Verne Juliusz - Dramat W Meksyku.txt

(110 KB) Pobierz
 Juliusz Verne
Dramat w Meksyku
czyli pierwsze okręty marynarki meksykańskiej
Tytuł oryginału francuskiego:
 Un drame au Mexique
Les premiers navires de la marine mexicaine

Tłumaczenie:
BARBARA SUPERNAT (2003)
 
Sześć ilustracji Jules-Descartesa Férata
zaczerpnięto z XIX-wiecznego wydania francuskiego.
Natronie tytułowej okręt wojenny z 1850 roku.
SPIS TREŚCI
Wstęp	2
I  Z wyspy Guajan do Acapulco	2
II  Z Acapulco do Cigualan	2
III  Z Cigualan do Taxco	2
IV Z Taxco do Cuernavaca	2
V Od Cuernavaca do Popocatepetl	2
Przypisy	2


 Wstęp
 (pochodzi z wydania broszurowego)
 
Prezentowane w niniejszym tomie Biblioteki Andrzeja opowiadanie pt. Dramat w Meksyku trafia do rąk polskiego czytelnika po raz drugi. Jednak z co najmniej kilku powodów edycję tę można uznać za premierową. Pierwszy i jednocześnie ostatni raz bowiem utwór ten został opublikowany w 1877 r. Ukazywał się w odcinkach w czasopiśmie Przyjaciel Dzieci. Autorką przekładu była Joanna Belejowska, znana z tłumaczeń, często niepełnych, jeszcze wielu innych pozycji Verne’a. Obecne wydanie natomiast jest pierwszą edycją „książkową” tego opowiadania, wzbogaconą w dodatku o oryginalne, XIX-wieczne ilustracje. Tekst ukazuje się też w nowym, pełnym tłumaczeniu. 
Dramat w Meksyku należy do grona wczesnych utworów Verne’a. Napisany został w 1850 r., a więc na długo przed pierwszą powieścią z cyklu Niezwykłych podróży, czyli Pięcioma tygodniami w balonie (1863). W opowiadaniu tym widać już jednak wyraźnie kierunek, w którym Verne będzie podążał w całej swojej dalszej twórczości, tj. pragnienie popularyzacji wiedzy, głównie z takich dziedzin jak geografia, nauki przyrodnicze, a nawet antropologia. W niektórych partiach tekstu pojawiają się miniwykłady o wyraźnym zacięciu popularyzatorsko-edukacyjnym, niekiedy wmontowane w narrację w sposób nieco sztuczny, zważywszy na niewielkie rozmiary utworu oraz dominującą w nim żywą akcję. W późniejszych powieściach, dających autorowi szersze pole do popisu, nie będą one już tak razić. 
Oprócz owych nowatorskich tendencji znaleźć też można w Dramacie w Meksyku wiele cech typowych dla wczesnej twórczości Verne’a, tj. swoistą dramaturgię rodem ze sztuk teatralnych, od których zaczęła się pisarska kariera autora Tajemniczej wyspy, pewną schematyczność (np. zakończenie utworu w pewnym sensie powiela motyw wykorzystany w napisanym rok wcześniej opowiadaniu pt. Martin Paz), a także fascynację atmosferą grozy, napięcia, tajemniczości, wywodzącą się niewątpliwie z utworów Edgara Poego, którego Verne był zagorzałym wielbicielem. 
Abstrahując od widocznych w tekście inspiracji i motywów, należy przyznać, iż opowiadanie potrafi czytelnika zafrapować i zapewnić interesująca lekturę aż do ostatniej strony. 
 Krzysztof Czubaszek 
  
I
 Z wyspy Guajan do Acapulco 
Osiemnastego października 1825 roku Azja, hiszpański okręt wojenny oraz Constanzia, bryg o ośmiu działach, zatrzymały się dla odpoczynku na Guajan,1 jednej z wysp należącej do archipelagu Marianów.2 Sześć miesięcy po tym, jak te statki opuściły Hiszpanię, ich załogi, źle żywione, kiepsko opłacane, wyczerpane ze zmęczenia, przygotowywały po kryjomu plany buntu. Oznaki braku dyscypliny dało się wyraźnie zauważyć szczególnie na pokładzie Constanzii, dowodzonej przez kapitana don Ortevę, człowieka z żelaza, którego nic nie było w stanie ugiąć. Bryg zatrzymywały w czasie tego rejsu pewne poważne uszkodzenia, do tego stopnia nieoczekiwane, tak bardzo nieprzewidzialne, że można je było przypisać jedynie jakimś złym zamiarom. Azja, dowodzona przez don Roque de Guzuarte’a, była zmuszona zatrzymywać się na postój razem z brygiem. Jednej nocy – nie wiadomo w jaki sposób – strzaskał się kompas. Podczas innej – zniknęły wanty przedniego masztu, jakby zostały odcięte, i maszt przewrócił się z całym swoim wyposażeniem. Na koniec, w trakcie wykonywania skomplikowanego manewru, dwa razy zerwały się łańcuchy poruszające sterem. 
Wyspa Guajan, podobnie jak całe Mariany, podlegała kapitanatowi generalnemu3 Wysp Filipińskich. Hiszpanie, będąc tam gospodarzami, mogli szybko naprawić awarie. 
Podczas tego przymusowego pobytu na lądzie don Orteva powiadomił don Roque’a o rozprężeniu, jakie zauważył na swoim statku, i obaj kapitanowie postanowili podwoić czujność i dyscyplinę. 
Don Orteva miał szczególnie zwracać uwagę na dwóch ludzi ze swojej załogi, to jest porucznika Martineza i marynarza Josego. 
Porucznik Martinez, skompromitowany udziałem w tajnych naradach załogi w kubryku na przednim pomoście, kilka razy został skazany na areszt. W czasie jego nieobecności w obowiązkach pierwszego oficera Constanzii zastępował go kadet Pablo. Jeśli idzie o marynarza Josego był to człowiek nikczemny i godny pogardy, który ważył uczucia tylko na wagę złota. Zdawał też sobie sprawę, że jest obserwowany przez bosmana Jacopa, człowieka uczciwego, do którego don Orteva miał absolutne zaufanie. 
Kadet Pablo był jedną z tych natur wyśmienitych, otwartych i odważnych, których szlachetność prowadzi do wielkich rzeczy. Sierota, przygarnięty i wychowany przez kapitana don Ortevę, dałby się zabić dla swojego dobroczyńcy. W czasie długich rozmów prowadzonych z bosmanem Jacopem pozwalał sobie, ogarnięty żarem młodości i uniesieniem swojego serca, mówić o swoich synowskich uczuciach, jakie żywił do kapitana Ortevy. Zacny Jacopo ściskał mu mocno dłoń, bo dobrze rozumiał to, co kadet czuł i o czym tak pięknie mówił. Tak więc don Orteva miał dwóch oddanych sobie ludzi, na których mógł całkowicie liczyć. Ale cóż mogli zdziałać w trzech przeciw gwałtownym namiętnościom rozzuchwalonej załogi? Mimo że cały czas, dzień i noc, starali się zapanować nad duchem niezgody, Martinez, Jose i inni marynarze coraz bardziej dążyli do buntu i zdrady. 
Dzień poprzedzający podniesienie kotwicy porucznik Martinez spędził w jednym z najgorszych szynków na wyspie Guajan, wraz z kilkoma bosmanami i dwudziestką marynarzy z obu okrętów. 
– Towarzysze – powiedział Martinez – dzięki awariom, które zdarzyły się we właściwym czasie, bryg i okręt wojenny musiały zatrzymać się na Marianach, a ja mogłem przybyć tu, aby potajemnie z wami porozmawiać! 
– Brawo! – odezwali się jednym głosem zgromadzeni. 
– Proszę mówić, panie poruczniku! – krzyknęło kilku marynarzy. – Chcemy poznać pański projekt! 
– Oto mój plan – odrzekł Martinez. – Kiedy tylko zawładniemy obydwoma okrętami, skierujemy się ku brzegom Meksyku. Wiecie zapewne, że nowa Konfederacja nie posiada marynarki wojennej. Kupi więc nasze okręty z zamkniętymi oczami i tym sposobem nie tylko otrzymamy zaległe wynagrodzenie, ale także równo podzielimy między wszystkich nadwyżkę osiągniętą ze sprzedaży. 
– To nam odpowiada! 
– Co będzie sygnałem do jednoczesnego rozpoczęcia działań na pokładach obu statków? – zapytał marynarz Jose. 
– Raca wystrzelona z Azji – odrzekł Martinez. – Wszystko będzie trwało jedną chwilę! Jest nas dziesięciu na jednego, więc zanim oficerowie brygu i okrętu się spostrzegą, już będą więźniami. 
– Gdzie i kiedy będzie dany ten sygnał? – zapytał jeden z bosmanów Constanzii. 
– Za kilka dni, jak tylko znajdziemy się na wysokości wyspy Mindanao.4 
– Ale czy Meksykanie nie przyjmą naszych statków pociskami z dział? – wyraził wątpliwość marynarz Jose. – Jeśli się nie mylę, Konfederacja wydała dekret, który nakazuje kontrolę wszystkich statków hiszpańskich. Może tak się stać, że zamiast złota, zasypią nas żelazem i ołowiem! 
– Nie martw się tym, Jose! Zostaniemy rozpoznani, i to z daleka – odparł Martinez. 
– Jakim sposobem? 
– Podnosząc na naszych bezangaflach5 flagę Meksyku. 
Mówiąc to, porucznik Martinez rozwinął na oczach buntowników zielono-biało-czerwoną flagę. 
Ponurym milczeniem przyjęto ukazanie się tego symbolu niepodległości meksykańskiej. 
– Już żałujecie barw Hiszpanii? – zawołał drwiącym tonem porucznik. – A więc dobrze! Niech ci, którzy odczuwają wyrzuty sumienia, odłączą się od nas i popłyną pod wiatr, pod rozkazy kapitana don Ortevy lub komendanta don Roque’a! Natomiast my, którzy nie chcemy być już im posłuszni, potrafimy zmusić ich do uległości! 
– Tak jest! Tak jest! – odwrzasnęli jednym głosem wszyscy zgromadzeni. 
– Towarzysze! – mówił dalej Martinez. – Nasi oficerowie zamierzają, wykorzystując wiejące pasaty, popłynąć ku Wyspom Sundajskim;6 ale my im pokażemy, że i bez nich potrafimy popłynąć lewym czy prawym halsem,7 nie zważając na monsuny szalejące na Pacyfiku! 
Marynarze, którzy byli obecni podczas tej tajnej narady, rozeszli się po tym oświadczeniu i różnymi drogami powrócili na swoje okręty. 
Nazajutrz o świcie Azja i Constanzia podniosły kotwice i, obierając kurs na południowy zachód, skierowały się pod pełnymi żaglami ku Nowej-Holandii.8 Porucznik Martinez podjął swoje czynności, ale zgodnie z rozkazami kapitana Ortevy był bacznie obserwowany. 
Niemniej jednak don Orteva ogarnięty był ponurymi przeczuciami. Rozumiał, jak bardzo nieuchronny był upadek marynarki hiszpańskiej, jak niesubordynacja prowadziła do jej zguby. Poza tym jego patriotyzm nie pozwalał mu pogodzić się z kolejno następującymi po sobie nieszczęściami spadającymi na jego ojczyznę, których dopełnienie stanowiła rewolucja stanów meksykańskich. Czasami dyskutował z kadetem Pablem o tych poważnych problemach, szczególnie jeśli dotyczyły dawnego panowania floty hiszpańskiej na wszystkich morzach świata. 

– Moje dziecko! – powiedział mu któregoś dnia. – Wśród naszych marynarzy nie ma już dyscypliny. Oznaki buntu są szczególnie widoczne na moim statku i może się zdarzyć – takie mam przeczucie – że wskutek jakiejś haniebnej zdrady postradam życie! Ale ty mnie pomścisz, nieprawdaż? Pomścisz też zarazem Hiszpanię, którą chcą dosięgnąć, we mnie uderzając! 
– Przysięgam, że to uczynię, kapitanie Orteva! – odrzekł Pablo. 
– Nie rób sobie wroga z nikogo na brygu, ale zapamiętaj sobie, moje dziecko...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin