Spis treści:
Szatański interes
Sprawa wewnętrzna
Na swój sposób
SZATAŃSKI INTERES
Stary ciągnik, wrośnięty sflaczałymi, popękanymi oponami w wysoką trawę stanowił marną osłoną. Ale jedyną. Dalej, dobre kilkadziesiąt metrów, ciągnęła się paskudna, pusta przestrzeń. Aż do samego niskiego, przysadzistego, lecz dużego budynku z szarych pustaków.
Zaszeleściły suche źdźbła, rozgarniane przez sondę. Cienki, czarny pręt z mikroskopijnym okiem kamery na czubku, pełzł chwilę przed siebie, po czym zgiął się prawie pod kątem prostym i uniósł z trawy niczym kobra, wsłuchana w fujarkę zaklinacza. Poruszał się przy tym lekko, jak prawdziwy wąż, szykujący się do ataku.
Gdyby ktokolwiek w zapadającym już zmierzchu zdołał dostrzec urządzenie, mógłby je porównać do tasiemca uzbrojonego – długie, rozszerzony na końcu w kształt małej główki – do złudzenia przypominało to niemiłe stworzenie. Ukryty za oponą człowiek, manipulując pokrętłami, które kierowały sondą, i spoglądając na niewielki ekranik, zastanawiał się mimochodem, na ile ów wygląd wynika z celowych działań jakiegoś speca od kamuflażu. Ale było to mało prawdopodobne, solitery rzadko udają się na samotne przechadzki, mimo swej nazwy. Nawet najgłupszy terrorysta nie dałby się nabrać.
– Leciutki na stanowisku. – Zaszemrał głos w słuchawce.
Ten ukryty za traktorem odruchowo spojrzał w kierunku, gdzie czekał już w gotowości snajper, o kryptonimie Leciutki. Naturalnie nic nie zobaczył, trudno dostrzec kogoś, kto odległy jest o dobre pół kilometra, a na dodatek zadbał starannie, by pozostać niewidzianym.
– Kurwa mać – mruknął pod nosem, zirytowany własnym nieprofesjonalnym zachowaniem. I zaraz oblała go fala gorąca, kiedy przypomniał sobie o cienkim, zagiętym druciku mikrofonu tuż obok swoich warg.
– Mówiłeś coś, Wafel Trzy? – Zatrzeszczało w słuchawce. Dźwięk nie był zbyt wysokiej jakości, ale łatwo było się domyślić, że koordynator akcji jest maksymalnie wkurzony. Obowiązywała przecież cisza radiowa.
– Nic. – Komandos przełknął ślinę. Wbił wzrok w ekranik. – Przekazuję dane o podejściach.
Co to, kurwa, może być? – zastanawiał się jednocześnie. Z trawy sterczało coś na kształt rdzawych potykaczy.
Wyostrzył obraz, głowica sondy zakołysała się lekko, obróciła na boki.
– Zaczynam. Podejście czyste, bez ukryć, odległość... eee...
Nacisnął przycisk. ...
renfri73