Morgan Raye - Rodzina Caine'ów 0 - Hawajska miłość.pdf

(1416 KB) Pobierz
Znali sie zaledwie tydzien
i byli ze soba tylko raz.
Mimo to ich zwiazek nie
okazal sie jedynie wakacYlna przygo a:
polaczyla ich prawdziwa milosc. Los sprawil
jednak, ze musieli sie rozstac. Spotkali sie
ponownie dopiero po wielu latach. Ken
nadal pragnal Shawnee, lecz dziewczyna
za wszelka cene starala sie trzymac go od
siebie z daleka ...
W czerwcu brat Shawnee, Mitchell, który
nie chcial sie zenic i miec dzieci, zostanie
opiekunem pary porzuconych blizniat ...
Tytuł oryginału:
The Daddy Due Date
Pierwsze wydanie:
Silhouette Books, 1994
Przekład:
Krystyna Kozubal
Redakcja:
Mira Weber
Korekta:
Stanisława Lewicka
Maria Kaniewska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
© 1994 by Helen Conrad
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 1995
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podo-
bieństwo do osób rzeczywistych -żywych i umarłych -jest
całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin
Desire są zastrzeżone.
Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa
Printed in Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-668-1
Indeks 356948
Ken Forrest zatrzymał samochód przed sklepikiem.
Na widok znajomych drzwi serce zaczęło mu bić szyb-
ciej. To nie ma sensu, pomyślał. Przecież tak napraw-
dę nie ma tutaj nic oprócz wspomnień.
- Posiedźcie przez chwilę spokojnie - powiedziała
Karen do rozrabiającej na tylnym siedzeniu dwójki
dzieci. - Jak tylko wrócimy do hotelu, pozwolę wam
popływać w basenie.
Ken nawet na nią nie spojrzał. Nie zauważył również
jej pytającego spojrzenia. Zupełnie zapomniał, że nie
jest sam. Na chwilę wydało mu się, że to tamten dzień
sprzed wielu lat, kiedy przeskakiwał po dwa stopnie
naraz, żeby jak najszybciej zobaczyć piękną dziewczy­
nę, która pracowała tu jako sprzedawczyni. Wiedział, że
wystarczy, iż na nią spojrzy i, tak jak wtedy, znów
zacznie za nią tęsknić. Tak samo jak niegdyś, kiedy
zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.
Mój Boże, ileż to lat minęło, westchnął Ken. Uniósł
dłoń, jakby chciał zetrzeć pył z przedniej szyby kabrio­
letu. A może próbował zetrzeć miniony czas, powrócić
do tamtego dnia, kiedy miał tylko osiemnaście lat...
- Wejdziesz do środka? - zapytała Karen.
Popatrzył na nią nie całkiem przytomnie. Zupełnie
zapomniał i o niej, i o dzieciach. Teraz myślał wyłącz­
nie o tym, żeby raz jeszcze zobaczyć tamtą dziewczynę.
Wiem, że to niemożliwe, ale muszę, myślał gorączkowo.
- Tak, wejdę — powiedział. - Chcę się czegoś na­
pić. Wam też coś przynieść?
6
HAWAJSKA MIŁOŚĆ
HAWAJSKA MIŁOŚĆ
7
- Ja dziękuję - Karen pokręciła głową - ale dzie­
ciom kup gumę do żucia.
Ken zapomniał o gumie, zanim jeszcze zatrzasnął
za sobą drzwi samochodu. Wszedł na prowadzące do
sklepu schodki. Serce waliło mu w piersi, chociaż
doskonale wiedział, że na pewno nie zastanie tu tej,
której szukał.
Ona jest tylko snem, pomyślał. Na pewno jej nie
znajdę. A jeśli nawet znajdę, to na pewno nie tutaj.
Shawnee bardzo rzadko przejeżdżała tą drogą. Jeśli
nawet czasem jej się zdarzało tędy jechać, to nigdy
w piątek i nie po to, żeby robić zakupy w sklepiku
Hiroshiego. Tego dnia jednak wracała od ciotki Tam.
Ciotka nie tylko na śmierć ją zagadała, ale jeszcze
dała siostrzenicy kosz orzeszków o skorupkach tak
twardych, że tylko mała bomba atomowa mogłaby je
rozłupać. Objuczona koszem Shawnee spociła się jak
mysz, zanim wreszcie udało jej się zataszczyć do sa­
mochodu te nieszczęsne orzeszki. W tym stanie nie
dojechałaby do domu. Musi się napić czegoś zimnego,
zanim ruszy w dalszą drogę.
Drugim powodem, dla którego wybrała sklepik Hi-
roshiego, były najlepsze na świecie suszone śliwki,
które tam właśnie sprzedawano. Shawnee przepadała
za tymi śliwkami. Kiedy pracowała u Hiroshiego jako
sprzedawczyni, zjadała ich całe kilogramy.
Z powodu pysznych śliwek i przez te nieszczęsne
orzeszki ciotki Tam, Shawnee w piątek zatrzymała sa­
mochód obok samochodu z miejscowej wypożyczalni.
Wszędzie pełno tych turystów, pomyślała trochę zi­
rytowana faktem, że obcy samochód zatarasował nie­
mal wejście do sklepiku.
Wyłączyła silnik, podniosła głowę i dopiero wtedy
go zobaczyła.
Biegł po schodkach, przeskakując po dwa naraz, tak
jak to robił zawsze. Tylko ubrany był inaczej niż
wtedy i miał trochę krótsze włosy. Nadal był wysoki,
szczupły i bardzo przystojny.
Mężczyzna zniknął za drzwiami sklepiku, a Shaw-
nee siedziała bez ruchu za kierownicą swego samo-
chodu, wstrzymując nawet oddech. Jak gdyby bała się
spłoszyć to niewiarygodne zjawisko. Dopiero po chwili
włączyła silnik, wrzuciła wsteczny bieg i jak szaloNa
skręciła na szosę. Miała szczęście, że akurat nic nie
jechało, bo była tak przejęta, że nawet nie spojrzała,
czy nie zajeżdża komuś drogi. Nie wiedziała dlaczego,
ale czuła, że musi jak najszybciej opuścić to miejsce
i broń Boże nie oglądać się za siebie.
Nie spodziewała się, że jeszcze kiedyś spotka Kena
Forresta. Kilka lat temu oddałaby wszystkie skarby
świata za to tylko, żeby móc choć przez chwilę na
niego popatrzeć. Tamto uczucie dawno już w niej
umarło, a niespodziewane spotkanie z Kenem Forres-
tem potwornie ją przeraziło.
Dojechawszy do domu, Shawnee na wszelki wy-
padek wstawiła samochód do garażu. Nie chciała,
żeby widziano, że już wróciła. Wpadła do domu
jak burza. W biegu chwyciła ręcznik i popędziła
na plażę. Rzuciła się w ciepłe fale oceanu. Chciała
zapomnieć, nie dopuścić do siebie wspomnień. Nie­
stety. Nie potrafiła się od nich uwolnić. Ani teraz,
ani nigdy przedtem. Wspomnienia stały się nieod­
łącznym składnikiem jej życia. Jeśli czasem udało
się nie dopuścić ich do głosu za dnia, wracały w nocy
i nie dawały spokoju.
Po co on ta wrócił? zastanawiała się Shawnee. Jak
żywy stanął jej przed oczami szczupły mężczyzna,
wbiegający do sklepu Hiroshiego. Był tak samo wy­
soki, szczupły i sprężysty jak osiemnaście lat temu,
kiedy ją obejmował. Boże, to już osiemnaście lat!
Przez taki szmat czasu człowiek powinien się zmienić.
8
HAWAJSKA MIŁOŚĆ
HAWAJSKA
MIŁOŚĆ
9
Jak on śmie wyglądać tak młodo, złościła się. Powi­
nien się przecież zestarzeć! Przynajmniej brzuch mógł-
by mu urosnąć. 1 jeszcze jakieś worki pod oczami by
się przydały.
Shawnee zagryzła wargi. Biła ramionami w wodę,
jakby to ocean winien był wszystkim jej życiowym
klęskom. Opłynęła malutką wysepkę i zawróciła. Mi­
mo wysiłku wspomnienia nie dały się odpędzić. Shaw­
nee znów zobaczyła w wyobraźni tamtą dolinkę sprzed
osiemnastu lat.
Oboje byli wtedy młodzi. Dlaczego doświadczenie
życiowe musi aż tyle kosztować? pomyślała z goryczą.
- Dlaczego, Ken? - westchnęła głośno. - Dlaczego
tu wróciłeś? Po tylu latach?
Ciekawe, czego on szukał u Hiroshiego? Może
mnie? myślała gorączkowo. Nikt z obecnego personelu
mnie nie zna i nawet nie wiem, kto teraz mieszka
w naszym starym domu. Tam też nikt mu nie powie,
gdzie mnie szukać. Nic mi nic grozi. Nie ma takiej
siły, która pozwoliłaby mu mnie znaleźć. Naprawdę,
nie muszę się niczego bać.
Shawnee dała nurka pod wodę. Miała nadzieję,
że, tak jak od powietrza, choć na moment uwolni
się od nurtujących ją wątpliwości i obaw. Niestety,
strach. wczepił się w nią jak kleszcz i nie zanosiło
się na to, żeby chciał ją prędko opuścić. Zrozumia­
wszy to, wynurzyła się z wody i wreszcie wyszła
na brzeg.
- Teraz pójdę się wykąpać - powiedziała do siebie.
- Kąpiel to najlepsze lekarstwo na kłopoty.
Niestety, tym razem nie pomogło także i to nieza­
wodne zazwyczaj lekarstwo. Nawet siedząc w wannie
Shawnee ani na chwilę nie przestała myśleć o nim,
o nich i o Jimmym.
Doskonale wiedziała, że za wszelką cenę musi się
trzymać z dala od Kena Forresta. On nie może się
dowiedzieć o istnieniu Jimmy'ego. Jimmy był całym
jej światem i Shawnee ani myślała ryzykować utratę
syna.
Zresztą nie chodziło tu tylko o Jimmy'ego. W stoją­
cym przed sklepem Hiroshiego samochodzie Ken zo­
stawił piękną kobietę o jasnych włosach i dwoje ma­
łych dzieci.
- Nie - szepnęła do siebie. - Nie będę o tym
myśleć. Nie chcę i nie muszę. Przecież i tak nigdy
więcej go nie zobaczę.
Wreszcie wyszła z wanny, a kiedy ubrana zjawiła
się w salonie, zobaczyła siedzącego na kanapie męż­
czyznę. Zamarła z wrażenia. Na szczęście nic był to
Ken, tylko Reggie, jeden z jej kuzynów.
- Skąd się tu wziąłeś? - zawołała, wyładowując na
gościu całą złość, strach i zawód. — Mówiłeś, że do­
stałeś pracę w Honolulu.
- Dostałem - Reggie skinął głową - ale zrezyg-
nowałem z niej. Mam nowy pomysł.
- Och, tylko nie to - jęknęła Shawnee. O „pomys-
łach" Reggie'ego krążyły już legendy. - Co ty znowu
wymyśliłeś?
- Tego nie można tak zwyczajnie opowiedzieć.
- Kuzynowi, jak zwykle przy okazji nowych pomys­
łów, tak i teraz świeciły się oczy. — To absolutnie
nadzwyczajna sprawa. Mówię ci, ledwo mogę usie­
dzieć na miejscu. Zapraszam cię na obiad, kuzynko.
Koniecznie muszę z kimś porozmawiać.
Shawnee nie bardzo wiedziała, jak powinna postą­
pić. Nie musiała iść do pracy, bo Paukai Cafe, która
była jej własnością, prosperowała świetnie nawet pod
nieobecność właścicielki. Jimmy także nie potrzebował
teraz matki. Traf chciał, że poprzedniego dnia pojechał
w odwiedziny do wuja Macka, mieszkającego na dru­
gim krańcu wyspy. Zresztą Shawnee czuła, że ona
także ani minuty nie usiedzi w domu. Wolała wyjść
10
HAWAJSKA MlŁOŚĆ
HAWAJSKA MlŁOŚĆ
11
z Reggie'em, niż grzebać się we wspomnieniach i pła­
kać potem jak bóbr.
— Dobrze, pójdę z tobą - postanowiła. — Poczekaj
chwile, włożę na siebie coś odpowiedniego na taką
okazje. Ale jeden warunek: ja wybieram restauracje.
Nie mam ochoty na te ociekające tłuszczem smażone
mięsa, które ty tak uwielbiasz.
- Dlaczego nie podoba ci się Sizzling Skipper?
- zawołał Reggie za znikającą w sypialni kuzynką.
Shawnee nie odpowiedziała. Całe szczęście, pomyś­
lała, że zjawił się ten Reggie. Przy nim nie będę miała
czasu na myślenie o głupstwach. Pewnie wrócę późno
i zasnę potem jak kłoda, a rano wszystko się ułoży.
Musi.
Ken siedział samotnie przy stoliku. Patrzył w okno
i starał się nie myśleć o niczym. Na sali pełno było
rozgadanych i roześmianych ludzi. Nikt nie siedział
sam, tylko on jeden. Miał wyrzuty sumienia, że zosta­
wił Karen samą w hotelu, a jednocześnie było mu na
rękę, że nie musi jej teraz zabawiać. Bardzo potrzebo­
wał kilku chwil samotności. Chciał sobie powspominać
stare dzieje i wcale nie miał ochoty na towarzystwo.
Ken był w tej restauracji przed osiemnastoma laty.
Wówczas szukał tu prześlicznej dziewczyny, w której
zakochał się od pierwszego wejrzenia. Wtedy, tak sa­
mo jak i teraz, nie znalazł jej tutaj. Rozejrzał się po
sali, jakby na kogoś czekał.
Ależ ze mnie głupiec, pomyślał. Przecież nie można
wiecznie żyć wspomnieniami. Nawet gdybym ją dzi­
siaj odnalazł, to ona nie rzuci dla mnie męża ani nie
zostawi dzieci. Trzeba być całkiem stukniętym, żeby
po tylu latach szukać czegoś, co dawno już nie ist-
nieje. Tylko co mam na to poradzić, że wbrew zdro-
wemu rozsądkowi wciąż jeszcze mam nadzieję. Zaba-
wne. Życie tak szybko mija. Osiemnaście lat upłynęło
jak z bicza strzelił. Nawet nie zauważyłem, kiedy. Nie
wiem, jakim cudem przez cały ten czas nie znalazłem
okazji, żeby tu przyjechać i spróbować ją odnaleźć.
A przecież kiedyś była dla mnie całym światem. Teraz
jest tylko wspomnieniem, dawno zapomnianym, które
chociaż na chwilę chciałbym ożywić. Mój Boże, za­
czynam tetryczeć. Nie jestem jeszcze taki stary. Co
najmniej połowę życia mam przed sobą.
Ken rozsiadł się wygodnie. Gapił się bezmyślnie na
siedzących w restauracji ludzi. Myślami był przy pięk­
nej dziewczynie z przeszłości. Widział jej brązową
skórę lśniącą w promieniach słońca, burzę ciemnych
włosów wokół twarzy... Przez chwilę prawie czuł do­
tyk gorących ramion tamtej dziewczyny.
- Powiedz sam, czy tu nie jest przyjemniej niż
w tej twojej ulubionej, zadymionej dziurze? - zapytała
Shawnee, rozglądając się po rozbrzmiewającej gwarem
rozmów sali. Tego właśnie było jej potrzeba. Tłumu
radosnych i zupełnie obcych ludzi wokół siebie.
- Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie lubisz Skip-
pera - obruszył się Reggie. - To knajpa z tradycjami.
- Tak, tak, z tradycjami - uśmiechnęła się Shaw­
nee. - Tradycja złej kuchni i długa historia zatruć
pokarmowych. Zapomniałeś, jak było z wujem Toki?
- No wiesz - oburzył się Reggie. - Przesadzasz.
Wujek Toki na pewno zjadł jakieś świństwo, zanim
w ogóle pojawił się u Skippera.
- Zapomniałeś już, że o mało nie umarł?
- A ty zapomniałaś, dokąd poszedł, jak tylko wypu­
ścili go ze szpitala. Oczywiście - na frytki do Skip­
pera.
- Czym tylko potwierdził krążące po okolicy plotki
o tym, że nasza rodzina nie jest zupełnie normalna.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin