbrew mojej woli
życie nauczyło
nmie,
że
jest ono
-
cykl za
cyklem - w
ciągłym
ruchu, zawsze w trakcie
znńan Że znńany
te
są właściwym
sensem mojego
życia; że
w
każdym
cyklu kolejne rzeczy
dopełniają
się
i
umierają; że
wiedzie nmie to
ku
nowemu
porządkowi,
nowym
wartościom
i rozwija nmie, a tym
samym
prowadzi do nowego
wymiaru
życia.
Z
każdym
nawrotem, który
niegdyś
nmie
przerażał
i
wstrząsał mną, uczyłam
się
ufać, że
zawsze
pojawi
się
coś
nowego.
Uczyłam się czujności,
wyczucia kierunku i sensu
życia. Uczyłam się
rezygnować
z
przyzwyczajeń
i wzorców, które
powstrzymywały
nmie od bycia tym, kim
chciałam być. Uczyłam
się
ufać, że
ta nieznana,
rozciągająca się
przede
mną
droga to najlepsza
część podróży. Że
na
najbliższym
rozstaju
mów
czeka szansa zrozumienia, co da mi
szczęście
w
życiu.
Nauka
ta nigdy
się
nie
kończyła.
Jak drogowskaz zawsze
odzywało się
we nmie
coś
obcego
-
jakaś
skaza, pozorna
ułomność
- i
otwierało
szlak
prowadzący
do
głębszego
i
prawdziwszego
niż
kiedykolwiek przedtem uczucia
spełnienia. Musiałam
stale
mosić znńany,
to,
że
maj
oma
przestrzeń opróżnia się
po to, aby
zrobić
miejsce na nowe.
Chociaż długo byłam
tego
nieświadoma,
w moim
życiu chodziło
o
zgłębianie
stosunków
międzyludzkich
i
pogodzenie
się
z
samą
sobą.
Jako
pięciolatka często czułam się
samotna.
Nachodził
nmie czasami tak dziwny
strach,
że
nie
odważyłam
się
z nikim o nim
romiawiać. Miałam
uczucie,
że życie
jest nierealne.
Obserwowałam
ludzi
i
zadawałam
sobie pytanie, czy wszyscy
też
to
zauważają.
Z
lękiem
wyobrażałam
sobie,
że
osoby
wokół
nmie
aktorami, którzy
wymyślili
sztukę
teatralną;
że
być może
jestem
jedyną osobą,
która
uważa
to wszystko za
prawdę. Jedyną osobą,
która
ma
prawdziwe uczucie strachu i potrafi
się cieszyć.
Albo
zastanawiałam się
nad tym, czy aby nie
jest odwrotnie:
może
tylko ja przeczuwam,
że coś
w tym
życiu
nie jest rzeczywiste;
że
dlatego
czuję się
wyobcowana i
samotna,
a inni
są szczęśliwi
i zadowoleni.
W
szkole,
wśród
ludzi,
miewałam często
silne napady migreny, które
mogłam mieść
tylko w
ciemnym pokoju. Jako nastolatka
doznawałam
w
tłumie nagłych
hiperwentylacji
prowadzących
do
omdleń.
Ledwo
osiągnęłam pełnoletniość, opuściłam
rodzinne miasteczko, a raczej z niego
uciekłam, wystąpiłam
z
Kościoła
katolickiego w nadziei,
że
gdzie indziej
znajdę wiarę
i
poczucie
przynależności
.
Około
dwudziestki
wyjechałam
na
szczęście
do Egiptujako
dziennikarka. Kulturowy, religijny i fizycmy dystans do dotychczasowego
życia obudził moją
ciekawość. Byłam
zafascynowana
wszechobecnością
religii w tamtejszym
życiu
codziennym
Życie
i wiara
były
tam
nierozerwalnie
splecione.
Cena za
to
była
wysoka. Ulice Kairu, nad
którymi
llllosił się śpiew
muezinów,
były pełne groźnych
i
lubieżnych
męskich
oczu oraz kobiet
pozostawionych na
pastwę
losu.
6
Zanim
ukończyłam trzydzieści
lat,
wewnętrme
poszukiwania
z.agnały
mnie
na
Przylądek
Dobrej
Nadziei.
Ale nawet w kraju czerni i bieli nie
mogłam maleźć jasności. Stałam
się
wędrowcem między
dwoma
światami
i
spotkałam
ludzi, którzy,
choć
mieli inny kolor
skóry
i
walczyli ze
sobą,
żywili
te same,
głębokie tęsknoty.
Po dwóch latach
okaz.ało się, że
trzyminutowe relacje radiowe o apartheidzie
dla mnie
gwałtem
na prawdzie i nie
mogę już
pracować
jako korespondentka. Kwestie, które
porusz.ały
mnie w rozmowach z radykalnie
prawicowymi,
noszącymi
swastyki
A:fiykanerami lub bojownikami podziemia torturowanymi
przez lata,
były
raczej natury psychologicmej
niż
politycmej.
Zaczęłam rozmawiać
o RPA z
niewidomymi. Nauczyli
się
oni
wyczuwać węchem
i
słyszeć
inny kolor
skóry.
Wszystko
wydawało
mi
się
absurdalne.
Marzyłam
tylko o jednym -
chciałam doprowadzić
do
zbliżenia
ludzi o
różnych
kolorach
skóry.
Aby
pozostać wierną
moim
doświadczeniom, z.akończyłam
dziennikarską karierę
w RPA i
napisałam książkę,
w której
mogłam poświęcić
dostatecznie
dużo
miejsca moim
złożonym,
cz.asami z.agmatwanym spotkaniom z
ludźmi
cz.arnej i
białej
rasy
na
Przylądku.
Gdy
wróciłam
do Niemiec,
czekał
mnie kolejny etap nauki w ramach projektu badawczego
Człowiek" . Właśnie runął
mur
berliński.
Powierzono mi
komunikację
i sprawy kadrowe w
dużym,
dawniej wschodnioniemieckim
przedsiębiorstwie
w Berlinie. Ponad trzy lata
byłam
jedną
z pionierek odbudowy wschodniej
części
Niemiec.
Pewnego ranka w moim biurze
dopadło
mnie
z.ałamanie
nerwowe.
Miałam
tego dnia
przedstawić
po raz pierwszy szerszej
publicmości
strategie
komunikacyjne, które
stworzyłam
dla naszego
przedsiębiorstwa.
Załamanie
to
było
jedynie
z.akończeniem całego
procesu.
przed
wygłoszeniem
referatu.
Napisałam
go z
największym
trudem w
typowo
menedżerskim
stylu:
wykresy, liczby, diagramy,
specyficmy
język
Wszystko to
już
od dawna mnie nie
porusz.ało.
Znowu
chodziło
o ludzi. Tym razem
napięcie
nie
było cz.arno-białe. Odpowiadając
z.a
wewnętrmą komunikację
w
przedsiębiorstwie,
awansowałam
do roli nieoficjalnej
tłumaczki między
Wschodem a Zachodem,
między grupą
menedżerów
i robotników.
Prowadziłam
treningi
wspierające
rozwój pracowników i
seminaria o rozwoju
osobowości,
a prezes
z.arządu wymacz.ał
mnie na
pośrednika
we
wszystkich negocjacjach. Ponownie
stałam
przed wyzwaniem pokonywania pozornie
nieprzekracz.alnych barier
między ludźmi.
Oficjalnie
odpowiadałam
z.a
swój
dział,
jego
pracowników i
bieżące
sprawy, ale
wypełniał
mnie badawczy duch i pragnienie
zbliżenia
ludzi z
różnych
światów.
tym wymaganiom jak
najdłużej.
Jako osoba z pozoru dynamicma
harowałam
po
dwanaście
godzin dziennie,
paląc
jednego papierosa
z.a
drugim Coraz
częściej
męczyły
mnie medycznie nieuz.asadnione
z.akłócenia
rytmu pracy serca i z.agadkowe
stany
lękowe. Grałam rolę,
w której nie
potrafiłam
się
odnaleźć. Załamanie
nerwowe
było
tak
silne,
że wy1wało
mnie z tego kieratu i
zwróciło
mi
odwagę
i
wierność
sobie samej.
Nieświadoma
przyszłości, złożyłam
wypowiedzenie i
zrezygnowałam
z dobrze
płatnej
pracy.
Musiałam
pożegnać się
ze sportowym
samochodem,
imponującym
mieszkaniem w apartamentowcu,
podróżami
i noclegami w luksusowych hotelach.
Wyremontowałam
zniszczone mieszkanie w
starym budownictwie i
żyłam
tam
dość
samotnie,
utrzymując się
z drobnych prac jako autorka
tekstów reklamowych, bez jakiegokolwiek
pomysłu
na dalsze
życie.
i wypalona, jak
ktoś,
kto w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania o
naturę
ludzką przemierzył
daremnie
cały świat. Miałam trzydzieści
dwa lata,
dość pokrętną drogę
kariery
przypłaciłam z.ałamaniem
nerwowym i po
długiej tułaczce wylądowałam
w pustelni.
Dręczyło
mnie tylko jedno pytanie: Jak
odnaleźć
spełnienie?
Jak
zrobić
przy tym
coś naprawdę
7
Byłam
wyczerpana
Próbowałam sprostać
Wzdragałam się cała
sensownego? Jak
st\vorzyć
więź rrńędzy ludźnń?
Los
sprezentował
rrń
dziecko, które
rrńało
dość
woli
życia,
aby
orrńnąć barierę
antykoncepcji.
Na
ojca
wyznaczył przedsiębiorczego,
młodego człowieka,
który nie
wiedział,
co to
wątpliwości,
poszukiwania. Jego
doświadczenia
i
spojrzenie
na
życie całkowicie różniły się
od moich.
Był
ode rrmie
sześć
lat
młodszy
i
przyzwyczajony do tego,
że
bez ceregieli dostaje to, czego
oczekiwał. Młodzieńczo
atrakcyjny,
zawsze w dobrym humorze,
chciał się bawić, zwiększać
obroty
swojego
przedsiębiorstwa
i
zawodowe
wpływy. Prześcignąć
starszych
braci
-
tego
chciał
od
życia.
-
Zanim rrmie
poznał, zajęty był
przede wszystkim nocnym
życiem
i
przelotnyrrń romansarrń.
W
kręgu
jego
przyjaciół
i
życiu
codziennym
sprawiałam
wrażenie
obcej, nie tylko dlatego
że
wyglądałam zupełnie
inaczej
niż
drobne, prostolinijne istoty, które ten nieznany ojciec mojego
dziecka
rrńał
przede
mną.
On
też
nie
ucieleśniał
moich ówczesnych
ideałów
- ale
biło
od niego
ciepło
i
potrafił
rrmie
rozbawić.
Nie
poraził
nas grom od pie1wszego
spojrzenia,
nie
był
artystą,
utalentowanym architektem ani pisarzem-wirtuozem
słowa,
o którym zawsze
marzyłam
Nie
był
barczystym
mężczyzną,
na którego
rarrńeniu można się wesprzeć,
nie
poszukiwał
sensu
lub kobiety
swojego
życia.
Ja zawsze
szukałam
tego jedynego
mężczymy.
Darerrmie. W nadziei znalezienia go
spotkałam
na
swej
drodze dwie
rrńłości
i bardzo wiele
rrńłostek.
Moje serce nie
znało
spokoju
Bardzo
chciałam zostać, oddać się
bez reszty, ale
coś gnało
rrmie dalej
-od
jednych
odchodziłam
z
obawy,
że
rrmie
opuszczą,
od innych
-że
rrmie
stłamszą.
Wszyscy, którzy rrmie znali, zgodnie
twierdzili,
że
nikogo sobie nie
znajdę.
Nasza
znajomość przebiegała
w niezbyt spektakularny sposób. Nie
była
to
wspaniała,
romantyczna historia. Ledwo go
znałam
Nie
byliśmy wymarzoną parą,
co
każdy mógł
zauważyć.
Ale
byliśmy rodzicarrń,
co
każdy też mógł zauważyć. Było
jasne,
że urodzę
to
dziecko.
„Poradzimy
sobie
jakoś !
"
. Zostawiliśmy
wszystko za
sobą,
przeprowadziliśmy
się
do
małego rrńasta
i
wzięliśmy
ślub.
Dwa lata
później
nasza córka
już
chodzi.
Nasze
małżeństwo
jest
rrńeszczańskim
muzel.Ull nudy.
Mama gotuje, tata pracuje.
Właściwie
nic nas nie
łączy.
Mój
mąż
coraz
później
i rzadziej
wraca do domu, ja
duszę
się
rrńędzy piaskownicą
a
gromadarrń
matek i ich
raczkujących
pociech.
Kłócimy
się
coraz
częściej.
Niektórzy
znajorrń
wiedzieli to od
początku,
innym
wydawało się
to nie do
uniknięcia
-
rrńędzy narrń
nie
mogło
się
dobrze
ułożyć.
Nic nie
spełnia
naszych
oczekiwań,
ale nie rozstajemy
się.
Dostosowujemy
się.
Mamy wiele
rutynowych
zajęć
i
rrńłych przyzwyczajeń.
Wspólne dziecko.
Najpierw
przemykamy obok
siebie
pogrążeni
duchowo i fizycznie w coraz
większej
ciszy.
Toczą
się
potajenme i
głośne
wojny. W
końcu
-
wygodny
dzień
powszedni i romanse, skoki w karierze, przeprowadzki,
beznadziejność
i nowe
początki
.
Mimo to nie rozstajemy
się.
Zawsze, gdy dochodzimy do tej
granicy, ogarnia nas smutek, pojawia
się ciepłe
uczucie
głębokiej
,
wewnętrmej więzi, choć
myśleliśmy, że już
dawno
się wypaliło.
Nic
dzikiego ani
namiętnego
-
ciche, melancholijne
uczucie, wsporrmienie
rrńłości,
które niknie równie nieoczekiwanie, jak
się
pojawia.
To uczucie nie jest wprawdzie
rrmie w magicmy
sposób.
odpowiedzią
Dostałam dziwną odpowiedź
zaszłam
w
ciążę.
na moje
wewnętrme
poszukiwania, ale
przyciąga
Jest jak tajenmy kod, który wystarczy
złamać. Próbuję szukać
tego uczucia. Zaczynamje
rozpoznawać.
Podskórnie przeczuwam,
że
w
związku
chodzi o
coś
innego
niż
o
tę właściwą
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin