Jio Sarah - Dom na plaży.pdf

(1274 KB) Pobierz
Jio Sarah
Dom na plaży
Nigdy nie ignoruj tego, co dyktuje ci serce.
Nawet jeśli podążanie za jego głosem będzie bardzo trudne.
W życiu Anne wszystko było zaplanowane. Wystawne przyjęcia, ślub z mężczyzną, którego zna od
wielu lat, kariera idealnej pani domu.
Wszystkie te plany niszczy jedna decyzja, podjęta pod wpływem impulsu.
Anne chce poznać smak prawdziwego życia, z dala od rodzinnego domu.
Dlatego zgłasza się do oddziału pielęgniarek stacjonujących na Bora-Bora.
Tam, wśród pięknie kwitnących krzewów hibiskusa i bezkresu turkusowego oceanu narodzi się
przyjaźń między nią a tajemniczym żołnierzem Westrym.
Czy przyjaźń jest dobrym początkiem miłości?
Czy związek ma szanse przetrwać, gdy piękna wyspa przestanie być rajem?
Włóż kawałek papieru do pierwszej lepszej koperty,
zaklej ją i wyślij. List może przejść przez ręce tuzinów
ludzi i przebyć tysiące kilometrów, zanim trafi do właściwej skrzynki pocztowej,
gdzie zalegnie niepozornie między dwudziestą dziewiątą
a trzydziestą stroną jakiegoś niechcianego katalogu
i będzie czekał na niczego niepodejrzewającego odbiorcę,
który lekceważącym ruchem ręki wrzuci katalog wraz ze znajdującym się
w środku skarbem do kosza na śmieci. Ta mogąca zmienić czyjeś życie
przesyłka będzie czekać cierpliwie obok niedokładnie wypłukanych kartonów po mleku,
pustej butelki wina i wczorajszej gazety.
Ten list był do mnie.
PROLOG
Jesteś tu? Otworzyłam oczy na dźwięk znajomego głosu - był miły, ale mnie zaskoczył. Tak, Jennifer,
moja wnuczka. Ale gdzie ja jestem? A właściwie: dlaczego ona tu jest? Zamrugałam kilka razy
powiekami zdezorientowana. Śniły mi się piaszczyste plaże i palmy kokosowe, miejsce, które moja
podświadomość ciągle próbuje odwiedzić. Tym razem jednak udało mi się odnaleźć je w archiwach
pamięci.
Oczywiście był tam - miał na sobie mundur i uśmiechał się do mnie nieśmiało. Fale biły o brzeg,
słyszałam ich łoskot, a potem szmer niezliczonych bąbelków powietrza muskających piasek.
Zacisnąwszy mocniej powieki, znów go odnalazłam: stał we mgle snu, która podnosiła się zbyt
szybko. „Nie odchodź", błagałam w głębi serca. „Zostań. Proszę, zostań". Posłusznie pojawił się raz
jeszcze, przywołując mnie uśmiechem i wyciągając do mnie ramiona. Poczułam znajome drżenie
serca, tęsknotę. Wtedy zniknął w mgnieniu oka.
Westchnęłam i zerknęłam na zegarek, besztając w myślach samą siebie. Wpół do czwartej. Musiałam
zasnąć nad książką. Znowu. Niespodziewane ataki senności to zmora starych ludzi. Nieco
zawstydzona, wyprostowałam się w leżaku i sięgnęłam po książkę, którą czytałam, zanim zmogło
mnie zmęczenie.
Wypadła mi z dłoni i leżała grzbietem do góry, a jej zlekceważone kartki się pozaginały.
Jennifer weszła na taras. Przejechała ciężarówka, co dodatkowo zakłóciło spokój.
- Ach, tu jesteś - powiedziała Jennifer, uśmiechając się do mnie z serdecznym wyrazem oczu o kolorze
przydymionego brązu, który odziedziczyła po dziadku. Była ubrana w dżinsy i czarny sweter z
zielonym paskiem dookoła szczupłej talii. Jej sięgające podbródka jasne włosy lśniły w słońcu.
Jennifer nie miała pojęcia, jaka jest piękna.
- Cześć, kochanie - wyciągnęłam do niej rękę. Rozejrzałam się po ustawionych na tarasie prostych
terakotowych donicach z bladoniebieskimi bratkami. Były ładne, wychylały główki z ziemi jak
nieśmiałe, skruszone dzieci, które przyłapano na zabawie w błocie. Widoczna w oddali panorama je-
ziora Washington i Seattle była co prawda piękna, ale zimna i nieprzyjazna jak obraz w poczekalni u
dentysty. Zmarszczyłam brwi. Jak doszło do tego, że mieszkam w tym maleńkim mieszkaniu z gołymi
białymi ścianami, telefonem w łazience i czerwonym przyciskiem alarmowym przy muszli
klozetowej?
- Znalazłam coś w koszu na śmieci - głos Jennifer wyrwał mnie z zamyślenia.
Przygładziłam siwe rzadkie włosy.
- Co takiego, kochanie?
- List - odparła. - Pewnie zgubił się między ulotkami. Spróbowałam stłumić ziewnięcie, ale mi się nie
udało.
- Zostaw go po prostu na stole. Spojrzę na niego później. Weszłam do środka i usiadłam na kanapie,
przenosząc wzrok
na swoje odbicie w oknie. Stara kobieta. Oglądałam ją codziennie, ale jej widok zawsze mnie
zaskakiwał. Kiedy nią zostałam? Przesunęłam dłońmi po własnej pomarszczonej twarzy. Jennifer
usiadła obok.
- Miałaś lepszy dzień niż ja? - Była na ostatnim roku studiów na Uniwersytecie Waszyngtońskim.
Wybrała nietypowy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin