Święta Siostra Faustyna i Boże Miłosierdzie.doc

(1153 KB) Pobierz

Ks. Józef Orchowski

Święta Siostra Faustyna Boże Miłosierdzie

Prodoks Nowy Sącz 2003


Redakcja techniczna: Joanna Łazarów

Korekta: Maryla Kania

Łamanie:

Izabela Skowrońska

Okładka:

Witold Siemaszkiewicz

© Copyright by Prodoks, Nowy Sącz 2003

Imprimatur

Kuria Metropolitalna w Gnieźnie

L.dz. 4870/2000, Gniezno, dnia 20 listopada 2000 r.

ISBN 83-916887-2-0

Prodoks

ul. ul. Jana Pawa II 26, 33-300 Nowy Sącz tel. (018) 44-40-240, fax: (018) 44-40-250 http://www.prodoks.pl, e-mail: info@prodoks.pl


Wprowadzenie

Współczesna ludzkość jest znużona gonitwą za dozna­niami ziemskimi, które nie zaspakajają odwiecznych pra­gnień jej ducha. Zmęczona przesytem czy brakiem ziem­skich dóbr szuka kontaktów ze światem duchowym. Na te poszukiwania ludzkości jedyną odpowiedź daje Pan Jezus, zwracając się do Siostry Faustyny, polskiej mistyczki słowami: Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopó­ki nie zwróci się z ufnością do miłosierdzia mojego (Dz 300). Zwrócenie się do Miłosierdzia Bożego jest warun­kiem pokoju dla jednostek, rodzin i całej ludzkości.

Miłosierdzia potrzebują wszyscy, ale szczególnie biedni grzesznicy w tych trudnych i przełomowych czasach. Jan Paweł II, zatroskany o losy ludzkości zagrożonej w swo­im istnieniu, w encyklice Dives in misericordia przypomi­na jeszcze raz tajemnicę Miłosierdzia Bożego, działają­cego w świecie współczesnym i przezwyciężającego wszelkie zło moralne:

„Kościół za swój naczelny obowiązek na każdym, a zwłaszcza na współczesnym etapie dziejów, musi uznać głoszenie i wprowadzanie w życie tajemnicy miłosierdzia objawionej do końca w Jezusie Chrystusie. Tajemnica ta


stanowi - nie tylko dla samego Kościoła jako wspólnoty wierzących, ale także poniekąd wszystkich ludzi - źró­dło życia innego niż to, jakie może zbudować człowiek pozostawiony samym siłom działającej w nim trojakiej pożądliwości. [...]

Kościół stara się również czynić miłosierdzie ludziom przez ludzi, widząc w tym nieodzowny warunek zabie­gów o lepszy, «bardziej ludzki» świat dnia dzisiejszego i jutrzejszego" (14.15).

Kościół odwołuje się do miłosierdzia Bożego najpierw w modlitwie. Wyrazem tego jest kult Miłosierdzia Boże­go, którego nowe formy przekazała w Dzienniczku Sio­stra Faustyna.

Niniejsza książka ukazuje w swej treści zarówno po­wiernicę Bożego Miłosierdzia, Siostrę Faustynę, jak i nowe formy kultu, które mają dopomóc w poszukiwaniu po­koju, szczęścia i dobra w życiu każdego człowieka oraz świadectwa „skuteczności" nabożeństwa do Bożego Mi­łosierdzia dzisiaj.

ks. Józef Orchowski


Rozdział 1

Siostra Faustyna -życie i działalność

Życie i działalność

Święta Faustyna Kowalska, znana dziś na całym świe­cie apostołka Miłosierdzia Bożego, zaliczana jest przez teologów do grona wybitnych mistyków Kościoła.

Helena Kowalska przyszła na świat 25 sierpnia 1905 r. w okolicach Łodzi, w małej wiosce Głogowiec, w któ­rej nie było ani szkoły, ani kościoła.

27 sierpnia została ochrzczona w kościele parafialnym p.w. św. Kazimierza w Świnicach Warckich. Była trzecim z dziesięciorga dzieci właścicieli kawałka ziemi. Ojciec pra­cował dodatkowo jako stolarz, ale bieda była tak wielka, że dziewczynki chodziły do kościoła wtedy, gdy przypa­dała na nie kolej używania „świątecznych" sukienek. Kie­dy Helena zostawała w niedzielę w domu, zaszywała się w kąt sadu i odmawiała modlitwy z książeczki do nabo­żeństwa. Z krótkiego okresu szkolnego Helena wyniosła m.in. bolesne wspomnienie dzieci naigrawających się z jej nędznych ubrań. Jednak w tym ubogim domu, mimo cięż­kiej pracy, znajdowano czas na czytanie religijnych ksią­żek i na modlitwę. Wrażenia zanotowane po ostatniej wi­zycie w domu rodzinnym, w lutym 1935 r., mogą posłu­żyć jako charakterystyka panującej tam zawsze atmosfe-


ry: Kiedy widziałam, jak ojciec się modlił, zawstydziłam się bardzo, że ja po tylu latach w Zakonie nie umiała­bym się tak szczerze i gorąco modlić, toteż nieustannie składam Bogu dzięki za takich rodziców (Dz 398).

Dobra i pracowita Helena dzieliła los wielu dziewcząt polskich wsi owych czasów: od 14 roku życia zarabiała na życie jako służąca i pomagała rodzinie. Nie znalazła w tym jednak pełnego zadowolenia, ciągle szukała swe­go powołania. Napisze później, że już w siódmym roku życia usłyszała „głos Boga w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego", ale chociaż stale o tym pamiętała, nie potrafiła go wcielić w konkretną decyzję, kontynuując „normalne" życie. Gdy miała osiemnaście lat, owo „za­proszenie" skrystalizowało się w zdecydowany zamiar wstąpienia do klasztoru, który nie został zrealizowany z powodu stanowczej odmowy rodziców. „Nieustannie wołanie łaski" odzywa się z niezwykłą siłą w czasie za­bawy tanecznej w łódzkim parku, kiedy to Helenie uka­zuje się umęczony Jezus i pyta: Dokąd cierpiał będę i dokąd Mnie zwodzić będziesz? (Dz 9)

W tym momencie rozbawiona dziewczyna przestaje słyszeć muzykę i widzieć otaczających ją ludzi; słyszy i widzi tylko Chrystusa, który dyktuje jej dalsze postępo­wanie zdumiewające jej bliskich, a nawet dla niej samej nie do końca zrozumiałe. Zawierza jednak całkowicie Je­zusowi i wiernie wykonuje Jego zalecenia. Odtąd będzie już tak do końca życia; wewnętrzny głos i wizje dyktują Faustynie ważne decyzje oraz najdrobniejsze nawet dzia­łania, jak popołudniowa wizyta czy postawienie bukietu W owo lipcowe popołudnie 1924 roku Helena, porzuciw­szy rozbawione koleżanki, idzie do katedry; tam, leżąc krzyżem przed Najświętszym Sakramentem, prosi Boga o radę. Słyszy głos w swojej duszy: Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru (Dz 10).


Po powrocie do domu wzięła nieco swoich rzeczy, po­zostawiając resztę rodzicom, pożegnała się z siostrą i wujem, i pojechała pociągiem do Warszawy. Tam na Głównym Dworcu, sama w wielkim obcym mieście, do­znała przygnębienia graniczącego z przestrachem. Powie­rzyła się Matce Bożej i pod Jej kierownictwem znalazła bezpieczny nocleg w wiosce pod stolicą.

Następnego rana poszła na Mszę św. do kościoła św. Jakuba w Warszawie. Po jej zakończeniu zbliżyła się do ks. Jakuba Dąbrowskiego i wyjawiła mu powód swego przybycia do stolicy. Chociaż bardzo zdziwiony, ksiądz zachęcił ją do ufności w Bogu i skierował do swojej zna­jomej, która przyjęła ją życzliwie.

Helena rozpoczęła poszukiwanie klasztoru. Napotka­ła w tym wiele przeciwności - skrajne ubóstwo, brak wy­kształcenia, jej praca w roli służącej. Spotykała jedną odmowę po drugiej. W końcu zadzwoniła do furty Zgro­madzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żyt­niej 3/9. Niezauważona przez Helenę, matka przełożo­na Michaela Moraczewska przyjrzała się petentce. Pierw­sze wrażenie było niekorzystne. Przełożona skłaniała się do odprawienia Heleny od razu, jednakże - powodowa­na dobrocią - rozpoczęła z nią rozmowę. Ten osobisty kontakt zmienił jej nastawienie. W owym jednak czasie posag był obowiązkowy przy wstępowaniu do klaszto­ru, a tymczasem Helena nie miała niczego. Zadecydowa­no więc, że powinna przez jakiś czas popracować i w ten sposób zarobić na skromną wyprawę.

Głównym zadaniem zgromadzenia, do którego zgło­siła się Helena, jest pomoc młodym dziewczętom, które zeszły na złą drogę.

Rok później, 1 sierpnia 1925 r., Helena została przyję­ta jako postulantka do klasztoru w Warszawie, gdzie po­została aż do 23 stycznia 1926 roku.


30 kwietnia 1926 r. otrzymała w klasztorze w Krako­wie habit i imię zakonne Faustyna (w rzeczywistości Ma­ria Faustyna, ponieważ wszystkie siostry noszą imię Ma­ria jako swe pierwsze imię), i zaczęła dwuroczny nowi­cjat. Podczas obłóczyn Siostra Faustyna zemdlała. Zapy­tana po tej ceremonii przez inną nowicjuszkę o przyczy­nę, odpowiedziała: „To nie było zemdlenie, to było co in­nego". Później w swoim Dzienniczku napisała: W chwi­li obłóczyn Bóg dał mi poznać, jak wiele cierpieć będę. Widziałam jasno, do czego się zobowiązuję. Była to jed­na minuta cierpienia. Bóg znowu zalał moją duszę po­ciechami wielkimi (Dz 22).

Po nowicjacie - 30 kwietnia 1928 r. - Siostra Fausty­na, złożyła pierwsze śluby zakonne. Potem nastąpił pię­cioletni okres ślubów czasowych. Otrzymywała w tym czasie różne obowiązki w różnych domach zgromadze­nia. Często pracowała w kuchni, a czasami zajmowała się ogrodem, oba obowiązki wymagały ciężkiej i usilnej pracy - w pierwszym wypadku gotowania, a w drugim hodowli warzyw nie tylko dla sióstr, ale także dla sporej liczby dziewcząt pozostających pod ich opieką. Nic dziw­nego, że taka praca nadszarpnęła jej siły, a nawet i zdro­wie, które nie było nadzwyczajne. Cierpienia duchowe i początki gruźlicy osłabiają znacznie jej siły, co również jest przyczyną codziennych przykrości i upokorzeń.

Z pomocą przychodzi jej sam Chrystus; ilustruje to znakomicie jeden epizod, typowy zdawałoby się „kwia­tek" hagiograficzny. Jego nietypowość polega na tym, że opowiada o nim sama Siostra Faustyna, a czyni to z wiel­ką prostotą, bez jakiejkolwiek intencji ukazania swej nie­zwykłości; po prostu chce podzielić się radością (która miała nie tylko duchowy charakter, ale i bardzo praktycz­ne skutki) związaną z realnym wydarzeniem.


Było to w okresie nowicjatu, gdy pracująca w kuchni Faustyna stanęła wobec niespodziewanej trudności: nie miała dość siły, by podnieść garnki z ziemniakami. Naj­pierw starała się sprytnie unikać momentu, gdy trzeba było odcedzać ziemniaki, ale potem zwierzyła się Bogu i otrzymała zapewnienie pomocy. Następnego dnia, „ufna w słowa Pana", bierze ciężki garnek i bez trudu odlewa wodę. Ale kiedy zdjęłam pokrywę - opowiada - ujrza­łam w garnku zamiast kartofli całe pęki czerwonych róż, tak pięknych, że trudno o nich napisać (Dz 65).

Siostra Faustyna nie traktuje tego epizodu jako nie­zwykłego dowodu wyróżnienia jej, lecz jako fizyczny znak Bożej pomocy i akceptacji ciężkiej pracy, wykony­wanej niejako razem z Nim. Przeżywa go jako ważne pouczenie o możliwości połączenia kontemplacji i dzia­łania. Znakomicie pojęła tę lekcję i tak doskonale w ży­ciu realizowała, że prawie nikt nie dostrzegał rozdarcia ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin