Prolog…
Kochany pamiętniku…
Kiedy dziś rano wsiadałam do pociągu, tego samego do którego wsiadałam od sześciu lat, wiedziałam że ten nowy, a zarazem ostatni rok nauki będzie wyjątkowy…hmmm nie przypuszczałam tylko, że aż tak…
To dziwne jak jedna chwila, wiele może zmienić w życiu. Ludzie, których uważałam za przyjaciół nagle nie chcą mnie znać, a wrogowie… no właśnie, okazuje się że nie są tak wrodzy jak mogło się wydawać. Bliscy okazują się zupełnie obcy, a poukładany świat rozsypuje się w pył… Ale może od początku, albo końca…końca Hermiony Granger…
- Hej co z wami? Ojej no przecież jadę do szkoły już ostatni raz. Po co te grobowe miny? Ejjj, coś jest nie tak?- pytałam raz po raz, kiedy w ogromnym korku mozolnie kierowaliśmy się w stronę stacji King Cross.
- Nie, nie kochanie, wszystko w porządku.- miałam nieodparte wrażenie, że mama coś przede mną ukrywa.
- Tato?
- Mama ma racje, wszystko w porządku…. my po prostu chcemy żebyś wiedziała, że bez względu na wszystko co się stanie, zawsze będziemy cię kochać, zawsze będziesz naszą Hermioną…
- Ale tato przecież ja to wiem.
- To dobrze…
Przez reszte podróży nie odzywaliśmy się do siebie, co chwila jednak we wstecznym lusterku łapałam ich zatroskane spojrzenia, rodzice zachowywali się dziwnie od dnia moich 17 urodzin. Od tamtej pory traktowali mnie zupełnie inaczej, jakby z większym dystansem, ale też wzmożoną troską i czułością… Nadużywali pytań w stylu „czy wszystko jest okey?”, „jak się czujesz?” czy stwierdzeń „zawsze możesz na nas liczyć!”, jednak na pytania o co chodzi, dlaczego zachowują się tak dziwnie, zawsze zbywali mnie pół gębkami. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć… Nie przypuszczałam jednak, że tak niewiele czasu oddziela mnie od odkrycia prawdy…
Wielka Sala jak zwykle wyglądała cudownie. Zaczarowane sklepienie raz po raz rozjaśniały błyskawice, miliony zawieszonych w powietrzu świec oświetlało twarze witających się po wakacjach przyjaciół. Srebrne zastawy lśniły, na wypolerowanych stołach. Na podium zbierało się już pomału, wystrojone w najlepsze szaty gremium nauczycielskie. Sala rozbrzmiewała radosnymi powitaniami, opowieściami przywiezionymi do Hogwartu wprost z wakacji i plotkami… Zajęta rozmową z Harrym i Ronem na temat owutemów, nawet nie zauważyłam pojawienia się Ginny…
- A więc to jednak prawda!- ruda najwyraźniej wiedziała coś, o czym my jeszcze nie mieliśmy bladego pojęcia
- Co jest prawdą?
- Ta nowa dziewczyna, która przyjechała na ostatni rok z Francji to jest naprawdę bliźniaczka Malfoya!!!
No tak… przez całą podróż w każdym z przedziałów mówiono o niejakiej Jasmine Malfoy, która przeniosła się, a raczej- podobno- została przeniesiona do Hogwartu na ostatni rok nauki. Wszystkich niesłychanie intrygował fakt jej nazwiska, a co za tym idzie relacji rodzinnych z Draconem…
- Pięknie jeszcze nam tutaj następnego Malfoya brakowało, jakby braciszek nie wystarczył!- Ron nie krył swojego niezadowolenia
- Hej, a może ona nie jest taka jak on- starałam się bronić dziewczynę, w końcu nie powinna zostać skreślona tylko dlatego, że jest siostrą Malfoya.
- Raczej wątpię.. właśnie słyszałam jak żaliła się braciszkowi, że boi się, że nie trafi do Slytherinu- na mój gust typowy Malfoy.
- Tylko dlatego ją skreślacie? Bo ma na nazwisko Malfoy?
- A to nie jest wystarczający powód?- ostatnią uwagę Ron dodał już szeptem, ponieważ właśnie rozpoczęła się ceremonia przydziału.
- Ehhh czasem się zastanawiam co ja w tobie widzę…- powiedziałam to bardziej do siebie, niż do niego. Prawda była taka, że Ron owszem ma swoje za uszami, ale był mi ostatnio bliższy niż ktokolwiek inny. Dzięki niemu zaczęłam zauważać, że jest jeszcze inne życie, poza nauką… Pogrążona we własnych myślach, nie zauważyłam, kiedy wszyscy pierwszoroczni zostali już porozdzielani do swoich domów, na środku została już tylko jedna dziewczyna, na oko w naszym wieku…
- A to zapewne Jasmine..-usłyszałam głos Rona
- Co jak co, ale urody zaprzeczyć jej nie można- odparł Harry taksując dziewczynę z góry na dół.
Spojrzałyśmy z Ginny po sobie, wymieniając porozumiewawcze smirki, bezgłośnie wymówiłyśmy słowo
- CHŁOPAKI…- po czym każda z nas napad śmiechu ukryła, pod dobrze udawanym atakiem kaszlu.
W tym samym czasie Jasmine została przydzielona do Slytherinu, z nieukrywaną ulgą udała się więc w kierunku, gdzie otoczony wianuszkiem fanek siedział jej brat, obok którego zaraz usiadła. Malfoy spojrzał na siostrę i po prostu ją uściskał…
- Aż dziw bierze…. Draco Malfoy posiada ludzkie odruchy!- Ginny również obserwowała zachowanie rodzeństwa, które rozmawiało w najlepsze, uśmiechając się do siebie szczerze.
Uczta rozpoczęła się na dobre. Stoły uginały się, od mnogości dań, po raz kolejny skrzaty przeszły same siebie. Dookoła było słychać szmer rozmów i śmiechy. Sielska atmosfera trwała jeszcze chwilę, kiedy po sali rozszedł się ciepły dźwięk głosu dyrektora.
- Proszę Państwa o uwagę. Jeżeli wszyscy już się najedliście, zapraszam do swoich dormitoriów. Pierwszorocznych proszę o trzymanie się prefektów, oni wszystko wam wyjaśnią. Do zobaczenia jutro na śniadaniu.- już miał zejść ze swojego podium, kiedy odwrócił się jeszcze i dodał- pierwszoroczni gryfoni proszę o kierowanie się do Rona Wesleya. Panne Granger zapraszam to mojego gabinetu.
Na sali zapadła cisza, wszyscy wpatrzyli się we mnie, jakbym co najmniej właśnie oznajmiła im, że mam zamiar zostać śmierciożercą. Kiedy odchodziłam widziałam jeszcze zdziwione miny przyjaciół, którzy obiecali czekać na mnie przed gabinetem. Kątem oka dostrzegłam również blond rodzeństwo siedzące przy stole ślizgonów, nie wiem dlaczego, ale odniosłam wrażenie, że Malfoy spoglądał na mnie jakoś inaczej, cieplej, z jakimś dziwnym zrozumieniem. Wkrótce miałam dowiedzieć się czemu…
PUK PUK PUK!
- Proszę!- głos dyrektora zachęcił mnie do naciśnięcia klamki.
- Dobry wieczór profesorze…
- Ach, to ty Hermiono, wejdź proszę, siadaj.
- Nie, dziękuję postoję.
- Chyba jednak będzie lepiej jeżeli usiądziesz, to co zaraz powiem, może być dla ciebie szokiem.
- Ja nie… nie rozumiem.
- Hermiono zaprosiłem cię tutaj, żeby poinformować cię, o czymś bardzo ważnym, co dotyczy ciebie i….- jego głos jakby zadrżał- Czarnego Pana.
- Coooo? Ale co ja mam wspólnego z…
- Bardzo wiele Hermiono… macie wspólną krew!
- Jak to?
- Zaczynając od początku…. Ale może jednak usiądź…- posłusznie wykonałam polecenie- Wszystko zaczęło się od niejakiej Sandry Silverblood, czystokrwistej czarownicy o nieprzeciętnej urodzie i nieograniczonej inteligencji, której jako jedynej w historii udało się uwieźć Toma Riddla. Byli ze sobą kilka lat, podczas których Tom rósł w siłę swojej morderczej potęgi, czego Sandra nie mogła znieść. Kochała go i nienawidziła jednocześnie. Nienawidziła Lorda Voldemorta, który zabijał coraz większą ilość ludzi i z każdym dniem coraz mniej miał wspólnego z Tomem, którego ona poznała i pokochała. Z każdym dniem czuła coraz większy strach wobec swojego ukochanego. Kiedy więc niecałe 18 lat temu dowiedziała się, że spodziewa się dziecka, postanowiła że odejdzie od Toma i ukryje się razem z maleństwem. Przez cały okres ciąży uciekała, badź ukrywała się przed poplecznikami Voldemorta, zawsze jednak była pół kroku do przodu, w związku z czym poplecznicy Czarnego Pana, a co za tym idzie on sam nie dowiedzieli się o jej błogosławionym stanie, szybko jednak zrozumiała, że nie może skazywać niewinnej istoty na wieczną tułaczkę i życie w ukryciu, kiedy więc kilka tygodni później urodziła w jednym z mugolskich szpitali swoją jedyną córkę, poprosiła swoją najlepszą przyjaciółkę- mugolkę o to żeby zaopiekowała się jej córką. Prosiła, żeby pod żadnym pozorem dziewczynka nie dowiedziała się prawdy o sobie zanim nie ukońcu 17 lat. Wtedy też miał przestać działać czar, który Sandra rzuciła na swoją córkę zaraz po urodzeniu, a który to czar miał zahamować w dziewczynce rozwój cech odziedziczonych po ojcu. Chciała, żeby jej dziecko poznało czym jest dobro, zanim obudzi się w nim zło odziedziczone w krwi po ojcu, żeby później jako młoda kobieta mogła podjąć świadomą decyzję. Choć zadanie ukrywania maleństwa nie było wcale łatwe, wymagało zmiany miejsca zamieszkania i wielu innych komplikacji, Jane Brown razem ze swoim narzeczonym Johnem postanowili zaopiekować się dziewczynką. Kilka dni później kupili niewieli dom w miłej dzielnicy Londynu, gdzie wprowadzili się jako świżoupieczeni małżonkowie ze swoją córeczką Hermioną. Kilka tygodni później natomiast dotarła do nich informacja, że kilka hrabstw dalej znaleziono zwłoki kobiety, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Lekarz, który przeprowadził mugolską sekcję złok stwierdził wtedy, że kobieta była okazem zdrowia, poza tym że była nieżywa. W ten sam dzień Hermiono państwo Granger dotali ostatni list od twojej matki, w którym napisała, że nie wie jak długo będzie mogła jeszcze uciekać, bo śmierciożerców jest coraz więcej, a ona ma coraz mniej sił. Pisała, że na szczęście nikt nie wie o tym, że była w ciąży więc jesteś bezpieczna, nie wie co prada na jak długo… Prosiła, żeby otoczyli cię opieką i miłością jak prawdziwi rodzice przynajmniej do dnia twoich 17 urodzin… I żeby powiedzieli ci, że zawsze cię kochała, gdyby ona nie mogła tego zrobić…
Skąd to wiem? Bo sam również dostałem podobny list. To mnie twoja matka wyznaczyła na osobę, która miała przekazać ci prawdę. Zmarła zanim dostałem ten list, ale spełniłem jej prośbę. Ja wiem Hermiono, że to dla ciebie szok, ale nie jesteś mugolaczką, tylko czystej krwi czarodziejką- bardzo podobną z resztą do matki…
Siedziałam ogłupiała. A więc to oto chodziło, stąd to dziwne zachowanie rodziców, te pytania czy wszystko okey… szukali we mnie cech ojca… no właśnie OJCA…
- Ale to znaczy, że ja jestem….
- Jesteś córką Lorda Voldemorta, Hermiono…
1.Co robić?
Siedziałam ogłupiała, jak to możliwe, żebym ja Hermiona Granger- mugolaczka, nie była mugolaczką,ba nawet naprawdę nie nazywała się Granger…
- Ja wiem Hermiono, że to dla ciebie straszna sytuacja..
- To nie możliwe, ja nie mogę być…
- Owszem, możesz i jesteś.
- W takim razie powinnam być w Slytherinie, w końcu jestem ostatnim jego żyjącym dziedzicem, jeśli dobrze myślę..
- Niekoniecznie… to znaczy, jeżeli chodzi o dziedzica, to owszem jesteś nim, a co do tego że nie jesteś ślizgonką, to pewnie zasługa czaru jaki rzuciła na ciebie matka, to potężna stara magia, udało jej się oszukać nawet Tiarę przydziału…
- Ale… przecież ja nie znam mowy wężów, a powinnam! A bazyliszek? Dlaczego mnie zaatakował?
- To właśnie ci tłumaczę Hermiono, wszystko dzięki czarowi Sandry. Nie umiałaś mowy wężów, bo to cecha odziedziczona po ojcu, a bazyliszek najzwyczajniej w świecie cię nie poznał, bo znów to powtórzę, cechy Toma były w tobie uśpione. Teraz Hermiono zapewne znana jest ci sztuka porozumiewania z wężami, a bazyliszek były ci uległy niczym pies.
- Czyli to, że jestem Gryfonką to też jest blef?
- A to widzisz już nie jest takie proste…
- Sam nie wiem, jak mam odpowiedzieć na to pytanie, musi być w tobie część gryfońskiej natury skoro właśnie go Gryffindoru zostałaś przydzielona, ale nie wiem, na ile na tą naturę wpłynęło tamto zaklęcie.
- Profesorze…
- Tak?
- Tiara…ona… ja teraz sobie przypominam, ona zastanawiała się, nad skierowaniem mnie do Slytherinu, a ja ją prosiłam, żeby nie…że mugolaczka nie miałaby tam życia i…i dopiero wtedy ona…
- Skierowała cię do Gryfindoru, tak?
Nie miałam siły, żeby odpowiedzieć, więc skinęłam jedynie głową. To wszystko to jakiś żart, farsa, za chwilę powiedzą mi, że to wszystko to tylko taki dowcip. No, może fakt trochę się ostatnio zmieniłam, byłam szczera do bólu, czasem złośliwa i opryskliwa i zmieniłam swój styl, ale żeby od razu córką Voldemorta…
- Hermiono…- cóż za delikatność, powiedział to jakby się bał, że jak zrobi to głośniej to się na niego rzucę… jezuuu co się ze mną dzieje!?
- Jest jeszcze coś?
- Jakby tego było mało… przepraszam, słucham.
- Widzę, że zmiany już się zaczęły..
- Profesorze, czy ja mogę być z panem szczera?
- Na to liczę.
- Ja… ja zauważyłam te zmiany wcześniej. Już w wakacje zauważyłam, że pomału zaczynam zachowywać się prawie jak Malfoy…
- Taaaak pan Malfoy jest przykładem typowego ślizgona, widać w tobie budzi się ta druga, uśpiona do tej pory Hermiona. Nie martw się, dasz sobie z tym radę, twoja matka wiedziała co robi, kiedy rzucała na ciebie to zaklęcie.
- Ale, co…co teraz będzie? Czy on, to znaczy mój ojciec, czy on wie o moim istnieniu?
- Wiedział od dawna, że Sandra krótko przed śmiercią urodziła, dowiedział się tego od lekarza, który badał jej zwłoki- nie pytaj co się z nim później stało…-Przełknęłam ślinę, nie musiałam pytać, pewnie był kolejną zupełnie zdrową, a jednak martwą ofiarą- w każdym razie, mimo usilnych prób odnalezienia swojego dziecka, Voldemortowi nie udało się ustalić nowej tożsamości maleństwa. Jakimś cudem dowiedział się tylko, że to córka. Pewnie gdyby nie historia z Harrym, udałoby mu się złamać czar i odnalazłby cię wcześniej…
- Czyli wie, że ma córkę, ale nie wie kim ona jest, tak?
- Nie… obawiam się Hermiono, że twój ojciec doskonale wie już kim jest jego córka, a jeżeli jeszcze tego nie wie, to jest już o krok.
- No pięknie! Jeszcze mu się zachce spotkań rodzinnych!
- To nie wykluczone!
- Czyli co? Mam się spodziewać zaproszenia na herbatkę? Zakrapianą Cruciatusem pewnie!
- Tego nie wiem, nie mam pojęcia jak on mógłby cię traktować, Ale tego, że będzie się chciał z tobą spotkać jestem akurat pewny!
- Świetnie, więc porozmawiam sobie z tatusiem!
- Hermiono, ja wiem, że jesteś teraz zła i masz prawo do irytacji, ale nie bagatelizuj niebezpieczeństwa.
- Przepraszam, znowu to samo. Unoszę się, złoszczę, jestem złośliwa i się puszę!
- Wybacz, że to powiem, ale cały ojciec.
- Jeżeli to miał być komplement to panu nie bardzo wyszedł…
- Dobrze, pozłość się trochę, a potem porozmawiamy dalej.
- Nie, już okey. Jakie ma Pan jeszcze rewelacje dla mnie?- nie usłyszał, no pięknie, on się zamyślił, nie ma co idealna pora!- PROFESORZE!!! Co dalej?
- Ty mi to powiedz.
- Jak to ja?
- Hermiono, musisz podjąć decyzję, czy chcesz ciągle być Hermioną Granger, czy też wolisz przyjąć swoje prawowite nazwisko, czyli Riddle i… i czy chcesz sprawdzić, czy po ściągnięciu czaru wciąż jesteś gryfonką..
- To znaczy, że co?
- Jeśli zdecydujesz się przyjąć nazwisko ojca, będziesz musiała przystąpić do kolejnego przydziału, wtedy okaże się, czy jesteś naprawdę gryfonką… Dam ci czas, pomyśl sobie spokojnie, wrócę za chwilę.
Wstał i pomału ruszył w głąb pomieszczenia, kierując się do drzwi, które były zapewne wejściem do jego prywatnego gabinetu.
- Tak Hermiono?
- A moja matka? W jakim ona była domu?
- W Slytherinie.
Powiedział to i zniknął, zostawiając mnie z natłokiem myśli. Moi rodzice to ślizgoni, mój tato to mój największy wróg… ale jednak ojciec, moge go nienawidzić, ale będę szanować… Co robić….co robić…co robić???
- Krwi nie wybierasz!- usłyszałam czyjś głos, rozejrzałam się dookoła,ale byłam w pokoju sama. Nagle mój wzrok padł na jednen z obrazów.
- Ty jesteś moim pradziadkiem, tak?
- Mówiąc w skrócie, bo tych wszystkich prapra bym nie zliczył, ale tak Slazar Slytherin do usług kochana.
- Wszytko słyszałeś?
- Masz na myśli swoje myśli? Tak, legilimencja, to moja specjalność.
- Więc co mam zrobić?
- Mnie nie pytaj. To twoje życie, ale masz racje w kwestii ojca, możesz go darzyć nienawiścią, ale powinnaś szanować, a przyjęcie jego nazwiska, byłoby okazaniem szacunku, ale przede wszystkim byłoby końcem farsy jaką było twoje życie.
- Może masz rację…
- Więc?
- Tak zrobię!
- W takim razie pójdę po Dumbledora.
Zniknął. A już po chwili pojawił się dyrektor.
- Czy jesteś już gotowa?
- Tak. Profesorze, ja nie chcę już udawać kogoś kim nie jestem… ja… ja przyjmę nazwisko Riddle i włożę znowu Tiarę na głowę!!!
- Dobrze. Ale musimy mieć świadków.
Po tych słowach skierował się do kominka, wrzucił do niego trochę proszku Fiuu, a kiedy płomienie zrobiły się zielone coś do nich wyszptał. Już po chwili w gabinecie zjawili się McGonagall i Snape. Ta pierwsza miała zatroskaną minę, mina mistrza eliksirów natomiast nie zdradzała żadnych uczuć. Pierwszy odezwał się dyrektor.
- Witajcie, wezwałem was tutaj, ponieważ potrzebujemy świadków. Hermiona wie już kim jest i postanowiła, że przyjmie swoje prawdziwe nazwisko.
Mina Snape’a kiedy usłyszał końcówkę wypowiedzi dyrektora była po prostu bezcenna. Był w pełnym szoku, po chwili jednak opanował swoje emocje i spojrzał na mnie…ciepło.. tak, on popatrzał na mnie ciepło. No ale w końcu co się dziwić, wszyscy wiemy o jego podwójnej tożsamości… no, tak … teraz to mogę być pewna, że nawet jeśli ojciec nie wiedział kim jestem, to za sprawą „nietoperza” szybko nadrobi braki.
- Hermiono, jesteś gotowa?- głos Dumbledora wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak.
- W takim razie podpisz tutaj. To papiery, dzięki którym pełnoprawnie przestaniesz być Hermioną Granger, po ich podpisaniu nie będzie już odwrotu.- podsunął mi pod nos kartkę, bez zastanowienia wzięłam do ręki pióro i podpisałam papier, po raz pierwszy jako Hermiona Riddle, po czym oddałam go dyrektorowi.
- Dobrze panno Riddle, formalności mamy już za sobą, teraz pozostało już tylko jedno… Accio Tiara Przydziału!- w jego ręce pojawiła się wysłużona czapa, która podał mi z dobrodusznym uśmiechem. Widziałam bladość McGonagall i zaciekawienie w oczach Snapa, a ja, co ja czułam? Podniecenie, bo wiedziałam co się za chwilę stanie, czułam to głęboko w sercu. Trochę się tego obawiałam, owszem, ale w końcu mam na nazwisko Riddle, a to do czegoś zobowiązuje, strach jest więc czymś zupełnie zbędnym! Odważnie nałożyłam kapelusz na głowę. Nastała chwila ciszy i nagle usłyszałam… ale nie tylko ja, zgromadzeni w pokoju nauczyciele też słyszeli Tiarę..
- Taaaaak, Hermiona tak myślałam, że jeszcze się spotkamy. Już wtedy sześć lat temu przypuszczał, że nie jesteś tylko zwykłą mugolaczką, czułam czystą krew, choć wtedy nie mogłam jej jeszcze rozpoznać, coś zaciemniało mi obraz, a ty tak bardzo prosiłaś… taaaaak ale teraz widzę wszystko dokładnie, masz w sobie coś z gryfona, ale… ale nie na tyle, żeby nim być. Hermiono Riddle, twoim domem jest Slytherin i tam powinnaś mieszkać od sześciu lat! Wybacz mi omyłkę i wracaj do domu! SLYTHERIN!!!
Tiara skończyła swój monolog głośno wykrzykując nazwę domu, mojego nowego domu, McGonagall głośno jęknęła, Snape uśmiechnął się pod nosem, a Dumbledore zabrał ode mnie tiarę
- No to wszystko jasne. Hermiono, wszystko w porządku?
- Jak najlepszym. Spodziewałam się tego.
- Znów musiałbym powiedzieć ci teraz, że…
- Tak, tak cały ojciec.
- Dokładnie.
- Może i jestem do niego podobna, może i mamy tą samą krew, ale ja to ja.
- I niech tak zostanie Hermiono Riddle. Aha, wiesz że musimy poinformować resztę szkoły o zaistniałej sytuacji?
- Domyślam się. Jak?
- Hmmmm, myślę, że najlepiej będzie żeby zrobili to opiekunowie domów. Zaraz poinformuję Profesorów Flitwicka i Sprout. Ciebie Minerwo proszę o wyjaśnienie wszystkiego w Gryfindorze, a co do Slitherinu to ty Hermiono będziesz mogła zrobić to razem z profesorem Snapem.
...
black.death1