Wojewodzki Kuba - Nieautoryzowana autobiografia(1).pdf

(1649 KB) Pobierz
Pamięci mojej Mamy,
która na szczęście już tego nie przeczyta
sztuki teatralne tak
złe
,
że publiczność
wygwizduje
nawet szatniarzy.
„Jestem jeszcze zbyt młody i zbyt mało znaczę, by pisać pamiętniki. Piszę
o ludziach, których znałem i których kochałem”. Uwielbiam to zdanie
z
Pięknych dwudziestoletnich
Marka Hłaski. A więc – jak typowy Polak na
wczasach
all inclusive,
zwanych przez rodzimych poliglotów
ol ekskjuzmi
kradnę z bufetu to, co mi się podoba. Podobnie jak wszystkie następne – „Życie,
które mi dano, jest tylko opowieścią, ale to, jak ją opowiem, jest już tylko moją
sprawą”. A więc, mówiąc szczerze, jestem pomyłką. Błędem adresowym.
Kosmicznym spamem. Źle doręczoną przesyłką. To ostatnie to chyba
najtrafniejsze zdanie w całej mojej historii. Jestem żywym dowodem na brak
jakiejkolwiek wyższej inteligencji, która sprawuje nad nami pieczę. Jestem
w związku z tym ateistą – wierzę tylko w reinkarnację, a więc w swoim
testamencie wszystko zapisałem sobie. Jesteście ciekawi dlaczego?
Czarek Pazura opowiadał mi swego czasu, jak zmagał się z jakąś rolą
w teatrze, której nie potrafił zagrać. I wtedy reżyser Bogusław Schaeffer
powiedział mu tak: „Kojarzysz facetów, którzy ścigają się na sto metrów? Pada
strzał z pistoletu startowego i wszyscy biegną do przodu. To ty się tak poczuj.
Ale jak pada strzał, to się odwracasz i spierdalasz do tyłu”. Tak się czuję, gdy
opisuję swoje życie. Czuję, że to i moje motto.
Choć pod tym względem zawsze najcelniejszy w określeniu tego, jak
chciałem żyć (i chyba jak w dalszym ciągu żyję), jest ten dialog ze Staszkiem
Tymem:
– Stanisław, mam pytanie, które cię po prostu rozłoży na łopatki.
– Proszę bardzo.
– Na twoje wysportowane osiemdziesięcioletnie łopatki.
– Proszę bardzo, kładź mnie.
– Stanisław Tym: jak żyć?
– Ha! Dobre – odpowiada Prezes Miś.
– Dobre? – upewniam się w swej niebanalnej inteligencji.
– Dobre.
– No to jak?
– No, w poprzek.
Wolność słowa, wolność myśli, wolność własnych błędów zawsze
pojmowałem także jako prawo do spoglądania ukosem na to, co święte,
zdefiniowane, uporządkowane, normalne lub przynajmniej blisko normy.
Spoglądania w poprzek. Ta opowieść będzie zatem trochę inna.
Pisanie autobiografii kojarzy mi się trochę z agresją. Zmuszamy odbiorcę do
patrzenia na świat naszymi oczami. A nikt tego nie lubi. Dlatego już zawczasu
przepraszam wszystkich fanów, wrażliwców oraz zwykłych przyzwoitych ludzi.
Czytałem kiedyś listę przedmiotów znalezionych przez lekarzy w odbytach
pacjentów. Czego tam nie było! Okazuje się, że fantazja ludzka w tej ciasnej
materii nie ma granic. A więc: tłuczek od moździerza do przypraw, pióro
wieczne, żarówka i – mój zdecydowany faworyt – ubijaczka do piany. Nie
chciałbym, aby wkrótce tę listę wzbogaciło moje prozatorskie spełnienie. A ono
wcale nie musi być ciekawe, zabawne, potrzebne.
Wracając do Hłaski. Podobnie jak on, kocham wszystkich ludzi. Ale
niektórych nie teraz. Urodziłem się jako nikt specjalny, a umrę jako pan
z telewizji. Nie nazwałbym tego szumnym dokonaniem.
Kariera autora talk-show jest jak kariera prostytutki. Najpierw robisz to dla
przyjemności, potem dla przyjemności innych, a w końcu dla kasy.
Pamiętam taką rozmowę z Wojtkiem Jagielskim, słynnym Wampirem
z wieczoru z nim samym, u mnie na kanapie.
– Bo ty jesteś trochę takim nestorem, nie?
Wojtek na to:
– Chyba matuzalemem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin