Jesteś zagadką -Kendall Ryan.pdf

(1247 KB) Pobierz
Kendall Ryan
Jesteś zagadką
Aut viam inveniam aut faciam.
Rozdział 1
Siedziałam i słuchałam, jak moja najlepsza przyjaciółka rozwo-
dzi się na temat swojego ostatniego faceta, który okazał się niewypa-
łem.
– Koniec z mężczyznami! – oznajmił mi stanowczo jej głos
w słuchawce.
Zakrztusiłam się swoją latte, niemal opluwając letnim płynem
ekran komputera.
– Na pewno, Liz.
Moja przyjaciółka jakoś ciągle nie potrafiła zrozumieć, że wy-
rwanie faceta z baru o drugiej w nocy to niekoniecznie dobry wstęp do
prawdziwego związku. Nie miałam zamiaru strzępić sobie język, tłu-
macząc jej to nie wiadomo który już raz. Była pełna sprzeczności. Jej
życie towarzyskie w niczym nie ustępowało telewizyjnemu reality
show z panienkami gotowymi na wszystko.
– Wezmę przykład z ciebie. Chłopaki na baterie nigdy nie zawo-
dzą, prawda, Ashlyn? – zachichotała mi do ucha.
Nerwowo przełknęłam łyk kawy. Brawo. Dobrze wiedzieć, co
najlepsza przyjaciółka tak naprawdę o mnie myśli.
– Nie ma sprawy, kupię większy zapas baterii – odpowiedziałam
w równie żartobliwym tonie.
Zawsze uważałam, że Liz ma zbyt wygórowane potrzeby seksu-
alne. Mnie samej zwykle wystarczała satysfakcja z przebrnięcia przez
kolejny męczący wykład na studiach doktoranckich i od czasu do cza-
su zabawa z wibratorem.
Gdy spojrzałam na ekran komputera, zauważyłam w skrzynce
odbiorczej nowy e-mail. Nadawcą był profesor Clancy, a tytuł
brzmiał: „Propozycja tematu pracy”.
Odsunęłam telefon nieco dalej od ucha, żeby choć na chwilę
oderwać się od monologu Liz, i zaczęłam czytać napisaną oficjalnym
językiem wiadomość, krzywiąc się jednocześnie na myśl o tym, że le-
dwie przed chwilą gadałam o wibratorach. Tak, Liz miała rację. Od
dwóch lat była to jedyna aktywność seksualna w moim życiu. Kom-
pletnie nie miałam czasu na prawdziwy związek, a nigdy nie intereso-
wał mnie przygodny seks. Musiałam nawiązać bliższą relację, by od-
dać komuś swoje ciało.
– Liz, muszę kończyć. Zadzwonię wieczorem – rzuciłam i rozłą-
czyłam się, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jednak mogłabym
przysiąc, że słyszę w telefonie jej śmiech.
Zamknęłam laptop i wybrałam numer profesora, licząc, że jak
zwykle zastanę go w pracy, z której praktycznie nie wychodził. Był
prawdziwą legendą na uniwersytecie i w kręgach naukowych, mogłam
więc uważać się za szczęściarę, że zgodził się zostać moim promoto-
rem. Podniósł słuchawkę po trzecim sygnale.
– Miałem ciekawy telefon od doktora Andrewsa – oznajmił na
wstępie. – Zawsze w ten sposób rozpoczynał rozmowę telefoniczną –
żadnych grzecznościowych wstępów, żadnego „witam, jak się masz”.
Od razu przechodził do sedna. – Chodzi o jednego z jego pacjentów.
Chyba znalazłem obiekt badawczy do twojej pracy na temat amnezji.
Zastanawialiśmy się wspólnie nad tezami mojego doktoratu, któ-
re zapewniłyby mi uzyskanie grantu i jednocześnie umożliwiłyby sta-
rania o publikację z dziedziny psychologii behawioralnej, którą się
zajmowałam. Temat amnezji fascynował mnie od dawna. Czasami na-
wet fantazjowałam, że dobrze byłoby ją mieć i w ten sposób pozbyć
się wszystkich bolesnych wspomnień z okresu dorastania. Profesor
Zgłoś jeśli naruszono regulamin