Dornberg Michaela - Ida wśród Magnolii 19 - Duch zamczyska.doc

(897 KB) Pobierz

Dornberg Michaela

 

 

 

 

Ida wśd Magnolii 19

 

 

 

 

Duch zamczyska

 

 

 

 


WSTĘP

 

Posiadłość Waldenburg połona jest wśd malowniczych łąk i lasów, otoczona zewsząd zielonym oceanem wiekowych drzew i urzekających magnolii.

W dniu swoich 60. urodzin nestor rodziny Waldenburw, Benedykt, podejmuje decyzję o przejściu na emeryturę i przekazuje majątek w ręce swojej najmłodszej córki Idy, za­miast pierworodnego syna Daniela.

Oburzony Daniel zrywa więzi z rodziną. Benedykt decy­duje się wyjawić, że Daniel nie jest jego biologicznym synem. Wściekły Daniel ucieka się do najbardziej drastycznych środ­w, by odzyskać majątek. Próbuje szantażować rodzinę. Wtedy wychodzi na jaw, że jest hazardzistą z wielkimi długami.

Podczas samotnego wypadu do kina Ida poznaje tajemni­czego Jasia i zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Jed­nak nieszczęśliwy splot wypadków sprawia, że do spotkania nie dochodzi. Przez wiele miesięcy Ida nie może zapomnieć o Jasiu.

Jej siostra Sabrina swata ją z Janem hrabią von Bechstein. Gdy dochodzi do spotkania, okazuje się, że Jaś i Jan to jedna i ta sama osoba! Niestety jest już zaręczony z inną.

Prowadząc auto, Ida o mały włos nie ulega stłuczce. Drugi kierowca, przystojny Henryk, zaprasza ją na kawę, a potem do opery w Berlinie. Traf chce, że dokładnie w tym samym czasie Ida ma szansę ponownie spotkać się z Jasiem. Kogo wybierze?

 


Odwróciła się, wyszła z salonu i już na korytarzu zapomniała o Karolinie i plano­wanej fryzurze.

Znów osaczyły ją myśli o Jasiu i Henryku.

Wchodząc na gó, przypomniała sobie o „schodowej wróżbie", któ wymyśliła w dzieciństwie. Korzystała z niej, ilekroć trudno jej było podjąć decyzję.

Jeden stopień oznaczałtak", następny „nie", kolejny znów „tak" i dalej tak na przemian.

Nie znaczy to, że ślepo trzymała się re­zultatu, bo jeśli jej nie pasował, po prostu uznawała zabawę za nonsens i robiła po swojemu.

Choć wiedziała, że to bzdura, zaczę­ła teraz liczyć stopnie, jak zwykła to robić w dzieciństwie.

 


Pierwszy stopień Jaś, następny Hen­ryk...

W połowie drogi stanęła i postanowiła zaprzestać zabawy, bo przestraszyła się, że wynik będzie przemawiał za Henrykiem.

I żeby z tym definitywnie skończyć, bra­ła odtąd po dwa stopnie naraz, pilnując by nie liczyć w myślach.

Szybko postanowiła pomyśleć o czymś zupełnie innym i przypomniała sobie Miguela, któremu obiecała, że rozmó­wi się z rodzicami Gundzi. Z pewnością to zrobi, ale ta pożywka myślowa szybko się skończyła. Jeszcze nie doszła do drzwi swych apartamentów, gdy znów owład­nęły nią dwa imiona... Jaś... Henryk... Henryk... Jaś.

 

* * *

Takiej nocy, jak ostatnia, jeszcze w swo­im życiu nie miała i nie życzyłaby jej nawet najgorszemu wrogowi.

Oczywiście o spaniu nie było mowy. I to nie z powodu pełni księżyca, od której

 


zapobiegliwie odgrodziła się grubymi, cięż­kimi kotarami.

Większość czasu spędziła na schodach. Nawet już nie pamta, ile razy schodziła do kuchni. Najpierw zagrzała mleko z mio­dem, klasyczny środek nasenny z babcinej apteczki. Nic nie pomogło. Potem przy­pomniała sobie, że ulgę może przynieść sama duża łka miodu. Też bez rezultatu. Była pewna, że nie pomóby jej nawet cały słoik.

Wkrótce potem zaparzyła sobie koper włoski i na wszelki wypadek wrzuciła do kub­ka jeszcze torebkę herbatki rumiankowej.

Wszystko na nic! Zbierało jej się na płacz. Była umordowana, czuła się wyczer­pana, ale myśli cały czas kołatały w jej gło­wie niczym stado oszalałych motyli.

Ćwiczenia relaksacyjne według metody Jocobsena...

Nastawiła płytę CD i skrupulatnie wy­konała wszystkie ćwiczenia dyktowane przez całkiem sympatyczny męski głos.

Nic z tego!

Może poczyta...

 


wnież i ta metoda okazała się nie­skuteczna, bo w ogóle nie mogła się skon­centrować, wszędzie widziała tylko Jasia i Henryka.

Wstała i usiadła w saloniku przed niedu­żym telewizorem, który kiedyś kupiła, bo nie zawsze chciało jej się schodzić do poko­ju telewizyjnego.

Szalała z pilotem w ręku, aż w końcu zatrzymała się na filmie kryminalnym, który trwał już od jakiegoś czasu, więc nie do końca nadąża za intrygą. Nic innego jej jednak nie zainteresowało. Wyłączając telewizor zastanawiała się, kto o trzeciej w nocy śledzi programy o zakupach. Jest ich o tej porze zatrzęsienie i zachęcają do nabywania przeróżnych produktów.

Zatem z powrotem do łóżka. Ledwie się poła, gdy sobie uświadomiła, że po­winna koniecznie umyćby, bo przecież jadła miód...

W łazience zerknęła w lustro. Twarz miała trupio bladą, oczy zaczerwienione, a włosy w totalnym nieładzie.

 


Z takim wyglądem idealnie przypomi­nała strach na wróble. Jej widok z pewno­ścią odstraszyłby nie tylko ptaki.

Machinalnie wyczyściła zęby, zrobiła minkę do lustra i wróciła do łóżka.

Wreszcie, już nad ranem, zapadła w nie­spokojną drzemkę z męczącymi snami.

Jaś ciągnął w jedną stronę, Henryk w drugą, a potem zjawił się jeszcze trzeci mężczyzna, który też szarpał.

Z koszmaru wyrwał dzwonek tele­fonu.

Przez moment nie wiedziała, gdzie jest. Szybko wstał...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin