Grass Gunter - Moje stulecie.pdf

(876 KB) Pobierz
Günter Grass
Moje stulecie
Przełożył
Sławomir Błaut
Dzieła Güntera Grassa pod redakcją
SŁAWOMIRA BLAUTA i JOANNY KONOPACKIEJ
POLNORD
WYDAWNICTWO •OSKAR•
Tytuł oryginału
Mein Jahrhundert
Opracowanie graficzne
Piotr PIÓRKO
Przekład tej książki powstał dzięki pomocy finansowej INTER NAT1ONES Bonn
ISBN 83-86181-48-6
Copyright (c) 1998 by Steidl Verlag. Göttingen
© Copyright for the Polish edition by POLNORD – Wydawnictwo OSKAR. Gdańsk
1999
Skład: Studio
MABCBÜBS,
Gdańsk, ul. Kartuska 51/2 tel 0-501 768-766 Druk i
oprawa: Zakłady Graficzne ATEXT S.A. w Gdańsku, ul. Trzy Lipy 3
Pamięci Jakoba Suhla
1900
Ja, wymieniany na mnie, byłem obecny rok w rok. Nie zawsze w pierwszej linii, bo
jako że ciągle była jakaś wojna, tacy jak my chętnie wycofywali się na tyły. Z
początku jednak, kiedy trzeba było uderzyć na Chińczyków i nasz batalion zebrał się
w Bremerhaven, stałem w pierwszym szeregu środkowej kompanii. Prawie wszyscy
zgłosili się na ochotnika, ale ze Straubingu tylko ja jeden, chociaż od niedawna
byłem zaręczony z Resi, moją Teresą.
Czekając na zaokrętowanie mieliśmy transatlantycki budynek
Północnoniemieckiego Lloyda za plecami i słońce w twarz. Przed nami stał cesarz na
wysokim podium i mówił bardzo dziarsko ponad naszymi głowami. Od słońca
chroniły nas kapelusze z szerokim rondem zwane zydwestkami. Wyglądało się
szykownie. Cesarz natomiast miał na głowie specjalny hełm: orzeł błyszczący na
niebieskim tle. Mówił o wielkich zadaniach, o okrutnym wrogu. Jego słowa porywały.
Powiedział: – Jak już będziecie na miejscu, to wiedzcie: nie ma pardonu, nie bierze
się jeńców… – Potem opowiadał o królu Attyli i jego hordach Hunów. Wychwalał ich,
chociaż grasując poczynali sobie bardzo okrutnie. W związku z tym socjałowie
drukowali później zuchwałe Hunowe listy i okropnie bluźnili przeciwko mowie cesarza
o Hunach. Na koniec dał nam rozkaz na Chiny: – Raz na zawsze otwórzcie drogę
kulturze! – My trzykrotnie krzyknęliśmy hurra.
Dla mnie, człowieka pochodzącego z Dolnej Bawarii, długa podróż morska miała
opłakany przebieg. Kiedy w końcu dotarliśmy do Tiencinu, wszyscy już tam byli:
Brytyjczycy, Amerykanie, Ruscy, nawet prawdziwi Japończycy i oddziałki z małych
krajów. Brytyjczycy to właściwie byli Hindusi. My początkowo stanowiliśmy liczebnie
niewielką siłę, na szczęście jednak rozporządzaliśmy nowymi szybkostrzelnymi
działami Kruppa kalibru 5 cm. Amerykanie zaś wypróbowywali swoje karabiny
maszynowe Maxima, prawdziwe diabelstwo. Toteż Pekin szybko został wzięty
szturmem. Bo gdy wkroczyła nasza kompania, wszystko zdawało się skończone, co
było godne pożałowania. Jednakże garstka bokserów nie dawała spokoju. Tak ich
nazywano, bo tworzyli tajne stowarzyszenie o nazwie „Tatauhuei”, czyli po naszemu
„Walczący na pięści”. Tedy najpierw gadał Anglik, a potem każdy jeden z
bokserskiego powstania. Bokserzy nienawidzili cudzoziemców, bo ci sprzedawali
Chińczykom rozmaite rzeczy, Brytyjczycy szczególnie chętnie opium. No i było tak,
jak rozkazał cesarz: nie brało się jeńców.
Dla porządku spędziło się bokserów na placu przed bramą Chienmen, tuż przy
murze, który oddziela Miasto Wewnętrzne od zwykłej części Pekinu. Byli związani
warkoczami, co wyglądało śmiesznie. Potem rozstrzeliwało się ich grupami albo
ścinało pojedynczo. Ale o okropnościach nie pisałem narzeczonej ani słówka, tylko o
stuletnich jajkach i knedlach na parze po chińsku. Brytyjczycy i my, Niemcy,
najchętniej załatwialiśmy sprawę ogniem karabinów, podczas gdy Japończycy
ścinając głowy trzymali się swojej starodawnej tradycji. Ale bokserzy woleli być
rozstrzeliwani, bo się bali, że zaraz będą musieli tłuc się po piekle z głową pod
pachą. Poza tym nie bali się niczego. Widziałem takiego, co nim został rozstrzelany,
zajadał łapczywie ciasto ryżowe maczane w syropie.
Na placu Chienmen wiał wiatr nadciągający znad pustyni i stale wzbijał żółte kłęby
pyłu. Wszystko było żółte, my też. Napisałem o tym narzeczonej i wsypałem do
koperty troszkę pustynnego piasku. Ponieważ jednak japońscy kaci obcinali
bokserom, bardzo młodym chłopakom jak my, warkocze, żeby zadać czysty cios, na
placu często leżały w pyle kupki poobcinanych chińskich warkoczy. Wziąłem sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin