Melchior Wańkowicz - Strzępy epopei.pdf

(663 KB) Pobierz
MEICHIOR WANKOWICZ
STRZĘPY EPOPEI
SZPITAL W CICHINICZACH
STRZĘPY EPOPEI
OPOWIADANIA
Twardy był los legionistów, lecz stokroć twardszy i boleśniejszy był los wojsk
polskich, tworzonych na terenie Rosji.’
Legioniści, bądź co bądź, cierpieli, walczyli, umierali na ziemi ojczystej, byli w
ciągłym zetknięciu ze swoją społecznością, dzielili z nią rozpacze, nadzieje, chwile
triumfu i upadku... Wspólność przeżyć potęgowała upojenie zwycięstwami, a
osłabiała ciężar klęsk.
Wojska polskie na Wschodzie były zupełnie sieroce, osamotnione, od-dzielone
żelaznym murem podwójnego frontu, oraz olbrzymimi przestrze-niami, lasami,
stepami, górami od serc drogich, sumień bliskich i braterskiego poparcia... Dość
zajrzeć do skromnej, prostej, rzeczowej książki podpułkow-nika H. Bagińskiego,
żeby zrozumieć jakie straszne dramaty przeżywały te pułki polskie, gwałtem
niegdyś wcielane w rosyjskie szeregi, z niezmiernym wysiłkiem następnie od nich
oderwane, przepojone tęsknotą do kraju, do rodzin, wstrząsane obawą o los
łupionej i palonej Ojczyzny a jednocześnie rzucane i zalewane wciąż, niby szczapy
rozbitego okrętu, potwornymi ‘ wichr zyskami krwawej rosyjskiej burzy, wstrętnej
i obcej Polakom... Mała książeczka pana Melchiora Wańkowicza daje króciuchne
i wstrze-mięźliwe opisy tych przeżyć straceńczych. Są to niezmiernie żywe obrazy
osób i zdarzeń skupiających w sobie nieraz charakterystykę całych okresów.
Dzięki przenikającemu je gorącemu uczuciu, bezwzględnej szczerości, pros-tocie,
prawdzie oraz świetnej barwności stylu, opowiadania te, pomimo ich [przyp. red.:]
W wydaniu I z 1923 r. przed opowiadaniem, zatytułowanym W noc. z 21 na 22
maja zamieścił Wańkowicz następujący tekst:
„Pierwszy Korpus Wschodni - zwany popularnie Korpusem generała Dowbora -
zaczął
formować
się jesienią roku 1917 w myśl uchwal ogólnego zjazdu wojskowych Polaków - jako
zaczątek polskich
sil zbrojnych, mających skupić wszystkich polskich żołnierzy. Formacja ta,
tworzona w imię
politycznego hasła - czynnej walki po stronie koalicji przeciw Niemcom -
ściągnęła na siebie
bolszewickie zamachy. Tamę walkom polsko-bolszewickim, które w styczniu i
lutym
1918 przeis-
toczyły się w regularną wojnę, położyło wkroczenie Niemców, z którymi generał
Dowbor podpisał
umowę, gwarantującą Korpusowi określone terytorium w widłach Dniepru i
Berezyny,
jako bazę
postoju i wyżywienia pod własnym, polskim, cywilnym zarządem. Tę idyllę bez
przyszłości zakończył,
jak nietrudno było przewidzieć, niemiecki rozkaz rozbrojenia, ubrany w formę
„umowy” z generałem
Dowborem z dnia 21 maja roku 1918, na której podstawie Korpus stał się
składową
częścią 10. Armii
niemieckiej.”
7
szkicowości, robią silne wrażenie. Każde z nich może być rozwinięte w powieść
lub dramat. Każde z nich budzi na przemian ból, dumę lub wstyd... I, zaiste,
miejscami to już nie „Strzępy” mało znanej „Epopei”, lecz są to strzępy naszych
własnych serc, ociekających jeszcze żywą krwią, omywanych łzami żalu po
cieniach tych, co się zhańbili lub na wieki odeszli w zaświaty... Cała skala bojowej
duszy polskiej odbita w tych opowiadaniach, poczynając od zuchwałości i
geniuszu nowych Kircholmów, aż po niziny Pilawców i Żółtych Wód... Niektóre
sceny są jak gdyby wierną kopią obrazów z trzydziestego roku... Dość przeczytać
karty - opisujące szare szeregi żołnierzy, oczekujących wytrwałe a nadaremnie, w
noc ciemną i zimną z bronią u nogi na rozkaz walki z Niemcami... Dość wżyć się
nieuprzedzonym sercem w samobójstwo porucznika Gielniewskiego, dość
wniknąć w znaczenie fatalnego zawahania się ówczesnego Kordiana, pułkownika
Bartny, dość posłuchać kazuistyki niektórych wodzów i oficerów, aby zrozumieć
jak bliską jest w swej psychologii kapitulacja Korpusu generała Dowbora-
Muśnickiego do oddania, pełnej gorączkowej bojowości. Warszawy Moskalom w
1831 roku przez generała Krukowieckiego...
Stało się... Nie wyzyskano momentu, nie „kopnięto w szklany dzwon niewoli nad
Polską”, nie napadnięto w chwili decydującej dla losów świata „na chybki, wątły,
rozciągnięty od morza do morza front landwery niemieckiej”! (s. 71).
Jakże inaczej wyglądałyby wówczas punkty Traktatu Wersalskiego, tyczące się
Polski!... Oszczędzono by Ojczyźnie morza krwi, cierpień i bolesnych wysiłków...
I... nie miałby czelności pastor niemiecki w kazaniu nad Berezyną powiedzieć o
rozbrojonym korpusie, że „to byli żołnierze, którzy nie mieli honoru”! (s. 97).
Stafo się!... Spłonęła na marne śmiertelna ofiarność prostych dusz żołnierskich,
pozostawiając jeno przykry czad marnych marności przy-krytych wielkością...
tytułu!
Takie wspomnienia długo palą, niby nie zasłużony policzek, oblicze tych „innych”,
umiejących cenić na świecie „inne” rzeczy ponad życie i dobrobyt, których
sylwetki autor również w tej samej książce podaje... Wieczny dramat ludzkiego
współżycia!
WACŁAW S IERO SZEWSKI
26 kwietnia 1923 r.
PRZEDMOWA
Do tego trzeciego wydania, ukazującego się w dwanaście lat po pierwszym i w
osiem lat po drugim, dodałem trzy następujące opowiadania:
Związek Broni, Ostatnie słowo i Rozkoszna pała. Ostatnie słowo mogłem
zamieścić dzięki uprzejmości pani Natalii Włochówny, która je znalazła w
papierach po śp. Czesławie Zawistowskim. Rozkoszną pałę zamieszczam w tej
książce z najwyższą niechęcią: myślę jednak, że troska o poziom książki’ winna
ustąpić przed obowiązkiem poinformowania czytelnika, który czytając o
psychologii związkowców, powinien zajrzeć i w psychologię, z którą związkowcy
walczyli. Wreszcie opowiadanie Związek Broni stało się dla samego autora
niespodzianką. Było zaczęte jako przedmowa do 3. wydania tej ‘książki, a rozrosło
się w oddzielny rozdział Strzępów epopei. Widać najważniejsze rzeczy jest mówić
najtrudniej i widać wymagają perspektywy lat. Jestem wzruszony, myśląc o tych
cichych i nieznanych ludziach, którzy pracowali ze Związkiem Broni, i którym
dane było w pewnej chwili dziejów pochwycić z rąk legionowych sztafetę.
Panu majorowi Wacławowi Lipińskimu dziękuję za przypisy.
MELCHIOR WANKOWICZ
POLEGŁYM
ZWIĄZKU BRONI I
POW-^ WSCHÓD
I.
LEGIONOWA SZTAFETA
OPOWIADANIE PASIKA1
Pamięci WŁADYSŁAWA PASIKA
strzelca II Brygady Karpackiej 2. Pułku 10. Kompanii, w Korpusie generała
Dowhora strzelca 12. Pułku oddziału karabinów maszyno-wych jucznych,
wreszcie żołnierza Polski Niepodległej, poległego w walkach z Czechami na Śląsku
w roku 1919 Było to w zawianych śniegami barakach Jelni - w miejscu postoju 3.
Dywizji generała Iwaszkiewicza, w początku 1918 roku. Przyjechałem, by starać
się pchnąć do marszu wśród walk tę dywizję.2 Zadanie było wielkie, a garstka
nas, związkowców, wobec niego mizerna. Snuliśmy się w głębokich śniegach,
między drewnianymi barakami, w których były porozrzucane kompanie.
Z dnia na dzień oczekiwano, że siły bolszewickie zlikwidują to całe „wojsko”.
Uważaliśmy się za żołnierzy, ale czuliśmy się raczej jak zapadłe w śniegi stadko
kuropatw. Każda sobie dołek wygrzebie, główkami dla ciepła zwrócą się do środka
i w Bogu mają nadzieję, że je jastrząb przeoczy.
W tej kuropatwiej psychice marzyliśmy o prawdziwych żołnierzach - legionistach,
którzy pono wkroczyli do Królestwa, niosąc w rękach siodła.
I wówczas, kiedy staliśmy przed najcięższymi zadaniami - ujrzeliś-my żywego
legionistę, który z jeniectwa rosyjskiego do 3. Dywizji uciekł.
Władysław Pasik, eks-legun, jeniec rosyjski, typ dwudziestoletniego osiłka
wiejskiego (z Grabin pod Tarnopolem był rodem), zawitał do ciemnej kancelaryjki
pułkowej i rozgadał się:
Przypisami (L.) zaopatrzył major Wacław Lipiński (przyp. z cyfrą - autora).
Patrz w tej książce opowiadanie pt.: Związek Broni.
12
- W książkach, co je pan czytał o legionach, nic, widać, o bitwie pod
Czerniowcami nie ma1. Tam to dopiero było ciężko! Cofali my się z Bessarabii,
spod Dobranocy wsi. Madziary, bestie, Rusa puścili... Był Trojanowski z nami i
Januszajtis i Roją2... Parli nas ze Sadogóry za Prut nazad. A za Prutem, lewy
brzeg jego obsadzając, mieli my zająć Lisią Górę.
Ledwie my ku Prutowi zeszli, aż tu most, co na tamten brzeg ku Czerniowcom
wiedzie, Rosjanie gęsto kulkami kryją i już od niego rychtyk ich piechota i kozaki
walą.
Więc my - w bok, na prawo. Drogą, co wzdłuż Prutu idzie, odchodzić my poczęli
ku drugiemu mostowi, o osiem kilometrów. Ten jednak Austriacy przed samym
nosem nam wysadzili w ucieczce. Skotłowały się, zamąciły dwa pułki nasze.
Moskal już nas ze wszystkich stron otoczył. Artyleria wali w nas jak w bór i
zdrowo kruszy. Piechota półkolem idzie, ściskają, juchy, pętlę, a tylko Prut nas od
Lisiej Góry przegradza. Pozeskakiwali my pod brzeg stromy - zasłony szukać od
strzałów. A tu artyleria ziemię czarną rwie i brzeg łamie, we wodę pociski biją,
aże się do dna za każdym razem ta woda rozwiera.
Skotłowały się, zamieszały pułki. Roją nawet, pułkownik, głowę stracił. Były tam
dwa czółna spore uwiązane u brzega. W te czółna po czterdziestu żołnierzy
wsiadło i ku brzegowi przeciwnemu przepychać się jęli. Nurt ich czarny porwał,
zakręcił, pocisków parę leje rozwarło, że się tylko raz i drugi chybnęli i ku dnu
poszli...
Wpław też wielu rzucało się, w wirze bystrym ginąc. W tej godzinie ostatniej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin